Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:296.75 km (w terenie 163.82 km; 55.20%)
Czas w ruchu:17:12
Średnia prędkość:17.25 km/h
Maksymalna prędkość:65.60 km/h
Suma podjazdów:4460 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:187 (96 %)
Suma kalorii:11881 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:42.39 km i 2h 27m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 55.06
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:28
ze średnią: 22.32 km/h
Maksiu jechał: 39.70 km/h
temperatura: 4.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 398 m
kalorie: 1751 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Długość dźwięku...

Środa, 27 października 2010 · dodano: 27.10.2010 | Komentarze 2

~

Każdego dnia, wieczorem tracę przytomność i odzyskuję ją dopiero rano... trochę mnie to niepokoi, ale nie żeby jakoś szczególnie... ot czasem sobie o tym przypominam, tak jak o rozczochranych włosach.
Ale dziś doszedł do tego jeszcze problem okulistyczny. Stałem przed lustrem, patrzyłem sobie prosto w oczy i... nie zauważyłem, żebym mrugał.
Zaniepokoiłem się nie na żarty.



Pojechałem tędy. Oraz tędy.
Pojechałem do znajomych specjalistek od usprawniania niesprawności wszelakich.
Wkręciłem się bez kolejki.
Gondolowej.



Specjalistki jakimiś magicznymi przyrządami ustaliły, że mam jedną nogę krótszą.
Ale to jeszcze małe miki. One ustaliły, że ta druga jest dłuższa... ta wiadomość była dla mnie nie do zniesienia. W związku z tym nie zniosłem jej.
To, co widać na obrazku powyżej, to proces wydłużania kończyny, dość bolesny... mam nadzieję, że nie cierpiałem nadaremno i wydłuży mi się ta krótsza noga.
Bo to się okaże za jakiś czas.
Kolejne pomiary spowodowały u mnie czarną rozpacz. W przeciwieństwie do żółtej rozpaczy, czarna jest naprawdę rozpaczliwa.
Powodem był kolejny pomiar. Wykazał on, że nogi mam dłuższe niż ręce.
Nie wiem czy sobie z tym poradzę. Będę się starał...



Kolejnym więc krokiem było wydłużanie rąk. Jak widać... także bolało. Szczególnie, że te kable trzeba podłączyć do mięśni, do środka, nacina się skórę i wbija taką metalową końcówkę w mięso... po tej końcówce płynie prąd.
Przyjemności, co nie miara...



Ale... były też miłe akcenty. Jak widać, to nie był zły dotyk oraz teraz już wiecie, co oznacza termin "patrzyć się na mnie, jak w jakiś obrazek"... Martyna użyła tych słów w kawałku o domach z betonu i trochę tańczyłam... ale któż o tym pamięta?



Powróciłem bakdohom tędy. Wziąłem prysznic, następnie go zwróciłem, wytarłem swe młode ciało i dokonałem pomiarów.
Nogi oraz kończyny górne są mniej więcej równe.


Gdyby bóg nie istniał, trzeba by go wymyślić.


~

w sumie...
ukręciłem: 55.51
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:59
ze średnią: 18.61 km/h
Maksiu jechał: 39.40 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 295 m
kalorie: 1779 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Mardi Gras

Sobota, 23 października 2010 · dodano: 24.10.2010 | Komentarze 1

~

Otrzymałem pocztą emaliowaną zaproszenie na papierze pachnącym. Tyczyło ono zakończenia. Nie było napisane, co będzie miało swój niechlubny koniec...
Powodowany ciekawością, jako jedną z przyczyn do mego piekłowstąpienia, przygładziłem włos siwy na swej skroni i udałem się na miejsce wskazane w zaproszeniu.



Ku zdziwieniu, ale także i radości napotkałem tamże, prócz wielu innych zaproszonych, także i Prezesa, który jak all wiedzą, jest posiadaczem tytułu naczelnego orgazmatora.
Się dowiedziałem, że owo zakończenie tyczy sezonu. Ale nie znam szczegółów... czy chodziło o na leszcza, czy ogórkowego.
Tak czy siak... sezon zakończeń jest w pełni.
Księżyc takoż.





Prezes zarządzili the start i tym oto sposobem udaliśmy się grupowo w nieznane...



Ten Pan powyżej... poszdrafjam was śiśtkje Polakii, to cała historia jest. On nie dość, że zabija smoki (ciekaw jestem, co na to Villentretenmerth i jego dwie bodygardki), to ma bardzo intrygujących przyjaciół... a właściwie jednego, którego radzi bylibyśmy poznać. To Jack Daniels. Niestety, Janusz (bo takie imię tego zacnego męża) nie był uprzejmy zaprosić Jacka D. na wspólną z nami przejażdżkę.
W związku z tym następnym razem zaprosi dwóch. No chyba, że znów będzie udawał Greka. Albo Greczynkę.



Na wieść, że następnym razem istnieje prawdopodobieństwo spotkania dwóch Panów D. pod niektórymi aż nogi się ugięły i przysiedli sobie.
Z wrażenia.



Z racji tego, że atrakcji czekało nas co nie miara, a nawet co nie dwie miary... postanowiliśmy się sklonować. Grupowo. Inicjatywa spotkała się ze zrozumiałym zrozumieniem. Klony, jak widać na obrazku, są całkiem udane. Niektóre nawet bardziej udane niźli oryginały.



Niektórzy obalali stereotypy wszelakie, próbowali także obalić pomnik, ale okazało się, że sił brak...



The Prezesa nic nie mogło zaskoczyć... zaproponował, by brak sił zwalczyć enerdżydrinkiem, co też ochoczo czyniliśmy.



Byli i tacy, którzy dobrą energią postanowili podzielić się z innymi. Podzielanie owo odbywało się w sposób wielce zadawalający podzielających się.



Niektórych ennerdżydrink pobudził do dziwnych zachowań oraz spowodował słowotok pełen opowieści dziwnej treści....



Jeszcze inni po jego zażyciu byli niesłychanie zdziwieni... owo zdziwienie ma ich opuścić w okolicy świąt. Tych z zającem, nie z choinką.

Zakończenie zakończyło się pełnym sukcesem. Oczekuję zaproszeń na kolejne... mam nadzieję, że moja zacna ątroba jakoś to wytrzyma.



Jego niesamowite, jarzące się czerwienią oczy hipnotyzują, sprawiają, że ofiara nie jest w stanie uciec. Ma półtora metra wzrostu, ostre kły, trójpalczaste kończyny i długi, ostry niczym sztylet, język.
Wbija go w ciało ofiary, najczęściej w wątrobę, a następnie wysysa krew. Jego usta są równie czerwone i równie płonące jak oczy. Na jego ciemnej skórze, na plecach, maleńkie wirujące bez ustanku skrzydełka zmieniają barwę i fosforyzują, tworzą przedziwny kontrast z ohydnym zapachem, jaki wydziela oddychjąc.
Dźwięk poruszających się z ogromną prędkością skrzydeł, wciąż zmieniające się kolory aury, która go otacza i blask oczu, powodują, że ofiara stoi jak zahipnotyzowana, czekając na śmierć.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 55.55
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:37
ze średnią: 21.23 km/h
Maksiu jechał: 42.80 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 162 ( 83%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 189 m
kalorie: 1932 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Uptown girl

Środa, 13 października 2010 · dodano: 13.10.2010 | Komentarze 2

~

W związku z pękniętym kolanem prawym oraz nadchodzącą nieuchronnie wiosną, nie pozostało mi nic innego, jak tylko zawieźć kolano do naprawy. Warsztat znajduje się około mnóstwo kilometrów stąd... więc oczywistym jest, że nie pojechałem tam karem, bo i po co, jeśli mogłem kręcić i syczeć z bólu... wszak bez bólu to każdy potrafi :) Poza tym nie histeryzujmy, jest on taki sobie oraz mądrale mówią, że ból uszlachetnia. Postanowiłem więc zostać szlachcicem.



Początkowo jechałem znanym już szlakiem, by po chwili skręcić w kierunku jesieni.



Gdy już przybyłem, silne ręce mechaniczek wciągneły mnie na kanał, podłączyły jakieś magiczne kable, oraz przystąpiły do remontu...





Po remoncie dowiedziałem się, że to było preludium li tylko... naprawa potrwa stąd do roku 2011. No dobrze, że nie do końca świata w 2012.

Po powzięciu tej informacji długo nie mogłem dojść do siebie. Gdy już doszedłem (czasem mi się udaje), to zrobiło się ciemno.





Drogą kupna nabyłem w kiosku na rogu lampkę, bo akurat była promocja... lampka mogłaby świecić mocniej...
Powróciłem bak do hom... oraz zjadłem dwie kanapkę z rzodkiewką.


- Pański pies, kapitanie.
- Podczas nalotu?
- Nie, przejechał go samochód.

Czas dwóch słońc.

~

w sumie...
ukręciłem: 3.82
km
w terenie: 3.82 km
trwało to: 00:31
ze średnią: 7.39 km/h
Maksiu jechał: 25.90 km/h
temperatura: 4.0
tętno Maksa: 183 ( 94%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 378 m
kalorie: 463 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

ITBS

Niedziela, 10 października 2010 · dodano: 11.10.2010 | Komentarze 2

~

Rankiem dnia siódmego udaliśmy się w pobliskie góry oraz lasy. Zamontowaliśmy koszyki na kierownicach, bo planowaliśmy powolutku sobie pojeździć oraz nazbierać grzybów kilka. Właściwie to grzybków, co na nie mówią, że są halucynogenne... bo odkąd zamknęli nam na dzielnicy sklep z dopalaczami, to jakoś tak mało zabawnie się porobiło...



Rozglądając się za owymi grzybkami, natrafiliśmy na taki oto drogowskaz... nie bardzo wiedzieliśmy, kto on jest ten Uphill, więc podążyliśmy za strzałką...



Dotarliśmy do jakiegoś schroniska... gdzie dopadli nas nawiedzeni kolesie z obłędem w oczach, przebrali nas w obcisłe i kazali się ściagać.
Pod górę.
Se wyobrażacie? Jacyś normalni inaczej... pod górę?!?!
Ale cóż było robić, lepiej nie ryzykować... nie wiadomo, kiedy taki pacjent żartuje... odmówimy, a później będzie bolało...



Okazało się, że oni zmusili także innych. Na ten przykład, na obrazku powyżej jedzie sobie niejaka Anna S., co ona jest czołówka kolarzowców damskich w tym kraju. Dużo z nią nie przegrałem... raptem dziesięć minut.
Znakiem tego, dobry jestem i może zapiszę się do jakiegoś klubu wyścigowców rowerowych.
Damskich ofkoz.



Gdy już po wielu godzinach dotarliśmy na szczyt, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z misiem... bo zawsze, będąc w górach, należ zrobić sobie zdjęcie z misiem.
Miś stoi siódmy od lewej.

Zjechaliśmy na dół... i odnieśliśmy wrażenie, że dziwnie zachowujący się ludzie zostali w niejasny sposób rozmnożeni...




Niektórzy chowali się za wazonami...




Inni podróżowali w dziwaczny sposób...




A jeszcze inni są po zabiegu wydłużenia sobie kończyn dolnych...




Nagrodą główną, w tym wyścigowaniu się pod górkę, był samochód wieloosobowy przystosowany do transportu wielu bików.


I nie żebym się tłumaczył, ale spsóło mi się kolano. To, które dwa lata temu już się raz spsóło, ale Monika je naprawiła.
Jeśli jesteście stąd, a macie do naprawienia kolano albo inne części ciała, do których jesteście przywiązani, to polecam - Centrum Synergia - tam naprawdę wiedzą jak to się robi i robią to znakomicie.
Spsócie się kolana, które mnie spotkało, opisał mistrz Paweł - to właśnie owo tajemnicze ITBS w tytule. Poczytajcie, bo to często spotykana dolegliwość u kolarzowców, a niewielu ortopedów potrafi ją rozpoznać.


Pewnego dnia rozszarpię Cię na kawałki...
Shine on you crazy diamond...

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig


w sumie...
ukręciłem: 7.31
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:14
ze średnią: 31.33 km/h
Maksiu jechał: 54.10 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 192 ( 99%)
tętno średnie: 187 ( 96%)
w górę: 26 m
kalorie: 268 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Prawie cztery siódemki

Sobota, 9 października 2010 · dodano: 09.10.2010 | Komentarze 0

~

Bo miało być siedem tysięcy siedemset siedemdziesiąt siedem metrów. Taki ścig, tak się nazywa... 7777. Ale jakoś orgazmatorom spsóła się linijka i wyszło jakby mniej tych metrów...
Oraz miały być wyniki opublikowane, nagrody wręczone i takie tam inne dyplomy, ale się spsół agregat, co wytwarza napięcie zmienne i wyniki będą jak orgazamator zapłaci abonament za prąd...
Miało być też losowanie gadżetów i innych breloczków, ale... nie było z powodu, że się nie odbyło i orgazmator wylosuje w domu wśród członków swojej rodziny...
Ale co tam... są przecież na tym łez padole poważniejsze problemy... na przykład nikt do dziś nie wie kto wrobił królika Rodżera.



Okazało się, że rzecznikiem prasowym orgazmatora jest mistrzyni drugiego planu (vide dwa wpisy egotemu).
Cała wina spada więc na nią. I już.





Stawiliśmy się w mocnym składzie z zamiarem wygrania klasyfikacji rodzinnej, ale... wspominałem już, że orgazmator rozbawił nas do łez?
A jutro... będzie ścig w Wiśle, na Stożek do góry w sensie (po co nie w dół?... byłoby łatwiej).
No zobaczymy, czy orgazmator w ogóle się zjawi...





Niektórzy, zamiast grzecznie stanąć z boku i czekać na napoczęcie zawodów, to jeździli wteiwewte bez sensu, mówiąc że się rozgrzewają... jak było im chłodno, to mogli sobie zostać w domu.







Nie obyło się bez pewnych sensacji... dwie zawodniczki z naszej Rodziny Radia Maryja (widoczne na obrazkach powyżej) były gonione w celu napastowania oraz dokonania czynów lubieżnych tudzież zmuszenia do poddania się innym czynnościom seksualnym... przez jakiegoś pacjenta przebraego za Świadka Jehowy... udało się sfotografować owego osobnika, oto on:







Zawodniczki zeznały, że napastowiec ich nie dogonił i w związku z tym nie napastował... ale mam pewne wątpliwości.
Proszę spojrzeć na oczy jednej z nich... nie żebym coś, broń mnie ręka od Boska, sugerował, ale wspomniane hipotetyczne napastywanie w zestawieniu z owym wyrazem oczu... hmm...





Zbierasz wokół siebie ludzi inteligentnych, o specyficznym charakterze, do tego głupsze acz ciągle wspaniałe kobiety, a sam nie jesteś lubiany przez takich jak ja i mi podobnych - z wzajemnością. Ty - to już wyższy poziom wyrafinowanego cynizmu, ja ciągle jestem na starcie. Małą część problemów życiowych wypełniasz tą ironia i wielkim sercem najbliższych, kiedy już kogoś polubisz, to całą duszą, wtedy dopuszczasz go blisko siebie. Takich małych zarozumialców jak ja - depczesz i zabierasz im zabawki.

~

w sumie...
ukręciłem: 51.83
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 03:57
ze średnią: 13.12 km/h
Maksiu jechał: 65.60 km/h
temperatura: 4.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 154 ( 79%)
w górę: 1491 m
kalorie: 2719 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

The end of koniec w Karpaczu

Czwartek, 7 października 2010 · dodano: 07.10.2010 | Komentarze 1

~

Niedzielnego poranka, dzień po lajtowej świeradowskiej wycieczce, otwarliśmy oczy swe śliczne. Po leniwym przeciąganiu zjedliśmy około półtorej jogurtu na twarz, włączyliśmy telewizor...
Okazało się, że od kilkudziesięciu minet nadają w kółko ważny komunikat... a mianowicie, że mamy się stawić w Karpaczu na boisku, bo ponieważ bez nas nie dadzą rady zakończyć.
Sezonu.
Cóż... niechętnie, bo niechętnie, ale pojechaliśmy... w końcu takie mamy kontrakty, po sześć tysięcy za start... jakoś głupio było odmówić.



Wystartowaliśmy.
Powoli, bardzo powoli... w końcu za sześć koła szelestów nie będziemy się napinać...



Jak pewnie się domyślacie, nie bez wpływu na nasze postawy miało wczorajsze obcowanie z ludźmi o dziwnych wyrazach twarzy oraz niepokojących zapachach.





Po szybkim dotarciu do mety piliśmy z różnych naczyń i w różnych pozycjach, weseliliśmy się, stawaliśmy sobie na podium oraz spotykaliśmy się (po raz drugi w ciągu kilkunastu godzin) z Majką...









Co ciekawe... Majka, okazało się, jakaś taka nienasycoana w tym swoim rysowaniu jest... dorwała kawałek kartki i namalowała nam całą swoją historię od przedszkola do nał, w formie komiksu. Całkiem nawet nieźle dość bardzo ładnie Jej to wyszło, ma dziewczę talent... i ponoć na rowerze też potrafi jeździć...

Wszyscy, mniej więcej w tym miejscu, silą się na podsumowanie sezonu.
Jak znajdę na jakimś blogu czyjeś intrygujące podsumowanie, to obiecuję że je tu wkleję...


Nie boisz się, że przedawkujemy rzeczywistość?

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 67.67
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 04:26
ze średnią: 15.26 km/h
Maksiu jechał: 64.20 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 161 ( 83%)
w górę: 1683 m
kalorie: 2969 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Ministerstwo dziwnych kroków...

Sobota, 2 października 2010 · dodano: 06.10.2010 | Komentarze 7

~

Najsamprzód, jak mawiają starożytni Eskimosi, namówiliśmy się w Świeradowie. Plan, jak zwykle był chytry... wymyśliliśmy sobie, że w sobotę rano wybierzemy się na niedzielną przejażdżkę.
Niestety, organizator ścigu zepsuł nam całą frajdę, bo pod koniec trasy wymyślił sobie jakieś zjazdy po kamieniach, z odrobiną błota oraz wrogo nastawionymi choinkami...

Ale po kolei...
Impreza rozpoczęła się od konkursu na mistrza drugiego planu.
Mistrzynią została Beata z zaprzyjaźnionego teamu:



Po wręczeniu nagrody przez Ministra Dziwnych Kroków i Wyrazów Twarzy,
wystartowaliśmy do przedostatniego wyścigu w tym sezonie.



Jak widać na załączonym obrazku, atmosfera dziwnych zachowań była uprzejma nas nie opuszczać.



Obrazek powyżej jest jakiś dziwny... wyraz twarzy mam na nim mniej więcej zwykły oraz kroki także stawiam standardowe... ale pewnikiem to matryca w aparacie się spsóła i tak jakoś krzywo wyszedł ten obrazek. Obiecuję to naprawić.
W tym miejscu pozwolę sobie wyjaśnić wspomnianą wrogość tambylczych choinek...
Kilkadziesiąt metrów wstecz jechałem jeszcze z Małgośka_Mówią_Mi z zaprzyjaźnionego oczywiście teamu. Był to fragment złośliwie wybrany przez organizatora, pełen nierówności i kamienia. Zwany Starą Drogą Izerską.
Małgośka_Mówią_Mi pojechała lewą stroną, ja prawą... i zaatakowała mnie choinka...
Przez siedemnaście mgnień oka udawałem bombkę, po czym spadłem i pojechałem dalej.
Małgośki już nie doszedłem. Ale plotka mówi, że doszła sobie sama.



Na mecie okazało się, że wspólnie z mistrzynią Eweliną zdobyliśmy okazały puchar za pierwsze miejsce. Dokładniej to Ewelina zdobyła, ale postawiła go sobie u mnie, w dużym pokoju, vis-à-vis kominka. Pracujemy nad tym, by mieć ze sobą więcej wspólnego niż tylko puchar. O postępach prac będziemy wspólnie informowali...



Wieczorową porą obyła się mała impreza organizowana przez organizatora. Na imprezie, co oczywiście widać, nadal prześladowani byliśmy przez agentów z Dziwnego Ministerstwa.

W pewnej chwili wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza i na tarasie spotkałem... Maję Mistrzynię Świata Włoszczowską.
Wymieniliśmy się pokemonami oraz numerami kart kredytowych. W pewnej chwili Majka zwierzyła mi się, że ma takie marzenie... bardzo by chciała napisać coś dla mnie. Zaproponowałem, że może jakiś epos w dwunastu częściach lub wiersz na stronic wiele, ale Maja zeznała, że jest zmęczona i wstępnie rozda mi autograf, a do eposu kiedyś powrócimy.
Wyjąłem z aparatu fotę, którą pstryknąłem na ścigu w Piechowicach, Majka w tym czasie rozpięła bluzę na piersiach, dobyła flamastra koloru słusznego i uczyniła, co obiecała...





- Dlaczego wróciłeś?
- Bo musi być ktoś, kto będzie zapalał świeczki na grobach tych, którzy uciekli.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM