Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Ekipą

Dystans całkowity:41003.72 km (w terenie 21788.35 km; 53.14%)
Czas w ruchu:2270:49
Średnia prędkość:18.01 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:474217 m
Maks. tętno maksymalne:196 (124 %)
Maks. tętno średnie:190 (98 %)
Suma kalorii:1051732 kcal
Liczba aktywności:770
Średnio na aktywność:53.25 km i 2h 57m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 51.83
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:35
ze średnią: 32.73 km/h
Maksiu jechał: 48.00 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 345 m
kalorie: 2185 kcal
w towarzystwie:

Hołda Race part tó

Czwartek, 27 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 2

~

Jest sprawa.
Kolega potrzebuje pomocy. Przeczytajcie i wrzućcie tam kilka złotych.




Pamiętacie Hołda Race? Pamiętacie. Ale gdyby jednak okazało się, że poziom lecytyny w Waszych organizmach jest niepokojąco mały, to Wam pomogę... pacz cie.



Zapisy na drugą edycję Hołda Race już otwarte. Zapisujta się. Dal pierwszych stu, którzy się zapiszą nie ufundowaliśmy żadnych nagród, ale i tak warto.

Oraz dziś spotkałem szoszońska grupę kolarzyków wyścigowych. No to się podłączyłem.




Jutro udam się w górki pojeździć po zmarszczkach. To co? Spotykamy się około jedenastej na Trzech Kopcach.


Jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy że jesteśmy jeszcze coś warci.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 35.77
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:30
ze średnią: 23.85 km/h
Maksiu jechał: 50.80 km/h
temperatura: 30.0
tętno Maksa: 161 ( 83%)
tętno średnie: 121 ( 62%)
w górę: 229 m
kalorie: 1321 kcal
w towarzystwie:

Gazió Darek, gazió

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 21.06.2013 | Komentarze 0

~

Było ciężko, w obie strony pod górkę.
Jak widać na załączonym obrazku, Darek finiszował jako drugi.
Pan Lang obiecał, że przyśle hostessę... nie wiem, co na to żona Darka.





W obliczu ogromu zła na świecie, byłoby bluźnierstwem posądzać Boga o istnienie.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 86.91
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:36
ze średnią: 24.14 km/h
Maksiu jechał: 48.40 km/h
temperatura: 30.0
tętno Maksa: 160 ( 82%)
tętno średnie: 129 ( 66%)
w górę: 600 m
kalorie: 2999 kcal
w towarzystwie:

Pure MTB to ściema

Wtorek, 18 czerwca 2013 · dodano: 18.06.2013 | Komentarze 33

~

Jakże to tak? Że niby nie ma czegoś takiego jak Pure MTB?
Ano nie ma...

Po karpackiej edycji MTB Maratonu rozgorzały na nowo dyskusje o tym czym jest, a czym powinno być MTB, dlaczego z Pucharu Polski odbywającego się w ramach cyklu Skandia, zrobiono ponurą komedię, oraz co na to wszystko tak zwani czołowi polscy zawodnicy.
Dyskusje, jak co roku, przetoczyły się przez fejsbóki, fora dyskusyjne związane z MTB, portale poświęcone kolarstwu... i co?
Ano nic. Be zamian. No może poza takim kwiatkiem, że MTB News... zmienił ten tekst, na hmmm... łagodniejszy. Dlaczego? W imię pokoju i bycia obiektywnym portalem? No brawo. Może już czas najwyższy pisać, jak jest naprawdę, miast stroić się w szaty niezależności?

Wspominane wyżej dyskusje powracają dość regularnie i pewnie powracać będą. Rzygam już nimi. Kiedyś się przejmowałem i naiwnie myślałem, że jeśli środowisko jest przeciw ośmieszaniu rodzimego MTB, jeśli znaczące portale są przeciw i jeśli normalnie myślący zawodnicy są przeciw, to coś się zmieni.
Gówno, Szanowni Państwo, się zmieni. Klika, decydująca o tym, by z rodzimego MTB zrobić farsę ma się dobrze i kasa im się zgadza. Po co więc mają cokolwiek zmieniać?
Przecież przeciętny rodak nie ma pojęcia o tym wszystkim, o czym wie środowisko, więc można mu spokojnie wciskać ciemnotę, że na Skandii odbywa się wyścig MTB i że ma on rangę mistrzowską... telewizja powtórzy tę bzdurę, sponsorzy półzawodowych grup zobaczą na srebrnym ekranie przez kilka sekund koszulki ze swoim logo... i tak to się kręci.

Jest taki utwór muzyczny, zwany piosenką, grany przez Strachy Na Lachy... padają w nim słowa "Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja. Za moją kasę".
To, niestety, mocno prawdziwe słowa. I wybaczcie, że Grabaż używa słowa "kasę".

I co? I nic... dziadostwo, chęć zysku, małostkowość oraz patrzenie nie dalej niż na czubek własnego nosa, kolejny raz zwyciężają.
Nie ma sensu walczyć z tą patologią. Należy nią pogardzać.

A co na to tak zwani czołowi zawodnicy walczący o - przepraszam za wyrażenie - tytuł mistrza kraju w langodziastowie MTB? Ano jak zwykle... im też kasa się jakoś tam zgadza, więc stają w obronie tej degrengolady. Oni, ci zawodnicy, w całym tym chorym układzie, są najtańszym elementem, możni kupują ich za trzydzieści, a nawet mniej srebrników.

Ej, Wy... zawodowcy od ścigów po parkach... przypomnijcie sobie czasy, gdy jeździliście MTB. Osiągaliście sukcesy, amatorzy patrzyli na Was z szacunkiem.
Nie jest Wam żal tamtych czasów? Nie macie wyrzutów? Wiem... każdy ma swoją cenę, ale... za kilka groszy dać się tak podeptać? Wstyd.

Pure MTB?
Nie ma czegoś takiego.
Są góry, epickie trasy, wyzwania przesuwające granice własnych możliwości...
To jest właśnie MTB, bo ono jest jedno, nie ma pure MTB i nie pure MTB.
To, co się dzieje w parkach pomiędzy alejkami, jest zwykłym dziadostwem, więc nie może być MTB, niezależnie od tego jak często organizatorzy tych parodii i Mistrzowie Polski tam jeżdżący będą powtarzali, że jest inaczej. Zaklinanie rzeczywistości nie zmieni faktów.

Obawiam się, że mogę nie doczekać zmian, a przecież nad grobem nie stoję. Chyba nie.

Wygrzebałem jeszcze kilka obrazków z Karpacza. Może parkowi Mistrzowie Polski, patrząc na niektóre, doświadczą czegoś na kształt refleksji i jeśli już uczestniczą w tej hucpie, bo się sprzedali, to może zamiast bezsensownie bronić swego stanowiska, zdobędą się na odrobinę szczerości i...


(fot. BikeLife)



Jakub Krzyżak zrobił mini z buta. Biegnąc, zajął 17 miejsce open wśród kolarzy (fot. BikeLife)



...a twardziele jadą (fot. BikeLife)



Inni twardziele próbują...



...a jeszcze innym się udaje


Marcin in action, ja w roli mistrza drugiego planu


Zapraszam także do przeczytania tekstu Czarnej - etatowej już komentatorki karpackich edycji :)



Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre.

~

w sumie...
ukręciłem: 62.30
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 03:08
ze średnią: 19.88 km/h
Maksiu jechał: 42.20 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 156 ( 80%)
tętno średnie: 121 ( 62%)
w górę: 348 m
kalorie: 2299 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Niebo ostro lśni

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 16.06.2013 | Komentarze 4

~

Dnia następnego, tuż po karpackich hecach, należało się zrelaksować i takie tam.
Relaksowanie rozpoczęło się tak..




Przebieg miało taki...


Jak niektórzy wiedzą, nie używam piwa. To jest wyjątkiem i przytrafia mi się kilka razy w rocku.

A na koniec napotkaliśmy zwierza przerażającego oraz z wodogłowiem...






Wampiry zwykle nie są skłonne do współdziałania. Nie leży to w ich naturze. Każdy wampir jest konkurentem w walce o następny posiłek. Właściwie idealna dla wampira sytuacją jest taka, gdy wszystkie inne zostały wybite i na całym świecie nikt w nie już nie wierzy.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 50.67
km
w terenie: 43.00 km
trwało to: 04:50
ze średnią: 10.48 km/h
Maksiu jechał: 46.30 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 161 ( 83%)
w górę: 1975 m
kalorie: 3652 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Karpacz i ani słowa więcej

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 10

~

Zeszłoroczny Karpacz, jak pewnie pamiętacie, wzbudził skrajne emocje. Był to swoisty Armagedon, aczkolwiek byli tacy (w mniejszości), którym się bardzo podobało.
Wówczas nie było mi dane... i pomimo moich, mocno średnich umiejętności, żałuję. Była ta legendarna trasa, która - jak mówi twórca karpackich tras, Kowal - już nigdy się nie powtórzy.

Tegoroczne ścieżki także nie były łatwe, wszak Karpacz to najtrudniejszy ścig cyklu GG, czyli w Polsce.

Było cudnie. Większość zjazdów, to wyzwania... nie wszystkim udawało się sprostać, ale próbowałem. Zjechałem więcej, niż się spodziewałem. Fikołka zrobiłem tylko jednego, dość zabawnego... wpadłem twarzą, a nawet wyrazem twarzy w jagody. Obstawiam, że ktoś tam był przede mną... krzaczki były wyczyszczone z owoców. Przy tym fikołku wysypali mi się z torebki wszystkie szminki, pilniczki i waciki. Pozbierałem... ale nie zauważyłem, że wysypał się bidon numer dwa. Po kilku kilometrach w jedynce pokazało się dno... wówczas zorientowałem się, że dwójka jest nieobecna.
Uratował mnie tajny water point, usytuowany pod mostem oraz pełen bieżącej, górskiej, źródlanej wody. Na tej wodzie dotarłem do kolejnego bufetu, na którym królował Wyra - gdy tylko mnie ujrzał, to wszystkich innych wyprosił z lokalu, nakrył stół białym obrusem i serwował różne wiktuały... na deser lody oczywiście.

Spotkałem także birdasa, kumpla z którym w 2011 startowaliśmy w grabkowym Karpaczu. Heh... z pierwszego sektora zresztą, to były czasy :)
Wtedy Go delikatnie objechałem. W tym roku birdasa było ponad dwadzieścia kilogramów mniej - objechał mnie wcale nie delikatnie.
Zawsze imponowali mi ludzie mający cel, i uparcie do niego dążący.

Lubiłbym, by większość tras była taka, jak ta w Karpaczu.


Ścig z mojego kokpitu wyglądał tak...
Na wstępnie określiłem cel - pokazuję Marcinowi, kogo dziś objadę.



Następnie podążałem śladem celu i mocno się weń wpatrywałem.



W kilku miejscach było pod górkę, w jeszcze kilku pod wiatr. Cel pojawiał się i znikał... ja wciąż czujny podążałem po śladach, niczym indiański myśliwy za zwierzyną.


Cel robił uniki, kluczył pomiędzy kamieniami oraz kamuflował się niczym kameleon. Wszystko to na nic, nie dałem się zwieść (przepraszam, że czapka przesunęła się w górę... obiecuję, że to przedostatni raz).





Zdarzały się chwile, gdy byłem tuż... cel musiał czuć mój oddech na plecach (używam pasty do zębów wiodącej marki o smaku czekoladowym).




To był ten moment, gdy doszedłem.
Cela w sensie doszedłem. Doszedłego pozostawiłem bez litości samemu sobie oraz na pastwę losu i udałem się w kierunku kreski.
Kreska powitała mnie entuzjastycznie oraz otrzymałem talon na makaron.





Nie można ufać władcy, który pokłada nadzieję w tunelach, kryjówkach i przygotowanych trasach ucieczki. Istnieje duża szansa, że nie wkłada serca w swoją pracę.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 44.65
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:24
ze średnią: 18.60 km/h
Maksiu jechał: 59.80 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 1165 m
kalorie: 1849 kcal
w towarzystwie:

Oszczęscie

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 0

~


Nic nie zapowiadało emocji, jakie miały nas dziś spotkać. Ot... namówiliśmy się na ukręcenie kilku kilometrów wśród okolicznych zmarszczek...



Kręciliśmy sobie spokojnie, nie przekraczając 188 na pulsometrach. Jako, że Darek był kierownikiem wycieczki, to pojechaliśmy na skróty...



Też zauważacie, patrząc na ten obrazek, że jestem wielki duchem?

Jechaliśmy sobie niespiesznie oraz w pokojowym nastroju, gdy nagle wjechaliśmy w jakąś dziwną ni to chmurę, ni to strefę... pociemniało, zapachniało siarką oraz wolnością... ostatnim obrazem, jaki zdołałem zarejestrować, była taka oto tabliczka...



Półtorej uderzenia serca później coś huknęło, zaświszczało... i chyba znaleźliśmy się w izotropowym kontinuum czasowym, osiągającym podwójną wartości homogenizacji matrycy maszyny czasu.
Tak czy siak, jakieś moce nieczyste przeniosły nas do takiego oto miejsca i nakazały zatrzymywać orszaki wszelakie...



Jako, że przeciwstawianie się mocom nieczystym nie było by specjalnie rozsądnym posunięciem... a akurat jakiś orszak przejeżdżał, tośmy go zatrzymiali sobie.



Po dwunastu chwilach orszak wynegocjował z nami satysfakcjonującą nas (i jego też) cenę otwarcia bram. W promocji orszak otrzymał od nas eskortę do miejsca, do którego był się udawał. Nie pokażę, niestety, obrazka z przejazdu kolumny z nami na czele, ponieważ a mianowicie, wspomniane już moce nieczyste maczały swe brudne (czyli nieczyste) paluchy w aparacie do robienia obrazków i na zdjęciach z tego fragmentu jest ciemność...

Po dotarciu oraz kilku kolejnych chwilach, z czeluści domku drewnianego, co niektórzy mówią, że to świątynia jest, wyszły dwie jasne postacie - Asia i Przemek.
I nagle zrobił się tłok... nomen omen.



Życzyliśmy im tego i owego oraz szczęścia odrobinę, a Oni z uśmiechem przyjmowali te życzenia.
I tak oto, kolejna teamowa para stanęła na kobiercu.
Ślubnym.

Doszliśmy zgodnie do wniosku, że po dzisiejszych zaślubinach, następne nie będą już w grupie żadną sensacją. Wydumaliśmy także, iż dozgonna monogamia została wymyślona przez dziwnych ludzi na złość innym.
W związku z powyższymi przemyśleniami, oczekujemy pierwszego rozwodu w GTA. Też tam będziemy, też zrobimy szlaban, poczynimy pamiątkowe obrazki oraz obiecujemy napić się wysoce markowego alkoholu w intencji nieustającej szczęśliwości noworozwodników.



Latarnie morskie są znacznie pożyteczniejsze od kościołów.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 44.32
km
w terenie: 38.00 km
trwało to: 04:01
ze średnią: 11.03 km/h
Maksiu jechał: 61.20 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 183 ( 94%)
tętno średnie: 157 ( 81%)
w górę: 2079 m
kalorie: 2539 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Trophy z drugiej strony

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 7

~



Jako, że z Wielką Raczą wciąż jesteśmy pogniewany, to na tegoroczne Trophy pojechałem się poobijać.



Z lustrem w ręku....
Zazwyczaj z lustrem po trasie biega junior, a ja się Go czasem czepiam za słabe, tudzież nieostre zdjęcia. Okazało się, że to wcale nie jest taka prosta robota.
Wyprodukowałem około trzy tysiące obrazków, z czego połowę wyrzuciłem z powodów wiadomych. A z tych, które zostały... może z dziesięć jest w miarę dobrych.





Ale... miało być o Trophy. Jak co roku, i tym razem była to niezła rzeźnia. Dla sprzętu, ale przede wszystkim dla ludzi, niejednemu psychika spłatała figla o kazała się wycofać.
Pot, krew i łzy... to znaki szczególne tej imprezy. Pogoda dopisała, czyli jak to na Trophy: deszcz, zimno oraz błota pod dostatkiem. Od czasu do czasu pokazywało się słońce, ale chyba przez przypadek.







Załogi okolicznych szpitali, na widok kolejnych zwożonych zawodników, zagroziły strajkami i żądały natychmiastowych podwyżek.

Gomole, pomimo strat w ludziach (trzech skończyło w szpitalu), zajęły drużynowo szóste miejsce, a nasz najlepszy zawodnik skończył na dwudziestej szóstej pozycji open, ze stratą 2 godzin i 46 minut do klanu Brzózka, którzy byli klasą samą w sobie. Tak, jak na przykład Stingowi nie przeszkadza śpiewanie, tak Brzózkom nie przeszkadza jazda na rowerze...
Na zjazdach, na których ja walczył bym o życie (lub, co bardziej prawdopodobne, butowałbym), Oni sobie ot tak jechali... wymieniając przy tym cenne uwagi.







Dnia trzeciego padł był częściowo aparacik do czynienia obrazków, więc nazajutrz, dnia czwartego, pomimo błota... nie odmówiłem sobie tej przyjemności i pojechałem etap. Ruszyliśmy z Czarną (nieoficjalnie, bez numerów, za ścigiem, po strzałkach), która oczywiście odjeżdżała mi, jak chciała, ale co jakiś czas uprzejmie czekała. Na drugim bufecie spotkaliśmy Fila... i tak we trójkę, nieoficjalnie dotarliśmy do mety.







Oficjalni zawodnicy dostali finishera, a my dostaliśmy po bułce mniam.


fot. BikeLife





fot. BikeLife


Trzy pierwsze dni jeździłem po trasie z Grześkiem, czyli z najgłówniejszym organizatorem tego zamieszania. Nie wiem, jak On to robi, ale jedną ręką kręci kierownicą, drugą zmienia biegi, trzecią odbiera telefon cywilny, czwartą odbiera telefon alarmowy, a piątą w wolnych chwilach (nie wiem skąd je ma), na bufetach myje zawodnikom napędy w bikach.



Jeśli tam byliście, to przecież wiecie, że jest to wyścig, który pozwala oddzielić mountain bikerów od posiadaczy rowerów górskich.
Jeżeli nigdy nie jechaliście Trophy... to powinniście. Pomimo wszystkich wymówek, które już wymyśliliście i jakie dopiero Wam przyjdą do głowy.
Już za rok pojawi się kolejna szansa, by dołączyć do elitarnego grona Finisherów Beskidy MTB Trophy.









Gdyby okazało się, że mało Wam obrazków, to pozostałe są tutaj.



Dopóki na świecie będzie istniał człowiek, będą też wojny.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 52.34
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:32
ze średnią: 20.66 km/h
Maksiu jechał: 41.60 km/h
temperatura: 10.0
tętno Maksa: 153 ( 79%)
tętno średnie: 121 ( 62%)
w górę: 256 m
kalorie: 1738 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Najneróf dwuh (konkurs)

Czwartek, 23 maja 2013 · dodano: 24.05.2013 | Komentarze 4

~

Namówiliśmy się z Antkiem (nie mylić z Antonim M. straszącym w telewizorze) pod wieżą oraz udaliśmy się bardzo towarzysko na przejażdżkę - no bo czy ja zawsze muszę jechać na trening? Nie muszę.
Brylowaliśmy więc w okolicznych lasach, a tambylcza zwierzyna wpadała w zachwyt.
Hmm... a może to był skowyt? Da się wpaść w skowyt? No chyba nie. Więc trzymajmy się wersji, że to jednak był zachwyt.



A jutro?
Jutro jest ścig w Krynicy. Uczucia mam zmieszane, nie wstrząsane, bo ponieważ mogą być to Zdziechy cwaj. I czy ja chcę za te kilka chwil przyjemności wymieniać łożyska, pancerze i inne klocki, co to do kupy będzie kosztowało kilkaset szelestów?

No nie wiem.
W związku z powyższym ogłaszam konkurs. Proszę głosować:

Powinienem wystartować w Krynicy czy też niekoniecznie?
Oraz argumentami swój głos popierać także proszę.

Najciekawsze wypowiedzi zostaną nagrodzone. Nagrodzę je w ten sposób, iż zacytuję je sąsiadce.
Konkurs trwa do godziny 22:12 w piątek, 24 maja.



Jeżeli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 36.46
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 03:06
ze średnią: 11.76 km/h
Maksiu jechał: 47.50 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 185 ( 95%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 1386 m
kalorie: 2439 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Status quo

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 2

~

Spotkaliśmy się w Złotym. My, one, oni oraz kilka promieni słońca.
Trzymaliśmy się za ręce, śpiewaliśmy pieśni patriotyczne oraz psalmy.
No.
Pojechaliśmy także sobie na kołach do góry oraz także w dół. Wciąż ze śpiewam na wargach oraz za ręce, rzecz to oczywista.





Nie żeby ten ścig był jakaś wyjątkowa porażka, ale... liczyłem na więcej.
Makaronu się najadałem na maksa... przełyk mnie rozbolał aż, bo to byli spagetti oraz szkoda, że nikt nie powiedział, iż najpierw gotować go należy.





Nie wygrałem, ale też nie przegrałem. Był remis... czyli tak jakoś lekko półśrednio nijako. Padła mi skrzynia biegów, ale naprawiłem szybko, więc to bardziej anegdota niż przyczyna remisu.







Mówią, że ma być lepiej. Kłamią.



O Hołdzie coraz głośniej.

Zapraszam wszystkich Was na to wyjątkowe wydarzenie oraz bardzo proszę, byście byli godnie i elegancko odziani. Panie w białych butach, Panów mankiety koszul nie na guziki.
Krawaty proszę w taki oto sposób...






Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie jak go wskrzesić.


~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 25.08
km
w terenie: 20.00 km
trwało to: 02:11
ze średnią: 11.49 km/h
Maksiu jechał: 37.40 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 189 ( 97%)
tętno średnie: 155 ( 80%)
w górę: 510 m
kalorie: 1257 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Czarowny ścig pod świętą górą

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 2

~

Gdyby zebrać wszystkie wpisy ma blogach, opinie z forów oraz plotki o ścigu w Zdzieszowicach, to można by wydać całkiem pokaźny zbiór esejów czy innych dowcipów.



Nie wiem, czy w tej sytuacji nie będę powielał opinii już wypowiedzianych, ale nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował. W skrócie wielkim pozwolę sobie, a skrót ów poprzeplatam kilkoma obrazkami. Postacie na obrazkach niekoniecznie są rozpoznawalne, wyjaśnię więc, że są na nich moi znajomi, przyjaciela, współteamowicze, a na kilku także ja...
Autorzy fotek to Asia Tomes, Ela Cirocka, Radek Pawłowski oraz niezawodna ekipa BikeLife.
Danke und Elke.





Nieprawdą jest jakoby było źle, ciężko, mokro, błotniście... wiecznie niezadowoleni malkontenci rozsiewają takie plotki. Gdyby było słońce, to stękali by, że za gorąco i że trasa pyli.





Było dużo funu, driftów, spa oraz humory na trasie dopisywały, jak nigdy dotąd. Po raz pierwszy w tym cyklu nie było słychać "kurwa, spierdalać, bo nadjeżdżam" i takich tym podobnych uprzejmości, w zamian dało się słyszeć jakieś dziwne teksty w stylu "proszę lewą wolną, kolego", "ależ proszę bardzo", "dziękuję", "nie ma za co". Zanim ochłonąłem po takiej dawce tekstów okołowersalowych, to wszyscy mi odjechali...





Coś się zmienia. Jakby na lepsze, raczej. Bądźmy przy nadziei, że klientom tego cyklu tak już zostanie na zawsze.





Zjechałem na mini ze względu na szacunek do swojego portfela. Zrobiłem DNF i nie przejechałem kreski ze względu na szacunek dla Ojca Dyrektora Sportowego mojego teamu.





Dowodem na to, że było zajebiście, są uśmiechnięte lica Czarnej oraz Małgośki_Mówią_Mi. Mają się z czego cieszyć - nie dość, że twarde sztuki są, to One w dużej mierze sprawiły, że team wygrał obie najważniejsze klasyfikacje drużynowe. Oraz w cuglach.





Na koniec organizatorzy cyklu BikeMaraton stanęli na wysokości zadania i ugościli zawodników iście po królewsku.
Każdy otrzymał mocno wypasioną porcję makaronu z tak gęstym sosem, że widelec stał. W tym sosie.
By po chwili, powodowany wstydem, uciec.
Wyglądało to tak...






Jestem przeciwko religii, ponieważ uczy nas ona być zadowolonymi z odpowiedzi, które niczego nie wyjaśniają.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM