Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

MTBM

Dystans całkowity:1220.78 km (w terenie 1011.30 km; 82.84%)
Czas w ruchu:93:26
Średnia prędkość:13.07 km/h
Maksymalna prędkość:63.80 km/h
Suma podjazdów:33964 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:170 (88 %)
Suma kalorii:60549 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:46.95 km i 3h 35m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 48.22
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:07
ze średnią: 9.42 km/h
Maksiu jechał: 53.00 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 159 ( 82%)
tętno średnie: 129 ( 66%)
w górę: 1486 m
kalorie: 1454 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Holenderski ślad

Czwartek, 27 lipca 2017 · dodano: 02.08.2017 | Komentarze 0

~



Jeśli postawiliście u buka na to, że wczoraj wyczerpałem limit dziwnych hec, to przykro mi, ale wasze szelesty poszły wchujam. A jak podaje Wikipedia, wchujam to jest trzy razy dalej niż wpizdu. 

Etap zaczął się od pamiątkowego obrazka z Radą Miasta Bardo (poczynionego na schodach Urzędu Miasta i Gminy). Jak widać, członkowie Rady byli tak uprzejmi, że przebrali się za kolarzystów. To bardzo ładny gest był.



W kwestii pamiątek, to poczyniliśmy jeszcze jedno zdjęcie, na które się załapałem. Z lotu ptaka ponoć jest ta pamiątka czyniona, choć muszę przyznać, że widziałem w życiu kilkanaście ptaków, w tym kilka latających... i żaden z nich nie miał przy sobie aparatu do robienia obrazków.



Etap, biorąc pod uwagę podjazd na Sowę, zapowiadał się smakowicie. Jak powszechnie wiadomo, Sowa jest tak bardzo ulubionym moim podjazdem w Sudetach, jak Ochodzita w Beskidach.

Radość z czekającej na me przybycie Sowy była wielka, niczym moje ego. Nic nie mogło jej spsóć. Nawet padający poziomo deszcz. Przed wyczekiwaną zmarszczką był słynny już akwedukt oraz przekultowy z niego zjazd znany pod nazwą "zaakweduktemwprawouważaj". 
W moim wykonaniu ten zjazd, to zejście. Muszę Was rozczarować... nie śmiertelne jeszcze... ale oczywiście prawdziwi kolarzowcy zjechali.







Przez kilka kolejnych kilometrów nic szczególnego się nie działo, ot jakiś zakręt, kamień, korzeń i takie tam różne... prawie, jak na śmieszce rowerowej w mieście wojewódzkim. 



Aż do ostatniego bufetu - było wówczas do mety około piętnastu kilometrów. I między innymi opisywany do znudzenia podjazd. 
Zatrzymałem się, podałem bidony, poprosiłem o to, by je napełnić i umyć... usta me namiętne, po kilku godzinach oswajania smaku błota domagały się czegoś nowego (marzyły o smaku niedojrzałych czereśni), podałem także do umycia okewlar oraz zapytałem czy brudne me myśli dałoby się także umyć... okazało się, że tak, ale wieczorem.

Grzecznie się pożegnałem.
Po kilkunastu ekscytujących chwilach (ekscytująca chwila trwa około 1,24 kilometra pod górę), jechanych na mlaskaczu, pożądałem zwilżyć wargę... umm, oczywiście, że bidony zostały na bufecie.
Wszak to kilogram zbędnego balastu, nie wiadomo po co wciąganego na podjeździe.



Wydumałem chytry plan... przecież na Sowie zawsze byli turyści, zatem wyżebram czy łyki, a może i pjemć.
Nichuja, jak mawiają w kręgach zbliżonych do królowej Anglii, nie było żywego ducha. Bo duchy zazwyczaj bywają nieżywe. Turystek też nie było... nawet żadnej nędznej naturystki.
Jedynie duch (tym razem żywy) podjeżdżającej Natalii był obecny.



Zjazd z Sowy w kierunku Walimia...robię co mogę, w znacznej mierze jadę jak leszcz, albo półtorej leszcza. 
I co? Cud nad cudy. A może nad Wisłą.
Dostrzegłem, kątem mego niebrzydkiego błękitnego oka, bidon. Wytraciłem prędkość, co nie było takie łatwe, wróciłem z buta, podjąłem znalezisko, potrząsnąłem - pełny. Poczułem się uratowany.

No i co? Szach mat, ateiści. Boże niby kto zesłał mi ten bidon? Oczywiście, że bozia.



Jak widać, bidon jest holenderski. Prawdopodobnie zawartość była także holenderska... bo nie pamiętam, jak dotarłem do mety oraz którędy także nie wiem. 

Kolejny obrazek jaki zanotowałem, to wjazd na kwaterę i... obsługa wspominanego bufetu, która już zjechała z trasy i radośnie oddała moje bidony.
Pełne.

Podobnie pełen optymizmu poszedłem spać, łykając przed zamknięciem oczu resztkę zawartości holenderskiego bidonu. Noc obfitowała w spełnione marzenia... z Naomii Campbell i Monicą Bellucci w rolach głównych. Rano byłem pewien, że zostawienie swoich i podjęcie holenderskiego pojemnika na płyny nie było dziełem przypadku.

Vive la Holland!

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, MTBM, Ścig


w sumie...
ukręciłem: 46.70
km
w terenie: 38.00 km
trwało to: 03:25
ze średnią: 13.67 km/h
Maksiu jechał: 57.00 km/h
temperatura: 10.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 163 ( 84%)
w górę: 1496 m
kalorie: 2228 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Hit the Road Jack

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 4

~

Właściwie to raczej kres jest pewnej drogi, ale mędrcy mawiają, iż każdy koniec bywa w pewnym sensie początkiem.
Bo tak się jakoś porobiło, że tuż po edycji w Murowanej... nadszedł koniec sezonu.
To podobnie jak w sytuacji, gdy wracasz z dobrej sobotniej imprezy, a tu poniedziałek.

Do finałowego ścigu przygotowaliśmy się solidnie oraz wszechstronnie. Poza tymi, którzy tylko jechali, pojawiła się niezwykle tajna sekcja GTA.
Taneczna.
Zanim zawstydziła uczestników Tańca z Gwiazdeczkami, to dzielnie kibicowała. Nam, ale nie tylko. Plotka mówi, że najgoręcej dziewczęta dopingowały team Trek Gdynia oraz przekazywały kolegom z Trzymiasta wyrazy, a nawet ciepłe, z przewagą tych od Wyry... 
Zanim doszło do wieczornych, wielce dramatycznych wydarzeń tanecznych, Iza poczuła niedobór pucharów w organizmie. Molon labe, jako rzekł Leonidas. Takoż i Iza... po prostu wzięła, co Jej się należało.
Ponoć podczas dekoracji wystąpił niewielki niedobór trofeów, ale być tak może, że to tylko plotka powtarzana przez szuje podlacze.



Po zaspokojeniu swych żądz, wraz z Panią Krystyną przebrały się za ludność tubylczą, wtapiając się w tłum i stając się niewidocznymi, co sprzyjało przeprowadzaniu akcji zaczepno obronnych...


...z akcentem na trening do Mistrzostw Świata Drugiego Planu, AD 2026.



Efektem jednej z takich akcji było zdobycie bika w barwach narodowych... jako, że darowanemu Specykowi nie zagląda się w zęby, to sobie na on pojechałem ten ścig. Okazało się, że w zęby zajrzeć należało... największy ząb, tylna dziesiątka w rozmiarze 42 mocno się buntował na trasie... bolało, oj bolało. Pewnym pocieszeniem była myśl, że po mecie czekają środki ból uśmierzające.



Poza tą drobną niedogodnością, jechało się miło, przyjemnie, oraz mocno towarzysko, wszak był to etap pokoju... aż tu nagle Ochodzita. 
Wspominałem, że to najmacz ulubiona ma pod górę ścieżka? Umm... taki tort na wisience czy tak jakoś. Pewnie to zbieg oraz okoliczności, że kibicująca sekcja taneczna wraz z Filem - pseudonim artystyczny "Ząbekwdół" - znaleźli się właśnie tam. Mieli ze sobą pomidory oraz gomolankę... 



Z ich nieocenioną pomocą udało mi się zamknąć budzik na pulsometrze...







Po osiągnięciu a także mety czekała nas niespodzianka... są tacy, którzy twierdzą, że zgodnie z prastarym Prawem Niespodzianki, przyobiecana Geraltowi. Ale inni mówią, że przyobiecana GTA... hónołs, hónołs.
Niespodzianka jest przecudnej urody.


Jak co roku, tradycyjnie już, pozwoliliśmy sobie wręczyć puchary, medale oraz oblać się szampanem.


I stało się to, czego większość się spodziewała, ale do końca nie wierzyła, nadzieję mając...  
Nadzieję, którą Grzesiek jakby rozwiał, ogłaszając koniec cyklu MTBM.
Może kiedyś nastąpi reaktywacja, może nie nastąpi... 



W niejednym portalu, u fejsbóków wszelakich, na murach i gdzie tam jeszcze się da, padnie na ten temat wiele słów, z przewagą rozmaitych. Ale ktokolwiek cokolwiek by nie rzekł... był to absokurwalutnie kawał mocnego, bezkompromisowego MTB i nie sądzę, by ktokolwiek w tym kraju był w stanie zrobić takie ściganie.
Spotkamy się pewnie nie raz. Na koncertach, w klubach, w telewizji, na płytach... na Trophy i Czelendżu także.
Dziękuję, Grzesiek.

....
Po kilku chwilach udaliśmy się precz.
Sekcja tajna, bo taneczna, wprawiła w osłupienie jurorów oraz didżeja. Zdjęć nie ma, bo być nie powinno. Po chwili była już trzecia nad ranem...
Po śniadaniu wróciliśmy do rzeczywistości ze świadomością, iż nadszedł właśnie najcięższy okres w sportowym kalendarzu kolarzowca.
Sezon zakończeń sezonu.

~

Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 51.41
km
w terenie: 48.00 km
trwało to: 04:10
ze średnią: 12.34 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 186 ( 96%)
tętno średnie: 161 ( 83%)
w górę: 1931 m
kalorie: 1896 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Ś Rotka

Sobota, 13 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 7

~

To był przedostatni taki ścig w tej części Europy... oraz nie mogę już spokojnie patrzeć na otaczający mnie świat, który zdaje się być mocno patologiczny.



Jak widać na załączonym obrazku, Mrozu także postanowił coś zmienić w swym życiu i mocnym akcentem rozpoczął karierę wokalisty. Oglądajcie najbliższą edycję iksfaktora...

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 51.80
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:13
ze średnią: 9.93 km/h
Maksiu jechał: 50.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 160 ( 82%)
w górę: 1868 m
kalorie: 2059 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

We were all equal in the end

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 12




Karpaczjo.... 
O tym ścigu, od lat wielu, krążą dziwne opowieści. To ponoć tutaj właśnie można oddzielić mountainbikerów od posiadaczy rowerów góralskich i takie tam inne... mało się na tym znam, ale zapachu magii i innej siarki nie sposób było zignorować.






Taka magiczna sytuacja...
Pierwszy raz zamierzałem zaprosić na trasę lepejfona. To z powodu, że jechałem na wyklepanej przerzutce, jeśli miała by się rozsypać, zamierzałem wezywać śmigłowiec ratunkowy alboco.
Dwie minety do startu, sektory zamknięte, poprawiam zamek w koszulce. Suwak został w mej aksamitnej i nad wyraz wypielęgnowanej dłoni. Mam wybór... jechać na batmana, albo nie jechać. Mówię do Darka "Pierdolę nie jadę"... Darek na to "To nie Piwniczna, biegnij, Lola, biegnij. Poczekam na ciebie".
Przeskakuję w stylu prezydęckim przez barierki i biegnę ku autu, co ono na szczęście czeka tuż... zarzucam na swe zacne plecy wdzianko zastępcze (co skutkuje około mnóstwem pytań podczas ścigu o powody dla jakich jadę inko oraz gniotto... niektórzy wieszczą, że wypierdolono mnie z GTA. Za całokształt). Przeładowuję z kieszni all szminki i inne niezbędne drobiazgi... o lepiejfonie oczywiście zapomniałem. Nie będę miał jak zadzwonić do helikoptera.
Start, a ja poza sektorem, Darek czeka. Przeskakuję, przedzieram się przez startujących, no bo akurat złoma mam po drugiej stronie sektora. Jedziemy, z niewielkim poślizgiem.





Ktoś dawno temu, na potrzeby banków krwi, ukuł powiedzenie o mrożeniu owej krwi jeszcze na poziomie żył. Powiedzenie trafiło na podatny grunt i stało się dość popularne pośród gawiedzi.
Po kilku takich więc chwilach, mrożących krew w żyłach, dochodzą nas Czarna i Lucy. Przed końcem asfaltowego podjazdu krew się nam delikatnie rozmraża i nieznacznie odjeżdżamy naszym faworytkom... nie na długo. Pojawia się jakaś tam mała zmarszczka i kilka metrów zjazdu. Na zjeździe Czarna łyka Darka, musi szybko, bo Darek nie zauważa i przez pół ścigu upiera się, że to jakaś ściema. Po mecie docieramy do nagrań, odtwarzamy w zwolnionym tempie i okazuje się, że Darek jest starszy od węgla... wiele szczegółów umyka Jego uwadze.
Rozwój wydarzeń pokazuje, że i ja mam niski pesel... dla odmiany nie zauważam momentu, w którym Darek mi odjeżdża. Jestem przekonany, że jestem przed Nim.... czyli dylemat mam oraz moralny. Zaczekać czy jechać? Darek czekał na mnie w sektorze, gdy się przebierałem...
Wygrywa silne poczucie koleżeństwa -  jadę.









Po kilku kolejnych zmarszczkach zarzucam okiem na pobocze... i co ja pacze? Darek remontuje złoma. Zaparkowałem obok i remontowaliśmy wspólnie. W połowie remontu, nadal po koleżeńsku, odjechałem, Darek doremontował solo. 
Nastał długo wyczekiwany i magiczny czas...
Czas fikołków.
Zrobiłem ich o kilka więcej niż zakładałem, a zakładałem maksymalnie trzy. Po piątym obśmiałem się z tych rachunków... skończyłem na dziewięciu, w tym dwóch konkretnych.
Trochę złom się pogiął, trochę ja.
Darek doszedł mnie tuż przed finałowymi agrafkami. Pierwszą zrobiliśmy, na drugiej poleciałem. Jeszcze w powietrzu, tuż przed lądowaniem, przypomniał mi się jeden z dialogów Terrego...

– Czy to ten moment, kiedy całe moje życie przesuwa mi się przed oczami?
NIE, TEN MOMENT BYŁ PRZED CHWILĄ.
– Kiedy?
TO MOMENT, rzekł Śmierć, POMIĘDZY PAŃSKIMI NARODZINAMI A PAŃSKIM ZGONEM.




Darek, na widok fikołka, obśmiał się do łez, po czym włączył panikatora... ostatnią agrafkę grzecznie zeszliśmy. 
Przed metą poczekał na mnie i wjechaliśmy razem oraz triumfalnie, déjà vu takie.
Po kresce okazało się, że objechała nas także Aśka Na Wspólnej Jabłczyńska. No, w końcu... bo niepokoiłem się, że mogła zapomnieć.

Tak, czy siak... już tęsknie ze kolejnym Karpaczjo. To jedyny taki ścig w tej części Europy.






Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek

~


w sumie...
ukręciłem: 28.39
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:07
ze średnią: 25.42 km/h
Maksiu jechał: 42.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 97 m
kalorie: 475 kcal
w towarzystwie:

Strefa - reaktywacja

Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 1

~

Pamiętacie ubiegłoroczne Strefy Zrzutu? No niezłe były. Raczej. Rok temu, z Waszą pomocą ogłosiliśmy sukces. A później nadeszła zima stulecia, zasypało Wam umysły, zamarzły Wam posadzki w łazienkach i wychodząc spod pryszniców przewracaliście się, uderzając boleśnie w w potylice? Cycós innego Wam dolega może?



Why takie myśli mnie prześladują? Bo ponieważ, mianowicie w Złotym reaktywowaliśmy akcję Strefa Zrzutu i... okazało się, że albo uszy się Wam zepsuły, albo oczy już nie te. Śmieci na trasie, poza strefami, było mocno pod dostatkiem... to były Wasze śmieci.
Wstyd  mi za Was, za nas.

Oczywiście wielu jest takich,którzy nie śmiecili, nie śmiecą i śmiecić nie będą. Chwała im, szacunek oraz dziękuję w imieniu wszystkich, którym na tym zależy. 
Ale niestety, całą idę potrafi zepsuć kilku baranów, którzy kupili przyciasne kaski i nie mają chyba świadomości, co czynią. Strefy będą stały na każdym ścigu u GG a może i na BM (dogadujemy się też z tamtym orgiem), a my będziemy bacznie obserwować. I obiecuję śmieciarzom, że jeśli ktokolwiek z GTA (a jest nas niemało w peletonie) zauważy, że wyrzucacie śmieci na trasie, to zgłosi to organizatorowi, a on już na bank załatwi Wam DSQ. Mamy to dogadane.  

A w Złotym zjeżdżało się tak...
Jawornika nie zjechałem po raz czwarty całego, bo ponieważ ciasno było i nie dało się nijak, ale kiedyś tam zjadę. 
Borówkę natomiast całą z jednym tylko fikołkiem.





Prinx mówi, że zjeżdżałem najszybciej. Pewnie mnie lubi (co samo w sobie jest już pewnym dziwactwem) i po ostatnich kopach, jakie zebrałem za Jezuski i JanyPawłyDrugie, chciał mi osłodzić trochę gorycz, co nią przesiąknąłem. 
Ale... osobiście widziałem ze dwie osoby, co mnie w dół wyprzedzały. Pozostałych nie zauważałem, bo zjeżdżali obok mnie z prędkością Maglev'a.
Prinx, tak czy siak, dziękuje ;)

W najbliższą niedzielę ścig w Wojniczu, cyklokarpacki taki. To najmacz ważny start w tej dekadzie. Po co tak, to zeznam, gdy już będzie po. Tymczasem przygotowania w toku, co widać na poniższym obrazku.





Gdyby wszystkie monoteistyczne religie połączyć w jedną oraz zsumować i zastosować ich paradygmaty, ludzie musieliby przestać po ludzku jeść, kochać się, a nawet cieszyć i śmiać. Zapanowałby biblijny raj.

~


w sumie...
ukręciłem: 39.30
km
w terenie: 39.30 km
trwało to: 03:16
ze średnią: 12.03 km/h
Maksiu jechał: 54.20 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 170 ( 88%)
w górę: 1466 m
kalorie: 1775 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Antek

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 5









- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.



Prawdziwy kot...
Prawdziwe koty nigdy nie jedzą  z miseczek (a przynajmniej z takich, które są oznaczone DLA KOTA).
Prawdziwe koty nigdy nie noszą obroży przeciw pchłom... ani nie pojawiają się na kartkach urodzinowych... ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.
Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło. I wszystko inne, co zostanie na stole. Potrafią usłyszeć
otwierające się drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej. Prawdziwe koty nie potrzebują imion.
Ale często imionami są nazywane. "Aarghwynochastądtydraniu" świetnie się nadaje.

Terry Pratchett

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 64.55
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:02
ze średnią: 21.28 km/h
Maksiu jechał: 51.70 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 391 m
kalorie: 2037 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Niuch

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 0

~

Byliśmy u Murowanej.
Gośliny w sensie. Żeby się polansować, bo jeżdżenie jest męczące oraz po co?
Lansowanie zakończyło się pełnym sukcesem, czego dowodzą poniższe obrazki...







Oraz speszyl edyszyn of laans, czyli w tle jedynie słuszne sztandary...




Kiedy człowiek spogląda w otchłań, otchłań nie powinna do niego machać.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 52.50
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:06
ze średnią: 25.00 km/h
Maksiu jechał: 48.80 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 153 ( 79%)
tętno średnie: 127 ( 65%)
w górę: 378 m
kalorie: 1794 kcal
w towarzystwie:

Perły przed wieprze

Środa, 25 września 2013 · dodano: 25.09.2013 | Komentarze 9

~

Dziś otwarłem sezon remontów, napraw oraz nostalgii i pisania wierszy.
Remonty niewielkie dotyczą Specyka, co do jeźdźca to zanoszą sie na troszkę większe.
W nostalgię wpadał będzie oraz wiersze pisał Wyra.

Remonty mojego zacnego ciała wstępnie przeprowadza Centrum Synergia, a później Sport Klinika.
Można już przesyłać pocztówki z wyrazami. Współczucia także.



W kwestii pereł...
Mam słuchawki, a w nich dźwięki.... czyli około tysiąca kawałków, które skłądają się na jazdę obowiązkową. Graja sobie one random, więc bywa tak, że czegoś długo nie słyszę.
Już prawie zapomniałem o duecie Rodrigo Sáncheza i Gabrieli Quintero.
Tamacun, ale nie tylko...

~


~


~

Mam jeszcze ciekawostkę z Istebnej.
Gógjel plus to dość zabawny projekt, nie pytając nikogo o zgodę robi z jpegów pstrykniętych seryjnie animowanego gifa. Wygląda to tak...


fot. Doc

Podjeżdżając Ochodzitą przypominał mi się dowcip...

Matka pakuje syna na wycieczkę:
- Spakowałam Ci do plecaka kanapki i gwoździe.
- Po co?
- No jak po co? Gdy będziesz głodny to sobie zjesz.
- A gwoździe?
- No przecież mówiłam, są w plecaku.


...więc się uśmiechnąłem. Pod wonsem. Wonsem mocy.


fot. Doc




Patriotyzm to nie jest umieranie w walce za ojczyznę, ale sprawienie by tamte skurwysyny umierali za swoją.

~

w sumie...
ukręciłem: 54.31
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:18
ze średnią: 10.25 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 162 ( 83%)
w górę: 2052 m
kalorie: 3200 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Ultimo tango a Parigi

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 22

~

To był siedemdziesiąty drugi rok ubiegłego stulecia. Niemałe ów film wówczas wzbudził emocje... pewnie dziś przeszedłby bez echa, wszak w przeciętnej telenoweli jest więcej pieprzenia...
Czas.
Magicznie zmienia rzeczywistość. Kpiąco niezwykle nas traktuje, by nie rzec, że z pogardą. Jesteśmy przekonani, że na wszystko jest, że mamy go dużo i że przyjdzie by coś tam zrobić...
A finał jest taki, że ewentualnie żal pozostaje. Nie zrobiliśmy, nie powiedzieliśmy... i nie ma drugiej szansy.
Marlon umarł, Maria jakby też już nie żyje.
Takie tam Ultimo tango...

Mając go w dupie (czas w sensie) udaliśmy się grupowo do Istebnej, by godnie zakończyć sezon startowy.
Takie tam nasze Ultimo tango.

Byłoby całkiem miło, gdyby nie nasi hmm... przepraszam za wyrażenie, parlamentarzyści. W sposób mocno szamański sprowadzili w Beskidy deszcz...

~


~

Wprawdzie podczas ścigu nie padało, ale przez kilka dni przed i owszem. Nie było źle, ale... mój brak umiejętności, szczególnie na zjazdach, w takich warunkach... każe mi się wstydzić.
Wstydzę się.

Lecz zanim stanęliśmy na linii startu, wieczór wcześniej ago odbyły się zaległe dekoracje.



Dekorowane były Pani Krystyna oraz Pani Iza w dwóch kategoriach.
Na koniec dekorowany byłem także i ja.

Obrazek tuż po... proszę zwrócić uwagę na trofea oraz why Iza taka zdziwiona jest?
Niewyraźnie widać trofea?
Przybliżę dwa z czterech...





Jak się pewnie domyślacie, niestety przeżyłem.
To dzięki wstawiennictwu Maryśki.
A gdybym nawet miał nie przeżyć, to mając przy sobie breloczek-talizman, byłem o siebie spokojny, jak nigdy przedtem.

Ścig się odbył, obrazków za wiele jeszcze nie mam, ale pewnie za kilka księżyców posiądę.
Powieszę nekst tajmem.



Edit 23.09.
Już jest nekst tajm, dostałem obrazek od BikeLife. Przepraszam, że jadę z pełnymi ustami...




Wspomniana wyżej Iza, przepełniona duchem świętym oraz miłością ekumeniczną oraz do bliźniego swego, postanowiła wyruszyć w nieznane. Po dojechaniu do nieznanego zapomniała, którędy powinna wrócić. Na dobrą drogę w sensie powinna...

Jakoś Jej się w końcu udało, ale nie było to łatwe oraz wieczorem wciąż sprawiała wrażenie, że jest na złej drodze. Hónołs, może nasze towarzystwo miało na ten stan niemały wpływ?
Tak czy siak kosztowało nas wiele wysiłku oraz samozaparcia to, by Ją sprowadzić na powrót na właściwą ścieżkę. Udało się już około trzeciej dwanaście.
Poszliśmy spać w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, a Iza w piżamie.

Zanim jednak to się stało, to pozwoliliśmy by nas dekorowano w kategoriach drużynowych oraz indywidualnych. Wielokrotnie, zbiorowo i z niezbyt szczególnym okrucieństwem...







I tym oto miłym akcentem sezon pościgowy 2013 uważam za zamknięty.

Na otarcie łez mocno energetyczna muza. Nadaje się na trenażejro, którego to czas nadchodzi wielkimi krokoma.

Doczekał się ten kawałek wielu koweróf, remiksóf i innych wynalazkóf.
W wersji jakby oryginalnej wygląda to tak...

~


~


Ten natomiast wykon nie rusza żadnej nutki, wszystkie z oryginału są na swoim miejscu, natomiast obrazki towarzyszące nutkom są absokurwalutnie genialne...

~


~


Spieszmy się kochać kobiety, tak szybko tyją...

~

w sumie...
ukręciłem: 57.75
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 04:39
ze średnią: 12.42 km/h
Maksiu jechał: 44.00 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 158 ( 81%)
w górę: 1864 m
kalorie: 3762 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Barany

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 6

~

Ścig w Wałbrzychu sponiewierał mnie na maksa, bardziej niż którykolwiek z etapów Czelendża.
Podobało mi się.



Oraz po raz pierwszy w tym sezonie jechałem na dopingu, czyli z wonsami mocy. To działa, była moc...




Niestety, dwa dni przed ścigiem i w samym dniu także, miałem do czynienia z baranami.
Zacznę od tego wczorajszego...



Przed Strzegomiem, podczas wyprzedzania, pierwszy ze wspomnianych baranów zepchnął jednego z naszych do rowu. Wszyscy cali, pogięły się jedynie blachy, ale kar musiał być lawetowany.
Baran uciekł, nikt nie zdołał zapisać numerów, Policja oczywiście prowadzi śledztwo...

Po chwili zatrzymało się kilka samochodów ludków jadących na ścig, kto miał tylko miejsce zabierał załogę z rozbitego auta wraz z bikami (na miejscu został tylko właściciel). To było macz mocno pozytywne, rozbitkowie zdążyli na ścig i stanęli na podium w swoich kategoriach.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli.

Barany sprzed dwóch dni to - co nie jest żadnym zaskoczeniem - przedstawiciele naszych, przepraszam za wyrażenie, parlamentarzystów.

Przeczytajcie.



Mania, o czym już kiedyś wspominałem, muzycznie zrobiła ogromny krok we właściwym kierunku. Płyta "Jezus Maria Peszek" jest doskonała.
A to kawałek o Polsce, do którego między innymi, przypierdalają się wybrańcy narodu, których to my wybraliśmy. My... ty, ja, pani z warzywniaka. Wybraliśmy baranów.
Posłuchajcie, a jutro kupcie płytę. To jedna z tych, która z każdym przesłuchaniem staje się lepsza...

~


~


Tyl­ko dwie rzeczy są nies­kończo­ne: wszechświat oraz ludzka głupo­ta, choć nie jes­tem pe­wien co do tej pierwszej.

~