Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Daleko stąd

Dystans całkowity:15982.03 km (w terenie 9419.79 km; 58.94%)
Czas w ruchu:1085:36
Średnia prędkość:14.69 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:363244 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:190 (98 %)
Suma kalorii:532767 kcal
Liczba aktywności:289
Średnio na aktywność:55.30 km i 3h 46m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 32.70
km
w terenie: 23.00 km
trwało to: 02:48
ze średnią: 11.68 km/h
Maksiu jechał: 49.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 166 ( 86%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 1258 m
kalorie: 1699 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Kraina łagodności

Piątek, 29 kwietnia 2016 · dodano: 29.04.2016 | Komentarze 3

~



– Czym się zajmujesz?
– Wieszam na ścianach marzenia innych ludzi.




Czasem drażni mnie to, że nie wyobrażam sobie nas tak... teatralnie. Drażni to, że nie podchodzimy pod scenariusze filmowe wtedy, kiedy ja tej teatralności potrzebuję (ale po co?).
Zwyczajnie, prawdziwie nas widzę .
Różnica wieku, wzrostu, upodobań... nie zatańczy ze mną gdzieś tam, nie puszczę mu kilku ulubionych kawałków z kilku płyt (a mam ich przecież setki). 
Ale przecież zabiorę Go na zabawę pod las, gdzie piosenki niosą się, niosą same i oprę mu głowę na ramieniu schylę się, nachylę do niego.
Bo przecież nikomu innemu nie puszczę Bazsarózsa i nikt mi przy tej piosence nie zdejmie majtek, o ile będę je miała na sobie... bo latem często chodzę bez. Nie wiem skąd - ale mam przeczucie, że wszystko zacznie się latem
Wkurza mnie to, że nie On mnie irytuje, tylko ja sama siebie. Że szukam... nie wiem czego, a nie trzymam się znaków. czy jak to nazwać.



~

w sumie...
ukręciłem: 18.60
km
w terenie: 18.00 km
trwało to: 02:03
ze średnią: 9.07 km/h
Maksiu jechał: 28.00 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 162 ( 83%)
tętno średnie: 138 ( 71%)
w górę: 814 m
kalorie: 790 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Encuentro al amanecer

Wtorek, 26 kwietnia 2016 · dodano: 26.04.2016 | Komentarze 4

~

Są słowa. Znamy je. Słowa w obcych nam językach, słowa napuchnięte, ciepłe i tak smutne, że aż wstyd się przyznać. Nie znamy ich znaczenia, ale gdy ich słuchamy, wiemy że są o tym czymś, za czym się ogromnie tęskni i czego się potrzebuje najmocniej na świecie. Słowa szeptane w chwilach, których najbardziej pragniemy, powinny być mówione w języku Don Quijote de la Mancha.

Dziś Ada wyrwała mnie na randkę, pewnie dlatego, że  ja Jej wyrwać nie potrafiłem... to z powodu nieśmiałości mej ogromniej a nawet wrodzonej.
Umówiliśmy się, że nikt się o tym nie dowie, że będzie to tajemnicza tajemnica. Aż po grób.
To oczywiste. 



Kobieta, pewnym siebie, bo kobiecym głosem wskazała drogę i pojechaliśmy. Trwało to około godziny... wciąż milczałem, onieśmielony sytuacją będąc... chwilami owa cisza mogła wydać się niezręczną nawet. Ale nie, tak nie było, zdarzają się wszak momenty ciszy absolutnie pożądanej, wręcz zbliżającej dusze, a nawet scalającej ciała...

Zaczęliśmy delikatnie, bardzo delikatnie... niby przypadkowymi muśnięciami, taką grą wstępną, która zwiastuje dopiero grę wstępną, bo ponieważ Twisterem.



Byłem mocno spięty, nieśmiały, a nawet przestraszony niczym Benjamin, o którym w Cegle wspomina Rysiek Riedel (nie mam pojęcia skąd u Ryśka ten Benjamin)...

Ale.
Ale Ada, kobieta świadoma oraz wiedząca czego chce, z każdym oddechem, z każdym uderzeniem serca zdzierała zasłonę niepewności, w pył obracała moje obawy, swymi kocimi ruchami kpiła sobie ze strachu mnie toczącego... tak, było to swoiste Waterloo, a Ona dziś była Wellingtonem.



Jak widać, po kilku chwilach puściły mi wszelkie hamulce i oboje zaczęliśmy odpływać. Z tym, że Ada jakby pewniej i hmm... całą sobą.
Być tak nawet może, że drżała, ale moja gruboskórność nie pozwoliła mi tego doświadczyć, a zapytać nie śmiałem. Jeszcze nie.



Może są gdzieś, na krańcach świata ludzie, którzy przeżyli dłuższą grę wstępną, ale to raczej plotki...
Gdy już dotarliśmy do kresu... okazało się, że i owszem, do kresu. Gry wstępnej.

Ada, uroczym szeptem rzekła... "To co, maj darling... skosztujemy odrobiny emocji?"
Nie śmiałem odmówić. I przecież nie chciałem.
Odpłynęliśmy mniej więcej tutaj...



Były chwile, gdy traciłem oddech... gdy zamykałem oczy i skakałem w przepaść, mając pewność, że Ada w ostatniej chwili złapie mnie za przegub i nie pozwoli spaść. 
Tak się działo. No może raz jedyny pozwoliła, ale pewnie tylko po to, bym się nie zatracił w tym szaleństwie...

Gdy leżałem uspokajając oddech i zastanawiając się, czy zastawka mi nie pierdolnie z emocji... Ada wciąż nienasycona zapytała "Wydaje Ci się, że jesteśmy tu na wczasach? Może byłbyś tak miły i zadbał o moje przyjemności?" Obawiam się, że w Jej słowniku nie ma słowa "nie". 

Kolejny raz, w ciągu zaledwie dwóch godzin, sięgnęliśmy szczytu. 



Moja partnerka oddała się chwilowej zadumie, a może tylko nostalgii... hónołs. Wydaje mi się, że myślała o czymś mega przyjemnym (może o chwilach, sprzed chwil kilku?), bo na ostatnim obrazku (choć na poprzednich także) widać na Jej licu pewną satysfakcję, zadowolenie, a może nawet swego rodzaju spełnienie...



Zdjęcie powyższe jest po dwakroć wyjątkowe. 
Po pierwsze kroć, oboje przymykamy na nim oko, choć nie umawialiśmy się, iż tak uczynimy... magia, nic innego.
Po drugie kroć, jest to chyba pierwsze na skalę europejską, a może i światową zdjęcie takie z ręki zrobione. Za kilka lat ludzkość określi to mianem selfie, zrobi się z tego wcale nie tak mały ruch, będą produkowane kije do tego rodzaju zdjęć, a po pewnym czasie selfie zacznie ewoluować... na przykład w kierunku belfie, czyli autofotografii własnych... poszukajcie za kilka lat w Wiki, a może gógiel już coś wie na ten temat?

Ada na pożegnanie rzekła, że nie było aż tak źle, że rockuję nadzieję i może się tak zdarzyć, iż przyjdzie Jej ochota, by jeszcze kiedyś się zdarzyło. Umm... nie bierze pod uwagę, że przyzwyczajanie się do takich wyjebanych w kosmos przyjemności może uzależniać. 
No ale przecież nie odmówię...



***************
Może ktoś z Was jest, podobnie jak ja, estetą?
Muszę się pozbyć cudnej urody biżutów... 
Szczegóły tutaj.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 18.48
km
w terenie: 17.00 km
trwało to: 01:50
ze średnią: 10.08 km/h
Maksiu jechał: 31.00 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 126 ( 65%)
w górę: 478 m
kalorie: 554 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Laurie

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 4

~

Laurie Anderson powiedziała kiedyś, że jest jeszcze jeden świat wirujący wewnątrz tego, który znamy. W sobotnią noc odnaleźliśmy wejście do tego świata.

Kolejność zdarzeń była, mniej więcej, taka...
Po sobotnim ścigu w Miękini, hurtowo, grupowo oraz gremialnie obraliśmy kierunek na Cerną Vodę, czyli znane Wam wszystkim Rychleby. Podróż upłynęła w atmosferze wzajemnego szacunku, zrozumienia oraz zachowaliśmy daleko idącą powściągliwość, by nie rzec, że powagę.

Do czasu.
Do chwili, gdy Ada nie wydobyła zza pazuchy wody mocno mineralnej, którą to podarował nam nasz the best friend, czyli Wierzba. Woda owa zawierała w sobie niezmiernie dużo pierwiastków magii, bo ponieważ nabyta została drogą kupna w Chorwacji. Osobiście przez Wierzbę.
Napój ów, to ów napój...



Jako, że pić po ścigu się chciało, to i skosztowaliśmy. Oczywiście, żeby wystarczyło na dłużej, piliśmy co drugą kolejkę. Po każdym zwilżeniu naszych ponętnych warg wodą magiczną czuliśmy się w obowiązku podzielić się tą radosną nowiną z kolegami jadącymi w drugim karze. Czyniliśmy to poprzez CB... reakcji i odpowiedzi naszych kolegów były nacechowane dużą dawką emocji, Tak dużą, że szoferzy ciężarówek, znani ze swego niewybrednego języka, poprosili byśmy zmienili kanał... w obawie, że nie dostaną rozgrzeszenia, gdy zechcą się wyspowiadać z tego, co usłyszeli.
Zmieniliśmy.
O zmierzchu dotarliśmy do celu naszej podróży.
Celem okazał się pensjonat klasy właściwej.
W powietrzu unosił się delikatny zapach swoistego La Belle Époque z lekką nutą Perceive. Tak, to zwiastowało niezwykłą noc, która zaczęła się dość banalnie.
Bo w kuchni...

Przyswoiliśmy kanapki mocy, skosztowaliśmy, po raz kolejny magicznej, chorwackiej wody, a także wina, które wyjął Buła... ale powykrzywiało nas dość znacznie, bo było... pół_fuj_słodkie. To nie był szczyt bezczelności... kiedyś Buła przyprowadził na imprezę wino... ró żo we (słownie: ró żo we). Rzec można, że nasz zacny kolega ewoluuje, a nawet rockuje nadzieje. Uzgodniliśmy z Adą, iż jest jeszcze na tyle plastyczny, że da się Go wyprowadzić na ludzi...
Po chwilach kilku przybyła niezła muza, czyli zaczęło się coś tak powoli kręcić... i właściwie nie było by pewnie większych sensacji gdyby nie dwójka niepełnowartościowych ludzi.
Trzylatków.
Przybył do nas człowiek z piętra i w śmiesznym, bo czeskim języku, opowiedział nam, że na górze są trzyletnie dzieci i nie podoba się im nasza muza... pewnie fani Nergala, a my graliśmy piochy Wiśniewskiego.
To był przełomowy moment tej magicznej nocy... jako, że jesteśmy zgodni, to zaprzestaliśmy katowania nie_całkiem_ludzi naszymi gustami muzycznymi. I wówczas Wyra, a może był to Mirjon, słabo pamiętam... wpadł na pomysł, że należy zabrać muzę, magiczne napoje i w takim towarzystwie przekroczyć wrota do innego świata...



Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wiele jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znają.

I owszem, ta brama prowadziła do życia, a nawet życia rozkosznego.
Za tą bramą odbyła się pierwsza runda You Can Dance...


Swego czasu posłanka Beger wspominała, że w oczach czasem coś tam się zapala... nie wiem, czy miała na myśli takie błyski właśnie, czy to tylko zwykłe dziobelskie ognie są...
Nie jest także żadną nowością, że duet Anja & Buła to nie tylko tancerze, lecz po części także i akrobaci... w gabinecie burmistrza Porecia wiszą ich foty z pamiętnej imprezy na plaży - tak gwoli przypomnienia:




Turbulencje powodowane ścieraniem się dwóch alternatywnych rzeczywistości przyczyniły się do pewnego ciał naszych rozedrgania, Z tej właśnie przyczyny niektóre obrazki wydają się być na pierwszy rzut oka nieostre. Nic bardziej mylnego... prawda jest taka, że wszystko to, co dzieje się w świecie wirującym wewnątrz wam znanego odbywa się nieprawdopodobnie szybko. Z akcentem na "nieprawdopodobnie". Nikt nie wymyślił jeszcze aparatu z migawką, która mogłaby nadążyć...

Mirjon i Wyra podczas kręcenia jednej ze scen teledysku do kawałka "Spojrzeć zza krat" grupy Stratus...



Śmiałkowie podróżujący pomiędzy wspominanymi już światami w pełnej krasie... no w prawie pełnej, bo szczęśliwym trafem powłóczysty wzrok Wyry pozostał poza kadrem.



[subtelne wyznania in progress]
Ada, wspominałem już może, że mógłbym polubić widok tak śmiejących się oczu, a nawet tuż po tym, gdy otworzę swoje?
[/end of subtelne wyznania]

Około trzeciej w nocy, otwarły się wrota będące granicą światów i ukazał się w nich właściciel pensjonatu. Ujrzał nasze dirty dancing, złapał się za swą czeską głowę i rzekł "To nie je prawda". Przy śniadaniu powiedział, że to się jeszcze nie zdarzyło, że zaprasza nas serdecznie na następne party i być może zamontuje w stodole stroboskopy oraz błyskającą kulę.
Ale.
To nie był koniec. Jeśli jest trzecia nad ranem, to oczywiście należy pójść na miasto. Zabraliśmy muzykę i poszliśmy. Nieopodal był klub, w którym właśnie zakończyła się jakaś impreza.
Na takie dictum odpaliliśmy imprezę alternatywną, na środku ulicy. Po kilku chwilach przyłączyli się miejscowi. Wraz z nimi przyłączyły się ich słodko pachnące liście.
Oraz Czeszki. Do czasu, gdy Wyra jął wyciągać w ich kierunku swe ociekające śliną (no bo przecież nie testosteronem) łapy. Wówczas pouciekały... jakoś się im nie dziwię.



To była druga, finałowa już, runda You Can Dance. Jako, że finałowa, to walka była zażarta... przetańczyliśmy około dwudziestu siedmiu kawałków, obiecując sobie, że ten już jest ostatni...
Po ostrej rywalizacji, jury wydało werdykt... zwyciężyliśmy wszyscy, z tym że niektórzy bardziej.

Wschodzące słońce wygoniło nas precz. Po krótkiej, bo dwugodzinnej dyspucie w kuchni na temat zasadności pięciominutowych orgazmów, zdublowanych punków G oraz seksów na stole, udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

Dania tego samego następnego, przy śniadaniu gospodarz wyznał nam, że on nie lubi tego adwokata trzyletnich dzieci, który zrobił nam scenę o głośną muzę. Ale właściwie powinniśmy być mu wdzięczni... gdyby nie on, to nie otwarlibyśmy nigdy drzwi do innej rzeczywistości.

Chytry plan jest taki, że pewnego dnia rzucimy to wszytko i zamieszkamy na zawsze w wirującym świecie.
Chwilowe zaniki rozsądku staną się mniej chwilowe.


Po śniadaniu pojeździliśmy odrobinę po ścieżkach, ale tylko trochę. Na tyle trochę, że nie ma za bardzo o czym pisać.





~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 47.81
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 02:38
ze średnią: 18.16 km/h
Maksiu jechał: 40.00 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 189 ( 97%)
tętno średnie: 170 ( 88%)
w górę: 404 m
kalorie: 1673 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Poszukiwany poszkodowany

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 18.04.2016 | Komentarze 4

~

Początek sezonu ścigowego to zwyczajowo płaskacz. Odkąd Murowana przeszła do historii, tym pierwszym płaskaczem jest Miękinia. Niby nic, żadna trudność... ale niestety, mocno źle będą wspominał tę sobotę. Poniżej opisana sytuacja uwiera mnie tu i tam... było tak:

Trzeci może czwarty kilometr... tłok, tasowanie, wyprzedzanie i takie tam. Ten początek, te pierwsze kilometry charakteryzują się tym, że trzeba podejmować decyzje w ułamku sekundy i  jedną z nich podjąłem złą. Bardzo złą.
Wjechałem przed kolegę, na grubość lakieru (tak mi się wydawało). Jednak musiało być ciaśniej... liznął mi koło i to był chyba koniec wyścigu dla Niego.

Zdecydowanie przyczyniłem się do tego wypadku... rzec można, że go spowodowałem.
Po zdarzeniu nie hamowałem, bo pewnie w tym tłumie zrobiłbym kolejny karambol, gdybym nacisnął klamki. Pomyślałem, że odnajdę człowieka po mecie... ale nie udało się.
Pytałem w biurze... mówili, że było kilku poszkodowanych, ale szczegółów nie znali. 

Chciałem napisać na forum BM, ale niestety... umarło. Może kiedyś zmartwychwstanie.
Może tą drogą się uda (powieszę też na frju)? 
Może przeczyta to poszkodowany, a może ktoś, kto Go zna.
Gdyby tak się stało, to proszę o kontakt na jacek[at]sufin.pl



Umm... 
Mimo wszystko słów kilka, być tak może, że zabawnych, zmuszony jestem napisać. Taki mam kontrakt. 
Ścig, jak już wspomniałem, płaski dość był. Niektórzy stękali, że błoto, ale czy ja wiem... może i odrobina była, ale przecież jakaś trudność być musi. 



Gdzieś, na jakiejś tam ścieżce, spadł mi łańcuch z powodu nieumiejętności mej (tak tak, ten śliczny)... założyłem go tak zawodowo, że wplątałem w napęd palec wskazujący... w sensie nie osobisty mój, tylko rękawiczkowy. Gdy go już wyszarpałem i niespiesznie ruszyłem, to po chwilach kilku doszła mnie Marta.
Bo niezła jest.
Później ja Ją dojechałem.
Po czym Ona mnie. 
A następnie dla odmiany ja Ją. 
I myślałem, że skończymy razem.
Nie było nam dane.

Marta postanowiła, na kilometr przed finiszem, wyrzucić swój łańcuch precz w krzaki... co widać na poniższym obrazku.



Ale znalazł się ktoś uprzejmy, wygrzebał go z krzaków, dał Jej i nakazał iście do mety. 
Hmm... tym oto sposobem Marta doszła tak, jak dochodzić się powinno.
Powoli.
A może po Pradze... hónołs.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Asi i Eli. Dziękuję, dziewczęta.
Gdy zbliżałem się do Eli, przypomniała mi się fota Aśki z ubiegłorocznego Trophy



Postanowiłem także być sławny...



No OK, wyszło średnio, ale pierwsze kroki czasem bywają trudne. Aśka jeździ ostatnio tu i tam w ramach projektu "Trenuj z Jabłczyńską" i namawia do treningu różnych ludzi... to  i ja potrenuję.
Przed lustrem.
O bie cu ję.


Wyniki... no znakomite, inaczej być przecież nie mogło.
Drużynowo, muszkieterowo na pierwszym miejscu.
Spójrzcie na obrazek. Spójrzcie wnikliwie... bo jest wyjątkowo smakowity.



I co?
Widzicie to, co powinniście?
Nie?
Na obrazku da się zauważyć dwa puchary, dwie trzecie Zarządu GTA, Wyrę (niestety)... a to wszystko przyprawione szczyptą chili. 

Drugą kategorią, w której wyraźnie zaznaczyliśmy swoją obecność jest klasyfikacja rodzinna, bo taka jest także prowadzona w ramach BM. 
Oto wyniki...



Wyjeździliśmy także, co jest oczywistą oczywistością, dobre miejsca w klasyfikacjach indywidualnych, ale pozwolę sobie nie wymieniać nikogo z nazwiska, bo nie mam aż tyle miejsca wykupionego w bikestats.pl

Po ścigu udaliśmy się, niestety nie wszyscy (bo niektórzy powyrzucali łańcuchy, żeby mieć wymówkę), do braci Czechów, by... wypocząć i pobujać się, dnia następnego, po Rychlebach. 
Ale to już osobna, mocno sensacyjna opowieść... oczekujcie.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 32.60
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 03:11
ze średnią: 10.24 km/h
Maksiu jechał: 46.40 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 191 ( 98%)
tętno średnie: 152 ( 78%)
w górę: 1344 m
kalorie: 1707 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Esencjonalnie

Wtorek, 12 kwietnia 2016 · dodano: 12.04.2016 | Komentarze 0

~




Odrobinę stęskniłem się za smakiem mandarynek i zapachem gór.


Mandarynki smakowały równie wyśmienicie. 
Malinowskie nie zawiodły, są wciąż tak strome, jak rock temu i podobnie ośnieżone...



Śnieg śnieży nieprzerwanie.
Zima za oknem, zima w słuchawkach, zima w słowach.
Omija go, nie ona jedna. Nie widzą spierzchniętych ust, spuchniętych od dumy i przekrwionych pewnością siebie białek. Opuszczają wzrok, gdy myśli, że są niewystarczająco piękne, wilgotne, pociągające. Jest tego pewien nawet po wypiciu butelki podłej wódki, w towarzystwie sąsiada. Rano wkłada głowę pod zimną wodę i pół dnia nieubrany chodzi po mieszkaniu. Czasem siada. To jego nieubranie nie jest czyste…. podobnie jak plany na związek. Ale żałuje zatęchłego czasu na jakieś amatorki w białych kozakach. Chce kobiety pewnej siebie, znającej swą wartości – estradiolowego odbicia. Lustro się tłucze, on o tym nie wie i nie dopuszcza takiej możliwości… chce ją tak mocno, że jeszcze szybciej oddala się od niej.
O ile w ogóle istnieje. O ile tak naprawdę ktokolwiek istnieje dla niego.
Nozdrza musnął mu ledwo wyczuwalny, magiczny zapach Issey Miyake.

Znam mężczyznę, z którym planuję życie.
To życie nigdy nie będzie miało miejsca, ale jest najpiękniejszym z możliwych.


~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 123.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:34
ze średnią: 26.93 km/h
Maksiu jechał: 56.00 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 189 ( 97%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 856 m
kalorie: 1830 kcal
w towarzystwie:

Piątek, dwunastego...

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 9

~

Jedna z dwóch moich kotek, Maja, preferuje czarne kreacje. To podobnie jak Anja Orthodox... są pewne symptomy wskazujące na to, że Maja lubi słuchać gothic rock, który to śpiewa Anja... świat mocno zawiły jest oraz posiada wiele różnych, zrazu niewidocznych, zależności.
Przybliżę Wam zatem dzisiejszy splot wydarzeń, który owymi zależnościami był najeżony.



Zaczęło się niewinnie, Maja - fanka Anji, przebiegła mi drogę po wielokroć, acz ta wielokroć była nieparzysta. Gdy szedłem z dużego pokoju do kuchni, z kuchni do salonu, z salonu do patio, z patio na strych... Maja wciąż przebiegała. Niewłaściwie odczytałem te sygnały, a dokładniej to je olałem. Nie powinienem.

Spotkaliśmy w się składem słusznym, czyli Ada, Kamila, Romek, Mirjon, Buła, Wyra i moi, o 10:13 w miejscu z góry dokładnie upatrzonym i udaliśmy się niespiesznie w kierunku miasteczka, w którym świat ujrzał człowieczek, albo ujrzał świat człowieczka... co go niekoniecznie lubię. To miasteczko, to Wadowice. Nie żebyśmy tam jechali w celu, co wszyscy inni jadą. My pojechaliśmy obżreć się ciastekskremem. Były mniam.
Ale zanim dane nam było ich pokosztować... 

Romek, fundator ciastekskremem, pociągnął nas przez most.
To był o jeden most zwodzony za daleko a także na rzece Kwai. To był także most, w którym Wyra w noc poprzedzającą nasz przejazd zrobił dziury podłużne zwane szczelinami lub zamiennie szparami.
Kto pod kim szpary kopie powinien dostać wpierdol, jak mówi staropogańskie przysłowie.
W wyrzą szparę wpadłem ja. No oczywiście, bo niby czemu nie miałbym przyjaciołom dostarczyć powodów do śmiechu?





Poczyniłem pierwsze w tym rocku fikołki (choć miałem skrytą nadzieję, że odbędzie się to w okolicznościach bardziej MTB).
Gdy już powstałem, okazało się że... koło zostało w szparze oraz zgło się na tyle nieznacznie, iż nadaje się na złom.
Po krótkiej naradzie, Romek (dzięki) zawezwał przez telefon satelitarny serwis, który drogą powietrzną dostarczył koło zapasowe i mogliśmy jechać dalej.

To znaczy moglibyśmy.
Gdyby nie Buła. 
Buła, ociekając testosteronem jął dotykać intymnych elementów w rowerze Ady. Najmacz intymny zacisk podsiodłowy nie wytrzymał złego dotyku i rozpękła w nim śrubka. Buła otrzymał zasłużony opierdol i udał się do domostwa nieopodal, by coś zaradzić. Pytał gospodarzy, czy mają taki zacisk i mocno się oburzył, że jednak nie. No bo zaciski podsiodłowe do bika Ady winny przecież być w każdym domu.
Pani, przepraszając (weszła w rolę Wyry), zaprosiła nas na lemoniadę i użyczyła narzędzi, za pomocą których usunęliśmy złamaną śrubkę i w to miejsce wkręciliśmy nową... którą miała Kamila. Musi jasnowidząca cycóś?
Awaria nr dwa została usunięta oraz intymne części Ady uratowane.

W pewnym momencie doszliśmy czołówkę peletonu... jak widać na obrazku, zawodniczka w żółtej koszulce (która w prani zabarwiła się jej na pomarańczowo) jeszcze prowadzi, ale już po chwili ucieczka została przez nas skasowana.



Ale. 
To nie koniec.

Nie minęło więcej niż kilka chwil, gdy w biku Wyry urwała się linka od przerzutki. Tej z tyłu. To akurat nikogo nie zmartwiło... Wszak małe nieszczęście Wyry, to odrobina radości. Od tej pory Wyra jechał jakby mało kedencyjnie, bo na jednym przełożeniu.

Jedziemy.
Po kilku kilometrach Romek prawie staranował motocyklistę (a może było odwrotnie), człowieczek ledwo z życiem uszedł, odpuściliśmy mu. lecz na do widzenia wykrzyczeliśmy pod adresem jego i jego matki, kilka słów powszechnie uważanych za obelżywe.

Dojechaliśmy.
Ciastkaskremem były bardzo pierwsza klasa, nie wiem co oni do tych ciastek dodają. Może to, co zwykł do swych dodawać Freddie Mercury, ale po spożyciu... doznaliśmy odmiennych stanów świadomości.



Oraz zarezerwowaliśmy stolik na za rock.

Jestem pewien, że dostrzegliście w tym wszystkim owe dziwne zależności, o których wspomniałem na wstępie. 
Gdyby jednak nie, to spieszę z wyjaśnieniem. 

Gdyby moja kotka miała inne upodobania muzyczne, gdyby lubiła Michała Wiśniewskiego i nie słuchała muzy Clostrekeller, to nie musiała by się ubierać na czarno. Wówczas przebieganie przez nią mej drogi, nie skutkowało by tym, co opisałem powyżej.
W skrócie... wszystko przez Anję. 
Choć pojawiły się też wśród nas głosy, że to wina Wyry. 

Posłuchajcie zatem Anji, która pośrednio maczała w tym wszystkim swoje palce z na czarno pomalowanym paznokcioma.




Errata...
Gdy dzień miał się już ku końcowi, dotarła i zmroziła mnie tragiczna wiadomość. 
Ada potrzaskała swojego ajfona. 
Być tak może, że z powodu, iż pożąda nowy model... co znakomicie się wpisuje w scenariusz dnia dzisiejszego oraz w żaden sposób nie umniejsza winy Wyry.

~

w sumie...
ukręciłem: 82.40
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:39
ze średnią: 22.58 km/h
Maksiu jechał: 61.00 km/h
temperatura: 19.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 133 ( 68%)
w górę: 1100 m
kalorie: 1390 kcal
w towarzystwie:

Saga Norén

Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 22.03.2016 | Komentarze 3

~

Butoniga.
Nie ma pewności, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że była to ostatnia chorwacka jazda w tym rocku....


Plotka mówi, że całkiem miło się zjeżdżało...


Kawa smakowała tak, jak powinna smakować, aczkolwiek tamtejsze podwójne espresso niektórym przesłoniło ostrość widzenia...





Tak czy siak, Porec 2016 przeszedł do historii. 



W skrócie oraz w sumie było tak...

- Ada
- osiem dni kręcenia
- Anja
- 557 km
- Natalia
- kilka porannych kaw
- Wierzba
- 25 godzin i 37 minet
- Romek
- 9129 metrów w pionie
- Śledziu
- kanapki mocy
- Tiff
- Anioły i Demony
- Stasiek
- jeden dzień regge hyh
- Buła
- moi

W sumie pstryknięto około 800 zdjęć... z czego sam Buła zrobił 1316.
Zatem zacznijmy best of the best...


Dnia pierwszego wdrapaliśmy się na sam szczyt (sławy oczywiście), by spojrzeć za horyzont oraz co nas czeka...







Atrakcji okazało się być tyle, że czym prędzej wyjechaliśmy im na spotkanie... a nawet na kilka spotkań.




Spotkania okazały się być nieźle rockujące. Na przyszłość także.

 

Jeździliśmy tu i tam, we mgle, w deszczu, podczas zamieci śnieżnej... ale wciąż i niezmiennie z pogodą ducha oraz pełni wiary i nadziei.
Nadzieja okazała się nie być płonna i... jedna z nas, a zarazem najważniejsza, o romantycznym imieniu Ada, dotarła była aż do linii brzegowej. Tym samym cel operacji "Porec 2016" został osiągnięty.



Ale.
Poza kręceniem oraz kilometrów działo się jeszcze to a w porywach nawet owo. Uchylę zatem rąbka tajemnicy...





Zawiązała się Samozwańcza Spontaniczna Sekcja Morsująca (to podobnie jak kiedyś zawiązała się SSSŚ - są tacy co pamiętajo), pod dowództwem Śledzia. To jacyś dziwni są ludzie, wchodzą do wody, która ma kilka stopni, by sobie w niej pomarznąć przez kilka minet... nie kumam tej gry, ale może wszystko przede mną?



Jednakże zanim weszli czynili różne hece i facecje... najczęściej w rytm muzy. Na powyższym obrazku widać, że mocno polubili ten oto kawałek:

Nie wiem jednakże, skąd u nich sympatia do tej akurat piochy, bo tytuł jakby stoi w sprzeczności z faktami...


Zapisanie się do SSSM nie było takie proste - by się zapisać, niektórzy stawali na głowie...



...inni na rękach, 



jeszcze inni na sobie...



a byli też i tacy, którzy do sławy wjechali na plecach kolegów.






Jak powszechnie wiadomo, Adriatyk to ocean gorący... i w takiej właśnie atmosferze powstała spóła, o której będzie głośno, albo bardzo głośno. 
To ludziki podskakujące na obrazkach powyżej - Natali & Buła. Para owa wystartuje w kategorii Mix w tegorocznej edycji Sudety MTB Challenge. 
To pierwszy przeciek na ten temat - od dziś rywale mogą zaczynać drżeć.


I tym oto newsem dotarliśmy do ostatniego wieczora naszego tam brylowania. Było epicko.
Zaczęło się od odznaczeń, trofeów, gratulacji, kwiatów, czekoladek i innych łapówek...



Tytuł i koszulkę "Finisher wiosny 2016" wygrała Anja. Dodam, że w fabryce zapomnieli wydrukować czterech cyferek... 2310. Tyle było w pionie. Jak widać, nowa w GTA zawodniczka, zdobyła także tytuł "Absolute Prototipe Colari".



Z finiszerzycą zdjęcie każdy pożądał mieć... tu akurat my, ale po chwili podeszli miejscowi, całowali Anję po rękach, padali do stóp, chcieli się przytulać, o autografy dla wnuków prosili i takie tam... popularność bywa męcząca. Udało nam się jakoś stamtąd wyrwać, zanim przyjechał wóz transmisyjny ogólnokrajowej telewizji.



Nawet miejscowy krasnal - kuzyn tego, którego po świecie woziła kumpela Amelii, pożądał pamiątkę sobie z nami uczynić. Nie odmówiliśmy. 

...i to był ostatni akt, jaki był uprzejmy zarejestrować aparat do robienia obrazków. 
Później się działo.


Towarzyszyła nam oczywiście, dnia każdego, muza.
Z akcentem na...



...to tylko pudło naszej wszechlisty. Na co dzień, a jakże, towarzyszyło nam najbardziej rockujące radio na świecie - Antyradio, przeplatane od czasu do czasu trójkowym chillout'em...


...oraz, oczywiście klasyką rocka, co nie jest przecież niczym zaskakującym.



Była z nami także Saga Norén... ale to historia na osobne story.

~


w sumie...
ukręciłem: 131.38
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 06:05
ze średnią: 21.60 km/h
Maksiu jechał: 61.00 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 136 ( 70%)
w górę: 2310 m
kalorie: 2326 kcal
w towarzystwie:

Kres

Czwartek, 17 marca 2016 · dodano: 18.03.2016 | Komentarze 2

~





Będąc tu (w przeciwieństwie do bycia tam), nie mogła nas ominąć miejscowa atrakcja czyli Cres. Połączyliśmy go z Krk, Rjeką oraz szczytowaliśmy na sam koniec u Sv. Jeleny. 
Jelenie podobało się niezmiernie, więc powtórzyliśmy tę ekscytującą czynność i zrobiliśmy jej orgazm po raz wtóry, co może już ocierać się o wielokrotny...

Chronologicznie wyglądało to tak...
Na promie zamierzaliśmy zadawać szyku reklamówką z Biedry, ale dostępna była tylko z Lidla...



Pozostała część rejsu upłynęła w miłej atmosferze wzajemnego zrozumienia oraz przy silnym wietrze.





Będąc na wyspie, parzyliśmy drugiego brzegu oraz końca tej drogi przez mękę. W związku z tym narodził się pomysł doskonały, istotą którego było to, by na drugim już brzegu posiedzieć w knajpie i poczekać... na lepszy czas, trzęsienie ziemi lub też oklaski. Niestety, okazało się, że jesteśmy ludźmi małej wiary i nie czekając na rzeczone atrakcje udaliśmy się w dalszą podróż...

 



Podróż owa, czyli dalsza nie była taka znów zła... bo ponieważ, jak powszechnie wiadomo, podróż musi zostać odbyta, a nam udało się ją odbycić w podskokach. 





Poczyniliśmy jeszcze wyjątkowe, ponieważ podwójne, selfie...



...i udaliśmy się w składzie Ich Troje, Załoga G (to od pubktu G), Trzech Muszkieterów oraz Natalia, Buła i ja, by zrobić dobrze świętej Jelenie.
Jelena była wniebowzięta, a nawet delikatnie rozedrgana, co - jak widać - nam także przysporzyło odrobinę radości...



W drodze bak powrotnej karek, przyjałem na klatę ogromną dawkę komplementw, co jest o tyle dla mnie niezwykłe, że imagynowałem sobie, że nie ma na tym łez padole nikogo, kto zechciałby mnie docenić...
Jak to miło czasem być w mylnym błędzie.

Zatem... czas na kres...


~


w sumie...
ukręciłem: 78.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:19
ze średnią: 23.52 km/h
Maksiu jechał: 66.00 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 172 ( 89%)
tętno średnie: 137 ( 70%)
w górę: 1147 m
kalorie: 2236 kcal
w towarzystwie:

Ciostki

Środa, 16 marca 2016 · dodano: 16.03.2016 | Komentarze 2

~

Dziś zacna drużyna z pierścienia udała się na degustację ciasteczek do nieopodal położonej, malowniczej miejscowości.



Wyjątkowość tego miejsca objawiała się przede wszystkim dziwnymi cyferkami na termometrze... sześć stopni, tak na przykład.
Tuż po wyjeździe z miasteczka Žminj, bo o nim mowa, temperatura wzrosła do jedenastu.



Magia.



~

w sumie...
ukręciłem: 44.70
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:58
ze średnią: 22.73 km/h
Maksiu jechał: 61.00 km/h
temperatura: 10.0
tętno Maksa: 171 ( 88%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 542 m
kalorie: 1033 kcal
w towarzystwie:

Triumwirat

Wtorek, 15 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 3

~



Podpisaliśmy dziś - oni i ja oraz każdy własną krwią - umowę trójstronną lub, jak kto woli, pakt z dziobłem.
W owym glejcie napisane jest bardzo wyraźnie, bez marginesu na jakąkolwiek interpretację, że jutro (pomimo, iż przewidywacze pogody wieszczą lekki wiaterek od morza) jedziemy Cres, Krk, Rjekę oraz na sam koniec creme da la creme - Sveta Jelena.

Pierwsza część tego chytrego planu jest taka, że licznik przewyższeń będzie pokazywał dwójkę z przodu. Druga natomiast, pomimo tego że triumwirat podpisywaliśmy we trójkę, zakłada że skład będzie o tyle słuszny, co liczny a także zacny.

Nał kierki.

~