Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Daleko stąd

Dystans całkowity:15982.03 km (w terenie 9419.79 km; 58.94%)
Czas w ruchu:1085:36
Średnia prędkość:14.69 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:363244 m
Maks. tętno maksymalne:196 (100 %)
Maks. tętno średnie:190 (98 %)
Suma kalorii:532767 kcal
Liczba aktywności:289
Średnio na aktywność:55.30 km i 3h 46m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 12.10
km
w terenie: 12.10 km
trwało to: 01:19
ze średnią: 9.19 km/h
Maksiu jechał: 43.10 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 172 ( 89%)
tętno średnie: 144 ( 74%)
w górę: 561 m
kalorie: 919 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Zoki

Środa, 23 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 2

~

Przebywałem dni dwa w Bielsku oraz Białej. W sprawach mocno służbowych. Wraz z kolegoma. Owi koledzy, jak się za chwilę okaże, byli kluczowi. W sensie jeden z nich...

Szkot pojechał ze mną, oczywiście służbowo.
Dnia pierwszego postanowiłem ukręcić kilka kilometrów, plan był dość chytry, czyli Szyndzielnia - Klimczok - Błatnia i później jakoś tam bak.
Na dzień dobry okazało się, że nie zabrałem zoków. Żadnych, ponieważ a mianowicie pojechałem do BiBi w sandałach.
I tu kluczową postacią okazał się Marek, który tę część garderoby miał w nadmiarze. Tyle, że nie rowerzaste zoki, omly takie zwykłe... czyli stylówa pierwsza klasa...



Tak przystrojony udałem się, by z kara wydobyć Szkota... zonk, czyli pana zwana kapciem. Stacjonarnie.
Wymieniłem.
Ruszyłem.
Dotarłem na Szyndzielnię.



Po chwili zadowolenia, kilka metrów dalej... spsóła się przerzutka. Ona się, nie tak dawno temu, spsóła po raz pierwszy, wtedy Szymon mi naprawił, ale jednak... coś jej dolegało.



Próbowałem ją reanimować, ale... udało się nie.
Cóż... zjechałem bak z tej Szyndzielni.

Następnie spsóła się opaska od hetzomierza.
To, że w promocji spsół się kar, nie będzie jakimś specjalnym zaskoczeniem?

Pozytywne myślenie, przede wszystkim.

Oraz rzućcie okiem na film z Wałbrzycha, całkiem mniam jest.





Wierzę, że tam w górze jest coś, co czuwa nad nami. Niestety, jest to rząd.

~
Kategoria Daleko stąd, Samotnie


w sumie...
ukręciłem: 52.84
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 04:53
ze średnią: 10.82 km/h
Maksiu jechał: 56.10 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 155 ( 80%)
w górę: 1887 m
kalorie: 3528 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Zawartość MTB w MTB

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 6

~

Co jakiś czas, niczym bumerang, pojawia się dyskusja o tym, co to takiego to MTB, oraz czy wyścigi po polach można określić tym mianem, czy może niekoniecznie.

W związku z tym, postanowiłem sprawdzić to na własnej, aksamitnej skórze. Otatnimi laty jeździłem sobie w różnych cyklach, zaliczyłem etapówkę, wyścig 24h, coś tam na ziemi włoskiej, jakiś ścig w austriackich Alpach, a nawet MTBO.
Daleko mi do bycia ekspertem, ale...

Przyszedł czas, by sprawdzić, co to znaczy pure MTB - termin, który tu i ówdzie oraz od czasu do czasu słyszałem.

Pojechaliśmy w kilka osób do Wałbrzycha, na ścig z cyklu Powerade. Samochodem kompaktowym pojechaliśmy, bo mówili, że tam bieda z miejscem do parkowania.
Jak widać, jakoś się udało...



Niektórzy z nas nerwowo przebierali nogami... taki stres przedstartowy.

Trasa...
Między innymi wiodła przez tunel o długości 1,5 km... niezła jazda.



Oczywiście należało także zadać szyku... plus 75pkt do stylówy, wiecie za co, mam nadzieję.



Po ścigu... niektórzy z nas stanęli na podium, jedni się cieszyli, a inni byli lekko zdziwieni.







Wracając do wspominanego pure, bez zbędnych słów... jeśli nie jechaliście jeszcze ścigu u GG, to nie jechaliście MTB.

Ale zawsze możecie pościgać się po polach i upierać się, że to jest właśnie kolarstwo górskie. Wybór należy do Was.

Może ten tekst pozwoli Wam podjąć właściwą decyzję.



Modlić się o coś tam, to jakby prosić o to, by prawa natury zostały na czas pewien zawieszone w interesie osobnika wnoszącego modły, który - jak sam przyznaje - nie jest tego godzien.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 73.95
km
w terenie: 73.00 km
trwało to: 04:03
ze średnią: 18.26 km/h
Maksiu jechał: 52.60 km/h
temperatura: 10.0
tętno Maksa: 190 ( 98%)
tętno średnie: 160 ( 82%)
w górę: 755 m
kalorie: 3074 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Murowana czyli zgon psychiczny

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 17.04.2012 | Komentarze 2

~

Sezon uważam za napoczęty. Aczkolwiek owo napoczęcie było takiese. Murowana Goślina, nie wiem why, ale kojarzy mi się zdecydowanie z górami. W semsie, że nazwa... to pewnie potemu, że taka pieśń ludowa jest o zbójnikach, co oni w murowanej piwnicy... ale miało być o ścigu.

Wszystko szło zgodnie z planem. Każda minuta w dniu poprzedzającym start, każdy łyk herbaty i kęs kolarskiej strawy, wszystko podporządkowane sukcesowi.
Jednakże sukces, jak się okazało, nie stanął na wysokości zadania.

Na początek, zamiast stanąć w sektorze, co go miałem wyznaczonego, to sobie stanąłem w sektorze bezsektorowym, czyli ostatnim. Ale to akurat drobiazg...
Od startu jechało mi się znakomicie, a w porywach wręcz rewelacyjnie. W okolicach jakiejś kałuży doszedłem Czarną, co mi się zdarzyło drugi raz in maj lajf. Pierwszy raz było w Krakowie, gdy złapała gumę.



Sobie tak nieśmiało pomyślałem, że nie jest źle. I nie było, pomimo wielkopolskich piasków, trasa była ciekawa oraz zeroasfaltowa, co lubię najmacz. Jechaliśmy tak sobie z Czarną jakiś czas, widziałem ją w lusterku.. raz bliżej, raz dalej, po chwili dojechała Małgośka_Mówią_Mi...

W takim składzie zaatakowaliśmy Dziewiczą Górę. Górka taka sobie, ale GG oczywiście wycisnął z niej maksa, zrobił tam całkiem sympatyczną sekcję XC... i na pierwszym podjeździe raczyłem się skończyć.
Dokładnie to przerzutka zadania.
Być może, że piaskiem się zakrztusiła, cycóś... efekt był taki, że nie mogłem z tyłu jechać 1-2-3 bo zaciągała. Akurat wtedy, gdy najmacz jej pożądałem.



Dziewczęta pojechały precz, a ja nieutulony w żalu, zamiast jechać miękko większość podjazdów na owej sekcji XC, to albo wyciskałem na stojaka z czwórki, albo spacerowałem. Wówczas zaliczyłem, pierwszy raz w życiu, zgona psychicznego.
Po prostu wymiękłem sobie oraz przestało mi się chcieć i już.

Jakoś dowlokłem się do końca, ale dalekie to było od tego, co sobie zamierzałem.
W sumie, pomimo tego, jestem zadowolony. Kręciło się sympatycznie, aczkolwiek weryfikacja nastąpi w górach, już niedługo.

Przepraszam, że pisałem z pełnymi ustami.
To było przedostatni raz.



Rzeczywistość powróciła i starała się udawać, że ani na chwilę nie odchodziła.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 47.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:06
ze średnią: 22.38 km/h
Maksiu jechał: 61.30 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 147 ( 75%)
tętno średnie: 114 ( 58%)
w górę: 659 m
kalorie: 1813 kcal
w towarzystwie:

Last day in paradise

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 3

~


Niestety.
Nieuniknione nadeszło.

Dziś ostatnia jazda w Croatii.

[ocenzurowano]

Ostatnia duża kawa



Ostatnie rozmowy przy ognisku (domowym)



Pakowanie sprzętu



Jutro rano udamy się bak.

Przez ostatnie dwa tygodnie zostałem zmuszony do pewnego wysiłku...

- 880 km
- 40 godzin w siodle
- 14 tys. metrów w pionie

oraz niestety, wbrew sobie... 33 tys. kalorii

My tó albibak za rock.
Dobranoc.


Kłopot z myśleniem polega na tym, że kiedy już się zacznie, niełatwo przestać.

~

w sumie...
ukręciłem: 122.09
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 05:23
ze średnią: 22.68 km/h
Maksiu jechał: 66.60 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 173 ( 88%)
tętno średnie: 136 ( 69%)
w górę: 1284 m
kalorie: 4533 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

A kind of Magic

Piątek, 16 marca 2012 · dodano: 16.03.2012 | Komentarze 0

~

Nic nie wskazywało na to, że ten dzień zapadnie nam aż tak głęboko w pamięć. Rankiem postanowiliśmy we czwórke, że popłyniemy na wyspę skarbów sobie, oraz tamże ukręcimy kilka kilometrów.



W drodze na prom, w tajemniczych okolicznościach zaginął Filip. Po prostu zniknął, zdematerializował się, cycóś?

Pozostał tylko zapach siary oraz żal.
Trudno... pojedziemy we trójkę, a Fila ciepło powspominamy, padła decyzja. Ot, tacy jesteśmy przyjaciele.

Ale... tuż po przybiciu promu do nabrzeża, oczom naszym ukazało się dziwne urządzenie. Po chwili okazało się, że jest to kabina teleportacyjna, z ktorej wyszedł...



Rzekł był, że miał wizję, w której prom tonie. Wizja była mało precyzyjna, nie był pewien czy chodzi o ten prom czy o kosmiczny, ale Filip postanowił nie ryzykować.

Obok kabiny, z której tajmniczo wyłonił się Filip, spotkaliśmy dziwne zwierze. Zdania są podzielone...

Małgośka upiera się, że jest to bieszczadzki sokół wędrowny, a ja obstawiam wiewiórkę australijską.



Tak czy siak, bestia była groźna i oczywiście magiczna.

Nastepnie, przez kilka chwil było zwyczajnie... ot jechaiśmy sobie w górę oraz w dół, w mało ciekawych (jak widać na obrazku) okoicznościach krajobrazowych...

Niestety, z Filipem, po akcie teleportacji, stało się coś dziwnego. Wyglądał niepokojąco oraz ciągnał się zanim zpach ni to siary, ni to lawendy...



Po przejechaniu wyspy tam oraz nazad, Filip ponwnie wszedł do kabiny teleportacyjnej, ale... nic się nie wydarzyło. No może poza intensyfikacją zapachu dziwnego...

Gdy okazało się, że będzie musiał płynąć promem, zrobił scenę niczym pokojówka. Musiały interweniować służby, zrobił się niezły dym... i w związku z tym uciekł nam prom o szesnastej.

Następny był o osiemnastej. Przez ten czas przekowylaiśmy Filipa, że płynięcie wpław nie jest najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że w zatoce mieszkają piranie.
A pirania to jest taki fish, że jak włożysz hand do water, to zostaje onl construction.

Odnieśliśmy sukces, Filip wsiadł na prom, ale nadal wyglądał nieswojo.



Po chwili przysiadła się do nas muzułmańska kolarzystka.



Coś tam pobełkotała w dziwnym języku, po czym kilka razy zajodłowała i Filowi, jak ręka odjął, zniknął strach przed pływaniem promem.
Kobieta oddaliła się czym prędzej.
Ale... iż we wszechświecie musi panować równowaga... jeżeli strach zniknął, to musiało czegoś przybyć.
Przybyło.



Gdy dojechaiśmy bak do hom, okazało się że czary tak nie dokońca nas opuściły...
Moje liczydełko pokazało maksymalną szybkość na podjeździe 66,6 km/h


Powszechnie wiadomo, że ludzie zwykle nie słuchają. Czas, kiedy mówi ktoś inny, wykorzystują, by się zastanowić, co powiedzą potem.

~

w sumie...
ukręciłem: 20.45
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:17
ze średnią: 15.94 km/h
Maksiu jechał: 15.90 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 131 ( 66%)
tętno średnie: 93 ( 47%)
w górę: 335 m
kalorie: 730 kcal
w towarzystwie:

Adriatyk, ocean gorący

Czwartek, 15 marca 2012 · dodano: 16.03.2012 | Komentarze 1

~

Niezmiernie mi przykro, ale musze to napisać...
Podczas, gdy nieliczni realizowali szczytne cele oraz szczytowali na szcztach gór...



...inni, w tym samym czasie zachowywali się skandalicznie.
Obnażali swe starcze i wzbudzające niesmak ciała, wystawiali je na widok publiczny oraz zanieczyszczai Adriatyk.











Gdy już zanieczyścili, to wznosili toasty. Nie napiszę za co i za kogo, ponieważ takie słowa nie potrafią przejści mi przez palce.



Ale to nie koniec emocji oraz skandali...
Udaiśmy się do sklepu, by nabyć jogurt oraz bułkę na śniadanie. Trafiliśmy na moment, gdy obsługa sklepu pozbywała się przeterminowanych arbuzów.
Dziewczęca część teamu (niektórzy twierdzą, że piękniejsza, ale zdania są podzielone) rzuciła się na te arbuzy i jęła jeść je wprost z podłogi.



Chłopięca część teamu najadała się wstydu...
Żywię nadzieję, że to już więcej się nie powtórzy.

Oraz, a tego miejsca, pragnę przeprosić Świeżaka, byliśmy umówieni. Nietsety, nie dotarliśmy... może jutro?


Potrafię znieść każdą niewygodę i trud, pod warunkiem że przytrafia się komuś innemu.

~

w sumie...
ukręciłem: 91.31
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:58
ze średnią: 18.38 km/h
Maksiu jechał: 59.60 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 159 ( 81%)
tętno średnie: 129 ( 65%)
w górę: 1374 m
kalorie: kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Vojak i czerwone sutki Aurory part 3

Środa, 14 marca 2012 · dodano: 14.03.2012 | Komentarze 0

~

Dziś, dzień jak co dzień... plus siedmenaście stopni, niecałe sto kilometrów, tysiąc kilka metrów w pionie. Nuda, jednym słowem...

W szczegółach wyglądało to tak... zapomniałem zjeść śniadania oraz popić kawą, następnie zapomniałem gdzie zamierzałem pojechać. Wyszedłszy więc przed hacjendę, rozejrzałem się wokół oraz sokolim okiem i dostrzegłem górkę...



... jako, że znajoma lekarka zaleciła mi, bym każdego ranka przenosił jedną małą górę, to obmyśliem udać się na to właśnie wzniesienie i wynegocjować warunki przenosin.

Początek był, jak widać na poniższym obrazku, dość banalny, ale później było już tylko lepiej.



W drodze na szczyt wykonałem obrazków kilka, oraz w krainie śniegu także. Królewny od śniegu niestety nie napotkałem, ponieważ udała się na urlop macierzyński.





Na szczycie stanąłem kwadrans po nieparzystej.





W drodze powrotnej napadła na mnie noc.
Pobłądziłem.
Dotarłem w jakieś dziwne miejsce, pełne dziwnie zachowującej sie modziezy tubylczej. Tak na mojego nosa to musieli coś przypaić.



Wolne Konopie.
Wolny Tybet.



Opowieści nie dbają o to, kto bierze w nich udział. Ważne jest tylko, by były opowiadane, by się powtarzały. Albo też, jeśli wolicie, można sobie to wyobrazić inaczej: opowieść to forma pasożytnicza, naginająca życie ludzi tak, by służyło jej samej.

~

w sumie...
ukręciłem: 136.17
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 05:30
ze średnią: 24.76 km/h
Maksiu jechał: 61.20 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 161 ( 82%)
tętno średnie: 124 ( 63%)
w górę: 1608 m
kalorie: 5024 kcal
w towarzystwie:

Cisza

Wtorek, 13 marca 2012 · dodano: 14.03.2012 | Komentarze 0

~


Jako, że mieszkamy na końcu świata, to chamiejemy w tempie zastraszającym. By nie stoczyć się w tym chamieniu na dno samo, obmyśliliśmy plan. Plan był jak zwykle chytry i jak zwykle udalo się go prawie zreaizować.

Ale od początku... zjedliśmy śniadanie zwykłe. Z jogurtem.
Uzbrojeni po zęby...



...wyruszyiśmy w kierunku teatru. Tak, celem był spektakl w teatrze.
Niestety, w tym dziwnym kraju teatr jest jeden oraz za siedmioma górami und lasami.
Jak widać, nie było łatwo przedrzeć się przez owe górry. Oraz lasy.



Po wielu godzinach, oraz kilometrach dotarlismy.
Małgośce_Mówią_Mi, na widok teatru, pojawił się banan na twarzy...



Niestety... okazało się, że.
Po pierwsze nie ma już biletów na spektakl, a po wtóre teatr jest zespsuty oraz bez dachu...





Zdegustowani tym faktem udaliśmy się na drugie śniadanie.
Było to drugie śniadanie mistrzów, na trawie, u Tiffanego.



Mówi się, że cisza jest przeciwieństwem hałasu. Nieprawda. Cisza jest tylko brakiem hałasu. Cisza byłaby straszliwym harmidrem w porównaniu z nagłą, cichą implozją bezdźwięczności, która trafiła magów z siłą wybuchu wulkanu.

~

w sumie...
ukręciłem: 45.81
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:17
ze średnią: 35.70 km/h
Maksiu jechał: 55.00 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 155 ( 79%)
tętno średnie: 121 ( 61%)
w górę: 638 m
kalorie: 1664 kcal
na rykszy:
w towarzystwie:

Ice cream

Poniedziałek, 12 marca 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 1

~

Dziś tylko obrazki...
Z opisoma.


Po pierwsze, siedziba szamana widziana z dołu.





Bo z niedołu, jak zapewne Państwo pamiętają, wygląda tak...




Po drugie the lasns po raz pierwszy




oraz po raz drugi




Po trzecie impresja z bikiem mojego kolegi.









Oraz obrazek szczególny. Właściwie nie kumam, co w nim wyjątkowego, ale niektórzy z obecnych w dużym pokoju wywierali na moi znaczne nciski, by go opublikować.




Nie jestem po to, by spełniać Twoje marzenia, ani ty nie jesteś po to, by spełniać moje. Jeśli się spotkamy, to cudownie... jeśli nie to trudno.

~

w sumie...
ukręciłem: 135.60
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 05:42
ze średnią: 23.79 km/h
Maksiu jechał: 66.80 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 144 ( 73%)
tętno średnie: 173 ( 88%)
w górę: 2341 m
kalorie: 4995 kcal
w towarzystwie:

W stronę Mekki

Niedziela, 11 marca 2012 · dodano: 12.03.2012 | Komentarze 2

~

Dzisiejszy dzień obfitował w wydarzenia niezwykłe, sensacyjne oraz dziwne. Tuż po śniadaniu, co na nie był boczek zmieszany z jajkami, postanowiliśmy wraz z przyjaciółmi, że należy ukręcić kilka kilometrów. Ot tak, na rozruch, by przygotować organizm do jutrzejszego wysiłku.

Udaliśmy się tędy...



Okazało się jednak, że aby dojechać do końca zaplanowanej trasy, należy przeprawić się przez wodę. Nie jeden raz.
Pierwotny pomysł był taki, że a mianowicie udamy się na nogach iść po tej wodzie, niosąc biki... jednemu gościowi się udało, więc nam także nie powinno to sprawić problemy.
Dla pewności rzuciliśmy okiem sobie na swe, cudnej urody, nogi i udaliśmy się...



Hmm... nie mam pojęcie, co było nie tak... ale pierwszy z nas zrobiwszy kroków kilka poszedł był na dno. Może chodziło o to, że tamten chodziarz wodny nie niósł bika?
Żywimy nadzieję, że nasz kolega powróci za dzień lub dwa.
Być może jako zombie.
Generalnie to pożądamy ujrzeć real zombie.
I już.

Chcąc nie chcąc, wsiedliśmy do lokalnego Titanica, by udać się na drugi brzeg.
Drugie brzegi mają w sobie coś magicznego... niezbadane są, czasem dziewicze, a innym zaś razem, ktoś oczekuje na takim, drugim brzegu.



Tym razem czekali na nas eleganccy tubylcy, w eleganckim lokalu. Jeśli sądzicie, że są to menele z meliny, to raczycie być w mylnym będzie. To tylko taki kamuflaż.



Dowodem niech będzie to, jakim nas przywitali poczęstunkiem.



Nie jestem pewien, czy jakieś szuje podlacze nie maczały w tym posiłku swych brudnych paluchów, ale Filowi, po konsumpcji, wyrośli jakieś dziwne coś... ni to kły, ni to wydra.



Żółty także się posilał... na razie nic mu nie urosło, ale będę go bacznie obserwował.



Z każdym kolejnym kilometrem to coś, co wyrosło w otworze gębowym Filipa powiększało się i już sięgało do korby... zdecydowanie przeszkadzając w kręceniu.
Obmyśliliśmy, że należy się pomodlić w intencji odczarowania twarzy naszego przyjaciela.
Wznieśliśmy modły... i nic się nie stało. Pewnie pan parzył w tym czasie na inny kontynent i nas nie zauważył.
Fil wpadł na pomysł, iż należ zapukać do innego pana. Zwrócił się w stronę Mekki i zaczął coś marudzić pod nosem, w jakimś obcym narzeczu.



O dziwo, ten pan usłyszał wołanie o pomoc. Zrobiło się ciemno, coś błysnęło, coś huknęło... i facjata Fila była uprzejma powrócić do swej pierwotnej urody.

Jako, że nie mieliśmy lusterka, a specjalnie zaufania nie wzbudzamy, to Fil nie od razu uwierzył, że wygląda pierwotnie i jeszcze przez jakiś czas siedział w kuchni z twarzą ukrytą w dłoniach, ale po chwilach kilku wszystko było już dobrze...



Postanowiliśmy, podobnie jak wczoraj i przedwczoraj, wykonać sobie obrazki lanserskie...
W tym celu, piękniejsza połowa naszego teamu poszła poprawić makijaż...



Oraz po chwili, dla odmiany, udali się poprawić makijaż.



Tak przygotowani popełniliśmy zdjęcia pozowane...





I tak minął, leniwie i ospale, kolejny dzień roku.


Zwykłe wróżki mówią, to co chcesz usłyszeć. Robią to w taki sposób, by cię zadziwić, co nie zmienia faktu, że tego właśnie oczekiwałaś. Czarownice... one mówią o tym, co się wydarzy naprawdę. I bez znaczenia dla nich jest fakt, czy ci się to podoba, czy też nie. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale dobrotliwe oblicza wróżek nic nie znaczą, to czarownice są naprawdę wiarygodne, choć popularność nie jest ich mocną stroną.


~