Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Daleko stąd

Dystans całkowity:15982.03 km (w terenie 9419.79 km; 58.94%)
Czas w ruchu:1085:36
Średnia prędkość:14.69 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:363244 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:190 (98 %)
Suma kalorii:532767 kcal
Liczba aktywności:289
Średnio na aktywność:55.30 km i 3h 46m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 50.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:12
ze średnią: 22.73 km/h
Maksiu jechał: 71.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 649 m
kalorie: 791 kcal
w towarzystwie:

Róbrege

Poniedziałek, 14 marca 2016 · dodano: 14.03.2016 | Komentarze 1

~

Dziś całkowity lóz, regge, lans oraz brylowanie...
Niechaj przemówią obrazy.









Oraz niektórzy wykazali się twardością. 
Temperatura powietrza około 7^, temperatura wody także korzystna.

[tutaj było zdjęcie, ponoć lekko obsceniczne, ale Śledziu zrobił mi scenę niczym pokojówka lub inna kucharka, a ja jako dobry samarytanin... usunąłem]



~


w sumie...
ukręciłem: 85.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:09
ze średnią: 20.48 km/h
Maksiu jechał: 69.00 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 1852 m
kalorie: 2797 kcal
w towarzystwie:

Mordor

Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 13.03.2016 | Komentarze 2

~

Rock temu ego zamierzałem pojechać do Mordoru, ale jakoś udało się nie... zatem po wczorajszej rozgrzewce namówiłem prawie wszystkich na Mordor właśnie. 



Wspaniała ósemka udała się pełna wiary i nadziei. Odnieśliśmy niebywały sukces, ponieważ mianowicie powróciliśmy wszyscy... wprawdzie niektórzy bez wiary i bez nadziei. 



Po prysznicu, manicure, pedicure i makeupie nastąpiło głosowanie Wygrała opcja "Było zajebiście".
A to dopiero preludium tegorocznego pobytu.



Kolega w odcieniu fioletowym okazał się być godnym następcą nieodżałowanego Żółtego. 
Dziś leszczyk zainspirował mnie, by nadać mu jakieś imię. Nadałem wielce oryginalne, bo Fioletowy.



~


w sumie...
ukręciłem: 85.50
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:14
ze średnią: 20.20 km/h
Maksiu jechał: 68.50 km/h
temperatura: 12.6
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 144 ( 74%)
w górę: 1520 m
kalorie: 1760 kcal
w towarzystwie:

Doplo espresso

Sobota, 12 marca 2016 · dodano: 12.03.2016 | Komentarze 3

~

Dzień pierwszy obfitował w wydarzenia oraz wydarzyło się, że obiad był dość obfity.





W drodze powrotnej nabyłem drogą kupna nową, wypasioną furę...



...w tak zwanym międzyczasie Żółty odrobinę się sfiolecił...



Tak czy siak, dzień pierwszy na Istrii uważam za stosunkowo udany.



A teraz, szanowne panie, szanowni panowie... mocna historia rocka w kwadrans, a także na feju.

 

~

w sumie...
ukręciłem: 35.21
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 02:29
ze średnią: 14.18 km/h
Maksiu jechał: 61.00 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 162 ( 83%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 745 m
kalorie: 932 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Po drugiej stronie

Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 07.10.2015 | Komentarze 0

~

Po świeradowskim ścigu, a także po śniadaniu pani kierowniczka Ada wskazała cel oraz wytyczyła drogę.
Najmacz szczęśliwy z takiego planu był Wierzba...

Tak, to był dobry dzień. Po drugiej stronie naleśniki smakowały przednie, kofola takoż.
I nie chce mi się więcej pisać.





~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 48.99
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 02:52
ze średnią: 17.09 km/h
Maksiu jechał: 63.00 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 185 ( 95%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 1421 m
kalorie: 1541 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Stan umysłu

Sobota, 3 października 2015 · dodano: 06.10.2015 | Komentarze 17

~

Sezon pościgowy, nie dość że kolejny, to dobiegł był.
Po kilku latach jeżdżenia u GG, powrót na trasy BM - pomimo pozytywnego nastawienia - nie okazał się tym, co mogłoby byc powodem OBSa. Trasy, trasy, trasy... widać starania, widać, że orgazmator wie o co chodzi, ale...
Ale wie także, że lepiej jest mieć więcej złotówek niż mniej złotówek. Stąd zapewne kompromis pomiędzy trasami MTB, a takimi dla posiadaczy rowerów górskich. Tak, były wyjątki, ale nie one stanowią o jakości całego cyklu. Tak to już jest z ludzką psychiką... jeśli dzieje się dobrze, to uważamy, że to norma i szybko zapominamy. Gdy jest na odwrót, to oczywiście pamiętamy i właśnie te, nienajlepsze wrażenia, przyczyniają się do oceny całości. 
Kolejny problem, to wszechobecny tłok na trasach tego cyklu... co jest oczywistym następstwem wspomnianego kompromisu.

Ogólne wrażenie dalekie jest od euforii, jaka mnie dopadała po finałowym ścigu w Istebnej, kończącym tamten cykl.
Z drugiej strony... dlaczego ja, słabo podjeżdżający i nie umiejący zjeżdżać, uzurpuję sobie prawo do takiej oceny? 
No też nie wiem oraz jestem mocno tym zaskoczony.

Z trzeciej zaś strony są przecież w kraju ludzie, którzy jeżdżąc Mazovię czy też inną Skandię są przekonani, że tak wygląda MTB...

Ale są też dobre wieści. Można, bez szukania wrażeń poza granicami kraju, zakosztować prawdziwej jazdy po górach. 
Są - i mam nadzieję, że będą zawsze - etapówki GG...  Beskidy MTB Trophy oraz Sudety MTB Challenge. To dla tych dwóch imprez warto bawić się w MTB. 
Jeśli jeszcze nie jechaliście którejś z nich, to w 2016 powinniście, bo żyć trzeba już, teraz.. szukajcie motywacji, nie wymówek.

Jest także cykl, który rozwija się bardzo dynamicznie i coś mi podpowiada, że w 2016 będzie to mój priorytet. Namawiam także i tych z Was, którzy mają podobne mojemu oczekiwania. Cyklokarpaty, bo o tej serii mowa, oferują z roku na rok coraz lepsze trasy, wzorową organizację, niezłe nagrody. Na trasach nie uświadczycie tłoku, a ludzie tak startujący wydają się być normalniejsi - nieobce są im magiczne słowa, potrafią ustąpić na trasie miejsce szybszym i mam wrażenie, że zdecydowanie częściej się uśmiechają.


Wracając do ścigu finałowego w Świeradowie...



...jechałem, 



jechałem...



...i kolejny raz, na ostatnich metrach, dojechał mnie Bartek. Jak widać na obrazku, dał z siebie wszystko, a nawet więcej, ponoć skończyła się skala w Jego pulsometrze i pękł był z przeciążenia. Ale... to nieistotne, liczy się wynik. Bartek wygrał. Aczkolwiek nie jest to moje ostatnie słowo. Jeszcze powalczymy... w M8 a może już w M7, hónołs.

Mocno pozytywnym akcentem tego sezonu, podobnie jak i poprzednich była drużyna - Gomola Trans Airco.
Bo GTA to nie tylko team, to pewien stan umysłu, by Paulina




Walczyliśmy w tym sezonie jak lwice, i niestety przegraliśmy pierwsze miejsce. Wygraliśmy natomiast drugie. 




Trunki za pierwsze i drugie smakowały podobnie a nawet identycznie.




Jako, że w dochodzeniu jesteśmy nieźli, to doszliśmy w pięknym stylu do końca tego sezonu...









~




w sumie...
ukręciłem: 48.48
km
w terenie: 46.00 km
trwało to: 04:29
ze średnią: 10.81 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: (%)
tętno średnie: (%)
w górę: 1947 m
kalorie: kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Trzy liderki

Sobota, 19 września 2015 · dodano: 21.09.2015 | Komentarze 5

~

Różne, tego weekendu, dziwne rzeczy się wydarzyły... także bardzo różne, przy okazji tych wydarzeń, zdjęcia wykonano. Niestety, większość wydarzeń musi pozostać okryta mrokiem tajemniczej tajemniczości, zdjęcia natomiast zostały podarte, spalone, a szczątki utopione. 

Udało mi się uratować tylko kilka, ale są one niczym czubek góry lodowej i nie do końca oddają atmosferę tych dwóch wyjątkowych dni...



Początek był wielokolorowy, by nie rzec, że multikulturowy, wielobarwny oraz z akcentami międzynarodowymi. Bo ponieważ akcja działa się w Wierchomli, na finałowej edycji Cyklokarpat, na starcie stanęli, poza rodakami, także Czesi, Słowacy oraz Wyra.
Sam przebieg ścigu okrywa, nie mniej tajemnicza od tajemniczej tajemnicy, mgła.
Z owej mgły, co kilka minet, wyłaniały się dziwne postacie... nosorożec bez nosa, gajowy Marucha, Santa Święty Klaus Mikołaj, komornik sądu rejonowego, mało agresywne zombie... a także, od czasu do czasu, jakaś postać na rowerze.





W tej mgle znakomicie poruszał się przypadek. A nawet chodził po ludziach i czynił im zło oraz niedobro. Łamał w sposób bezczelny ludkom przerzutki, ramy, obojczyki a także kariery.






Mi na ten przykład złamał łańcuch, ale byłem sprytny i go sobie odłamałem, po czym udałem się w dalszą podróż. Wyrze natomiast, wspomniany przypadek, złamał charakter.


Nie dość, że kazał mu zaciekle walczyć o każdą sekundę na trasie, co wysysło z Wyry wszystkie siły i 12% trzewi, to jeszcze na dodatek nakazał mu przyjąć z tej okazji nagrodę...  co jak widać nie przyszło Mu aż tak bezboleśnie.


- Jak masz na imię?
- Ja jestem Wyra.
- Jakie chcesz pytanie?
- Łatwe.
- Co potocznie nazywamy wyrem?
- Noo... mnie!
- Brawo, wygrałeś tshirta!



Nagle... Iza popadła w nostalgię oraz głębokie zamyślenie...


Po kilku chwilach rzekła, że wymyśliła. Pomysł był taki, abyśmy przeszli do części coraz mniej oficjalnych, co też uczyniliśmy bez niepotrzebnej zwłoki (zwłok także, bo ponieważ zwłoki nieszczególnie pachną).





Następnie wygraliśmy, a także w cuglach, konkurs na najseksowniejsze czy liderki zwane w środowisku kolarzystów hostesoma...





Jak widać, nasze czy liderki w składach dwuosobowych zawarły także bliską, bo prawie doustną, znajomość z czołowym kolarzowiczem tego cyklu. Już poza podium wymienili się numerami telefonów i stringami.


Pod koniec tego pełnego emocji dnia, w posiadłości pani Rudej Krystyny byliśmy przeprowadziliśmy nabór do teamu na sezon 2016. Pragnę przedstawić, jako pierwszy, dwie nowe twarze w naszej drużynie. Ich imiona owiewa tymczasem wierchomlska mgła, ale już niebawem ogłosimy urbi et orbi tę wspaniałą nowinę.



Ponoć tajemnicza postać w weneckiej masce oraz nie mniej tajemnicza postać z pewnymi brakami anatomicznymi zamierzają wystartować w mistrzostwach świata tandemów napędzanych siłą woli... 

Hmm... sezon, co może być pewnym zaskoczeniem, chyli się ku końcowi. Jeszcze jeden ścig innego cyklu i rozpocznie się morderczy okres zakończeń sezonu.
Tymczasem pragnę Wam rzec, że gdybyście byli zmęczeni wszechobecnym tłokiem panującym na BM, to Cyklokarpaty warte są tego, byście w 2016 roku o nich pomyśleli. Trasy, orgazamacja, kultura na trasie, hostessy, bufety i co tam jeszcze sobie nie wydumacie... to wszystko się zgadza i właściwie to nie ma do czego się przypierdolić.


Taka sytuacja... na trasie ofcoś.
Jadę bez liczydełka, bo starość nakazała mi go zapomnieć zabrać z hom... w pewnym momencie ludek jakiś pyta mnie, który kilometr (także był bezlicznikowy). Mówię, że nie wiem, bo też jadę bez. 
Na co dziewczę jadące obok mówi "Ja mam licznik, ale się nie znam".


"Bo Gomola Trans Airco, to nie tylko team. To także stan umysłu"... by Paulina.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, CK


w sumie...
ukręciłem: 31.52
km
w terenie: 28.00 km
trwało to: 02:57
ze średnią: 10.68 km/h
Maksiu jechał: 47.60 km/h
temperatura: 22.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 151 ( 78%)
w górę: 1398 m
kalorie: 1272 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Chodź ze mną do łóżka

Poniedziałek, 14 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 3

~

Mówili, że nadejdzie taki czas, w którym krzywdy zostaną pomszczone, rachunki wyrównane, a winni ukarani.
Czekam więc oraz cierpliwie. 
Bo ma przyjść taki jeden co będzie sądził żywych i umarłych. Z tymi drugimi może mieć pewien kłopot... gdy sobie ich powykopuje, to może się tak wydarzyć, iż woń jaką będą roztaczali, to nie będzie Clive Christian No. 1 w wersji Imperial Majesty... ba, to nawet nie będzie marny numer piąty Chanel'a.

Ale... to mocno hipotetycznie, bo moje tête-à-tête z rzeczonym sędzią jest tak samo prawdopodobne jak orgia w składzie Naomii Cambell, jej córka, Monica Bellucci, Renata Dancewicz i ja (nie mówcie nic Renacie, bo wkurwiona potrafi być mało przyjemna).

W związku z powyższym nikt nie ukarze mnie za pychę, drwiny, małostkowość, pazerność, bezduszność, próżność, kłamstwa, kłamstewka, cynizm i cynę.
A jeśli tak.. to mogę sobie pozwolić. 

F czoraj pozwoliłem sobie zobaczyć na feju obrazek
Obrazek był mnie urzekł. 
Pozostając do dziś w stanie urzeczenia, a nawet upojenia (ostatni raz podobnego stanu doświadczyłem podczas wizyty u Lówra, gdzie flirtowałem z Monolizom), nie potrafię przemilczeć tego, co mnie spotkało.
Tak dziwnie mam, że wyostrzony podczas pobytu na Kubie (to niedaleko Dominikany) zmysł estetyki, w zetknięciu z nieokiełznanym pięknem, powoduje u mnie stany euforyczne, narkotyczne, wzwody oraz OBS'y, co z kolei pociąga za sobą przemożną chęć podzielenia się swym krótkotrwałym szczęściem ze światem.
Według Garpa oraz całym.

Dzisiejsze chwile niczym nie zmąconej szczęśliwości sponsorują dwie literki O.
Gdybym dał sobie dłoń prawą uciąć wraz z palcyma, za to, że najmacz tajemniczym uśmiechem uśmiecha się wspomniana paryżanka, Lisa di Antonmaria Gherardini, to od dziś musiałbym trzepać się lewą...

Aby odrobinę ochłonąć, zawołałem taksówkę i nakazałem, by wywieźć mnie precz daleko stąd.
Wywieziono mnie w okolice zmarszczek.


Nie bójmy się tych słów... mocno gościnnych i przyjaznych zmarszczek.



Od dwunastego kilometra dziwnie jakoś się czułem... nieznacznie już ochłonięty, ze skłonnością do oziębłości, wolny już od wczorajszej ekstazy, więc nie to było powodem do niepokoju. Jednakże nie potrafiłem tego - coraz dziwniejszego i z każdym kilometrem bardziej niepokojącego - stanu w żaden sposób zdefiniować.
Choć.. szósty, a może nawet ósmy zmysł podpowiadał mi, że rozwiązanie może mieszkać w aparacie do czynienia obrazków, który dziś obsługiwał Witek ksywa Bosozoku. 

Mocno zatem zaniepokojony, tudzież rozdrażniony wsiadłem do pierwszego napotkanego pociągu i już po sześciu godzinach byłem w domu. 
Czym prędzej udałem się do zaprzyjaźnionego fotografa, by wywrzeć na nim presję. 
Presja tyczyła wywołania zdjęć... fotograf opierał się, niczym dziewica i zakonnica w jednym oraz o ścianę. Po serii gróźb oraz zapłacie trzydziestu srebrników dał się namówić Wywołał jeszcze ciepłe zdjęcia...



Szósty i ósmy nie myliły się.
Coś mnie prześladowało, lśniąc przy tym subtelnie i wskazywało jedynie słuszną drogę. Drogę prawości, uczciwości, skromności, przebaczenia oraz pan jest moim pasterzem.
W pewnej chwili postanowiłem jechać z zasłoniętymi oczodołami, w których mam oczy. Jak postanowiłem, tak uczyniłem...



Jak widać, niewiele to pomogło... tajemnicza tajemniczość w dość tajemniczy sposób wciąż mnie prześladowała.

Myślę, że może mieć to ścisły związek z przyjściem tego, który będzie sądził żywych i śmierdzących, o czym wspominałem na początku. 
Zacząłem się bać.I tak mi zostało. Ręce trzęsą mi się nieustannie i coraz mocniej, a także pocę się nadmiernie.

Gdybyście mieli tę wątpliwą przyjemność napotkać mnie na swej drodze, to bardzo proszę, nie dziwcie się niczemu. Człowiek będący we władaniu strachu może zachowywać się dziwnie oraz obelżywie. 
Nadzieję pewną pokładam w nieskończonej Waszej wyrozumiałości nierozerwalnie związanej z tolerancją...


Mmm... jestem cierpliwy, ale już niemłody. Kiedyś odejdę, pamiętaj o tym.
Rock, Honor, Ojczyzna.
Przed Państwem zespół pieśni i tańca dowodzony przez Grabaża... w wersji mocno ulubionej.


~


w sumie...
ukręciłem: 38.00
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 02:59
ze średnią: 12.74 km/h
Maksiu jechał: 49.70 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 166 ( 86%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 1154 m
kalorie: 1043 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Dżamna

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · dodano: 24.08.2015 | Komentarze 8

~

Po Myślenicach, jak już wspominałem we wpisie poprzednim ego, pomyśleliśmy jak i gdzie óczcić nieustające pasmo sukcesów i wydumaliśmy, że najbardziej odpowiednim miejscem będzie duży pokój wraz z telewizorem w dużym domu Rudej und Adama. 
Ciało słowem się stało.

Podczas czczenia fotoreporter miał wolne za nadgodziny, obrazków zatem nie ma.
Kolejnym wydarzeniem były pierwsze promyki tarnowskiego słońca nakazujące nam picie porannej kawy, co też uczyniliśmy, a nawet skwapliwie.

Przy kawie padło pytanie, cóż tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem. Propozycji było mniej więcej mnóstwo i były mocno zróżnicowane, a także nie chce mi się ich wszystkich omawiać. Używając najlepszej metody, bo ponieważ eliminacji, na koniec ostały się dwa potencjalne i możliwe do zrealizowania chytre plany. 
Pierwszy zakładał pójście na miasto oraz być może do kina, drugiego natomiast celem była Dżamna (kimkolwiek ona by nie była).

Siódemka nasza, po około godzinnej i ostrej wymianie zdań, co do owych planów podzieliła się na dwie grupy.
W pierwszej grupie, optującej za spokojnym i kulturalnym spędzaniem czasu była Ada.
Druga grupa, żądna Dżamny to Ruda, Iza, Pan Adam, Piotr, MIrjon, Wierzba i moi.

Nie jestem w stanie opisać szczegółowo przygód pierwszej grupy, ale... ci z drugiej powinni raczej wpaść w czarną rozpacz tudzież zazdrość. Imagynujcie sobie, że Ada rozpoczęła stąd...

(obrazek kopyrajt by Ada)

...a skończyła w towarzystwie księcia z bajki. Gdybym wiedział, że tak się to skończy, to pewnie zmieniłbym rano barwy grupowe, obcowanie z księciem i to takim, że z bajki nie zdarza się codziennie, a ponoć niektórzy mówią, iż może się w ogóle nie zdarzyć.
Kwestią otwarta pozostaję pytanie, czy gdybym był w grupie Ady, to bieg wydarzeń także sprawiłby, że potknął bym się o księcia... hónołs, hónołs.

W tym czasie grupa druga w składzie słusznym poszukiwała legendarnej Dżamny.
Rozpoczęliśmy od narady wojennej...


...by po kilku chwilach oraz zgodnie z planem i w ustalonym szyku przeczesać jak największy teren, na którym rzeczona Dżamna mogłaby się znajdować.


Zadanie okazało się być trudniejszym niż zakładaliśmy. Czesaliśmy ten teren, czesaliśmy oraz czesaliśmy a Dżamny ni widu ni słychu. Jako, że kierownikiem czesania był Pan Adam, to czesanie było mocno interesujące terenowo... ale cóż z tego? Dzień chylił się ku końcowi, a my nawet nie zbliżyliśmy się do sukcesu.

Padła decyzja, by wdrożyć w życie plan numer dwa, czyli miast szukać poszukiwanej na chybił oraz trafił, należy ją wyśledzić. Śledzenie wziął na siebie Mirjon. Wlazł na jakieś drzewo, znalazł dogodną pozycję do obserwacji, dobył lornetkę teatralną składaną i jął się wpatrywać w horyzont, a może i poza...


Po kilku chwilach, które ciągnęły się w nieskończoność oznajmił, że jest, że wypatrzył... część nas wspięła się także na drzewo (nie mogliśmy wszyscy, bo pewnie by się złamało), po kolei wzięliśmy w dłonie lornetkę i popatrzyliśmy we wskazanym kierunku. 
Rzeczywiście była Dżamna, zaparkowała sprzęta na nabrzeżu i brała kąpiel, co widać na obrazku...


...w sensie, że sprzęta, bo poszukiwana akurat zanurzyła się oraz w całości. Szybko zrobiliśmy pamiątkowego selfiaczka, a właściwie to dwa...




Na obu selfjakach, jak widać, jest nasza czwórka, z tym, że na tym drugim nie w całości.
Schodząc z drzewa krzyczeliśmy do tych na dole, że na koń, że natychmiast, że już, że afera, że wiemy gdzie jest Dżamna... ale mogli niedokładnie słyszeć, ponieważ ich reakcje były dalekie od oczekiwanych. 



Tak czy siak, wbiliśmy się czym prędzej w siodła i pognaliśmy we właściwym kierunku. 
Gnający na złamanie karku, we właściwym kierunki Mirjon, wygląda tak...



Byliśmy przekonani, że dorwiemy Dżamnę i sens naszej jazdy będzie miał sens. Płonne to były nadzieje, los z nas zakpił. Gdy byliśmy na dobrej drodze oraz przekonani, że ścigana czuje nasze nieświeże oddechy na plecach... Wierzba spsół przerzutką. Odrobinę nas to spowolniło, ale jeszcze mieliśmy nadzieję. 
Kiedy byliśmy tuż, to Dżamna zaprzęgła do roboty jakąś czarną magię... podczas jazdy ni stąd ni zowąd ziemia zaczęła nam uciekać spod kół i jęła układać się w dość stromy i odrobinę niełatwy zjazd. Magii nie poddali się tylko Pan Adam oraz Mirjon... Wierzba poczynił klasycznego fikoła i nakrył się nogami, Iza z Rudą wypadły z siodeł i grzecznie zeszły, ja natomiast otrzymałem, od niewidzialnego napastowca, silny cios a także znienacka i skończyłem na deskach, czyli klasyczne K.O.


Dżamna nadal pozostała tajemnicą, a nawet nieodkrytą tajemnicą. Są i dobre strony całej tej hacy... my tam jeszcze, na ten kraniec świata, powrócimy a także uzbrojeni po zęby. Dżamna tymczasem powinna ćwiczyć drżenie... a być tak też może, że upieczemy dwoje na jednym stosie, czyli napotkamy także księcia z bajki.


~

Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 41.30
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 03:15
ze średnią: 12.71 km/h
Maksiu jechał: 57.90 km/h
temperatura: 18.5
tętno Maksa: 162 ( 83%)
tętno średnie: 183 ( 94%)
w górę: 1593 m
kalorie: 1570 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Nie Spodzianki

Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 24.08.2015 | Komentarze 3

~

Pościg był w Myśle Nicach na rowerach góralskich orgazmowany, a że mieliśmy akurat wolny dzień, to udaliśmy się tamże oraz w kilka osób odzianych w podobne mundurki.

Ścig był niczego sobie, w kilku miejscach nawet pod górę można było się przejechać... pod te góry to szczytowałem. W sensie szczyt formy miałem, bo ponieważ wyprzedziły mnie cztery ślimaki, w tym jeden kulawy... ale tym razem po zaciętej walce.

(obrazek kopyrajt  by ElCa)

W dół jadąc natomiast, ślimaki wyraźnie zostawały. Jako, że w dół było trzy razy tyle, co w górę... to odniosłem niemały sukces. Przez kreskę przejechałem kilka minet po Bartku Janowskim, a On był czwarty.




Rokuje to bardzo dobrze na przyszłość, a nawet na półtora przyszłości.

Jak już wspomniałem, przybyło nas w podobnych mundurkach do Myślenic sporo. Okazało się, że w temacie tekstylnym jest nieznaczna rozbieżność... część miała na sobie typowe nasze znane wiatrakowe garnitury, kilku ludków natomiast narzuciło na się czerwone finishery z MTBCH... kilku kolejnych zaprezentowało się inko gniotto.
Efekt tych wariacji odzieżowych był piorunujący, ponieważ a mianowicie po zdominowaniu podium (dwa pierwsze miejsca w jednej z klasyfikacji drużynowych) nie było nudy, było kolorowo, a co poniektórym zakręciła się łza w oku... przypomnieli sobie jedynie słuszne czasy...
Czasy, gdy mówiono o nich "Dzieci Kwiaty", a wolna miłość była bardziej wolna niż dziś wolne są "Wolne Konopie".


Ale...
Ale to nie wszystko, dzień ów obfitował w wydarzenia niespodziewane, acz miłe bardzo. 
Jednym z takich wydarzeń był fikołek Rudej. Z początku nic nie wskazywało na to, że finał będzie tak radosny... ot Ruda fiknęła, spsóła rękę nieznacznie oraz zdrapki sobie zafundowała na udzie. Urocze zdrapki, nie bójmy się tego słowa.
Ruda, po mecie, udała się była do punktu pierwszej (a może i drugiej) pomocy.
Jak widać minę miała wielce zafrasowaną, a może i cierpiącą... niczym Jezusek frasobliwy i cierpiący (może też robił fikołki i stąd takie jego określenia)...


Ale pani od pierwszej oraz drugiej pomocy rzekła, że jeśli pacjentka będzie dzielna, to dostanie nagrodę... no wiecie, czasem się dostaje u dentysty czy innego ginekologa taką plakietkę "Dzielny pacjent" cycós podobnie brzmiącego.
No to w Rudą wstąpił dobry humor...


Przy opuszczaniu ośrodka ratunkowego Ruda dostała... talon. Rozdająca rzekła, że z tym talonem ma się zgłosić po odbiór nagrody w biurze zawodów. No to poszła. No i dostała...



Trochę się skrzywiła... no bo siakiś ten sprzęt wybrakowany, bez amora, bez przerzutki z przodu oraz ktoś się mocno musiał pastwić nad pompką... ale, jak mówi starożytne eskimoskie przysłowie... darowanemu biku się w paszczę nie patrzy.
Ruda zabrała go do domu i ma w planie usunąć wszystkie te usterki...

I to też nie koniec dobrych wieści.
Mega dobrą wiadomością jest też to, że Iza, którą pewnie znacie, ma stronę bliską sercu memu...


 ...pewnie nie znacie tego uczucia, gdy okazuje się, że wśród znajomych są ludzie mający takie samo upośledzenie jak wy. Ja tego uczucia doświadczyłem i zaprawdę powiadam wam... bezcenne.
Aż się ucieszyłem...


...Iza wraz z ja okazała zadowolenie.

W związku z wielostronnym zadowoleniem, udaliśmy się świętować nasze sukcesy do środkowoeuropejskiej metropolii Tarnów, na pierwsze piętro domu Pani Rudej, by napić się rudej.
Świętowaliśmy zacnie, by dnia następnego udać się w okoliczne zmarszczki, ale to już temat na kolejną opowiastkę.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 82.65
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 05:44
ze średnią: 14.42 km/h
Maksiu jechał: 53.00 km/h
temperatura: 22.0
tętno Maksa: 132 ( 68%)
tętno średnie: 165 ( 85%)
w górę: 2137 m
kalorie: 1795 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

The koniec...

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 5

~

Sudety MTB Challenge ad 2015 pojechany.
Tymczasem wywieszę kilka obrazków i znikoma ilość literek...niebawem napiszę kilka słów więcej. Być może... 

Ostatni etap, Duszniki Zdrój - Stronie Śląskie.
Chwilę po tym, gdy pierwsze promyki porannego słońca wpadły do naszego apartamentu, kelner przyniósł śniadanie...



Po śniadaniu oraz drugim śniadaniu, Ruda chytrze udawała, że drzemie na murku... ale nic bardziej mylnego - Ona obmyślała strategię na ostatni etap.




Gdy już obmyśliła i ogłosiła mi to potajemnie, to zrobiliśmy średnio groźne miny przedstartowe...


...i pojechaliśmy po zwycięstwo.

Zwycięstwo wygląda tak:



Grupowe natomiast zwycięstwo prezentuje się tak:



Po takim sukcesie nie pozostało mi nic innego, jak tylko pokłonić się Czelendżowi.



I nastąpił bankiet - czyli w końcu to, po co przyjechaliśmy.
Obrazków nie będzie, ponieważ a mianowicie, przy wejściu zabierali w depozyt wszystkie urządzenia rejestrujące dźwięk, obraz oraz do stomatologa.

~