Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:1092.90 km (w terenie 735.00 km; 67.25%)
Czas w ruchu:54:20
Średnia prędkość:20.11 km/h
Maksymalna prędkość:73.40 km/h
Suma podjazdów:7907 m
Maks. tętno maksymalne:189 (97 %)
Maks. tętno średnie:151 (78 %)
Suma kalorii:52432 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:78.06 km i 3h 52m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 53.00
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 03:07
ze średnią: 17.01 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 133 ( 68%)
tętno średnie: 101 ( 52%)
w górę: 194 m
kalorie: 2431 kcal
na rykszy:
w towarzystwie:

Protestując

Czwartek, 29 lipca 2010 · dodano: 29.07.2010 | Komentarze 2

~

W związku z zakazem sprzedaży piwa na krakowskich Błoniach, dziś w ramach protestu jechaliśmy niezbyt szybko.
W kolejnych ramach okazał się być obrazek cośmy go znaleźli w środku głuszy leśnej oraz wśród nocnej ciszy.
Obrazek wygląda tak:







Gdy już zaspokoiliśmy nasze wyuzdane potrzeby estetyczne wyjątkową wyjątkowością obrazka, udaliśmy się do znajomej knajpy, co ona nie jest na krakowskich błoniach, więc piwo tam sprzedają. W związku, że a mianowicie piwa nie używamy w ogóle, ale nadal protestując, nabyliśmy drogą kupna dwa Prince Polo z lodówki, dwie paczki paluszków z serem oraz lody dla dwojga o smaku toffi.
Protest uważamy za udany.
Pojutrze zaostrzymy naszą akcję, przerodzi się ona w protest jedzeniowy (bo głodowy bywa uciążliwy), zjemy półtorej śniadania.
Żądamy wolności dla orki, dostępu do morza, piwa na Błoniach oraz nie będzie nam Rosjanin dziecek germanizował.
Howk!


Zdawać by się mogło, że bohaterem jest ktoś, komu udało się zrobić coś wyjątkowego, a najlepiej jeszcze, jak dużo gapiów mogło się temu przyglądać. Ale prawdziwym bohaterem jest każdy, kto na co dzień boryka się z problemami dnia codziennego, wychowywaniem dzieci, gotowaniem obiadów, sprzątaniem i całą resztą zwykłej krzątaniny, która mało kogo omija. Łatwo jest ścisnąć półdupki na trzydzieści sekund i wywlec wrzeszczącego bachora z pożaru w sąsiednim mieszkaniu. Potem nawet przez kilka dni można nachodzić się w glorii sławy. Na pewno trudniej obcować z rozwrzeszczanym bachorem codziennie, przez 24 godziny na dobę, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok, lata całe, by na starość wylądować w zarobaczonym i śmierdzącym szczynami domu starców. To jest bohaterstwo.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 108.20
km
w terenie: 70.00 km
trwało to: 04:38
ze średnią: 23.35 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 702 m
kalorie: 4799 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Tipsy, tricki i trochę deszczu

Wtorek, 27 lipca 2010 · dodano: 27.07.2010 | Komentarze 2

~

Miałem kilkudniową przerwę w kręceniu, ponieważ jeżdżę w długich rękawiczkach. Nie, żeby one w czymś miały mi pomagać. Nakładam je na swe dłonie dla lansu.
Ale, ale... już zeznaję dlaczego ta przerwa z powodu rękawiczek.
Po ostatnim jeżdżeniu poszedłem do gabinetu kosmetycznego i zażyczyłem sobie manicure, pedicure, malowanie u stóp oraz tipsy u rąk.
No i jakoś z tymi tipsami nie za bardzo mogłem te długie rękawiczki założyć.
Dziś rano podczas czyszczenia Broni zniszczyłem kilka, więc resztę usunąłem i oto jestem.

Oczywiście postanowiłem się pomodlić. A jeśli pomodlić, to oczywiście na górze świętej, co Niemcy ją przezywają Sankt Annaberg, a Ślązacy na nią wołają Anaberg.

No to ogoliłem się, zaczesałem i ruszyłem. Jadąc obok szkoły spotkałem ekipę z poprzedniej jazdy, czyli dwie odmłodzone staruchy i Dawida. Staruszki przebrane za dziewczęta zachowywały się dość narowiście, średnią ukręciliśmy tak niską tylko dlatego, że postanowiliśmy całą drogę jechać ze średniaka. Oraz jeszcze przyczyniła się do tego jedna z nich - Wiola. Mało chyba łyknęła ze Źródełka Młodości i w drodze powrotnej zaczęła się starzeć, a co za tym idzie opóźniać nasz pociąg. Dobrze, że na czas dojechała do domu, gdzie miała zapas Magicznej Wody, bo mogła by umrzeć ze starości...

Jechaliśmy między innymi tędy...



Duża rzecz... umieć włożyć Ochotniczą Straż Pożarną do wódki.

Byliśmy także tutaj...



To zdjęcie, na pierwszy rzut oka, wygląda jakby było nieostre. Nic bardziej mylnego...
Pstrykała je Małgośka_Mówią_Mi, a jak wieść gminna niesie, Ona zawsze robi ostre foty.
To efekt deszczu. Miała to zdjęcie w kieszeni, zaskoczył nas w drodze powrotnej deszcz, no i zdjęcie lekko namokło oraz rozmyło się delikatnie...



Oczywiście w połowie drogi, na szczycie góry świętej, przy dzisiejszej aurze, lizane lodów, to był strzał w dziesiątkę.
Po wylizaniu odechciało nam się modłów i nieznacznie się trzęsąc z zimna... czym prędzej ruszyliśmy bak do hom.
Wybaczcie... odpuszczenie Waszych grzechów załatwię następnym razem.

Jak już wspominałem, zaskoczyły nas przelotne opady małej burzy... ale daliśmy radę.



Ja, na ten przykład, zaadoptowałem foliowy worek leżący na pobliskim polu... po jakimś nawozie chyba był, bo pomimo kąpieli wciąż mnie swędzi tu i ówdzie...


Ubieram myśli w słowa, dreszcze w muzykę, marzenia w pancerz stalowy, a codzienność w nadzieję. Nakładam kolejną warstwę błota na szybę, ślady dłoni zostawiam na szkłach okularów. Wsuwam bose stopy w buty wysokie do kolan, ręce chowam w rękawiczki. Ubieram kobiety w myśli wyuzdane i patrzę gdy obok mnie przechodzą, zrzucając z siebie pelerynę mych fantazji.
Ubieram pustkę w namiastkę uśmiechu, a dni wypełniam oczekiwaniem nocy.
Ciebie ubieram w siebie, zaciskam mocno palce, smutek owijając dłonią. Słowa miłości dopasowuję do kostiumu ironii, niewiary i ozdabiam cynizmem.
Ubieram.
Aktorem pragnąłem być.
Jestem garderobianym.

~

w sumie...
ukręciłem: 55.20
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:24
ze średnią: 23.00 km/h
Maksiu jechał: 39.20 km/h
temperatura: 26.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 173 m
kalorie: 2182 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Wieża radości, wieża samotności

Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 21.07.2010 | Komentarze 11



Jest taka wieża, na czubku której siedzi sobie człowieczek i patrzy w dal. Płacą mu za to.
Jest tam sam. Taki sobie ma spokój. Święty.
Szczęściarz.


Ja robię swoje i ty robisz swoje, ja nie jestem na świecie po to, żeby spełniać twoje oczekiwania, a ty nie masz obowiązku spełniania moich oczekiwań.
Ty jesteś ty, a ja jestem ja.
Jeśli się spotkamy - to wspaniale, jeśli nie - to trudno.


~

w sumie...
ukręciłem: 82.90
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 03:34
ze średnią: 23.24 km/h
Maksiu jechał: 49.40 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 479 m
kalorie: 3709 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Magia

Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 20.07.2010 | Komentarze 3

~

Gdy oczom mym ukazało się dno kubka, co na nim jest napisane, że jogurt, to przyszła mi ochota zrobić sobie podróż w czasie...

Jest w okolicy takie miejsce, w którym bije Magiczne Źródło Młodości. Nie opowiem Wam gdzie, ponieważ a mianowicie uważam, że świat złożony z samych młodzieniaszków byłby nużący. W związku z tym, obrazka owego miejsca też nie pokażę.
Napełniłem bidony ową cudną Wodą i udałem się w słuszną stronę, skręcając czasem tam, gdzie nie powinienem.
Po kilkunastu mgnieniach wiosny dojechałem do parku otaczającego dom starców - foto poniżej.



Napotkałem tam dwie staruszki, jedna poruszała się na wózku elektrycznym, a druga przy pomocy balkonika. Okazało się, że są to siostry bliźniaczki, posiadaczki najniższych PESELI w tej części Europy.
Zapytały mnie o wodę... podałem jednej z nich bidon i rzekłem, żeby używały ostrożnie, bo to Magiczna Woda. Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo... i ochoczo łyknęły.
Po kilku minutach wyglądały tak:



Rzekły, że jadą na tej Wodzie od ponad trzystu lat...
No pięknie, pomyślałem. Zrobię niezłą kasę na tym Źródełku.

Bliźniaczki poprosiły o chwilę, odrzuciły swoje sprzęty w krzaki i pobiegły gdzieś w podskokach. Po chwili wróciły, ciągnąc za sobą trzy biki i jakiegoś starca na noszach. Starca napoiły moją Wodą i już po chwili jechaliśmy we czwórkę. Oczywiście była to ekipa złożona z bardzo młodych i powabnych person...
Dotarliśmy nad wodę przypominającą morze.



Dokładnie to nie wiedziałem, w którym miejscu przypominała, ale jedna z byłych staruszek upierała się, że przypomina... zapytałem więc o owo podobieństwo. Powiedziała, że ma to jakiś związek ze świnką morską. Dalej nie pytałem... te nastolatki to mają czasem poprzewracane w głowach, a gdybym bardzo nalegał, to pewnie okazało by się, że molestuję niepełnoletnie.

Kilka chwil później znaleźliśmy się na moście nad rzeką Kwai. Tam jest takie pole magnetyczne czy też grawitacyjne, że metalowe rzeczy lewitują. Nam zalewitował karbonowy rower... wciąż prześladowała nas Magia.



Udaliśmy się jeszcze do Dziury w Dolomitach. Ponoć włoskich. Jak lody.
Było tam kilka podjazdów i zjazdów. Z przykrością muszę przyznać, że ostatniego nie zjechałem. Nastolatki wypiły mi cały zapas Magicznej Wody, więc jako starzec pozwoliłem się zeżreć strachowi.



Na sam koniec zatrzymaliśmy się przy piekarni, zjedliśmy po bułce ze smakiem i cynamonem oraz namówiliśmy się, że za siedem dni udamy się w miejsce święte, by się poświęcić... czy tak jakoś.

Po czułym pożegnaniu sprytnie udałem się do Magicznego Źródła Młodości, by zabezpieczyć sobie przyszłość. Niestety... źródło okazało się wyschnięte oraz na kartce przyklejonej na pobliskim drzewie oliwnym była napisane, że odeschnięcia nie przewiduje się w przeciągu najbliższych sześciu lat...



Zwykłe wróżki mówią, to co chcesz usłyszeć. Robią to w taki sposób, by cię zadziwić, co nie zmienia faktu, że tego właśnie oczekiwałaś. Czarownice... one mówią o tym, co się wydarzy naprawdę. I bez znaczenia dla nich jest fakt, czy ci się to podoba, czy też nie. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale dobrotliwe oblicza wróżek nic nie znaczą, to czarownice są naprawdę wiarygodne, choć popularność nie jest ich mocną stroną.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 76.00
km
w terenie: 70.00 km
trwało to: 05:47
ze średnią: 13.14 km/h
Maksiu jechał: 73.40 km/h
temperatura: 30.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 2086 m
kalorie: 6100 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Salzkammergut Trophy - ścig

Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 19.07.2010 | Komentarze 2

~

Dojechaliśmy. Prawie wszyscy, bo Darek, który pojechał na 211 km jeszcze jedzie. Rozpadało się, a on jedzie... tfardziel jest.
Gacek dojechał 7 w kategorii, reszta trochę poniżej :)
To na już tyle...
Pozostałe info (drużynówka) oraz fotki po powrocie do kraju ojczystego...
Czekamy więc na Darka, a później impreza :)


[edit 19.07]

Czas na uzupełnienie i podsumowanie. Dziś będzie z lekką nutką powagi.
Zdjęć chyba więcej nie dodam, nie było na trasie teamowego fotografa, a Sportograf w moim przypadku się nie spisał...

Wyścig, moimi ślicznymi oczyma, wyglądał tak...
Przede wszystkim organizacja. Nie będę wdawał się w szczegóły, opisywał menu na bufetach, pakietów startowych, oznakowania, tłumów kibiców etc... napiszę tylko, że nie sądzę byśmy czegoś takiego mogli doświadczyć na naszych rodzimych trasach. To po prostu organizacyjnie dwa różne światy. Nasza rzeczywistość, to trzeci świat.

Trasa.
To nie był ścig szczególnie trudny technicznie, owszem kilka singli, kilka zjazdów po kamieniach i tyle. Większość to szerokie szutrowe drogi.
Trudnością tego maratonu były przewyższenia, nachylenia, nawierzchnia (to na zjazdach).

Hitem był podjazd (dla większości podejście), o którym już wspominałem. 35% nachylenia. Trudno było się wczołgiwać... choć oczywiści znalazło się kilku kozaków, którzy wjechali. Szacunek.
Większość podjazdów śmiało można określić mianem neverending story :)
Długie, bez chwili wypłaszczenia, trzymające do końca, wymagające odrobiny samozaparcia... dorzucając do tego ponad trzydziestostopniową temperaturę i brak cienia w wielu miejscach, można było się spocić.

Luźna, szutrowa nawierzchnia powodowała, że na zakręconych zjazdach, przy konkretnych prędkościach, były czasem problemy z utrzymaniem się na trasie.
Jednemu się nie udało, ale o tym poniżej...

Wyniki.
Niezłe.
Jak już wspominałem powyżej, Gacek zajął siódme miejsce w kategorii i dwudzieste siódme w generalce, na dystansie 119 km.
Drużynowo zajęliśmy także siódme miejsce na 54 teamy (dystans 119km).
Wyrazy dla Darka W. - przejechał koronny dystans 211 km w czasie 15 godzin i 47 minut (z czego ostatnie 4 godziny w deszczu).



To była dwunasta edycja Salzkammergut Trophy i (o ile się nie mylę) pierwszy raz najwyższe podium, na koronnym dystansie przypadło Polsce.
Tego cudu dokonała Ewelina Ortyl, przejechała 211 km w czasie 14 godzin i 11 minut przy ponad 7000m przewyższeń. Kaski z głów, Panowie!
Dla mnie jest to kosmicznie nieprawdopodobny wyczyn oraz jestem pod ogromnym wrażeniem. W związku z tym uczesałem się, ogoliłem i gdy tylko nadarzy się okazja uścisnę dłoń mistrzyni.

Z racji szybkich, a co za tym idzie niebezpiecznych zjazdów, było na trasie wiele upadków i wypadków.
Niestety, dla jednego z zawodników był to ostatni start :/

Więcej naszych zdjęć można zobaczyć tutaj.
Wszystkie wyniki, klasyfikacje, etc. znajdziecie tutaj.








I trochę impresji...







Tak wyglądała trasa i profil dystansu C (ten, który jechałem) :






a tak dystansu A, czyli 211 km, przy ponad 7000m przewyższeń





Śmierć przychodzi po każdego. Kiedy przyszedł do Morta, zaproponował mu pracę. Kiedy go zapewnił, że bycie martwym nie jest niezbędne, chłopiec się zgodził. Wkrótce jednak odkrył, że romantyczne porywy niełatwo dadzą się pogodzić z terminowaniem u Śmierci.

~

w sumie...
ukręciłem: 0.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to:
ze średnią: km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: (%)
tętno średnie: (%)
w górę: m
kalorie: kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Salzkammergut Trophy - dzień czwarty

Piątek, 16 lipca 2010 · dodano: 16.07.2010 | Komentarze 0

~

Dzisiejszy dej to taki lajtowo sprzętowo przedścigowy się porobił. Co nie znaczy, że nie było dziś emocji oraz nutki sensacji...







Jak widać przygotowywaliśmy sprzęty, nawadniając organizmy na różne sposoby... dziś było tutaj 34^C w cieniu, a miejscowi górale zeznali, że to preludium przed jutrzejszym dniem. No to dziękuję bardzo...



Pierwsza sensacyjna wiadomość... jak widać na obrazku powyżej, producenci sprzętu to jacyś idioci... okazuje się, że można jeździć bez kółeczek w wózku, heh.





Druga sensacyjna wiadomość... w ostatniej chwili dojechały posiłki teamowe. Chytry plan zakłada, że jutro robimy dobry, a nawet bardzo dobry wynik drużynowy.







Dobranoc Państwu

Jak wszyscy pszczelarze, Śmierć nosił siatkę. Nie dlatego, że miałby coś nadającego się do użądlenia, ale czasem pszczoła wlatywała mu do czaszki, a od tego dostawał migreny.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 39.60
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 02:07
ze średnią: 18.71 km/h
Maksiu jechał: 55.90 km/h
temperatura: 29.0
tętno Maksa: 165 ( 85%)
tętno średnie: 122 ( 63%)
w górę: 364 m
kalorie: 1760 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Salzkammergut Trophy - dzień trzeci

Czwartek, 15 lipca 2010 · dodano: 15.07.2010 | Komentarze 3

~

To miał być dzień odpoczynku, rozjazdowy taki, z lekkim akcentem pionowym... owe 35%.
Ale okazało się, że to najbardziej sensacyjny dzień w tym miesiącu...



Świtem bladym miejscowa ludność najpierw przetarła oczy ze zdumienia, a chwilę później uciekła w popłochu oraz podskokach widząc Sześciu Jeźdźców Apokalipsy wynurzających się z głębin jeziora Hallstatter See.



Udali się oni przez o_jeden_most_za_daleko by dać się we znaki okolicznym mieszkańcom.
Trzeba Wam wiedzieć, że Jeźdźców Apokalipsy było początkowo sześciu, ale dwóch wyjechało za chlebem, zanim ekipa stała się sławna...





Dziś, prócz głównej sensacji, o której poniżej, niektórzy uparli się rozbawiać towarzystwo - foty powyżej...





Taaak... w tym miejscu przejdę do sedna dzisiejszej story.
Dziewczę na zdjęciach powyżej to Ewa. Pamiętam ją z dzieciństwa, chodziliśmy do tego samego przedszkolna w Jeleniej Górze. Pewnego lutowego wieczora Ewa wyszła po papierosy i słuch wszelaki po niej zaginął. Ewa wówczas miała osiem lat.
I wyobraźcie sobie, że dziś, po latach spotkaliśmy się w Hallstatt. Ewa jest właścicielką połowy miasteczka oraz ma siedemnaście procent udziałów w miejscowej kopalni zegarków.
Jakiż ten świat jest niewielki...
Przy okazji bycia w towarzystwie Ewy, niektórzy z nas dowiedzieli się, że Obcy także uprawiają seks oraz niektórzy błysnęli nieprawdopodobne szybkim refleksem. Śledziu, na ten przykład, dobył miecza zza pleców i jednym świszczącym ruchem upolował dwa i pół miejscowego komara...

Czekaliście na foty i relację z 35% podjazdu?
Ja też.





Pierwsze zdjęcie to nie ten podjazd.
Drugie także nie.
Podjechaliśmy go dwa razy, ale tam jest zakaz fotografowania, niestety. To podobnie jak nie można fotografować Panoramy Racławickiej oraz w Prado też.


Gdy długo spoglądasz w otchłań, otchłań spogląda również w Ciebie.

~
Kategoria Ekipą, Daleko stąd


w sumie...
ukręciłem: 39.70
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 03:25
ze średnią: 11.62 km/h
Maksiu jechał: 42.50 km/h
temperatura: 33.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: 1222 m
kalorie: 3933 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Salzkammergut Trophy - dzień drugi

Środa, 14 lipca 2010 · dodano: 14.07.2010 | Komentarze 3

~

No Proszę Państwa... te całe Alpy, to bardzo macz są miłe w dotyku oraz aksamitnie przyjemne... tu jeździ się odrobinę inaczej niż po ścieżkach w parku czy też na innej Mazovii, tak na przykład.
Zrobliśmy kilka kilometrów z sobotniej trasy, która już jest doskonale oznakowana oraz miejscami doskonale kamienista.
Jutro w planie mamy inny fragment, gdzie ponoć jest kultowy podjazd... dwa kilometry z 35% nachyleniem. No to się wczołgam, co nie?

Dostałem właśnie od orgazmatora maila, że w sobotę będę jechał.
Z numerem C82

Poza tym... poproszę tu, w tym Bad Goisern dom do zamieszkania, jest tu całkiem mniam...
















To nadzieja sprawia, że ludzie żyją, ale to przede wszystkim ludzie pozwalają żyć nadziei...

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 0.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to:
ze średnią: km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: (%)
tętno średnie: (%)
w górę: m
kalorie: kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Salzkammergut Trophy - dzień pierwszy

Wtorek, 13 lipca 2010 · dodano: 14.07.2010 | Komentarze 1

~

Dziś, a właściwie to wczoraj wybraliśmy się do Bad Goisern w celu wiadomym. Pojechało nas pięciu plus Wydruś ze swoim damskim bikiem...





W drodze byliśmy świadkami róznych dziwnych wydarzeń oraz smakowaliśmy orzeszki Wasabi, przekraczaliśmy granice (państw także) oraz w końcu dotarliśmy.

Okazało się, że po pierwsze... utajniono przed nami drogę na biwak, po drugie plotka mówiła, że ten biwak to czynny będzie od jutro.



W końcu, przy wydanej pomocy czeskojęzycznego bikera znaleźiśmy zakamuflowane pole biwakowe, które nie było jeszcze czynne oraz przy pomocy Frantza (fotka powyżej), który okazał się być zarządcą biwaku, co go jeszcze nie ma, rozbiliśmy obóz w tym magicznym, nieistniejącym miejscu...
Wydruś zrobił mi kanapkę, a teraz już pójdę spać...





- Czym się zajmujesz?
- Wieszam na ścianach marzenia innych ludzi

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 210.00
km
w terenie: 210.00 km
trwało to: 11:09
ze średnią: 18.83 km/h
Maksiu jechał: 36.80 km/h
temperatura: 32.0
tętno Maksa: 189 ( 97%)
tętno średnie: 151 ( 78%)
w górę: 508 m
kalorie: 13000 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Mazovia 24h

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 4

~

Było to tak...

Przymierzałem się do tej, dwudziestoczterogodzinnej jazdy, od roku... to trochę inaczej niż normalny ścig stąd dotąd. Tu się jedzie w kółko (w tym roku piętnastokilometrowe). Problemem jest, by na dłuższej prostej nie zasnąć z nudów... bo można zrobić fikołka i może boleć.

Tak, czy siak udaliśmy się w piątek. Rozbiliśmy obóz kilkaset metrów od szczytu, na sali gimnazjalnej...





W sobotę rano dotarli Ania i Witek, wypiliśmy poranną kawę i w samo południe (bez Garego Coopera) pojechaliśmy odrobinę pokręcić się po okolicy, znaczy rozpoczął się ścig...





Jak widać, wystartowały także znane osobistości ze świata kultury i polityki.
Na zdjęciach poniżej Anna L. oraz Joanna J.





Pierwsze okrążenie udało mi się przejechać nie myląc trasy, bo jechałem ze stadem. Kolejne też trochę ze stadem, a trochę z pamięci.
Dlaczego tak?
Hitem tego sezonu jest organizacja w wykonaniu sympatycznego Pana Cezarego.
Prócz oznaczenia trasy na wyróżnienie zasługuje likwidacja (w nocy) pomiaru międzyczasu... jeśli chcecie zapytać ilu skorzystało i skróciło, to ślijcie listy pocztą emaliowaną do Pana Czarka.
Mistrzostwem także były kolacja i śniadanie, na które każdy uczestnik dostał talon... menu i jakości nie opiszę, ponieważ czytają to dzieci...

Ale wracając do ścigu i mojego w nim udziału... to generalnie porażka.
Plan, jak zwykle miałem chytry, a wyszło hmm... takse.
Zakładałem, że zrobię co najmniej trzysta i wydumałem sobie, że jednym z kluczy do takiego sukcesu będzie jazda w nocy. Moja elektrownia miała 2930 lumenów. No przepraszam... miałem obawy, czy nie podpalę tym światłem trawy, bo dawno na padało. Cóż z tego... w nocy ujechałem raptem dwa okrążenia...



I nie dlatego, żebym był zmęczony...
Pomilczmy nad przyczynami.

Tak czy siak skoro świt pojechałem. A właściwie pojechaliśmy:



I mniej więcej tak wyglądał, w skrócie, dwudziestoczterogodzinny ścig.

A teraz gratki, szacunki oraz inne wyrazy rozmaite...

Fotki, jak zawsze na ścigach, pstrykał junior. Dzięki :)
Nawet pstryknął sobie autoportret...



Wyrazy dla Ani.
Wystartowała w ścigu pierwszy raz w swym krótkim życiu...



Ujechała ponad sto kilometrów, właściwie bez żadnego przygotowania. Była twarda, dzielna i ogólnie dawała radę.
Biorąc pod uwagę, że w 1/3 trasa przypominała piaskownicę, co może skutecznie zniechęcić, gdy się po raz pierwszy startuje... to bardzo big gratulacje, Anjó :)



Na wale spotkałem Damiana, a właściwie to On spotkał mnie, rozpoznał znaczy.



Zamieniliśmy kilka słów, zapytałem które jedzie kółko, odparł, że dwunaste. Ja wówczas miałem chyba sześć, albo siedem. Damian ostatecznie ujechał czterysta pięćdziesiąt kilometrów i stanął na pudle. No szacunek, proszę Państwa, to już nie są żarty!

Spotkaliśmy się po ścigu z Damianem przy kranie, on wydłubywał kontakty z oczu, ja prałem buty i... nie poznaliśmy się. Wiadomo, w kaskach jesteśmy podobni do siebie. Znaczy każdy do siebie samego, nie żeby Damian do mnie, na ten przykład...
Ale zamieniliśmy jeszcze dwa słowa w restauracji, choć byłem wtedy w stanie poudarowosłonecznym i średnio kleiłem :)

I Damian... gratuluję Wsparcia. To bardzo wery ogromnie macz bardzo ważne, za wszystko inne zapłacisz wiadomą kartą :)



Jutro rano udajemy się mocnym składem do Bad Goisern, w sobotę przejedziemy kilka kilometrów w Salzkammergut Trophy. Darek mówi, że na biwaku jest darmowy hotspot (cokolwiek to znaczy) i on, ten hotspot ponoć pozwoli mi coś tu pisać on_lajn_z_austrii. Czarodziejska ta technika... choć tak naprawdę z darmowych hotów wolałbym coś innego, hyh.

[edit 18:40]



Niektórzy na metę wjechali... tyłem.


- Oto głowa smoka
- Oto ręka księżniczki


~