Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:795.56 km (w terenie 254.72 km; 32.02%)
Czas w ruchu:36:08
Średnia prędkość:22.02 km/h
Maksymalna prędkość:61.10 km/h
Suma podjazdów:6739 m
Maks. tętno maksymalne:188 (97 %)
Maks. tętno średnie:185 (95 %)
Suma kalorii:24620 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:72.32 km i 3h 17m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 40.17
km
w terenie: 38.00 km
trwało to: 03:07
ze średnią: 12.89 km/h
Maksiu jechał: 51.20 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 152 ( 78%)
w górę: 1472 m
kalorie: 2114 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Zmierzch Orłowej

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 9



Plan był oczywiście chytry. Mieliśmy iść do kina... poszliśmy, ale nas nie wpuścili... 
Wdrożyliśmy plan B, który zakładał, że pojeździmy trochę po zmarszczkach. Kładem, coby się nie spocić i nie wabić amatorek owym zapachem, no po ponieważ a mianowicie amatorki są uciążliwe. 
Ale kład się był spsół... 
Pojechaliśmy gibko na kołach, cośmy je znaleźli na pobliskim składowisku złomu...



Na początek chwila, a nawet półtorej dla paparazzich...





Oraz obowiązkowo msza śnięta oraz wznoszenie modłów, bo ponieważ w tym kraju wszstko poprzedzone jest mszą. Ponoć niedługo udanie się do sracza także będzie musiało mieć takowy początek. 
Po owym sacrum, jeszcze tylko pamiątkowa słitfocia z boskiem.



Bosek stanął na wysokości zadania, ponieważ rozpościerając swe boskie ramiona zapozował bardzo podobnie, jak ja na obrazku powyżej.
Potraktowałem to jak znak.
Znaki dają radę.
Ten znak znaczył, iż należało udać się w kierunku Orłowej, by stoczyć z nią kolejny pojedynek.
Udaliśmy się... 

 

Dojazdówka, jak widać, nie była usłana różami... a nawet nie fiołkami.

Po dojechaniu Orłowej, z pewnym przerażeniem skonstatowałem, że to już nie ta sama zmarszczka, co rok temu... jakaś taka bardziej płaska się zrobiła, mejby to dlatego, że ludzie tam wciąż łażą, to i udeptali.
A może to z powodu, że 42T z tyłu?
Jest jeszcze taka opcja, że bosek wysłuchał modłów i sprawił.



Nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie, ale finał tego cudu nieopodal Wisły jest taki, że już nie będę się pojedynkował z Orłową, bo gra do jednej bramki jest nudna. Sobie poszukam innego obiektu westchnień. Byle nie była to Wielka Racza, co z nią jestem pogniewany do końca życia.

Chcąc się jakoś zrewanżować boskowi, wysłałem mu krótką wiadomość tekstową zapraszając go na naleśnika po meksykańsku lub, gdyby miał takie życzenie, to na z gyrosem.
Bosek albo nie lubi naleśników, albo nie zapłacił abonamentu i nie dostał mojego esemesa.

Trudno, żeżarłem oba naleśniki, jednego w jego imieniu, kończąc tym miłym akcentem dzisiejszy trip po zmarszczkach.





Jestem przeciwny religii, ponieważ uczy ona, jak poprzestawać na nierozumieniu świata

~

w sumie...
ukręciłem: 66.30
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:10
ze średnią: 20.94 km/h
Maksiu jechał: 46.10 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 136 ( 70%)
tętno średnie: 185 ( 95%)
w górę: 304 m
kalorie: 2181 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Renata

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 29.03.2014 | Komentarze 3

~

Dziś przeprowadziłem ostatnie przygotowania do zawodów. Raczej nie rowerowych, bo podczas finału jurorami będą znani esteci, między innymi esteta paJacyków.

Przygotowywałem się mocno oraz mentalnie...



A oto rezultat.



Konkurencja polega na posiadaniu jędrności. Tym razem pośladków, ale już niedługo poćwiczę piersi. Ponoć Renata Dancewicz jest zaniepokojona.

Oraz, jeśli już jestem na wizji, to potrzebuję Waszej hilfe, pomocy, hepl, aide, помощь oraz msaada... sytuacja jest nie cierpiąca zwłoki ani sknerstwa... potrzebne jest kilka euroszelstów. Szczegóły prezentują się zachęcająco, czytajcie.


 
Historia ma zwyczaj zmieniać ludzi, którzy myślą, że ją zmieniają.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 20.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:54
ze średnią: 22.22 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 151 ( 78%)
tętno średnie: 128 ( 66%)
w górę: m
kalorie: 618 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Dziewczęta na Hołdę

Poniedziałek, 24 marca 2014 · dodano: 24.03.2014 | Komentarze 0

~

Tak się porobiło, że pomimo niechęci do takich gestów, coś mi podpowiada, że powinienem Was zaprosić.
Bez zbędnych więc słów... jeśli już musicie przyleźć, to trudno. Na Hołda Race w sensie. 
Ale... zastanówcie się. Co tam będzie robili? Nuuuuda.

Zresztą, co ja będę ściemniał, zobaczcie na obrazkach, jak było rok temu, i jeszcze raz sobie to mocno przemyślcie. Jeżeli nadal uparcie będziecie obstawiali przy swoim, że nie możecie żyć bez Hołda Race, to szczegóły znajdziecie tutaj.















Jest jeszcze jeden temat, co on się, ni stąd ni zowąd, pojawił. Że ponoć matki, żony i kochanki oraz inne, jeszcze nieznajome dziewczęta, powinny na rowery wsiąść sobie. Po co? Pojęcia nie ma, ale jako nieznający się mogę się nie znać. Jakieś tam wyjaśnienie tego wsiadania jest tutaj, ale na Waszym, dziewczęta, miejscu... zachowałbym daleko idącą podejrzliwość. Kto tam wie, co z takiego wsiadania może wyniknąć.





Chętnie stoczę z Tobą intelektualny pojedynek, ale... widzę, że jesteś bez broni.

~

Kategoria Bez kasku, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 81.94
km
w terenie: 65.00 km
trwało to: 05:40
ze średnią: 14.46 km/h
Maksiu jechał: 61.10 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 138 ( 71%)
w górę: 1918 m
kalorie: 2656 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Oby czaje

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 22.03.2014 | Komentarze 2

~

W telewizorze, tak zwani eksperci mówią mi, że już niedługo Владимир Владимирович Путин przyjedzie w jakimś czołgu i dokona zaboru mego kraju nad Wisłą. 
Jeśli tak mówią, to pewnie tak się stanie. 
Jako, że nasi sojusznicy co najwyżej wyrażą głębokie zaniepokojenie, to nam samym nie pozostanie nic innego, jak tylko zejście do podziemia. Zbrojnego. Będziemy prowadzili wojnę podobną tej, w której walczą iraccy patrioci, zwani przez nas bandytami. Czyli wojnę  partyzancką, podjazdową, wielce bohaterską oraz czasem romantyczną dane nam wieść będzie.
Z ust do ust będą przekazywane wieści o naszych sukcesach... a im dalej w usta, tym te wieści będą upiększane oraz koloryzowane, by stać się legendami, a my oczywiście bohaterami. Może tak się wydarzyć, że kiedyś tam kraj nasz odzyska wolność, a nam postawią pomniki oraz będą nas nazywać żołnierzami przeklętymi, czy tak jakoś... możliwe, że coś pokręciłem, ale jestem głęboko zaniepokojony powyższą sytuacją i mogłem się pogubić.
Będą o nas krążyły pieśni, a może nawet Lao Che nagrają płytę nam dedykowaną... kto wie. 
Aby być gotowymi, by stać się partyzantami, udaliśmy się w teren, a także do lasu na tajne ćwiczenia. 
Oto tajna dokumentacja obrazkowa.

Na początku, z przyczajki, rozeznawaliśmy teren...



Następnie omawialiśmy plan ewentualnej ewakuacji, do której zapewne nie dojdzie, bo nic nas tak nie kręci, jak oddawanie życia zgonie z tradycją patriotyzmu, ale plan być musi i basta.



Kolejnym etapem było ćwiczenie, mające w nas wykształcić dawanie sobie rady z kłodami rzucanymi nam pod koła. Kłoda jeszcze jest rodzima, ale niedługo zastąpi ją kacapska.





Nie mniej istotna była także umiejętność przedzierania się przez rwące nurty głębokich rzek...



W ferworze walki, a właściwie ćwiczeń dopiero, dotarliśmy do granic... ludzkich możliwości, zwierzęcego strachu, dobrego smaku oraz także austriackiej.
Bo wiecie z kim graniczy Rosja? Z kim chce.



Szlifowaliśmy niezwykle ważny element walki, jakim jest zlewanie się z otoczeniem. Na obrazku, w roli otoczenia Darek, zlewam się niestety ja.



Przećwiczyliśmy także dość istotny aspekt walki podjazdowej, jakim jest ostatni posiłek przed akcją. To ćwiczenie uznaliśmy za wielce udane oraz nie takie znów trudne. Proszę także wziąć pod uwagę, że ćwiczebny kabanos jest z mięsa antylopy, co czyni ćwiczenie naprawdę niezwykłym.



Może tak się stać, że w walce z ruskim najeźdźcą zginiemy. Nie, żeby marnie, raczej bohatersko oraz z okrzykiem "Wolny Tybet" na ustach naszych ponętnych.
Gdyby tak się zdarzyło, to pragniemy, aby nasze truchła zakopać w tym oto urokliwym miejscu...

 

No chyba, że wolicie spalić nasze szczątki, popioły wówczas wsypcie do Morza Martwego... ewentualnie do klepsydry, co nią będziecie sobie odmierzali czas pobytu w saunie. Albo długość dźwięku samotności.

Reasumując... uważamy, że każdy patriota powinien być gotów do zostania partyzantem. Piszcie do nas na partyzanci@com.bum.pl relacje z Waszych przygotowań. W mnogości siła.
I jeszcze... wszak partyzantka nierozerwalnie łączy się z muzyką, pieśniami przy ognisku i takich tam łzawych hecach.
Nauczcie się na pamięć poniższej piochy, już niedługo, w jakiejś kniei, wspólnie ją zanucimy.



Słyszeliście, jakoby muza łagodziła obyczaje, łączyła pokolenia oraz że śpiewać każdy może?
To najprawdziwsza prawda, oto nasza ulubiona Marylka w duecie z Ernestem. Także ulubionym.




Patriotyzm jest wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest miłość do własnego narodu; nacjonalizm wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest nienawiść do innych narodów niż własny.

~

w sumie...
ukręciłem: 102.49
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:53
ze średnią: 26.39 km/h
Maksiu jechał: 49.00 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 346 m
kalorie: 3420 kcal
w towarzystwie:

Drzewa

Czwartek, 20 marca 2014 · dodano: 20.03.2014 | Komentarze 65

~

Marek Galiński nie żyje. Kilka dni temu zginął w wypadku samochodowym. Dość banalnym wypadku... auto przez niego prowadzone wypadło z drogi i uderzyło w drzewo.

Brat Otylii Jędrzejczak nie żyje. Kilka lat temu zginął w wypadku samochodowym. Dość banalnym wypadku... auto prowadzone przez Otylię wypadło z drogi i uderzyło w drzewo.

Marian Bublewicz, Marek Kotański, Monika Kuszyńska (Varius Manx)... i wielu innych. Łączy ich jedno... Ich marzenia skończyły się na drzewie. Za wyjątkiem Moniki - przeżyła, jeździ na wózku. I pewnie marzy...

Po śmierci Diabła większość z Was poszła na Fecebooka, by pod informacją o tym wydarzeniu wstawić gwiazdkę w kwadratowym nawiasie, niektórzy dodali że to szok, inni bajdurzyli o peletonie w niebie etc etc. Często pisaliście, że to bezsensowna śmierć... jakbyście często stykali się z sensownymi.
Dwa dni później większość zajmowała się już swoimi sprawami... cóż, życie toczy się dalej. Dziś, z racji tego, że był pogrzeb, temat odżył. Ale poza rodziną, przyjaciółmi, zawodnikami, którzy znali Go osobiście, za pół roku, za rok... u większości z Was ta tragedia zatrze się pamięci.

W poniedziałek przeczytałem dwa ważne teksty o Marku Galińskim. Pierwszy to blog Marka Tyńca, który zwrócił uwagę na ważny aspekt... często, my amatorzy, spędzamy wiele godzin za kółkiem, jadąc na zawody, wracając zaraz po nich, zmęczeni, niewyspani, z mocno obniżona koncentracją... 

Drugi tekst, to felieton Pawła Kuflikowskiego, pod jakże wymownym tytułem "Jesteśmy to winni Diabłowi". Tak, na pewno będziemy się ścigali na Memoriale Marka Galińskiego, bez dwóch zdań. Mam nadzieję, że ten wyścig przetrwa po wsze czasy.

Ale... może warto pokusić się o coś jeszcze?
Wiecie o Marku, pamiętacie wypadek Otylii, niektórzy z Was może wiedzą, kim był Marian Bublewicz czy też Marek Kotański...
Nie macie natomiast pojęcia ilu bezimiennych, szarych ludzi zginęło w podobny sposób - uderzając autem w drzewo. Oczywiście, są też inne czynniki, które do tego doprowadziły. Szybkość, pośpiech, brawura, czasem zawodzi samochód, a innym razem jest to zwykły błąd kierowcy, banalna nieuwaga...
Jesteśmy ludźmi, nasza natura bywa ułomna i mamy prawo popełniać błędy. Tyle, że skutki tych błędów nie muszą być tak kurewsko nieodwracalne.
Nie muszą. 

Może zabrzmi to niedorzecznie, ale myślę że już najwyższy czas, by ktoś w tym kraju poszedł po rozum do głowy i nakazał wycięcie, w jakimś rozsądnym promieniu (może 30, może 70 metrów), drzew rosnących przy drogach. Nie wszystkich drzew w kraju, nie przy wszystkich drogach. Może na początek przy szybkiego ruchu, krajowych, może też niektórych gminnych? Tych, gdzie jeździ się szybko.
Pamiętacie, kiedy sadzono te drzewa? Ja też nie. Ale wiem, że wówczas jeździło się furmankami ciągniętymi przez konie, a drzewa miału dawać cień. 
Świat, od tamtego czasu, poszedł odrobinę do przodu. 



Pod nieobecność owych drzew, w wyniku wypadnięcia z drogi, ludzie mają stokroć większą szansę na przeżycie. Taki wypadek skończy się na wykręceniu kilku bączków na łące, a ostatecznie może i na dachowaniu, które jest wielokrotnie mniej śmiertelne niż klaps z drzewem... mało kto uchodzi z życiem przy takim uderzeniu, samochód przy prędkości nawet 50 km/h zatrzymujący się nagle na drzewie powoduje tak ogromne przeciążenie, że szanse na przeżycie są bliskie zeru. 
Oczywiście... trudno będzie taką inicjatywę przeforsować, znajdą się idioci mieniący się obrońcami przyrody, przykują się do drzew i będą opowiadać bajki z mchu i paproci. 

Jeśli, z powodu jakieś pieprzonej żabki, potrafili zablokować budowę obwodnicy Augustowa, w którym wciąż TIRy rozjeżdżają ludzi, to w kwestii drzew pewnie są w stanie rozpętać rewolucję. A może tych wszystkich zakochanych w żabkach trzeba izolować?
Każde istnienie ludzkie warte jest wycięcia tysięcy drzew. Bezdyskusyjnie.

Serdecznie w dupie mam lamenty jakiś grinpisów, bohaterskich obrońców jakiś cietrzewi, czcicieli zagrożonych gatunków pająków, przyjaciół młodych foczek i całej reszty nawiedzonych nieudaczników zwanych obrońcami środowiska - są oni zagrożeniem dla ludzi i ich wolności.

Może poza zorganizowaniem Memoriału Marka Galińskiego, warto by spróbować zrobić coś jeszcze? Choćby wskazać problem, doprowadzić do jakiś rozmów? Dotrzeć do statystyk, mówiących o tym, ile wypadków śmiertelnych to uderzenie w drzewo?
Pracujecie w redakcjach, znacie ludzi w środowisku, macie potężne medium jakim jest sieć. Brak Wam wiary w powodzenie? Mi też, już kiedyś próbowałem... ale lobby tak zwanych obrońców przyrody jest potężne. Ale może trzeba próbować wciąż i wciąż? Zebrać ileś tam podpisów pod czymś tam?

Być może wydaje ci się, że jesteś obrońcą przyrody i zechcesz rycersko bronić drzew? Pomyśl, że kiedyś to Ty możesz popełnić drobny błąd za kółkiem. I możesz uderzyć w obronione drzewo. Nie żebym ci życzył śmierci, przeżyj sobie. Niech zginie twoja żona i dwójka małych dzieci, tak byś mógł do końca swoich dni zastanawiać się, jak by się to mogło skończyć, gdyby nie drzewo...

Być może, gdyby nie drzewo, Marek Galiński wyszedłby z auta trochę poobijany, tak jak zdarzało się to czasem na zawodach.
Być może...




Powód, dla którego jedno za drugim twierdzenie obrońców środowiska okazują się być nieprawdą, jest fakt, że są one ogłaszane w ogóle bez żadnego szacunku dla prawdy. Obrońcy środowiska formułując twierdzenia sięgają po cokolwiek, co maja pod ręką, a co może służyć do nastraszenia ludzi, sprawienia, że utracą wiarę w naukę i technikę, a w konsekwencji skierują ich w czułe objęcia tychże obrońców.

~


w sumie...
ukręciłem: 30.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:29
ze średnią: 20.22 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 127 ( 65%)
w górę: m
kalorie: 874 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

The Thin Ice

Niedziela, 16 marca 2014 · dodano: 16.03.2014 | Komentarze 4



Jako, że upały są nie do zniesienia, poszedłem pokręcić do wnętrza klimatyzowanego... w sensie coś jakby okołospiningowego czyniłem, lecz niespiesznie... bardzo niespiesznie, tak by się nie spocić na licu i nie rozmazać sobie makijażu. 




Christopher Hitchens rzekł był kiedyś... 
Czy myślę, że pójdę do raju? Z całą pewnością nie. Nie poszedłbym nawet będąc zaproszonym! Nie chciałbym żyć w jakiejś pieprzonej niebiańskiej Korei Północnej, gdzie jedyne co można robić, to chwalić Drogiego Wodza od świtu do zmierzchu.
Sprawdziłem, Chrisa nie ma w raju. Ja także sobie nie życzę. 

Wspominałem już może kiedyś o Ute Lemper? Pewnie tak. Ale jako starzec mam prawo do powtarzania. Się także.
Lubię Ute. 
Jest taka piocha o marynarzach z amsterdamskiego portu, może mało trashmetalowo brzmi, ale jest pewnym już standardem. Najpierwszy wykon tego kawałka, to oczywiście Edith Piaff, ale... Ute zrobiła to lepiej.


Śpiewali ten kawałek różni tacy... David Bowie, Katarzyna Groniec, Gavin Friday, Dave Van Ronk, Piotr Zadrożny i jeszcze kilku.
Jest mocno wyjątkowy wykon... nie znalazłem go u jótóba, choć pewnie gdzieś w internetach sobie mieszka. To Ute Lemper wraz z I Muvrini. O I Muvrini słyszeliście, mam nadzieję.

No i jeszcze... Ute zaśpiewała The Thin Ice na pierwszym spektaklu Rogera Watersa The Wall - było to w 1990 roku na resztkach berlińskiego muru. 
Była wówczas mniej dojrzała jakby...




Przeżyłem wiele złych rzeczy, a niektóre z nich wydarzyły się na prawdę.

~

w sumie...
ukręciłem: 104.06
km
w terenie: 90.00 km
trwało to: 04:34
ze średnią: 22.79 km/h
Maksiu jechał: 42.10 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 183 ( 94%)
tętno średnie: 147 ( 76%)
w górę: 492 m
kalorie: 3245 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

OneUp

Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 14.03.2014 | Komentarze 5

~

Jako, że lada oraz chwila mają nadejść śnieżyce, tornado, trzęsienie ziemi, wojna za wolność naszą i ich a także Kaczyński, wykorzystałem jeden z ostatnich momentów by pobrylować na Specyku, w kolorowym obuwjó oraz łydą sote.
Brylowanie okazało się być nad wyraz, a nawet nad półtora wyrazu udane. No i było to pierwsze posadzenie dupska mego zacnego na biku MTB... szoszonem zaczęło mi się już odbijać.
Wyglądało owo zadawanie szyku mniej oraz więcej tak...



Jak staropogańska tradycja oraz zasady dobrego wychowania nakazują, oszczędzalim przednia oponę...



Dotarliśmy do jakiejś magicznej wioski, co w niej było lato, festyn oraz sklep. Miejscowe zaproponowały nam lody. Przystaliśmy na to...




OneUp to taka manufaktura, co produkuje wynalazki czterdziestodwuzębne (oraz czterdziesto także), co już o nich wspominałem niedawno. 
Sobie życzyłem wersję po maksie. Przysłali, se zamontowałem, wygląda zabawnie...



Właściwie to nie ja osobliwie zamontowałem, lecz Marcin. Miałem obawy... czy to pójdzie z tą przerzutką, na tym łańcuchu, oraz czy mlaskanie nie będzie zbyt duże, tak by kręcąc... trzymać jeszcze pion.
Pierwsze problemy rozwiązał Marcin, to poregulował, tam przykręcił, ówdzie stuknął, wymienił jedną śrubkę w przerzutce na dłuższą, dołożył ogniwko do łańcucha... i jest wery gitarra. 
Przy napędzie 2x10 jest pełna kompatybilność - obydwa blaty bez problemu obsługują całą kasetę.
Co z przełożeniem? Wychodzi 0,57 - ale o dziwo spokojnie da się kręcić, nie jest zbyt wolno. Znalazłem kawałek skarpy i sobie podjechałem - macz dobrze, a nawet przyjemnie było. Ofcoś to nie góry, ale jestem dobrej myśłi oraz zamierzam wyrównać dawne rachunki z Orłową - teraz mam fory.
Ale... nigdy nie jest tak, żeby nie było jakiegoś zonka. Żeby założyć 42T, trzeba zrezygnować z innej zębatki. Producent proponuje wyrzucić 17T...



Tak też óczyniłem. Dziura jest niestety mocno odczuwalna, przeskok z 15 na 19 jest duży i zdarzają się momenty, w których 15 jest źle, a 19 niedobrze. 
Ofkoz można wyrzucić jakąś inną, myślałem nad 11, ale hmm... czasem i górach dobrze jest dokręcić. Pewnie będę kombinował i wyrzucał raz tę, raz inną... chodzi mi po głowie 13, dziura będzie może mniej dokuczliwa. 
Choć znając mętną naturę dziur... być tak może, że jest to czcze życzenie li tylko.



Każdego dnia na świecie umiera około 150 tysięcy ludzi.
Gdyby nie modlitwy, każdego dnia na świecie umierałoby około 150 tysięcy ludzi.


~

w sumie...
ukręciłem: 60.79
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:12
ze średnią: 27.63 km/h
Maksiu jechał: 53.80 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 139 ( 72%)
w górę: 448 m
kalorie: 1412 kcal
w towarzystwie:

Autoportret własny

Wtorek, 11 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 2

~

Jako że pożądam być trendy, to dziś poczyniłem sobie zdjęcie wyjątkowe. bardzo długo próbowałem, ustawiałem światło, mierzyłem odległość, żonglowałem przysłoną próbując różnych głębi ostrości. Koniec końców wyszło arcydzieło. 
Siadajcie i wpadajcie w zachwyt. Twardziele mogą na stojąco.



Ten, wyjątkowo trudny, rodzaj fotografii różnie jest zwany... selfie, samojebka, z rąsi, słitfocia... no ale zachowajmy powagę - to jest autoportret oraz nawet własny.
Pewnie nie wiecie, bo i skąd, ale pierwszą selfie na świecie pstryknięto w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Prawda, że smartfony wówczas były jakby mało kieszonkowe?



Ale jest jeszcze trudniejsza sztuka czynienia obrazków autoportretujących. Prócz smartfona i siebie samego potrzebne jest jeszcze lustro...
Oto ekstremalny przykład lustrzaka...



Ale... mam coś jeszcze. Usiądźcie... 



W internetach mieszka sobie wyjątkowy album. Z wyjątkowymi obrazkami. Rzućcie okiem, a nawet dwoma, jego tytuł to i(Phone) girls... z podtytułem Thank you Steve Jobs!
I to jest, proszę Państwa, absokurwalutne mistrzostwo świata. I okolic.



Wg oficjalnych danych statystycznych:
 - 100% chrześcijan umiera
 - 0% zmartwychwstaje


~

w sumie...
ukręciłem: 112.30
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:09
ze średnią: 27.06 km/h
Maksiu jechał: 51.10 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 150 ( 77%)
w górę: 831 m
kalorie: 2214 kcal
w towarzystwie:

I z duchem twoim...

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 10

~

Plan był, co jest oczywiste, chytry, ale uległ pewnej modyfikacji...
Z okazji dnia, co go należy święcić, udaliśmy się w kierunku świątyni. Nie wiem po co, ale w obie strony było pod górkę.
Proszę spojrzeć... 



Nachylenie sięga 11%. Jedziemy oczywiście pod górkę, w związku z tym prędkość drastycznie spadłą, co widać na przydrożnym fotoradarze.

Jadąc w tym żółwim tempie dotarliśmy w upatrzone, święte miejsce. Miejsce dobrze znane, bo bywałem tutaj nie raz. A nawet nie dwa razy.



Poskakaliśmy sobie przed świętym obliczem Pierwszego Genderysty wyrażając tym swe oparcie dla manify, która dziś przeszła ulicami Gdańska.





Być może zastanawiacie się dlaczego nazywam Wojtyłę z pomnika genderystą... 
Oto, co ostatnio odkryłem...




Fotografia pochodzi ze zbiorów zgromadzonych w rodzinnym domu Karola, w Wadowicach i przedstawia, nie zgadniecie, nie Karolinkę lecz słodkiego, lada moment świętego, Karolka.
Obrazków przestawiających spadkobiercę tradycji Borgiów, przebranego za dziewczynkę, jest tam więcej. 

Można by, na tej podstawie, pokusić się o tezę, że prekursorem dżenderyzmu na prasłowiańskiej ziemi, co jej nie rzucim, bo stąd nasz ród, był właśnie niejaki Wojtyła Karol, co na drugie miał Józef.
A dokładniej, to prekursorką ową była mama jego ulubiona, Emilia, de domo Kaczorowska, po mężu Wojtyła, która przebierała Karolka za dziewczynkę przy byle okazji.

Karol tak się wczuł w tę rolę, że gdy już wyrósł z wieku szczenięcego, to przystąpił do organizacji, która skupiała takich jak on, naznaczonych w dzieciństwie piętnem genderyzmu, chłopców. Był w tej organizacji na tyle aktywny, że w końcu został tam szefem wszystkich szefów i ukrył swa tożsamość za ksywą Jan Paweł II, co stawia go w szeregu razem z żołnierzami przeklętymi, co oni też, nie wiedzieć czemu, nie posługiwali się oficjalnie swoimi nazwiskami oraz peselami.
Mały Karolek chadzał w sukienkach do późnej swej starości, oraz pochowany został także w sukni.

Ta smutna - i w pewnym sensie tragiczna - historia małego chłopca z Wadowic niechaj będzie przestrogą dla wszystkich popierających gender. Wszak gdyby mama nie przebierała Karola za dziewczynkę, mógłby on wyrosnąć na normalnego, zdrowego faceta, jarać szlugi, pić wódę, chadzać do burdelu i drapać się na po jajach na dzień dobry.
Mama Karola, genderując syna swego, poczyniła nieodwracalne zmiany w jego osobowości, czego skutki wszyscy znamy.



Jestem za całkowitym rozdziałem religii i planety.

~


w sumie...
ukręciłem: 33.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:36
ze średnią: 20.62 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 164 ( 84%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: m
kalorie: 974 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Muzyka, której nie znacie... part twelve

Wtorek, 4 marca 2014 · dodano: 04.03.2014 | Komentarze 5

~

Jest taka artystka, co się ona urodziła w takim miejscu, w którym nadaje się, nie wiadomo po co, przydługie imiona.
Od początku do końca nazywa się... Angélique Kpasseloko Hinto Hounsinou Kandjo Manta Zogbin Kidjo, ale znana jest jakby bardziej w  wersji skróconej... jako Angélique Kidjo. 

Ale zanim o niej, to najpierw dość sensacyjne wieści. Pierwsza jest taka, że odnalazło się mocno unikatowe zdjęcie z Tour de France anno domini 1940.   
Oto ono...



A druga wieść niezwykła jest taka, że czas pomyśleć o wadze startowej, co ona dość jest ważna. Szczególnie - w co może trudno uwierzyć - podczas startów.
W związku z powyższym, od czwartku ciągnę na deficycie... poniżej 2000 kcal dziennie. 
Tanita zeznała, że mam BMR 1840. Na co Czarna, że Tanita to gópja pipa jest, bo tyle to bym potrzebował, gdybym cały dzień leżał i pachniał z akcentem na pachnienie. 

W kwestiach żywieniowych oraz stylówy, to ja się Czarnej mocno słucham, ale te niecałe dwa koła kalorii jakoś bezboleśnie mi wystarcza, w sensie nie ciągnie mnie do żarcia, wjemc może mam coś zaburzone, jak sugeruje wspomniana wyżej Bamba z majnszaftu mojego? Niechybnie ma rację, mam lekko zaburzoną psychę... a może źle dosłyszałem i mówiła, że metabolizm?

Tak czy siak, ciekaw jestem, jak długo pociągnę na takim ujemnym bilansie... bo w międzyczasie czynie jakieś niby treningi i inne hece. Dziś poczyniłem takie oto wygłupy.




Angélique jest z właściwego pokolenia, bo ponieważ mojego. Jej jedynie słuszny odcień skóry, kilka lat temu wzbudzał dreszcz pożądania, teraz na pożądanie jestem za stary... ale hmm, możecie sobie popatrzeć razem ze mną. No i żeby nie było, wyśpiewała ona, jako jedyna na tym świecie, Bolero. 
Wprawdzie jest do tej piochy teledysk bardziej ruchomy niż foty (se poszukajcie jak chcecie), ale zarzucam ten, bo jak już wspomniałem... ciało mmm.


Andżela, że tak pojadę Pasikowskim, ma ciekawy życiorys... poznaliśmy się, gdy śpiewała smooth jazzowo w paryskich knajpach. Po jakim czasie zmieniła otoczenie i repertuar. Teraz jest afroamerykanką, a w Jej śpiewaniu jest ogrom odniesień do Afryki i tamtejszych tradycji muzycznych. Została także Ambasadorem Dobrej Woli - to chyba UNICEF sobie takich mianuje. Nie do końca kumam, co znaczy być takim Ambasadorem, ale to pewnie z powodu, że prostak jestem. 

Andzia ma w repertuarze taki żelazny kawałek - Africa. Zaśpiewała go w wielu duetach, między innymi z Peterem Gabrielem, Annie Lennox, Carlosem Santaną, Dianą Krall, Herbie Hancockiem, Branfordem Marsalisem, a także na otwarciu mistrzostw świata w piłce kopanej, co one w RPA się działy. Solo wtedy zaśpiewała. Pamiętacie ten wykon? To był najmacz ładny akcent z całych tych kopanych zawodów. 
Mocno lubię wykon, jaki się wykonał w 2012 roku na koncercie Mandela Day. Razem z Angélique zaśpiewała wtedy Alicia Keys.
(bo kawałek Simple Minds "Mandela Day" znacie, co nie? Nie muszę pokazywać?... miejsca na blogu mam mało).


Zaśpiewała także na koncercie ku pamięci Cesarii Evory. I to nie raz... bo koncertów Tribute Cesaria było kilkanaście.



W 2012 roku była w Polsce, śpiewała w warszawskiej Archikatedrze. Ze powodów oczywistych nie wpuścili mnie. 
No i hmm... nie mógłbym Wam nie pokazać jak to było z Peterem. To nie Africa, to inna piocha. Ale... mmm, głos Petera, no sami wiecie. A i Andżela nie odstaje. 
Słuchajcie.


I jak? Polubiliście Andzię, jako i ja ją lóbję?  



Są dobrzy ateiści i źli ateiści. Są dobrzy wierzący i źli wierzący... a chuj zawsze pozostanie chujem.


~