Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Strefa rock'n'rolla

Dystans całkowity:10483.32 km (w terenie 2715.65 km; 25.90%)
Czas w ruchu:471:31
Średnia prędkość:22.17 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:79925 m
Maks. tętno maksymalne:191 (98 %)
Maks. tętno średnie:171 (88 %)
Suma kalorii:244952 kcal
Liczba aktywności:204
Średnio na aktywność:51.39 km i 2h 20m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 25.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:58
ze średnią: 25.86 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 151 ( 78%)
w górę: m
kalorie: 505 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Śpiewaj świrze

Czwartek, 17 listopada 2016 · dodano: 17.11.2016 | Komentarze 0

~



W sztuce miłości, bardziej niż w sztuce wojny, nie chodzi o zadawanie obrażeń, lecz o sprowokowanie odpowiedzi.
Wszak miłość to teatr. A teatry są dla publiczności.

Jeśli jeszcze nie odkryłaś czegoś, za co warto umrzeć, to jaką wartość ma Twoje życie?



Taki film jest. Serial właściwie.
Piszą, że to kryminał. Całkiem to nieprawda jest,
To jest film o miłości... najlepszy, jaki widziałem, a widziałem wszystkie.
No.


~


w sumie...
ukręciłem: 56.27
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:45
ze średnią: 20.46 km/h
Maksiu jechał: 35.00 km/h
temperatura: 3.0
tętno Maksa: 166 ( 86%)
tętno średnie: 139 ( 72%)
w górę: 209 m
kalorie: 964 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Bób, homar, włoszczyzna

Piątek, 11 listopada 2016 · dodano: 11.11.2016 | Komentarze 6

~

Nie mogło być inaczej.
Tuż po otwarciu swych błękitnych oczu, w duchu głęboko patriotycznym, wywiesiłem flagę, oczywiście białą i poszedłem umyć zęby. Gdy wróciłem, flagi już nie było.
Jakieś złe ludzie (a może patrioty) zdjęli. Być tak może, że nie bez powodu...
Załkałem, bo ponieważ zazwyczaj łkam, gdy coś stracę.
Na otarcie łez oraz by ukoić ból, zarzuciłem sobie dźwięki. 

Mówią na mieście, że to wyjątkowy wykon tego kawałka... kilka lat temu ego Grzegorz zaśpiewał go wraz z Katarzyną.
Słuchajcie.


Plotka mówi, że w tym dniu prawdziwi patrioci szturchają bejzbolamii nieprawdziwych patriotów, czyli takich, jak ja. 
Jako, że nie jestem odważny, to postanowiłem uciec precz oraz do lasu, pamiętając jednak, że ten dzień, to taki the most wyjątkowy dzień i że w dobrym tonie jest jednak jakimś patriotycznym czynem się wykazać.



Patriotycznie zatem jechałem do przodu oraz skręcałem w lewo. W prawo już mniej patriotycznie. Napotkałem, jak to w lesie, także różne tambylcze ssaki, ptaki a także i pomniejsze bóstwa mieszkające pomiędzy mchem a paprocią. Wszystkie te stworzenia pozdrawiałam w tonie mocno patriotycznym. Z jednym takim jeleniem uciąłem sobie nawet pogawędkę, podczas której zacytowałem mu słowa wypowiedziane przez Jarosław Polskę Zbaw. A dokładnie to ten fragment, gdy rzeczony mąż stanu (przepraszam) powiedzieć raczył, że marszałek wiadomy, bo wąsaty oraz przedwojenny, był demokratą i należy z niego brać przykład. Jeleń, jak to jeleń... uwierzył.



Przyjechałem bak z powrotem już po zmroku oraz chyłkiem, by nie natknąć się na patriotów. Prysznic był ekscytująco rozluźniający, a także inspirujący. 
Inspiracje miały, a jakże, wciąż tło patriotyczne. W tym właśnie tonie postanowiłem uzupełnić kalorie. Wydumałem, że posiłek trzydaniowy będzie strzałem w dziesiątką. A nawet w jedenastkę.
Bób, homar i włoszczyzna wydały się idealne.
Ale niestety... jako nieprawdziwy patriota nie jem zwierząt.
Wyprosiłem zatem homara z jadalni, a jego miejsce zajął hummus.

Smakowało.
Ale... około dwunastu minet po przełknięciu ostatniego kęsa pojawiła się delikatna niepewność. Po kolejnych kilku niepokój, a później strach. 
Hummus jest niepatriotyczny, pochodzi z kraju innego zatem patriotom ohydnego.
No trudno, może za rok uda mi się uczynić czyn jakiś bardziej podniosły i akceptowany w środowiskach wiadomych... taką mam nadzieję.

A tymczasem posłuchajcie... mamy z Manią mocno podobne poczucie patriotyzmu, jak się okazuje (wiem, wiem, to już było, ale ważnych słów nigdy dość).



~

w sumie...
ukręciłem: 25.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:56
ze średnią: 26.79 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: m
kalorie: 456 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Kamienie

Czwartek, 10 listopada 2016 · dodano: 10.11.2016 | Komentarze 0

~













Sharon Stone nie nosi długich spódnic. Ona też. Tyle mają wspólnego. Zamiast blond, opada jej ciemna grzywka, jeszcze ciemniejsza niż mocna oprawa oczu. Rano zawsze robi stalową kreskę na dolnej powiece.


Nie śmieję się, nie robię gwałtownych ruchów, nie chcę jej spłoszyć. Nie chcę jej, najzwyczajniej w świecie, wkurwić. Powiedzmy zatem, że obojgu nam zależy na jej perfekcyjnym wyglądzie. Wieczorem włączy tę muzykę, którą lubię, przewinie film ze slajdami aż do poranka i ugotuje coś włoskiego. Później usiądzie, z kieliszkiem wina w dłoni. Usiądzie poza stołem, w najwidoczniejszym miejscu salonu, a może jeszcze dalej. Będzie piła niespiesznie, trzymała kroplę na ustach i założy kostkę prawej stopy na lewe kolano. Nie mam ochoty oglądać Sharon…
Plecy jesieni widzę tak wyraźnie, jak jej uda.
Czyżby sugerowała, by kupić jej bieliznę?



Taki wykon. 
Bardzo.



~

w sumie...
ukręciłem: 26.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:55
ze średnią: 28.36 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 146 ( 75%)
w górę: m
kalorie: 420 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Zaułki

Poniedziałek, 7 listopada 2016 · dodano: 07.11.2016 | Komentarze 2

~



Na mieście mówią, jakoby sezon na przełaje się rozpoczął. Nie jest to wykluczone. Tymczasem nie otrzymałem zaproszenia oraz rower mam brudny. W związku z tym, miast startować, jakieś dziwne rzeczy robię. Książkę czytam, wpatruję się w lustro, wspominam lepsze chwile, słucham muzy z wykopalisk oraz kawę piję. Bo toczy się taki sobie dzień. 
Bywa, że na spiningi chodzę. Zdarzają się także przełajowe.



[...]
Dlaczego nie widujemy się częściej? Nie mogę się doczekać twoich rąk na mojej skórze, tęsknię do smaku, może zapachu. Jeśli chcesz odejść to dlaczego mnie zwodzisz? Dlaczego nie powiesz wprost? Masz coraz mniej czasu dla mnie. Te łzy, które płyną z moich oczu…
[...]
Masz w sobie siłę, która przyciąga. To nawet miłe, ale i niebezpieczne, wiesz? Nie zostanę z tobą, właśnie z powodu tej mocy. Ona zawsze będzie przyciągała, następne i wciąż nowe kobiety. Wyzwania, którym się nie potrafisz oprzeć. Nie chcę tak. Odejdę teraz, bo teraz jeszcze mnie to rozstanie nie rozerwie na strzępy, za miesiąc może już bym nie potrafiła.




~

w sumie...
ukręciłem: 113.88
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:37
ze średnią: 24.67 km/h
Maksiu jechał: 50.00 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 786 m
kalorie: 1698 kcal
w towarzystwie:

Anja

Sobota, 5 listopada 2016 · dodano: 05.11.2016 | Komentarze 0

~

Bywało, że zauważałem jakąś postać i bardziej czułem niż wiedziałem, że to Ona. Podświadomość moja rejestrowała Jej gesty, sposób w jaki się poruszała, jak poprawiała ręką kosmyki włosów opadające na Jej oczy...
Czasem pisała krótkie wieści tekstowe, gdzieś się pojawiała na kilka chwil, w biegu, przypadkiem.

Była filigranowa, miała długie jasne włosy, ale nigdy nie mogłem dostrzec Jej oczu. A to ciemne okulary je zasłaniały, a to kaptur nasunięty na nie, czasem przemykała w wietrzny dzień i Jej rozwiane włosy były przeszkodą, a czasem pojawiała się po drugiej stronie rzeki i mogłem widzieć tylko sylwetkę.

Przez ostatnie miesiące myśli moje zaplątane spowodowały, że fakt Jej ciągłej obecności odsunąłem gdzieś głęboko. Nie, nie zapomniałem, ale nie zwracałem chyba uwagi, gdy była gdzieś obok.
Spotkałem Ją. Dziś.

Siedziałem w knajpie, na szczycie górki zwanej Anją, przez niektórych Annabergiem. Piłem kawę. Gorzką... gdy weszła Ona. Usiadła przy sąsiednim stoliku, nie zdjęła okularów z ciemnymi szkłami, zamówiła - a jakże - czarną. Rzucałem ukradkowe spojrzenia... odłożyła cukier i przez chwilę robiliśmy to samo.
Nigdy nie byliśmy tak blisko... tak, by dzielił nas tylko oddech, a może nawet niecały. Siedziałem, nie mogąc zdobyć się na żaden ruch, na to by odwrócić głowę w Jej stronę i spojrzeć inaczej niż tylko ukradkiem.
Odezwała się, to chyba oczywiste, pierwsza.

– Wyparłeś się mnie.
Obróciłem się w lewo. Zdjęła okulary.
– Jak masz na imię? – zapytałem i po raz pierwszy spojrzałem Jej w oczy.
– Prawda.




Wracając rozmyślałem... co jest do mnie niepodobne.
Myślałem o tym i o owym, rozpatrywałem nawet historie nieprawdopodobne.
Konkluzja wciąż jest niezmienna - wszystko wskazuje na to, że jestem popierdolony.



~

w sumie...
ukręciłem: 45.16
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:44
ze średnią: 26.05 km/h
Maksiu jechał: 41.00 km/h
temperatura: 5.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 241 m
kalorie: 698 kcal
w towarzystwie:

Miejsca

Piątek, 4 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 0

~

Jedenasta edycja MTB Trophy zbliża się wielkimi krokami. 

Rozpocznie się 15 czerwca roku następnego. Powinniście już ostrzyć klocki hamulcowe.

Bo tegoroczna, jeśli ktoś nie zauważył, już przeminęła oraz zakończyła się. Była bez wątpienia wyjątkowa, a w szczegółach wyglądała tak...




Są miejsca.
To miejsca na Twojej skórze. Te pachnące tak ulotnie, te które smakują jak winogrona i te, które kiedyś dawno temu, gdy byłaś małą dziewczynką, podrapał kot.

Nie oszukuj się, nikt nic nie widzi.



~

w sumie...
ukręciłem: 23.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:53
ze średnią: 26.04 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 155 ( 80%)
w górę: m
kalorie: 453 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Czas wielkiej smuty

Czwartek, 3 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 0

~

Nastał, w sensie. 





~


w sumie...
ukręciłem: 71.35
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:38
ze średnią: 27.09 km/h
Maksiu jechał: 46.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 153 ( 79%)
w górę: 366 m
kalorie: 1248 kcal
w towarzystwie:

Agata

Niedziela, 23 października 2016 · dodano: 24.10.2016 | Komentarze 6

~

Jedna z tych Agat, które sobie cenię, nie żyje już, gdyż albowiem umarła. Jako, że lubię ludzi piszących, pasjami tych, którzy biorąc się za pisanie, znają język swój ojczysty, a uwielbiam zaś tych, którzy przy tym wszystkim mają jeszcze wyczucie własnej śmieszności (wyrazy, Pani Alicjo), to Agatę, co jest oczywiste, polubiłem. Wprawdzie bliżej mi do sir Terrego, ale monotonia ponoć zabija sztukę... a przecież gdy patrzę w lustro, to widzę dzieło owej sztuki i nie lubiłbym, by było w jakikolwiek sposób zabijane.

Agata owa rzekła kiedyś "Pomysły moich powieści kryminalnych znajduję zmywając. Jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi we mnie myśl o zabójstwie."
Jakie to szczęście, dla literatury szczególnie, że nie było wówczas na świecie zmywarek...

Ale. 
To nie tej Agaty kunszt chciałem tego wieczora podziwiać... Christie jakoś tak pojawiła się w mej głowie, tuż po tym, gdy wypowiedziałem na głos owo imię.
Ta, o którą zamierzam się dziś poocierać, nazywa się inaczej i cudnie się rusza, śpiewając. A może na odwrót...

Było tak...
Jako, że żywot mój trąci monogamią (a może monotonią - trudne słowa), to namówiłem się z mocno wąską grupą znajomych, by ukręcić kilka kilometrów wokół miasta mego rodzinnego. Zatem wciąż monogamicznie, bo na rowerze.

Jadąc w kierunku miejsca tajnego spotkania, zauważyłem troje ludków, dziwnie się zachowujących... 



Ciekawość wyssałem z mlekiem matki, wyhamowałem zatem - nie bez strachu - z prędkości dwanaście kilometrów na godzinę i jąłem się przyglądać ich dziwnym ruchom. 



Po chwili, patrząc na to, co robili ci, na pierwszy rzut oka ludzie, ale chyba bardziej kosmici, zupełnie bezwiednie wpadłem w obcy mi rytm i już po kolejnych dwunastu uderzeniach serca, otaczający mnie świat postrzegałem podobnie jak i oni.

Gdy już zakończyliśmy (bo przecież nie mogłem się nie przyłączyć), zaproponowałem im wspólną przejażdżkę wraz z dwoma, może trzema moimi znajomymi, z którymi - jak wspominałem - byłem poumawiany. 
Odparli, że bardzo chętnie oraz zapytali, czy nie miałbym nic na przeciwko, by i oni zaprosili kilku swoich przyjaciół. Wersal taki się nam zrobił, że ojapierdolę... odparłem to, co odpierać w takiej sytuacji należy, czyli że ależ proszę bardzo. Wykonali kilka połączeń z telefonów mobilnych i pojechaliśmy w umówione miejsce. 
Wspomnieli jeszcze, że dostali od wiodącej w branży firmy (może Brembo?), do testowania najnowszy model hamulca magnetyczno kinetycznego z domieszką wielkiej niewiadomej... zalecili bezpieczną odległość, o ile przeszkadza mi swąd spalonej gumy. 
Zachowywałem.
Się także.



Dotarliśmy w umówione miejsce.
Ich i moi bliscy znajomi już czekali...



Trochę wstyd, bo byłem niechlujnie ubrany i nogi miałem zarośnięte. Maskowałem te braki, dość skutecznie, błyskiem w oku. Ruszyliśmy, a ja odnosiłem co kilka kilometrów nieodparte wrażenia, że wciąż przybywa kolarzystów. Nie byłem jedynie pewien czy to ich, czy moi znajomi.










Jako wieść gminna  niesie, ze znajomymi wychodzi się tak sobie (chyba, że na taras)... po kilku kilometrach urwali nas niecnie, pozostawiając na łonie natury oraz pastwę losu.



Łono okazało się być łaskawe, bo a mianowicie ponieważ trafiliśmy do knajpy gdzie serwowali tradycyjna filipińską potrawę -  Buro
Polecam. 



Tuż po tym oblizaliśmy się ze smakiem przyszło nam oblizywać się po raz kolejny. A może nie tyle oblizywać, co obejść się.
Niezmiennie smakiem.

Jakoś tak magicznie i zaraz po tym wyśmienitym posiłku, trafiliśmy do knajpy mrocznej, przepełnionej zapachem siarki oraz z satanistycznymi symbolami na ścianach...
Powiało wprawdzie grozą, ale górę wzięła ciekawość granicząca z... chyba z czymś na kształt podniecenia, a może tylko ciekawości. A może podniecenie ociera się o ciekawość? Nie tak znowu rzadko.



Podeszła kelnerka w zdecydowanie odziana w zdecydowanie szatanistyczne szaty, bo w czarne pończochy i zapytała czy jesteśmy gotowi na słodką pokusę. Życie mam wprawdzie słodkie do wyrzygania, ale panuję przecież nad odruchami zwrotnymi (nad zwieraczami także), odparłem więc, że i owszem. Pozostali także coś tam odparli.
Stanęło na tym, że pani szatanistka przyprowadzi wafelki. Chyba portugalskie, ale mogłem niewyraźnie słyszeć, być tak też mogło, że mówiła o winie czynionym z winogron, co one sobie rosną w dolinie rzeki Douro.

Siedzieliśmy tam i siedzieliśmy, marząc o piekielnym ogniu i rozrywkach, których atrybutami są skórzane wdzianka, szpilki i pejcze... 
Ech.
Tak rozmarzeni udaliśmy się każde w swoją stronę, skądś wiedząc, że kiedyś przecież do tej szatańskiej knajpy powrócimy. Pewnikiem, gdy koncertował tam będzie Behemoth.



Zbierasz wokół siebie ludzi inteligentnych, o specyficznym charakterze, wciąż wspaniałe kobiety, a sam nie jesteś lubiany przez takich jak ja i mi podobnych – z wzajemnością.
Ty – to już wyższy poziom drobnomieszczańskiego cynizmu, ja ciągle jestem na starcie. Małą część problemów życiowych przykrywasz ironią, sarkazmem, czasem uśmiechem. Gdy już kogoś polubisz, to całą duszą, wtedy dopuszczasz go blisko siebie.
Takich małych zarozumialców jak ja depczesz i zabierasz im zabawki.


Agata natomiast, której kołysanie bioder wprawia mnie we właściwy nastrój, to Agathe Iracema, mieszka w Paryżu i śpiewa tak...



~

w sumie...
ukręciłem: 47.10
km
w terenie: 42.00 km
trwało to: 02:14
ze średnią: 21.09 km/h
Maksiu jechał: 33.00 km/h
temperatura: 8.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 174 m
kalorie: 930 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Natalia

Sobota, 22 października 2016 · dodano: 22.10.2016 | Komentarze 4

~

Jesień nastała i nie ma na to rady.
To czas, gdy wszyscy zapierdalają do lasu, robią zdjęcia gnijącym liściom i ekscytują się tym, niczym szesnastolatek pierwszą dmuchaną lalą ze seks szopó.
Przy okazji... dlaczego ośmiu na dziesięciu Polaków pisze sex zamiast seks? 
Sex pisany brzmi chujowo, miejscami wulgarnie, a nawet dresiarsko. Co innego seks... tak pisany jest mocno aksamitny, pachnący nieznanym, delikatnie kosmaty... miejscami nawet obiecujący.
Pisząc, wypowiadajcie go prawidłowo, z szacunkiem. Zapewniam, że nie pozostanie obojętny... może nawet się odwdzięczy, szepcąc nad ranem "stosunkowo udanej nocy życzę".

Wracając do ad remu, znaczy jesieni w sensie, co ona ponoć piękna jest tak, że ojapierdolę... no więc chyba nie jest. Jest prawie tak samo wkurwiająca, jak zima, co zaraz przyjdzie. I już.
Ale... oczywistym jest, że mogę się w tej ocenie mylić - wszak zdarza mi się to nader często. A nawet dwa nadery.
Nic bardziej skutecznie nie rozwiewa (lub potwierdza) wątpliwości, niż dotyk... czasem językiem, innym zaś razem jedyne wzrokiem. Ale jest to o tyle śmiałe, co niezbyt eleganckie... wszak przeciw takiej rozwiązłości obyczajów oraz samemu dotykowi, już na pierwszej randce, Pani J. mogłaby boleśnie dla mnie protestować, czego lubiłbym uniknąć.
Zaprosiłem zatem Specyka, w roli przyzwoitki, na spacer do jesieni właśnie. Jako, że ona ponoć najbardziej w lesie mieszka, to tamże.

Zachwyciłem się tak, że miałem wzwoda bolesnego bardziej niż po ukąszeniu pająka, co jego jad powoduje wzwód długi, więc bolesny (acz z drugiej strony można zaoszczędzić na zakupie niebieskich pigułek).
Gdy już, acz nie bez kłopotów, okiełznałem fizjologię (nie pytajcie o szczegóły), to postanowiłem zrobić cudne zdjęcia tej ponoć przecudnej jesieni...





No zaiste, piękno takie uchwyciłem, że z wrażenia wyjebałem się na szanowne plecy i tak leżałam około dwunastu minet.
Mimo to poproszę tabletki na sen do wiosny... ewentualnie jakąś kosmatą propozycję na przetrwanie (konkurs ofert zamykam o trzeciej nad ranem dnia jutrzejszego).

Szkoda mi czasu, by dalej dywagować o tym dziwnym zjawisku, jakim są zachwyty nad chujwieczym. Przejdę zatem do tematów po stokroć bardziej intrygujących.

Jest taka zmarszczka, nieopodal Istebnej, co się zowie Ochodzita. 
W przeciwieństwie do Wielkiej Raczy (marusia, jak zapisy na Trophy?) z Ochodzitą polubiliśmy się od pierwszego otarcia. Otarcia niby to przypadkowego, delikatnego niczym muśnięcie, zwiewnego nawet... acz zwiastującego mistral na wstępie i burzę po wsze czasy.

Bywało, że w obronie godności panny O. stawali rycerze w odblaskowych zbrojach i z warczącym orężem w ręku. Musiałem z nimi toczyć bój na śmierć i śmierć, z którego uchodziłem z życiem.

Bywało też, że to Ona poddawała się mym rozbuchanym żądzom...


Pewnie trudno w to uwierzyć (a może wręcz przeciwnie), ale dochodziliśmy do granic, których przekroczyć się baliśmy. Wówczas musiałem zwalniać, wręcz hamować jej rozbuchane chucie.
Ostatnie nasze tête-à-tête skończyło się tym, że dojechałem ją na klamkach... w związku z tym byłem mocno rozgrzany ze wskazaniem na tarcze, których nieopatrznie dotknąłem. Nie będzie tajemnicą, że w promocji mam bliznę po oparzeniu (szczęście, że językiem nie dotykałem). 



Ochodzita tak się przejęła moim bólem, że na otarcie łez podarowała mi mocno gangsterski koszul... co by o Niej nie mówić, to nietuzinkowy gust jest jej mocną stroną (w doborze i kompozycji zapachów ze swą skórą także).



Hmm... wspominałem już może, że jesień jest chujowa?


Natalia zaśpiewała coś mocno osobistego. Nie jestem Jej wielkim fanem i może ten song nie zawojuje list przebojów (choć hónołs, hónołs), ale to ważny kawałek jest dla Natalii.
I nie tylko dla Niej.



~

w sumie...
ukręciłem: 48.38
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:41
ze średnią: 28.74 km/h
Maksiu jechał: 48.00 km/h
temperatura: 8.0
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 163 ( 84%)
w górę: 283 m
kalorie: 1014 kcal
w towarzystwie:

Zimo wypierdalaj

Poniedziałek, 17 października 2016 · dodano: 17.10.2016 | Komentarze 3

~

Wprawdzie jeszcze chwila, ale ponoć trzeba dmuchać. 
Na zimnie.
Napisałem petycję na Avaaz... do zimy właśnie. W sensie, żeby była tak uprzejma i się odpierdoliła. Jeśli zbierzemy około mnóstwo podpisów, to zima roz paczy. Czekam tylko, by admini Avaaza zatwierdzili moją petycją i ruszamy. Bądźcie czujni... na feju oraz oglądajcie się czasem za siebie. Dam znać.



Śnieg śnieży nieprzerwanie.
Zima za oknem, zima w słuchawkach, zima w słowach.
Dzień obraca się wokół jednego motywu... miłości. Miłości fizycznej. Dzień obraca się wokół Twojej głowy spotkanej na ulicy. Znasz to uczucie?  
Uczucie pełni bycia, pełni istnienia. Uczucie współistnienia z całym otaczającym Cię światem.

Siedzisz w samochodzie, na miejscu kierowcy, słuchasz radia. Śnieg sielsko anielsko niespiesznie ląduje na szybie. W radiu jedna z piosenek, przy których poprawiasz się w fotelu, unosisz na ułamek sekundy swoje ciało, rozluźniasz sweter przy szyi, gładzisz dłonią czoło. Gładzisz głowę, jakbyś poprawiał włosy, których przecież nie masz. Dotykasz skroni, w których przez ułamek sekundy krew pulsuje mocniej. Przez głowę przepływają myśli, wspomnienia, najprzyjemniejsze jakich dane Ci było doświadczyć. Piosenka, a za nią hotel, piękne stare miasto, kobieta, buty, taniec, pościel wykrochmalona tylko dla was, na noc. Miłość udana tak, że aż głupio Ci przed resztą świata. Tylko na jedną noc wykrochmalone poduszki i kołdra.

Skupiasz się na wspomnieniach, jednocześnie światła na ulicy zmieniają się na zielone i możesz... musisz ruszyć dalej. Piosenka brzmi jeszcze przez chwilę. Czujesz się panem wszechświata przez te trzy minuty z groszami. Łapiesz boga za nogi, łapiesz kobietę za kostki i przyciągasz ją do siebie, ona ospale poddaje się, poddają się jej piersi, brzuch, włosy, ręce, kręgosłup, jakby nie liczyło się nic poza tym momentem tu i teraz, tam i wtedy. Zanim przybliżysz ją do siebie na odległość kilku centymetrów.
Na szybie widzisz śnieg, mijają Cię samochody, w nich współtowarzysze drogi rozmawiają przez telefony komórkowe, jedzą batoniki czekoladowe, przytulają córkę, krzyczą na żonę, rozglądają się na boki, drapią się po nosie. Jesteś częścią tej chwili we wszechświecie i jest Ci w tym współistnieniu cholernie wygodnie.

Zawsze możesz to uczucie opisać i wysłać do mnie krótką wiadomość tekstową.



Masza.
Łączy nas wyjątkowe uczucie. Trudno je nazwać... "miłość" brzmi zbyt trywialnie. Kłopot w tym, że Masza nie chce się do tego uczucia przyznać (bo chyba nie jest tak, że nie wie). 
Hmm... może byłby to dla Niej obciach, cycóś?

Tak czy siak, dzisiaj zakręciłem korbami w towarzystwie słowiańskich rytmów nuconych przez Maszę. Posłuchacie?


~