Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:741.00 km (w terenie 520.00 km; 70.18%)
Czas w ruchu:50:11
Średnia prędkość:14.77 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:6914 m
Maks. tętno maksymalne:193 (100 %)
Maks. tętno średnie:166 (86 %)
Suma kalorii:29038 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:49.40 km i 3h 20m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 12.31
km
w terenie: 11.00 km
trwało to: 01:15
ze średnią: 9.85 km/h
Maksiu jechał: 42.80 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 744 m
kalorie: 1069 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Großer Czantory-Berg

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 1

~





A tymczasem... wystartował Mongolia Bike Challenge.

Zobaczcie cudnej urody film z edycji 2011.



Bóg Starego Testamentu jest prawdopodobnie najmniej przyjazną postacią całej literatury pięknej: zazdrosny i dumny z tej zazdrości; małostkowy, niesprawiedliwy, nie znający przebaczenia pedant; roszczeniowy, krwiopijczy zwolennik czystek etnicznych; mizoginiczny, homofobiczny, rasistowski, mordujący dzieci, ludzi w ogóle, czy też synów w szczególności, zsyłający plagi, megalomański, sadomasochistyczny, kapryśnie manifestujący brak zrozumienia despota.

Ata­kowa­nie tak łat­we­go ce­lu nie byłoby fair.



~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig


w sumie...
ukręciłem: 43.97
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 01:46
ze średnią: 24.89 km/h
Maksiu jechał: 44.30 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 124 ( 64%)
w górę: 210 m
kalorie: 1987 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Sail

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 28.07.2012 | Komentarze 3

~

Jutro powinienem dzień święty święcić, ale z racji tego że opętał mnie diabeu, to syczę na święcone w każdej postaci.
Aby syku nieprzyjemnego oszczędzić świętobliwym ludkom, postanowiłem udać się precz daleko od nich.
Znaczy wezmę udział (i nie oddam) w uphillu z cyklu, co go lubię macz.

Filip zasugerował, że powinienem podczas tych zawodów posłuchać tego samego kawałka, który lubi Jeb.
Jeśli Fil tak mówi, to nie ma innej opcji, posłucham.



A swoją drogą, Jeb jest w szczęściarzem.
Nie skończy, jak wielu...



Zdawać by się mogło, że bohaterem jest każdy, komu udało się zrobić coś wyjątkowego, a najlepiej jeszcze, jak dużo gapiów mogło się temu przyglądać. Ale prawdziwym bohaterem jest ten, który pół życia boryka się z problemami dnia codziennego... wychowywaniem dzieci, gotowaniem obiadów, sprzątaniem i całą resztą zwykłej krzątaniny, która mało kogo omija. Łatwo jest ścisnąć półdupki na trzydzieści sekund i wywlec wrzeszczącego bachora z pożaru w sąsiednim mieszkaniu. Potem nawet przez kilka dni można pochodzić sobie w glorii sławy. Na pewno trudniej obcować z rozwrzeszczanym bachorem codziennie, przez 24 godziny na dobę, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok, lata całe, by na starość wylądować w zarobaczonym i śmierdzącym szczynami domu starców. To jest bohaterstwo.

~

w sumie...
ukręciłem: 77.84
km
w terenie: 20.00 km
trwało to: 03:05
ze średnią: 25.25 km/h
Maksiu jechał: 58.20 km/h
temperatura: 23.0
tętno Maksa: 134 ( 69%)
tętno średnie: 159 ( 82%)
w górę: 379 m
kalorie: 2689 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Owoc zakazany, czyli "Maraton z blatu 2.0"

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 4

~

Woda ze źródełka magicznego, którą wczoraj piłem okazała się być całkiem smaczna, a olśnienia, jakich za jej sprawą doznałem, nie pozwoliły mi zasnąć.
W związku z tym, dziś rano zjadłem jogurt z niewielką zawartością tłuszczu oraz wypiłem kakao.
Tak przygotowany udałem się przed siebie, przepełniony wiarą i nadzieją... na sen oraz w to, że być może natrafię ponownie na olśniewające mnie źródełko.
Nic z tego, podczas jazdy nie udało mi się zmrużyć oka. Do źródełka także jakoś nie trafiłem.
Ale nie ustanę w poszukiwaniach...

Nie wiem, czy to efekt zmęczenia, czy standardy zmieniają się w tempie, za którym starcy, tacy jak ja, już nie nadążają. Nagle ujrzałem...




Oraz... pięć księżyców temu ago ukazała się taka oto książka.
Po kilku dniach jej obecności na rynku stała się rzecz niesłychana. Pzkol dogadał się z Piątkiem Andrzejem. Niestety, nie w kwestii biletu na samolot do Londynu, a nawet nie sprawie, by wózek zwany MTB ciągnąć wspólnie oraz w jednym kierunku.
Oni dogadali się tylko w sprawie wspomnianej książki.



Ponoć zrobią wszystko, by wycofać tę pozycję z rynku wydawniczego. Z powodu, że ponieważ jeśli zbyt wiele kolarzystek to przeczyta, to flagowe postacie obu zwaśnionych ze sobą obozów mogą poczuć na plecach oddech nowych pretendentek do tytułów...

Macie więc niewiele czasu, by nabyć drogą kupna rzeczoną pozycję legalnie oraz za niewielkie pieniądze. Ja wziąłem całą zgrzewkę i niedługo będę rozprowadzał w drugim obiegu, w cenie znacznie bardziej szeleszczącej.

A tutaj możecie przeczytać sensacyjny, nigdzie wcześniej nie publikowany, tajny stenogram z przesłuchania Pawła Urbańczyka na okoliczność blatów i maratonów.



Jedną z zalet bycia kotem - poza posiadaniem dziewięciu żywotów - jest o wiele prostsza teologia.

~

w sumie...
ukręciłem: 75.03
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:05
ze średnią: 24.33 km/h
Maksiu jechał: 42.90 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 175 ( 90%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 331 m
kalorie: 2800 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Magiczne źródło a sprawa Mai Włoszczowskiej

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 14

~

Ostatnimi czasy tradycją stało się gubienie drogi oraz błądzenia. Nawet jeden facet w czarnej sukience powiedział "synu, błądzisz"... skąd wiedział oraz kto jest moim prawdziwym tatą?

Dzisiejsze błądzenie pociągnęło za sobą całą lawinę wydarzeń, a właściwie to bardziej refleksji.
W pewnej chwili dotarłem do miejsca, gdzie wytryskało (przepraszam za wyrażenia) magiczne źródełko.



Głos wewnętrzny nakazał, bym się napił. Zawsze się go słucham, więc łyknąłem.
Taki jeden koleś, wiele lat temu doznał olśnienia w wannie. Jako, że w pobliżu żadnej nie było, ja doznałem na stojąco.
Nie wiem, czy to za sprawą wody zaczerpniętej dopiero co, czy za sprawą świętej figurki bacznie mnie z góry obserwującej...

Tak czy siak, olśniło mnie, a w szczególności w kwestiach Mai Projekt Londyn Włoszczowskiej, Ryszarda Znakomitego Niegdyś Kolarza Szurkowskigo, Andrzeja Skrzywdzonego Przez Wszystkich Piątka oraz Macieja (przepraszam za wyrażenie) Redaktora Gawrona.

[przepraszam, ale będzie z domieszką powagi]

Szurkowski Ryszard, wczoraj w telewizorze, był uprzejmy zeznać, że powodem upadku, a co za tym idzie kontuzji Mai są błędy szkoleniowe. Oraz, że gdyby Majka nie siedziała w Livgno, lecz startowała w Kielcach czy innym Pacanowie, to nóżki by nie złamała.
Oczywiście, Panie Ryszardzie. Gdyby mój kolega nie pojechał autem do Sopotu, tylko do Starego Sącza, to żyłby do dziś. Bo ciężarówka staranowała jego auto nieopodal Sopotu właśnie. Zazdroszczę toku myslenia.

O ile pamiętam, we Włoszech siedzą jeszcze Ola Dawidowicz i Marek Konwa. Idąc tokiem przenikliwych myśli Pana Szurkowskiego, należy ich bezzwłocznie stamtąd ewakuować... bo połamią sobie nogi, albo jakieś inne obojczyki.

A może Pan Marek Galiński miał po prostu inną, być może nowatorską, koncepcję przygotowań do Igrzysk?
Ale teraz, gdy już wiadomo, że Majka nie pojedzie, każdy komu przyjdzie ochota, będzie walił w Pana Galińskiego, jak w bęben. Pan Szurkowski dał przykład.
Jakoś nie przypominam sobie, by po wypadku Mai w Australii, gdzie jak pamiętamy, porysowała sobie twarz, Pan Ryszard Znakomity Niegdyś Kolarz przyszedł to telewizora i opowiadał o błędach szkoleniowych Pana Piątka Pokrzywdzonego Andrzeja.
Ciekaw także jestem, czy gdyby Maja nie złamała nogi i wyjeździła medal, Pan Ryszard także opowiadałby o błędach szkoleniowca?

Ja to mało się znam na tym wszystkim, ale wydaje mi się, że Majka po prostu miała pecha. Każdy z nas robił fikołki niezliczoną ilość razy, pewnie Ona też. Większość tych przygód kończy się szlifami, siniakami i śmiechem. Ale czasem... niestety złamaniami. Pech Mai polega na tym, że spotkało ją to akurat w takim momencie.
Ot i cała tajemnica.

Panie Ryszardzie... jako sportowiec był Pan i nadal jest idolem oraz wzorem dla kilku pokoleń zawodników i kibiców. To podobnie jak Jan Awantura Tomaszewski... tyle, że On już swój kredyt wyczerpał.
Miło byłoby, gdyby Pan nie dociągnął do poziomu zacnego Pana Posła.


Wczoraj na Fejsbóku Pan Andrzej Pokrzywdzony Piątek zalinkował coś takiego...



Jak widać, bzdura ta ukazała się na stronce (aspirującej do miana portalu rowerowego), którą to stronkę dmucha, między innymi, Maciej Gawron, nazywając się przy okazji (przepraszam za wyrażenie) redaktorem. Równie dobrze mógłby napisać
"Do Londynu zamiast Włoszczowskiej jedzie Irena Szewińska".

Co z tego wynika?
Ano ludziska rozpowszechniają, komentują, ekscytują się... no bo jakże to tak? Oficjalne rezerwowe to Ania Szafraniec i Paula Gorycka... a tu nagle jedzie Magda Sadłecka? Skandal!
Owszem skandal. Tyle, że na miano skandalu zasługuje publikacja tej bzdury przez (za przeproszeniem) redaktora oraz rozpowszechnianie takiego gniota przez Andrzeja Skrzywdzonego Piątka.

Ludzie na mieście mówią, że (za przeproszeniem) redaktor Maciej wraz ze swoją stronką są tubą medialną Skrzywdzonego Andrzeja.
Zaglądając na stronkę aspirującą do miana portalu, i czytając teksty tyczące żenujących wojenek pomiędzy Panem Piątkiem a Pzkol, trudno oprzeć się wrażeniu, że coś na rzeczy być musi...
Panie (za przeproszeniem) redaktorze... proszę przyswoić definicję niezależności i obiektywizmu, a później wprowadzić je w czyn. Tymczasem to, co Pan nazywa portalem, jest zwykłą stronką robioną dla kilku znajomych i Pana Piątka.

Czasy są takie, że każdy kto się pokaże w jakimś serialu dla gospodyń wiejskich, mieni się gwiazdą. Tak samo w sieci, każdy kto nadmucha byle stronkę, na której wiesza pseudo newsy, nazywa się redaktorem.
Panie Gawron... gwiazdą to jest na przykład sir Thomas Sean Connery, a nie jakaś prawie anonimowa celebrytka z jakiegoś "M jak miłość" czy innego, never ending story, serialu.
Per analogiam... redaktorem to był śp. Janusz Atlas lub Tomasz Hopfer, a nie każdy, kto sobie powiesi w sieci kolorową stronę.

Publikując pod dyktando Pana Pokrzywdzonego Piątka, robi Pan Pauli niedźwiedzią przysługę... ponadto powinien Pan umieszczać na wstępie dopisek "Zawiera lokowanie produktu" lub "Tekst sponsorowany". No chyba, że ma Pan tych kilku czytelników, którzy to czytają, za skończonych idiotów.

Co do Pańskiej rzetelności (za przeproszeniem) dziennikarskiej oraz braku stronniczości, to powinien Pan aplikować do Gazety Polskiej oraz próbować stać się członkiem Komisji Pana Macierewicza. W tych dwóch ciałach aż kipi od obiektywizmu, nada się Pan.

Może Pan też wybrać bramkę numer dwa... spalić w cholerę cały ten realcycling (lub oddać komuś, kto się na tej robocie zna), odczekać ze dwa lata, przyswoić pewne standardy i zacząć od nowa.

Z powyższego wynikało by, że jestem przeciwny Pauli Goryckiej i Jej ewentualnemu występowi na Olimpiadzie.
Nie, a nawet bardzo nie. Ciężko pracowała i może być ewentualnie brana pod uwagę... tyle, że pierwszą rezerwową jest Ania.
Znając nasze realia, to histeria Pana Pokrzywdzonego Piątka może sprawić, że do Londynu pojedzie Paula... która nic tam nie wyjeździ.

Tekst powyższy jest swoistym wołaniem na puszczy... wołaniem o to, by zakończyć to pajacowanie, o to by domorośli redaktorzy zastanowili się nad sobą i zajęli się czymś, co potrafią robić, a byli znakomici sportowcy nie popadali w tomaszewizm.

Oraz pragnę oświadczyć, że to nie jest opiniotwórczy portal, lecz mój prywatny blog i mogę tu wypisywać, co mi ślina na palce przyniesie, mogę być do bólu stronniczy i mogę drzeć łacha ze wszystkiego, co się porusza lub nie.
W przeciwieństwie do Pana (za przeproszeniem) Redaktora Macieja, od którego nieliczni czytelnicy oczekują choć krztyny rzetelności.

Za chwilę załączę telewizor i... mam nadzieję nie oglądać tam Pana Ryszarda Znakomitego Niegdyś Kolarza Szurkowskigo, w zamian być może dowiem się, która z kolarzystek jedzie na IO.
Rzucę też okiem do Fejsbóka... i mam nadzieję nie oglądać tam linków Pana Pokrzywdzonego Piątka Andrzeja prowadzących do gniotów pióra Pana Macieja (przepraszam za wyrażenie) Redaktora Gawrona.

I jeszcze jedno olśnienie mnie olśniło... my, Polacy nie powinniśmy mieć wybitnych sportowców ani drużyn.
Nie jesteśmy gotowi na takie dary.




Zamilkł na krótką chwilę, w czasie której ocenił daremność stosowania sarkazmu w jego obecności. To tak, jakby obrzucać mury zamku bezami, mając nadzieję je zburzyć.

~

w sumie...
ukręciłem: 80.18
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:33
ze średnią: 22.59 km/h
Maksiu jechał: 40.23 km/h
temperatura: 10.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 380 m
kalorie: 2646 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Darowanemu koniowi...

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 7

~

...w zęby się nie zagląda. Ale pod nakrętkę? W czeluść butelki?

W jednej takiej książce z gatunku since-fictin napisane jest, że gdy na świat przyszedł mały ważniaczek, to królowie (czego królowie?) przyszli mu coś tam podarować. Pewnie coś, co w ich królestwach nie schodziło i zalegało w magazynach.
Po wczorajszym jechaniu pod górkę, dziś pojechałem w dół. Było zdecydowanie łatwiej.
No i napotkałem taki oto fakt. Co więcej... jest to fakt autentyczny.



I niby, to powiedzenie o końskich zębach takie jest mądre? Chyba lekko nie w porządku jest darować komuś pustą butelkę?
Bardzo się zdenerwowałem takim brakiem szacunku. Poziom mego zdenerwowania był tak wielki, że aż ogromny.
Jak powszechnie wiadomo, nie lubimy się z piwem oraz z Wielką Raczą. Raczy akurat nie było, więc z tych nerwów zamiast zamówić jogurt lub wodę niemoralną... zamówiłem piwo, a nawet dwa. Wypiłem jedno.
Komkórs... hó wypił drugie?



Dzisiejszą hecę sponsorowała literka P.
Jak zawsze zresztą.



Wiara, że is­tnieje bóg lub bo­gowie, wiara w Niebo, wiara, że Ma­ria nig­dy nie umarła, wiara, że Je­zus nie miał ziem­skiego oj­ca, wiara, że mod­litwy zos­tają spełnione, wiara, że wi­no za­mienia się w krew — żad­ne z tych prze­konań nie jest po­par­te do­woda­mi. A jed­nak wierzą w nie mi­liony ludzi. Być może jest tak dla­tego, że po­wie­dziano im, by w to wie­rzy­li, kiedy by­li tak ma­li, że wie­rzy­li we wszystko.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 11.80
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 01:03
ze średnią: 11.24 km/h
Maksiu jechał: 42.70 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 162 ( 83%)
w górę: 652 m
kalorie: 1222 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Óp Hyllowanie

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 0

~

Wybrałem się dziś w podróż zagraniczną oraz międzynarodową z powodu, że zawody były w jechaniu na rowerze. Zawody byli w Czechach, więc po czesku uphill się nazywali. Nie bardzo rozumiem obce słowa, w dodatku w obcym języku. W związku z tym, nie miałem pojęcia, że te zawody to polegają na jeździe pod górę... trochę to męczące. Jakbym wiedział, to bym sobie poszedł do kina, albo na spacer brzegiem rzeki.
Gdybym, gdybym...



No to jak już tam byłem, to wziąłem. Udział.
Wszyscy zawodnicy przejechali 10,7 km.
Ja przejechałem 11,8. Tym samym odniosłem pierwsze w tym miesiącu zwycięstwo moralne.
Nie jestem pewien, ale chyba na tych zawodach rozdawali punkty do kwalifikacji olimpijskich. Kilka zdobyłem.



Jeśli pożądacie zdobywać punkty do olimpiady, to jeszcze będą okazje. Nie jestem pewien, czy te następne zawody też będą pod górę, ale może się tak zdarzyć...





Dzieciom mu­zułmańskim mówi się in­ne rzeczy niż dzieciom chrześci­jańskim, a jed­ni i drudzy do­ras­tają święcie prze­kona­ni, że mają rację, a mylą się ci drudzy.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig


w sumie...
ukręciłem: 66.26
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 02:58
ze średnią: 22.33 km/h
Maksiu jechał: 4573.00 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 129 ( 66%)
w górę: 336 m
kalorie: 2192 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Zefram Cochrane

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 4

~

Wiele razy próbowałem pobić rekord prędkości (na biku ofkoz). Swój oraz prawdopodobnie świata. Jak pewnie się domyślacie, udawało się raczej średnio. A nawet wcale.
Ale nie zniechęcałem się, wszak należy mieć marzenia i wierzyć, że uda się je spełnić... choć z drugiej strony, gdy już się ziszczą, to jaki sens ma dalsze istnienie, gdy nie ma czegoś, co można nazwać celem?

Zostawmy jednak ten pseudofilozoficzny bełkot i powróćmy do ad remu, jak mawiają Eskimosi...
Dziś przed wyruszeniem na kolejną próbę bicia rekordu, wypiłem dwie butelki trunku, który smakiem i zapachem przypominał paliwo do tupolewa.



Dzisiejszy obrazek sponsorowała literka P (jak precel) oraz butelki Bamby.

Napiwszy się, zionąłem ogniem z paszczy (świadkowie oraz świadkowie jehowy mówią, że nie tylko) i ruszyłem.
Przyjęte paliwo dało znać o sobie.
Osiągnąłem czwartą prędkość warpową... zaledwie czwartą, a jest ich pzreciez dziesięć (przy czym dziesiąta jest nieskończona).

Oto dowód...



Jak wszyscy wiemy wynalazcą napędu warp jest doktor Zefram Cochrane. Pierwszy lot z prędkością warp odbył statek Phoenix w roku 2063.
Zdolność napędu do przekraczania prędkości światła wynika z tego, że statek generuje tzw. pole warp, czyli lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni. Przestrzeń zagęszcza się przed statkiem i rozciąga za nim, dzięki czemu statek pokonuje ogromne odległości, nie przekraczając prędkości światła. Można to porównać do deski surfingowej generującej swoją własną falę.

Takie zakrzywienie czasoprzestrzeni wymaga ogromnej energii. Sercem napędu warp jest tzw. rdzeń warp, w którym zachodzi kontrolowana reakcja antymaterii z materią, produkująca wysokoenergetyczną plazmę. Plazma ta jest następnie pompowana przez serię cewek warp zlokalizowanych w gondolach warp, w których mieści się mechanizm generujący pole warp.

Nie jest także żadną tajemnicą, że współczynnik warp wylicza się z poniższego wzoru.



Ja, zamiast tych wszystkich cewek i innych cudów, użyłem wspomnianych już napojów.
Ponoć producent zmodyfikował wzór na współczynnik warp i w ten sposób uzyskał tajemną recepturę, podług której zrobił te ekskluzywne napoje.
Jeżeli przymierzacie się do bicia oraz rekordów to mogę, ze niewielki pieniądz, załatwić jeszcze kilka galonów.
Decyduje kolejność zgłoszeń.



Dwaj ogrodnicy pragnęli wyhodować kwiat idealny. Jednemu się udało, drugi umarł szczęśliwy.

~

w sumie...
ukręciłem: 108.60
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 05:01
ze średnią: 21.65 km/h
Maksiu jechał: 55.50 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 133 ( 68%)
w górę: 712 m
kalorie: 3740 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Pierwsza teamowa pielgrzymka do góry świętej

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 2

~

Przedwczoraj, na cotygodniowym zebraniu aktywu temowego, przegłosowaliśmy uchwałę, mówiąca o tym, że należy się pomodlić. Ale nie byle jak i byle gdzie, lecz w skupieniu, w konkretnej intencji oraz w miejscu godnym.
Wybór padł na świętą górę.
Udaliśmy się.



Jest w drodze do miejsca świętego taka tablica, która ma większe branie, niż misie na Krupówkach w czasach świetności. Krupówek oraz misiów.
W niedzielę jest promocja, można pstryknąć obrazek za pół ceny.



Tuż przed celem naszej wędrówki, Czarna powzięła dziwne postanowienie... nie będzie się uśmiechać... jak widać, jest twarda.



W sensie, że raczej była... bo właśnie kilka minut temu zeznała, że już o owym postanowieniu zapomniała. Nie przypominajcie Jej, proszę.

Dotarliśmy.
W ramach przygotowania naszych ciał do wznoszenia modłów postanowiliśmy objeść się nieznacznie.

Niektórzy tworzyli kulinarne kompozycje, których nie powstydziłby się sam Paweł Loroch.
Wyra mianowicie postanowił zjeść loda z frytkami. Długie pobyty w Holandii są, jak widać, nieco szkodliwe... a zbyt częste robienie zakupów w tamtejszych sklepach czyni cuda.



Zamówić chcieliśmy racuchy, ale... okazało się że nie ma. Po krótkich negocjacjach dostaliśmy takie oto dania razy osiem.



Nadszedł czas dla ducha. Kroki swe skierowaliśmy w miejsce najmacz godne. Ale... jakoś zapomnieliśmy się namówić w jakiej dziś intencji zwrócimy się ku niebiosom.
Szybka wymiana pomysłów i uradziliśmy, że pomodlimy się za sukces Fica, który to nasz teamowy kupel, startował w Mazovia24h - jak sama nazwa wskazuje jest to ścig dwudziestoczterogodzinny.



Okazało się, że bozia nas lubi. Ficu wygrał deklasując rywali. W ciągu doby przejechał 658 kilometrów.
Gdy tylko dojdzie do siebie, to pewnie opisze ten start ze szczegółami.

[jeśli wydaje się Wam, że na blogu Czarnej są te same obrazki, to jesteście w mylnym błędzie, po prostu pstrykaliśmy razem, w tym samym czasie, tym samym aparatem oraz z tych samych miejsc]



Modlić się o coś tam, to jakby prosić, by prawa natury zostały na czas pewien zawieszone w interesie osobnika wnoszącego modły, który - jak sam przyznaje - nie jest tego godzien.

~

w sumie...
ukręciłem: 59.96
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:41
ze średnią: 22.35 km/h
Maksiu jechał: 37.70 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 127 ( 65%)
w górę: 315 m
kalorie: 2057 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Esmeralda Weatherwax

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 14.07.2012 | Komentarze 6

~

Środek lata to taki czas, gdy zapominamy, iż już całkiem niedługo zawita Zimistrz. Wypatrujcie go i bójcie się. Albo nie...











- Chyba jest coś na tym świecie, dla czego warto żyć?
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.


~

w sumie...
ukręciłem: 3.40
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 13:48
ze średnią: 0.25 km/h
Maksiu jechał: 28.20 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: (%)
tętno średnie: (%)
w górę: 16 m
kalorie: 151 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Czesław psuje

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 13.07.2012 | Komentarze 1

~

Namówiłem się dziś z przyjaciółmi oraz z przyjaciółkami z teamu, że pojeździmy sobie niespiesznie oraz ulicami śląskich miast.
Spotkaliśmy się nieopodal siemianowickiego Rynku. Wymieniliśmy uprzejmości z włodarzami tego grodu, popozowaliśmy do pamiątkowego obrazka...



...i ruszyliśmy przed siebie, tuż za naszym samochodem, co on nas pilotował.





Ale...
Okazało się, że niejaki Czesław L. dysponuje całym stadem samochodów i to takich, co nasz się lekko przestraszył...





Po co wspomniany Czesław wyparł nas z ulic naszej aglomeracji?
Ano po to, żeby jego koledzy mogli sobie pojeździć po ulicach...





W obliczu tak licznych oddziałów wroga nasza ekipa ewakuowała się na z góry upatrzone pozycje...



Dotarliśmy na wspomniane pozycje i stamtąd złorzeczyliśmy i wygrażaliśmy Czesiowi.



Oj Czesław, Czesław... nie dość, że psujesz polskie MTB, to jeszcze masz czelność wyganiać uczciwych kolarzowców z ulic ich rodzimych miast.
Nieładnie i mało elegancko. Się popraw, bardzo Cię proszę.


Oraz korzystając z okazji, że jestem na wizji... drogi Krzysiu, pewnie nie zauważyłeś, ale kolarzowcy i kolarzowiczki są ludźmi bardzo Ci bliskimi. Golą nogi i nie tylko, pielęgnują swe ciała, dbają o nie, usuwają nadmiar tłuszczu (acz może metodami bardziej zbliżonymi do naturalnych), ubierają się w obcisłe oraz prowadzą tryb życia, który nie jest Ci obcy.
Uważam, że powinieneś przełamać swą nieśmiałość i zbliżyć się do naszego środowiska. Poproś Aśkę, może zabierze Cię na jakiś ścig, nie pożałujesz.


Wielu złych, a nawet najgorszych czynów na tym świecie dokonują ludzie, którzy szczerze wierzą, że robią to, co najlepsze; zwłaszcza, gdy w sprawę wmieszany jest jakiś bóg.

~
Kategoria Ekipą