Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:329.37 km (w terenie 216.30 km; 65.67%)
Czas w ruchu:18:51
Średnia prędkość:17.47 km/h
Maksymalna prędkość:54.20 km/h
Suma podjazdów:4894 m
Maks. tętno maksymalne:190 (98 %)
Maks. tętno średnie:170 (88 %)
Suma kalorii:10870 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:41.17 km i 2h 21m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 51.80
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:13
ze średnią: 9.93 km/h
Maksiu jechał: 50.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 160 ( 82%)
w górę: 1868 m
kalorie: 2059 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

We were all equal in the end

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 12




Karpaczjo.... 
O tym ścigu, od lat wielu, krążą dziwne opowieści. To ponoć tutaj właśnie można oddzielić mountainbikerów od posiadaczy rowerów góralskich i takie tam inne... mało się na tym znam, ale zapachu magii i innej siarki nie sposób było zignorować.






Taka magiczna sytuacja...
Pierwszy raz zamierzałem zaprosić na trasę lepejfona. To z powodu, że jechałem na wyklepanej przerzutce, jeśli miała by się rozsypać, zamierzałem wezywać śmigłowiec ratunkowy alboco.
Dwie minety do startu, sektory zamknięte, poprawiam zamek w koszulce. Suwak został w mej aksamitnej i nad wyraz wypielęgnowanej dłoni. Mam wybór... jechać na batmana, albo nie jechać. Mówię do Darka "Pierdolę nie jadę"... Darek na to "To nie Piwniczna, biegnij, Lola, biegnij. Poczekam na ciebie".
Przeskakuję w stylu prezydęckim przez barierki i biegnę ku autu, co ono na szczęście czeka tuż... zarzucam na swe zacne plecy wdzianko zastępcze (co skutkuje około mnóstwem pytań podczas ścigu o powody dla jakich jadę inko oraz gniotto... niektórzy wieszczą, że wypierdolono mnie z GTA. Za całokształt). Przeładowuję z kieszni all szminki i inne niezbędne drobiazgi... o lepiejfonie oczywiście zapomniałem. Nie będę miał jak zadzwonić do helikoptera.
Start, a ja poza sektorem, Darek czeka. Przeskakuję, przedzieram się przez startujących, no bo akurat złoma mam po drugiej stronie sektora. Jedziemy, z niewielkim poślizgiem.





Ktoś dawno temu, na potrzeby banków krwi, ukuł powiedzenie o mrożeniu owej krwi jeszcze na poziomie żył. Powiedzenie trafiło na podatny grunt i stało się dość popularne pośród gawiedzi.
Po kilku takich więc chwilach, mrożących krew w żyłach, dochodzą nas Czarna i Lucy. Przed końcem asfaltowego podjazdu krew się nam delikatnie rozmraża i nieznacznie odjeżdżamy naszym faworytkom... nie na długo. Pojawia się jakaś tam mała zmarszczka i kilka metrów zjazdu. Na zjeździe Czarna łyka Darka, musi szybko, bo Darek nie zauważa i przez pół ścigu upiera się, że to jakaś ściema. Po mecie docieramy do nagrań, odtwarzamy w zwolnionym tempie i okazuje się, że Darek jest starszy od węgla... wiele szczegółów umyka Jego uwadze.
Rozwój wydarzeń pokazuje, że i ja mam niski pesel... dla odmiany nie zauważam momentu, w którym Darek mi odjeżdża. Jestem przekonany, że jestem przed Nim.... czyli dylemat mam oraz moralny. Zaczekać czy jechać? Darek czekał na mnie w sektorze, gdy się przebierałem...
Wygrywa silne poczucie koleżeństwa -  jadę.









Po kilku kolejnych zmarszczkach zarzucam okiem na pobocze... i co ja pacze? Darek remontuje złoma. Zaparkowałem obok i remontowaliśmy wspólnie. W połowie remontu, nadal po koleżeńsku, odjechałem, Darek doremontował solo. 
Nastał długo wyczekiwany i magiczny czas...
Czas fikołków.
Zrobiłem ich o kilka więcej niż zakładałem, a zakładałem maksymalnie trzy. Po piątym obśmiałem się z tych rachunków... skończyłem na dziewięciu, w tym dwóch konkretnych.
Trochę złom się pogiął, trochę ja.
Darek doszedł mnie tuż przed finałowymi agrafkami. Pierwszą zrobiliśmy, na drugiej poleciałem. Jeszcze w powietrzu, tuż przed lądowaniem, przypomniał mi się jeden z dialogów Terrego...

– Czy to ten moment, kiedy całe moje życie przesuwa mi się przed oczami?
NIE, TEN MOMENT BYŁ PRZED CHWILĄ.
– Kiedy?
TO MOMENT, rzekł Śmierć, POMIĘDZY PAŃSKIMI NARODZINAMI A PAŃSKIM ZGONEM.




Darek, na widok fikołka, obśmiał się do łez, po czym włączył panikatora... ostatnią agrafkę grzecznie zeszliśmy. 
Przed metą poczekał na mnie i wjechaliśmy razem oraz triumfalnie, déjà vu takie.
Po kresce okazało się, że objechała nas także Aśka Na Wspólnej Jabłczyńska. No, w końcu... bo niepokoiłem się, że mogła zapomnieć.

Tak, czy siak... już tęsknie ze kolejnym Karpaczjo. To jedyny taki ścig w tej części Europy.






Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek

~


w sumie...
ukręciłem: 68.30
km
w terenie: 63.00 km
trwało to: 03:12
ze średnią: 21.34 km/h
Maksiu jechał: 35.60 km/h
temperatura: 26.0
tętno Maksa: 190 ( 98%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: 263 m
kalorie: 1828 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Łen is hir trz

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 2

~

Przychodzi wieczorem, niezapowiedziany, niezakłopotany. Tak po prostu, a przecież mógłby mnie nie zastać. Pachnie skórą, zdejmuje płaszcz, kładzie na stole paczkę papierosów i wyłączony telefon komórkowy. Nie wiem, ile jest w paczce papierosów, nie wiem na jak długo mu wystarczy, nie wiem czy zostanie do rana i nie wiem czy ten wyłączony telefon nie zadzwoni. Rozsiada się z bezczelnym strachem w fotelu i żongluje kolorowymi światłami pod sufitem, rozśmiesza mnie, jest taki dziecinny. Lubię go, zanim przyjdzie, a gdy już jest to lubię go mniej. Och, kochany, tak mi przykro, że opada ci ręka, gdy ją do mnie wyciągasz, zawsze ci opadała. Przecież ci nie pomogę, jestem małą dziewczynką. I co tak patrzysz? Chciałbyś mnie, mojej muzyki, żebym ci zupę ugotowała? Spotykam go w antykwariacie, mówi do mnie Justyna i patrzy, jakby właśnie wrócił z siedemnastoletnich wczasów na bezludnej wyspie, pełnej japońskich turystów. A imię moje jest zupełnie inne, więc po co tak mówi? Dziwny taki jest. Latem powiedział, że pokocha mnie zimą, a zimą narzekał, że mu źle. Je jedną ręką, pociąga nosem i wystaje mu podkoszulek spod swetra. Po co on to na siebie nakłada? Kiedyś widziałam go rano pijanego w spożywczym na sąsiedniej ulicy, kupował bułkę i kefir, był nieogolony i śmierdział. Chciał mnie pocałować, ale się potknął, odsunęłam się i leżał u mych stóp. Zamyśliłam się wtedy i uciekł mi autobus. Nic od niego nie chcę, tylko spędzić z nim kilka lat, ale nie wiem czy chrapie. Kiedyś wszedł w ubraniu do wanny. Powiedział, że trzeba często myć zęby i mieć marzenia. Czyta mi czasem bajki na dobranoc, czyta po ciemku, a gdy zasypiam, to sobie idzie. Śpi w pokoju obok, na kanapie. Raz płakał, a gdy już rozmazał sobie makijaż, to zapytał dlaczego nie pytam czemu płacze. A ja wiedziałam. On zawsze płacze, gdy przypomni mu się Mały Książę. Raz przyniósł starą winylową płytę, powiedział, że to jego ulubiona i nie wierzył, że nie mam gramofonu. No to zaśpiewam ci to, co jest na tej płycie, tak powiedział. Ale nie umie śpiewać, śmiałam się, a jemu było przykro. Siedzę czasem boso na balkonie i tęsknię za nim, on pewnie o tym wie i na przekór mi nie przychodzi. Mija popołudnie, mija jesień, a on znów pijany sypia na ławce w parku. Wlewa w siebie tanie wino, pali niedopałki, które wyciąga z kosza na śmieci i ma szalenie krótkie odciski palców. Mówi, że nie jest po to, by spełniać moje marzenia. Ostatniej nocy, pośród innych nieprzyjemnych snów, śniło mi się, że przyniósł mi na urodziny łyżwy. Były używane i chyba za małe. Nie wiem, bo nie przymierzyłam. We wtorek powiedział, że śnił mu się poniedziałek, a morze miało wtedy kształt kurtyny w teatrze. Lubię, gdy zamyka oczy, lekko otwiera usta i wyobraża sobie życie ze mną. Marzy, że kupimy sobie psa i będziemy chodzić na spacery. Nosi w kieszeniach sznurek, scyzoryk i klucze od jakiegoś samochodu, które znalazł trzy lata temu. Jest dumny z tych kluczy, a ja leżę na plaży, twarzą w piasku. Mówi, że miał w życiu tak wiele kobiet, że nie pamięta już ile. Czerwieni się przy tym i jąka, a gdy kiedyś zapytałam, jak lubi się kochać, to powiedział, że tak mocno i że z przytulaniem. Na dzień kobiet kupił mi niebieskie skarpetki i wodę kwiatową za kilka złotych. Zaprosił mnie wtedy do kina, kupił bilety w pierwszym rzędzie i usiadł z mojej prawej strony. Czasem gdzieś pracuje, budzi się rano, zawija w gazetę kanapki z pasztetem, czesze włosy i wychodzi. Kiedyś powiedział, że powinnam mieć papugę i wieczorem przyniósł akwarium z rybkami. Opowiada o Szkocji, choć nigdy tam nie był, ja udaję, że nie wiem, a on jest taki dumny, że może mi zaimponować. Jest taki nieposkładany, śmieszny czasem, a nawet żałosny. Patrzę na niego w chwilach, gdy on tego nie widzi, widzę jak się porusza, jak bierze do rąk różne przedmioty. Wtedy jest swobodny, naturalny taki. Jestem pewna, że ma w sobie tak wiele, tak dobrze byłoby się z nim kochać, ale nie wiem, czy chce mi się go poukładać, wychować, przerobić na takiego, który potrafiłby mi zawrócić w głowie. Położył mi przedwczoraj konwalie na poduszce. Wiem, że niedługo odejdzie i już nigdy go nie spotkam, ale potrafię się nie martwić.


Obrazek zawiera.
Przeżótek, jak na wyklepany, działa. Przyzwoicie, a nawet Nawarony.

Umm... nic nie jarałem hyh.



Miał trzy lata, gdy pewnej nocy obudził go krzyk matki. Płakał i zasłaniał oczy, bo nie chciał widzieć jak ojciec ją bije. Zmęczony zasnął. Rano nie zrobiła mu śniadania.
Po dwóch dniach ją zakopali.
Outside the Wall


~


w sumie...
ukręciłem: 17.00
km
w terenie: 15.00 km
trwało to: 00:49
ze średnią: 20.82 km/h
Maksiu jechał: 38.20 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 619 m
kalorie: 619 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Maria Awaria

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 10

~





w sumie...
ukręciłem: 65.58
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:24
ze średnią: 27.32 km/h
Maksiu jechał: 48.80 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 141 ( 73%)
w górę: 283 m
kalorie: 2231 kcal
w towarzystwie:

Cyklokarpaty - Wojnicz

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 0

~

I rzekł Pan do Noego: Wnijdź ty i wszystek dom twój do korabia; bom cię widział sprawiedliwym przed obliczem mojem w narodzie tym.
Z każdego bydlęcia czystego weźmiesz z sobą siedmioro a siedmioro, samca i samicę jego; ale z zwierząt nieczystych po dwojgu, samca i samicę jego.
Także z ptastwa niebieskiego siedmioro a siedmioro, samca i samicę, aby żywe zachowane było nasienie na wszystkiej ziemi.
Albowiem jeszcze po siedmiu dniach spuszczę deszcz na ziemię, przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy, i wygładzę wszystko stworzenie, którem uczynił, z oblicza ziemi.
Uczynił tedy Noe według wszystkiego, jako mu był Pan rozkazał.
A Noemu było sześć set lat, gdy przyszedł potop wód na ziemię.

Niebawem się okazało, że potop zawitał tedy i do Wojnicza (mocno grzeszne musi być to sioło), cośmy się w nim ścigać mieli. Dnia szóstego, czyli wczoraj, obawiając się gniewu Pana, oraz ze strachu przed potopem, orgazmator wojnickiego ścigania rozesłał do grzeszników krótkie wiadomości, że jakoby maraton odwołuje.

Jako, że moja niedowiara przeważa nad wiarą, wysłałem szpiegów z krainy deszczowców na trasę... 
Po kilku chwilach otrzymałem raport obrazkowy.

[fot. Marcin Bialik]

[fot. Marcin Bialik]

[fot. Marcin Bialik]

Jak widać, tragedii nie ma i wojniczanie arkę niepotrzebnie z desek pozbijali. Teraz w Wojniczu są kolejki do wychodków...
Większość zawodników odpuściło i nie pojechali na ścig. Ale my byliśmy czujni. W najmocniejszym z możliwych składów stawiliśmy się na starcie. 

Trasa była trudna, a miejscami szalenie trudna, ale nie odpuszczaliśmy...



Po pierwszych dwunastu kilometrach uformowaliśmy ucieczkę. Pracowaliśmy mocno oraz dla odmiany bardzo mocno, powiększając przewagę. 



W pewnej chwili dostaliśmy wiadomość od naszych szpiegów, że mamy około dwudziestu siedmiu minut przewagi nad grupą pościgową i ponad czterdzieści nad peletonem. Do mety pozostało sześć kilometrów.
Mogliśmy pozwolić sobie na to, by trochę odpuścić, zwycięstwo mieliśmy w kieszeni.
Tylnej.



W tempie iście wycieczkowym oraz triumfalnie wjechaliśmy na metę. Witały nas tłumy piszczących fanek ubranych w topless. Zajęlimy pierwsze miejsca open oraz we wszystkich możliwych kategoriach także. 
W nagrodę mogliśmy zrobić rozjazd na leżąco.... 
Namówiliśmy się, że poczynimy jeszcze jeden zajazd na Cyklokarpaty,bo spodobało nam się tamtejsze pudło.




Oraz, a także w uznaniu naszych zasług, miejscowy zespół pieśni i tańca zaśpiewał dla nas całkiem miłą piochę.


To taka piocha z trochę przesłaniem... zespoły pieśni i tańca zazwyczaj coś tam wplatają pomiędzy wiersze.
Wsłuchajcie się.


Aaaaa, jeszcze słówko... gdybyście kiedyś byli spragnieni, to mam dla Was ściągę.





Bóg dal Ci wolną wolę, więc masz wybór. Albo będziesz go czcił, albo pójdziesz do piekła

~



w sumie...
ukręciłem: 28.39
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:07
ze średnią: 25.42 km/h
Maksiu jechał: 42.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 97 m
kalorie: 475 kcal
w towarzystwie:

Strefa - reaktywacja

Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 1

~

Pamiętacie ubiegłoroczne Strefy Zrzutu? No niezłe były. Raczej. Rok temu, z Waszą pomocą ogłosiliśmy sukces. A później nadeszła zima stulecia, zasypało Wam umysły, zamarzły Wam posadzki w łazienkach i wychodząc spod pryszniców przewracaliście się, uderzając boleśnie w w potylice? Cycós innego Wam dolega może?



Why takie myśli mnie prześladują? Bo ponieważ, mianowicie w Złotym reaktywowaliśmy akcję Strefa Zrzutu i... okazało się, że albo uszy się Wam zepsuły, albo oczy już nie te. Śmieci na trasie, poza strefami, było mocno pod dostatkiem... to były Wasze śmieci.
Wstyd  mi za Was, za nas.

Oczywiście wielu jest takich,którzy nie śmiecili, nie śmiecą i śmiecić nie będą. Chwała im, szacunek oraz dziękuję w imieniu wszystkich, którym na tym zależy. 
Ale niestety, całą idę potrafi zepsuć kilku baranów, którzy kupili przyciasne kaski i nie mają chyba świadomości, co czynią. Strefy będą stały na każdym ścigu u GG a może i na BM (dogadujemy się też z tamtym orgiem), a my będziemy bacznie obserwować. I obiecuję śmieciarzom, że jeśli ktokolwiek z GTA (a jest nas niemało w peletonie) zauważy, że wyrzucacie śmieci na trasie, to zgłosi to organizatorowi, a on już na bank załatwi Wam DSQ. Mamy to dogadane.  

A w Złotym zjeżdżało się tak...
Jawornika nie zjechałem po raz czwarty całego, bo ponieważ ciasno było i nie dało się nijak, ale kiedyś tam zjadę. 
Borówkę natomiast całą z jednym tylko fikołkiem.





Prinx mówi, że zjeżdżałem najszybciej. Pewnie mnie lubi (co samo w sobie jest już pewnym dziwactwem) i po ostatnich kopach, jakie zebrałem za Jezuski i JanyPawłyDrugie, chciał mi osłodzić trochę gorycz, co nią przesiąknąłem. 
Ale... osobiście widziałem ze dwie osoby, co mnie w dół wyprzedzały. Pozostałych nie zauważałem, bo zjeżdżali obok mnie z prędkością Maglev'a.
Prinx, tak czy siak, dziękuje ;)

W najbliższą niedzielę ścig w Wojniczu, cyklokarpacki taki. To najmacz ważny start w tej dekadzie. Po co tak, to zeznam, gdy już będzie po. Tymczasem przygotowania w toku, co widać na poniższym obrazku.





Gdyby wszystkie monoteistyczne religie połączyć w jedną oraz zsumować i zastosować ich paradygmaty, ludzie musieliby przestać po ludzku jeść, kochać się, a nawet cieszyć i śmiać. Zapanowałby biblijny raj.

~


w sumie...
ukręciłem: 39.30
km
w terenie: 39.30 km
trwało to: 03:16
ze średnią: 12.03 km/h
Maksiu jechał: 54.20 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 170 ( 88%)
w górę: 1466 m
kalorie: 1775 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Antek

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 5









- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.



Prawdziwy kot...
Prawdziwe koty nigdy nie jedzą  z miseczek (a przynajmniej z takich, które są oznaczone DLA KOTA).
Prawdziwe koty nigdy nie noszą obroży przeciw pchłom... ani nie pojawiają się na kartkach urodzinowych... ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.
Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło. I wszystko inne, co zostanie na stole. Potrafią usłyszeć
otwierające się drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej. Prawdziwe koty nie potrzebują imion.
Ale często imionami są nazywane. "Aarghwynochastądtydraniu" świetnie się nadaje.

Terry Pratchett

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 41.00
km
w terenie: 38.00 km
trwało to: 01:56
ze średnią: 21.21 km/h
Maksiu jechał: 37.10 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 128 ( 66%)
w górę: 229 m
kalorie: 1336 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Migrena

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 9

~

Jest tu niedaleko takie miejsce, w którym jesień trwa od stycznia do grudnia, a czasem nawet dłużej...



Za dwadzieścia kilka dni ruszamy z trzecią odsłoną  Hołda Race. Jeśli jechaliście w ubiegłym roku, to wiecie, że będzie zajebiście. Jeżeli nie jechaliście i się zastanawiacie, to wiedzcie, że będzie zajebiście.
Jakiś portal kolarski, dość popularny (nie chce mi się szukać) zrobił ranking wyścigów XC w kraju i okazało się, że na starcie HR podczas edycji Park Śląski stanęło na starcie najwięcej zawodników... ponad trzy setki. Drygi ścig w tym rankingu nawet nie zbliżył się do tej liczby.
A tak się to kręciło podczas edycji 2013...












To co?  Zapisujecie się, mam rozumieć?


Tymczasem  Marusia (co On też powinien stanąć na starcie Hołdy) przekonał mnie, żeby dać Wam spokój z Jezuskami i pochodnymi. Daję więc. Ale... gdyby kogoś, w związku z poprzednimi wpisami, jeszcze bolała głowa, to polecam medycynę mozambijską - w stu procentach skuteczna.





Istnieją dwie możliwości - albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są tak samo przerażające.

~


w sumie...
ukręciłem: 18.00
km
w terenie: 16.00 km
trwało to: 00:54
ze średnią: 20.00 km/h
Maksiu jechał: 37.30 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 148 ( 76%)
tętno średnie: 119 ( 61%)
w górę: 69 m
kalorie: 547 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Subito zwei

Piątek, 2 maja 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 56

~


Plan był, nomen omen, boski... po dwóch latach obiecywania sobie, że pojadę na Rychleby, miałem tam w końcu dotrzeć. Dzień wcześniej docierania nie wytrzymała przerzutka... 


Jako, że godzina była zbyt późna, by nabyć cokolwiek drogą kupna a nazajutrz, w święto proletariuszy, co oni się łączą, też jakimś dziwnym trafem sklepy z przerzutkami były pozamykane, to na Rychleby wybiorę się kiedyś tam... a tymczasem godnie mnie tam reprezentowali inni oraz między tymi innymi  Czarna Bamba.

Ja, doczekawszy uchylenia wrót do sklepu ze Sramami, poprosiłem jednego na wynos. Wygląda całkiem miło, ale tak po prawdzie, to lubiłbym mieć starego i pojeździć na Rychlebach...


Gdy już Marcin mi go przymocował sznurkiem i dwoma zipami do ramy, to okazało się że pod wpływem temperatury (ostatniej dyskusji) co nie co skurczyło się Specykowi...


Cóż było robić... na tak stjóningowanym oraz przykurczonym udałem się kó horyzontowi sprawdzić, czy sramorzutka zachowuje się tak, jak powinna. Zachowuje się.

Jadąc sobie tak bez sensu, a nawet celu naszli mnie refleksje. Tak, macie niestety rację, zapragnąłem się z Wami podzielić tymi płytkimi przemyśleniami.

Psując przerzutkę, bosek niechybnie postanowił dać mi do zrozumienia bym nie szedł dalej drogą, którą wybrałem...
Dodatkowo, po komentarzach do poprzedniego wpisu zwątpiłem w zasadność swego istnienia. O poglądach, pozornych działaniach, relacjach (przepraszam) międzyludzkich, etc. nawet nie wspominając. 
No bo jakże to tak? Większość przecież ma rację (vide muchy). A większość odsądziła mnie od czci i wiary. Niektórzy słowami dalece odbiegającymi od tych, jakimi zwykł posługiwać się ich idol - Karol W., inni w sposób cywilizowany (dzięki nieistniejącemu bogu), acz wytykający mi miałkość intelektu, upadek wielki morale mojego osobistego, oraz fakt iż pojęcie terminu szacunek jest mi całkowicie obce. No bo... jakże to tak? Jak śmiałem pokazać palec środkowy obrazkowi największego z rodu piastowego, oraz nie robić z tego tajemnicy? Ba... szczycić się tym. No proszę państwa, skandal nad skandale.  

Pisaliście, dość obłudnie, że w nosie macie moje wierzenia (a właściwie ich brak), bo najbardziej doskwieram Wam to, że w serwisie poświęconym rowerom śmiem pisać o czymś innym niż rowery. Fakt, że wcześniej często pisywałem także na inne tematy, jakoś nie spędzał Wam snu z powiek. I oczywiście na Wasze emocjonalne reakcje zupełnie bez wpływu pozostaje fakt, że tym razem był to temat okołowojtyłowy.
Kończąc ten wątek... pomimo Waszych sugestii... niestety, ale wciąż ja będę decydował jak i o czym pisać. Do krwi ostatniej, czyli do momentu, gdy na przykład Błażej zechce zamknąć mi tego bloga i usunąć konto. Jakimś zgrabnym donosikiem możecie próbować na Niego wpłynąć.

Jeden (słownie jeden, nie licząc tych, którzy mają i zalogowali się swoje konta w BS) z komentujących, Grzegorz Krajewski, podpisał się swoim imieniem i nazwiskiem - dziękuję. Pozostali nie uczynili tego ponoć dlatego, iż mnie bliżej lub dalej znają i sytuacja mogłaby być niezręczna. Bo, pomimo tak dużej rozbieżności w pojmowania dziwnych zjawisk na tym świecie, czasem podają mi rękę, czasem ze mną rozmawiają i oczywiście tego, co tu piszą nie potrafią (nie chcą?) wygarnąć prosto w oczy me śliczne. 
Bardzo Was proszę, nie krępujcie się. Napiszcie tutaj (podpisując się uczciwie), albo mailem (smsów nie czytam, starczy wiek zepsuł mi mocno wzrok), lub po prostu podejdźcie do mnie przy byle okazji i powiedzcie, jak wielkim chamem jestem oraz zadeklarujcie, że więcej ręki mi nie podacie. I dla Was i dla mnie taka sytuacja będzie klarowna i chyba zdrowsza. Cokolwiek byście mi nie powiedzieli, zapewniam, że moje reakcje będę zdecydowanie dalekie od nerwowych czy też negatywnych.

Piszecie także, że pomimo iż jestem ateistą, to powinienem szanować Waszą wiarę. Zdajecie sobie sprawę, że takim oczekiwaniem czy też sugestią namawiacie mnie do hipokryzji? Skądinąd tak bliskiej wierzącym.
Zastanówcie się przez chwilę. Jeśli Wasza (i każda inna) bozia jest dla mnie postacią fikcyjną, jak nie przymierzając Batman, czy inny Spiderman, a biblia (tak, tak, czytałem... nie raz), jest dla mnie na poziomie bajek z mchu i paproci (lecz stokroć bardziej krwawych, niespójnych i pozbawionych elementarnej logiki), to okazywanie szacunku, a nawet zrozumienia Waszym wierzeniom byłoby zwykłym oszustwem. Zauważacie sprzeczność w byciu ateistą i jednoczesnym szanowaniem jakichkolwiek guseł i zabobonów?
Oczekujecie ode mnie szacunku, więc... może lubicie być oszukiwani? Nie pytam retorycznie, odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogło by się to wydawać. Gdybyście nie lubili, to bylibyście ateistami. Takimi, jakimi byliście w chwili narodzin.

Taki oto obrazek z Murowanej wygrzebałem. Jak widać, idąc śladem magików, cudotwórców oraz byłych papieży postanowiłem cudu dokonać. Zabrałem się za wypędzanie złego z koleżanki mojej teamowej, Małgorzaty oraz zapragnąłem udzielić Jej błogosławieństwa. Na szczęście okazało się, że wspomniany zły nie mieszkał w jej młodym ciele i czary okazały się być zbędne. Gdyby jednak mieszkał, to skuteczność moich zabiegów byłaby na takim samym poziomie, jak wypędzenie przez Wojtyłę tętniaka z głowy Floribeth Mory Diaz.  


Wybaczcie, że tak rozwlekle, ale macie ten komfort, że możecie nie doczytać do końca... ja do wspomnianego końca musiałem pisać :/
Wpadł w me ręce tekst Agnieszki zwanej przez znajomych Wołkiem, którego obszerny fragment pozwolę sobie zacytować. Autorka jest zawodowcem, więc ma o niebo (a nawet o dwa) lżejsze pióro ode mnie oraz Jej słowa, w zestawieniu z moimi, są subtelniejsze.   
Może poniższe pozwoli Wam zrozumieć powody dla których byłem wstrzemięźliwy i na zdjęciu w poprzednim wpisie użyłem tylko palca.

Cyt.
[...]
Nie uważam Karola Wojtyły za wielkiego człowieka.

Mam krytyczny stosunek do konsekwencji i zaangażowania, z jakim ignorował skalę pedofilii trawiącej Kościół. Chodzi o utrzymanie w mocy instrukcji „Crimen sollicitationis” sprowadzającej się de facto do nakazu ukrywania przestępstw i przestępców; o niechęć papieża do wysłuchania ofiar pedofilii; o oddanie, z jakim chronił słynnego z dymania, a także posiadania dzieci oraz finansowych przekrętów założyciela zakonu Legionistów Chrystusa Marciala Maciela Degollado. Kościół pod kierownictwem Wojtyły był – jak trafnie zauważa założyciel włoskiego stowarzyszenia ofiar kleru Francesco Zanardi – „miejscem niebezpiecznym dla dzieci”. I papież ponosi za to odpowiedzialność.

W najwyższym stopniu krytycznie oceniam bezwzględność, z jaką J.P.2 zwalczał teologię wyzwolenia będącą wszak praktyczną realizacją jego „nauczania społecznego”. Podjęta przez księży i zakonników próba walki po stronie ubogich przeciwko krwawym i chciwym prawicowym juntom Ameryki Południowej, reprezentującym interesy obszarników i kapitału spotkała się ze strony papieża Polaka z jednoznacznym potępieniem – w przeciwieństwie do finansowej przez CIA operacji „Kondor”, która kosztowała życie 80 tysięcy osób.
Nie podoba mi się przyjaźń Karola Wojtyły z Ronaldem Reaganem i bezkrytyczne podejście do działań USA w Ameryce Południowej za jego czasów. Nie podoba mi się jego przyjaźń z Pinochetem. Oburza mnie zachowanie papieża wobec arcybiskupa San Salvadoru Oscara Romero, który usiłował przedstawić mu dowody zbrodni junty i został przez Wojtyłę wyrzucony z audiencji, a kilka tygodni później zginął, zamordowany podczas sprawowania mszy przez rządowe szwadrony śmierci, bez specjalnej dezaprobaty ze strony Watykanu.

Oburza mnie udział Wojtyły w rozprzestrzenianiu się epidemii HIV w Afryce, gdzie żyje 70 procent dorosłych i ponad 90 procent dzieci zarażonych AIDS. Posłuszny swoim seksualnym obsesjom Wojtyła zaangażował cały autorytet w walkę z prezerwatywami będącymi jedyną skuteczną metodą walki z AIDS i jego zasługi w triumfalnym marszu choroby przez kontynent są nie do przecenienia. Co roku w Afryce w powodu AIDS umiera milion ludzi.

Nie akceptuję postawy Wojtyły wobec kobiet, ich praw reprodukcyjnych i ról społecznych, jego bezwzględnej walki nie tylko z aborcją, ale także antykoncepcją i edukacją seksualną, która umożliwia kobietom decydowanie o tym, kiedy i ile dzieci chcą mieć.
I wreszcie, choć to już zdecydowanie mniej mnie dotyczy, nie podoba mi się ekstremalnie konserwatywny kierunek, jaki narzucił kierowanej przez siebie instytucji, dokonując totalnego odwrotu od ustaleń i ducha Soboru Watykańskiego II: odejście od jakiejkolwiek kolektywności w zarządzaniu, ponowna centralizacja, walka z przejawami oddolnej demokracji. A także z postulującymi zmiany intelektualistami wewnątrz Kościoła – takimi jak szwajcarski ksiądz Hans Küng, który został pozbawiony prawa nauczania teologii katolickiej za to, że wzywał do przemyślenia dogmatu o nieomylności papieża.

Jakkolwiek zapoczątkowana przez Wojtyłę kontrreformacja jest wewnętrzną sprawą Kościoła, to jej skutki, zwłaszcza w Polsce, dalece mury kościołów przekraczają. Kult prymitywnej „pobożności maryjnej” promuje postawy bezrefleksyjności i braku krytycznego myślenia. Ten rodzaj religijności nawet bardziej niż inne blokuje rozwój intelektualny, sprzyjając, mówiąc wprost, ciemnocie. Za to także Wojtyła ponosi w mojej opinii osobistą odpowiedzialność.

Nie odpowiada natomiast, wbrew obowiązującej w Polsce doktrynie, za upadek Związku Radzieckiego i wyprowadzenie Polski z tzw. bloku wschodniego, a także za pokojową transformację do demokracji. Gwoli intelektualnej uczciwości odnotować należy, że upadek ZSRR wiązał się z niewydolnością ekonomiczną spowodowaną wyścigiem zbrojeń, a pokojowa droga przemian to przede wszystkim zasługa obu stron Okrągłego Stołu. Które skądinąd – podobnie jak ich polityczni spadkobiercy – dzielą między sobą, a także z Janem Pawłem II, odpowiedzialność za klerykalizację życia publicznego w Polsce.

Wbrew temu, co dominująca w Polsce prawica mówi i pisze, nie uważam za swój obywatelski obowiązek otaczania kultem postaci i dokonań Jana Pawła II. I najuniżeniej proszę sejmową oraz religijną większość, żeby mi na to pozwoliła.

AWŁ



Przykładów podobnych tym, które przytacza Agnieszka, jest znacznie więcej, ale nie sposób opisać wszystkiego w jednym tekście, należało by przymierzyć się do wydania książki.
Może należało by wspomnieć jeszcze wyświęcenie przez pożeracza kremówek kilku zbrodniarzy: arcybiskupa Stepinaca, José de Anchieta, czy też Agnes Gonxha Bojaxhiu, której działalność czyni z niej wyjątkowo odrażającą postać. 
Materiałów, opisujących powyższe, jest w sieci pod dostatkiem. Jeśli zechcecie, to sobie znajdziecie.

Widzieliście film "Nocny pociąg do Lizbony"? Cudny jest.




Religia stanowi obrazę dla ludzkiej godności. Gdyby jej nie było, mielibyśmy dobrych ludzi robiących dobre rzeczy i złych ludzi czyniących zło. Tylko religia może sprawić, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy.



~