Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Ścig

Dystans całkowity:10023.55 km (w terenie 7891.45 km; 78.73%)
Czas w ruchu:740:09
Średnia prędkość:13.45 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:239780 m
Maks. tętno maksymalne:196 (101 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:355693 kcal
Liczba aktywności:185
Średnio na aktywność:54.18 km i 4h 01m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 67.96
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 05:40
ze średnią: 11.99 km/h
Maksiu jechał: 56.90 km/h
temperatura: 26.0
tętno Maksa: 161 ( 83%)
tętno średnie: 136 ( 70%)
w górę: 2117 m
kalorie: 2749 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

MTBH stage cfaj

Wtorek, 29 lipca 2014 · dodano: 30.07.2014 | Komentarze 0

,

Pojechane...



w sumie...
ukręciłem: 67.20
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 06:36
ze średnią: 10.18 km/h
Maksiu jechał: 52.80 km/h
temperatura: 23.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 2497 m
kalorie: 2970 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Czelendż stage 1

Poniedziałek, 28 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 5

'

Pojechane...









pff...

,


w sumie...
ukręciłem: 15.16
km
w terenie: 15.00 km
trwało to: 01:03
ze średnią: 14.44 km/h
Maksiu jechał: 49.00 km/h
temperatura: 26.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 157 ( 81%)
w górę: 443 m
kalorie: 863 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Pro lok MTBH

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 27.07.2014 | Komentarze 1

'
Pojechane...






Gdyby porażka nie znała kary, sukces nie byłby nagrodą

,



w sumie...
ukręciłem: 49.30
km
w terenie: 43.00 km
trwało to: 03:41
ze średnią: 13.38 km/h
Maksiu jechał: 51.90 km/h
temperatura: 28.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 163 ( 84%)
w górę: 1655 m
kalorie: 2163 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Słuchafony jak dzwony

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 1

~

Zachciało się mi szyku pozadawać oraz w Bielawie. Namówiłem się z innymi, którym też się zachciało i voilà.
Zadawanie wspomnianego szyku, a nawet brylowanie zakończyło się pełnym sukcesem. A nawet wieloma.

by Kasia (R)

by O, Ela!

Unikając monotonii, pominę opowieści o stawianiu na pudle. 
Dużym natomiast sukcesem było odwołanie akcji poszukiwawczo-ratowniczej. Ekipy GOPRowców, TOPRowców, WOPRowcó, TIRowców oraz QUADowców, a także dwie miejscowe wróżki wyruszały z bazy na poszukiwanie Darka W. (pseudonim artystyczny Wierzba), który był się zagubił w akcji.
Oto ostatnia fotografia zaginionego...

oczywiście by Kasia (R)


Darek pojawił się na mecie... a właściwie w miejscu gdzie była meta (bo już ją poskładali) tuż przed zachodem słońca i dwa tusze przed rozpoczęciem akcji poszukiwawczej.

Okazało się, że Daro na cztery godziny znalazł się w innej, równoległej czasoprzestrzeni. Znacie te przypadki... samolot znika z radarów, a po kilku godzinach pojawia się, jak gdyby nigdy nic, w tym samym miejscu... tyle, że zegarki pasażerów pokazują czas o owe kilka godzin wstecz... jest teoria mówiąca, że to interwencja obcych cycóś podobnego. 
Darkowi też się wydawało, że dojechał w okolicach trzech godzin... prawda okazała się być inna. Ponoć nie potrafi się z tego otrząsnąć, cała nadzieja w rękach żony Jego osobistej... ponoć umiejętne przytulanie potrafi zdziałać cuda.

I jeszcze w temacie tematu, czyli słuchafony. 
Taka sytuacja... uderzyłem przerzutką w coś tak i się mi łańcuch zaplątał. Mniej więcej tak, jak płatają się Wam kable w Waszych słuchafonach.



Przychodzi taki moment w życiu każdego człowieka, gdy zaczyna zauważać coś, co jest na niebie.
I zaczyna się martwić, czy to może sępy.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 43.10
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 03:51
ze średnią: 11.19 km/h
Maksiu jechał: 48.50 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 171 ( 88%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 1671 m
kalorie: 1990 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Beskidzkich zmarszczek dzień ostatni

Niedziela, 22 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 9

~

Na Finisherze jest napisane "mega"...

To trzecie Trophy, emocje jakby mniejsze, dystans także. 
Pierwsze hmm... tak, to była mocna walka. Może nie o pudło, ale z beskidzkimi zmarszczkami. Wówczas się udało... byłem dumny przez kolejny miesiąc chyba. 
Drugie... też była walka, ze zmarszczkami, z Wielką Raczą i z Aśką Na Wspólnej. Skończyło się na nieskończeniu.

W tym roku, jak już wspomniałem, dystans wybrałem połówkowy, no może trzy ćwierci z całości było tego jechania. Kończyłem etapy jakoś tak mniej ujechany. Umm, to dobrze, bo Challenge zamierzam przejechać w wymiarze XXL.

Jak było? 
Dobrze.
Beskidy, o dziwo okazały się łaskawe pogodowo, kamienie mniej ostre niż dawniej, zawodnicy niezmiennie przyjaźni i pozytywnie nakręcający, ekipa Gomoli absokurwalutnie doborowa. Jednym słowem, cztery dni, po których pozostaną kolorowe wspomnienia.
Komiksowo rozrywkowe, co ciekawsze fragmenty...

Na początku był Jego Żółtość oraz liczenie koksów...






Rano oczywiście owsianka, a później start (i tak każdego dnia)... niestety, okazało się, że niektóre fragmenty były pod górę, na innych można było latać...







Taka sytuacja...
Przy śniadaniu:
- Sufa, jaka pogoda na ICM?
- Będzie padało, ale o szesnastej.
Na trasie, około 10:00:
- Sufa, nie sądziłem, że ten czas tak szybko biegnie... już szesnasta.
- Darek, to z drzew leci, w nocy kropiło.
- Ale tu nie ma drzew.

Była też walka, rzec by można, że bark w bark, czy też w obojczyk...
Krzyś, nasz faworyt, skończył ściganie na pierwszym etapie z uszkodzonym lewym wahaczem przedniego zawieszenia, co widać na obrazku. 
Niestety, jako że było to we czwartek, czyli dzień, co go niektórzy nazywają ciałem bozi, to all warsztaty były pozamykane i nie było komu wyklepać... Krzysiu nie wystartował w piątek.



W ten sam dzień, kolejny nasz faworyt (nie odnosicie wrażenia, że wystawiliśmy samych faworytów?), testował wytrzymałość węglowej ramy, blach samochodowych oraz swoich kości. 
Samochód poległ, Mietek ma pourywane coś tam w barku i połamane cztery żebra (właśnie Go operują), a rama... też raczej porysowana.



To tyle, jeśli chodzi o poległych na trasie. 
Ale walka trwała...
Darek, tuż po starciu z podstępnie Go atakującą matką Ziemią, prezentował się odrobinę seksi.



Dwa dni później wyglądał już maksymalnie pociągająco... nie mógł się opędzić od piszczących fanek...



Kolejna taka sytuacja... 

Darek wysłał obrazek Dorocie, żonie. Swojej ofcoś.
Dzwoni telefon...
- No halo.
- Co Ci się stało, kochanie?
- Wyprzedzałem sufę i przypierdolił mi pompką.
- A oddałeś mu?
- Nie, on ma metalową pompkę, a ja karbonową.
- Biedactwo, przygotuję Ci murzynka.
- Wolałbym mulatkę...
Koniec połączenia.


Ale, ale, wracając do trasy, okazało się, że były też bufety... z wypasioną obsługa.






Były też antybufety...



Powyższy obrazek ze specjalną dedykacją dla Panów z teamu Trek Gdynia. Ten człowiek po lewej, to sprawca Waszego nieszczęścia, On to przyczynił się do waszej bezsenności powodowanej nerwami, on jest tym, za sprawą którego mogliście pokazać światu, że kierują Wami zasady fair play, oraz z podniesionymi czołami, w glorii i chwale przekraczaliście metę czwartego etapu.
Wydrukujcie sobie tę fotkę i miejcie przy sobie, gdy tylko Go spotkacie na jakimś ścigu to odstrzelicie Mu łeb. Z niezmiennie podniesionym czołem, w zgodzie z duchem fair play, oraz na sztandarze koniecznie miejcie wyhaftowane "Bók, Chonor i Ojszyzna" -  będzie bardziej nastrojowo.

Ale osochodzi?
Dla mniej zorientowanych... 
Wyra, bo On ci to jest tym złem i niedobrem, jeżdżąc na szosie po trasie, wydumał sobie, że pociągnie po asfalcie kolegów. No i oczywiście wcielił ten pomysł w życie. Jakoś specjalnie mądre to nie było, ale cóż... bywa tak, że ludzie robią niemądre rzeczy, taka już ludzka natura. Czasem Wyra ciągnął naszego zawodnika, a czasem nie naszego. Zdarzyło się, że i do mnie krzyknął bym siadał na koło... mało nie spadłem ze śmiechu ze złoma... to było na początku podjazdu na Cieńków... tam jest tak na oko z 15% pod górę.
W sumie z tym Jego ciąganiem więcej zabawy było, niż jakiejś chęci gry nie fair, ale cóż... fakty są takie, że Wyra dał dupy tym swoim pomysłem. 

No i trafiło się tak, że ultratwardziele z Trek Gdynia widzieli hece czynione przez Wyrę. Na początek zrobili scenę niczym pokojówka, czy też inna kucharka, a w kolejnej kolejności rozpętali u fejsbóka aferę porównywalną z WikiLeaks. W ich wersji taką taktykę sobie wymyśliliśmy oraz padły słowa, których nie będą chcieli powtórzyć swoim wnukom... domagali się także danych osobowych Wyry (może proces będą wytaczać, szyby mu w oknach wybijać... cycóś?). 
No tak czy siak, awantura bardzo pierwsza klasa. Tyle, że oczywiście o nic, ale to już taka nasza, narodowa przypadłość. 
Jest ponoć szansa, że w Trzymiejskich aptekach nie zabraknie melisy.

Panowie Trekowie... obawiam się, że nie radzicie sobie z elementarną logiką. Zastanówcie się, każdy indywidualnie albo i grupowo, nie wiem jak Wam lepiej wychodzi i odpowiedzcie sobie na jedno pytanie. Jeśli rzeczywiście byłby to taki team order, a nie niepoważny wybryk Wyry, to wydaje się Wam, że ubralibyśmy lokomotywę w teamowe ciuchy? Jeśli nadal obstajecie przy wersji, że to była teamowa taktyka, to przyjmijcie wyrazy rozmaite.
I podajcie, proszę, adresy swe. Poślę każdemu z Was po odrobinie dystansu do świata i siebie samego... najwyraźniej macie deficyt tego pierwiastka.
MSPANC

Wracając do ścigu, po raz wtóry... 
Nastał dzień trzeci.
Mój najmacz ólóbiony uphill, czyli Ochodzita. 



Przy wydatnej pomocy Kowala oraz jego warczącej przyjaciółki, przełknąłem tam kilku ludków. Nie wiem, co na taką pomoc koledzy z Trzymiasta, ale na miejscu Kowala częściej oglądałbym się za siebie...

Ochłonąwszy po ochodzickim sukcesie, postanowiłem dołożyć sobie kilka kilometrów, a co. Zapomniałem tylko, że owsianki na śniadanie zjadłem na czterdzieści kilometrów... w sumie zrobiłem czterdzieści osiem... z czego dwa bonusowe piechotą pod górę przez jakieś dzikie, ryżowe pola. Było zabawnie, ale na pudło się jakoś nie załapałem.
Na obrazku trasa dla normalnych ludzi (z zielonym fragmentem) oraz moja trasa (na czerwono).


Poranek dnia czwartego, taka sytuacja w kuchni:
- Sufa, co robisz?
- Jajecznicę na chappi.
- Pogięło cię? Owsiankę jedz!
- Nie mogę, rzygam już owsianką, płatkami i tymi wszystkimi wynalazkami, chcę jajecznicy
- Twój wybór, ale nie dostaniesz finishera ze specjalnej edycji
- ?
- Każdy, kto żarł owsiankę przez cztery dni ma dostać specjalnego finishera


Pudło... 
Bywaliśmy na nim nie raz i nie dwa. 
Aga bezkonkurencyjna w swojej kategorii... a ponoć dopiero się rozkręca.
Wonsky okazał się objawieniem tego sezonu... na razie odpowiadamy negatywnie na zapytania transferowe...
Arturro, po niedawnym liftingu nadgarstków powrócił do formy i zdecydowanym krokiem wszedł na pudło. 
Mix w składzie jak wyżej objechał konkurentów o lata świetlne.











To wszystko na krótszym dystansie, na długim choć poza pudłem to także nieźle. Byłoby pewnie lepiej, gdyby Krzysiu - nasz lider, pierwszego dnia nie postanowił sobie zrobić spektakularnego fikołka, którego efekty opisałem na początku.
Ale... tyle jeszcze ścigów przed nami.

Po etapach oddawaliśmy się w ręce dziewcząt z Centrum Synergia, robiły owymi rękoma wszystko co potrafiły, a nawet więcej oraz kilka cudów...



A swoją drogą, spójrzcie... uważam, że Macul ma najładniejsze poślady w tej części Europy. Co sądzicie?

I tak krok po kroczku dotarliśmy do zdjęcia wspólnego oraz grupowego, tudzież obscenicznego... czyli finiszerzy Beskidy MTB Trophy 2014. Kilku nas, jak widać ukończyło.



A oto sprawca tego zamieszania, czyli Capo di Grzegorz Tutti Golonko Capi...



To co? Widzimy się na Sudety MTB Challenge oraz za rock na Trophy.
Raczej.



W każdym fanatyku tkwi potencjalny morderca

~


w sumie...
ukręciłem: 48.50
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 04:03
ze średnią: 11.98 km/h
Maksiu jechał: 57.80 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 1746 m
kalorie: 2247 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Rise fields

Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 2

_

Zjadłem rano oraz na śniadanie owsiankę sobie. Wyliczyłem jej dokładnie na 40 km. 
Ukręciłem 48.
Bonusowa trasa przebiegała przez jakieś chaszcze oraz pola ryżowe. Było to niezwykle ekscytujące doświadczenie.



Oraz wygrałem, po raz kolejny, uphila na Ochodzitą
No.



O Kaśce taki polubiłem kawałek...




Krąży plotka, jakobym odnalazł Boga. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, zważając na to z jakimi problemami odnajduję swoje klucze, a na ich istnienie mam empiryczne dowody.




w sumie...
ukręciłem: 51.90
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 04:20
ze średnią: 11.98 km/h
Maksiu jechał: 52.40 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 174 ( 90%)
tętno średnie: 165 ( 85%)
w górę: 1896 m
kalorie: 2335 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Die Trophy, odsłona druga

Piątek, 20 czerwca 2014 · dodano: 20.06.2014 | Komentarze 1

_

Upał dziś nie dokuczał.
Gomole bez strat oraz na dobrych miejscach, jak zawsze...






Darek pokazuje miejsce oraz na mapie. To tutaj otrzymał półtora ciosa pompką karbonową za niewłaściwe wyprzedzanie.


Oraz Jej Czarność skręciła sensacyjny film z ja w roli tytułowej...





Nagrodą za trud jest jeszcze większy trud

_


w sumie...
ukręciłem: 63.60
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 05:05
ze średnią: 12.51 km/h
Maksiu jechał: 56.00 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 158 ( 81%)
w górę: 2379 m
kalorie: 2805 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

T rofi stejdż łan

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 8

_

No.


















w sumie...
ukręciłem: 40.25
km
w terenie: 32.00 km
trwało to: 04:03
ze średnią: 9.94 km/h
Maksiu jechał: 60.90 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 162 ( 83%)
w górę: 1775 m
kalorie: 1782 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Beskidzki DNF

Niedziela, 8 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 18

~

Jak mawiają starożytni Eskimosi, bomba nie wybiera.
Początek nie był zły, jechaliśmy (w semsie, że Gomole) tabunami...



Później było tylko gorzej.
Gdzieś tak w połowie, w okolicach Grabowej dopadła mnie owa bomba.
Wyprzedzili mnie wszyscy... kobieta w ósmym miesiącu ciąży (na piechotę), dwa żółwie wyścigowe, Chińczyk powożący rikszą oraz wonsz strażacki. 



Zawodnicy jadący gigę zdublowali mnie trzy razy.
Gdy już, wbrew zdrowemu rozsądkowi, dotarłem w okolice mety... to kołcz naszego timu wyłapał mnie przed kreską i nakazał zrobić DNF... by nie zaniżyć wyniku drużyny. Co też uczyniłem.
Fajny jest ten cykl, bo za zrobienie DNF rozdają puchary.



all pionowe obrazki dzięki niezastąpionej Eli


Teraz sobie usiądźcie, będzie śmiesznie... za dziesięć dni mam jechać Trophy, a za półtora miesiąca Czelendża... już widzę, jak mnie GOPR z psami i latarkami szuka po górach.
O, tu mnie boli ze śmiechu hyh.



Gdyby bogowie chcieli, aby ludzie latali, daliby wszystkim bilety lotnicze

~
Kategoria Ścig, Ekipą, Daleko stąd, BM


w sumie...
ukręciłem: 51.80
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:13
ze średnią: 9.93 km/h
Maksiu jechał: 50.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 160 ( 82%)
w górę: 1868 m
kalorie: 2059 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

We were all equal in the end

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 12




Karpaczjo.... 
O tym ścigu, od lat wielu, krążą dziwne opowieści. To ponoć tutaj właśnie można oddzielić mountainbikerów od posiadaczy rowerów góralskich i takie tam inne... mało się na tym znam, ale zapachu magii i innej siarki nie sposób było zignorować.






Taka magiczna sytuacja...
Pierwszy raz zamierzałem zaprosić na trasę lepejfona. To z powodu, że jechałem na wyklepanej przerzutce, jeśli miała by się rozsypać, zamierzałem wezywać śmigłowiec ratunkowy alboco.
Dwie minety do startu, sektory zamknięte, poprawiam zamek w koszulce. Suwak został w mej aksamitnej i nad wyraz wypielęgnowanej dłoni. Mam wybór... jechać na batmana, albo nie jechać. Mówię do Darka "Pierdolę nie jadę"... Darek na to "To nie Piwniczna, biegnij, Lola, biegnij. Poczekam na ciebie".
Przeskakuję w stylu prezydęckim przez barierki i biegnę ku autu, co ono na szczęście czeka tuż... zarzucam na swe zacne plecy wdzianko zastępcze (co skutkuje około mnóstwem pytań podczas ścigu o powody dla jakich jadę inko oraz gniotto... niektórzy wieszczą, że wypierdolono mnie z GTA. Za całokształt). Przeładowuję z kieszni all szminki i inne niezbędne drobiazgi... o lepiejfonie oczywiście zapomniałem. Nie będę miał jak zadzwonić do helikoptera.
Start, a ja poza sektorem, Darek czeka. Przeskakuję, przedzieram się przez startujących, no bo akurat złoma mam po drugiej stronie sektora. Jedziemy, z niewielkim poślizgiem.





Ktoś dawno temu, na potrzeby banków krwi, ukuł powiedzenie o mrożeniu owej krwi jeszcze na poziomie żył. Powiedzenie trafiło na podatny grunt i stało się dość popularne pośród gawiedzi.
Po kilku takich więc chwilach, mrożących krew w żyłach, dochodzą nas Czarna i Lucy. Przed końcem asfaltowego podjazdu krew się nam delikatnie rozmraża i nieznacznie odjeżdżamy naszym faworytkom... nie na długo. Pojawia się jakaś tam mała zmarszczka i kilka metrów zjazdu. Na zjeździe Czarna łyka Darka, musi szybko, bo Darek nie zauważa i przez pół ścigu upiera się, że to jakaś ściema. Po mecie docieramy do nagrań, odtwarzamy w zwolnionym tempie i okazuje się, że Darek jest starszy od węgla... wiele szczegółów umyka Jego uwadze.
Rozwój wydarzeń pokazuje, że i ja mam niski pesel... dla odmiany nie zauważam momentu, w którym Darek mi odjeżdża. Jestem przekonany, że jestem przed Nim.... czyli dylemat mam oraz moralny. Zaczekać czy jechać? Darek czekał na mnie w sektorze, gdy się przebierałem...
Wygrywa silne poczucie koleżeństwa -  jadę.









Po kilku kolejnych zmarszczkach zarzucam okiem na pobocze... i co ja pacze? Darek remontuje złoma. Zaparkowałem obok i remontowaliśmy wspólnie. W połowie remontu, nadal po koleżeńsku, odjechałem, Darek doremontował solo. 
Nastał długo wyczekiwany i magiczny czas...
Czas fikołków.
Zrobiłem ich o kilka więcej niż zakładałem, a zakładałem maksymalnie trzy. Po piątym obśmiałem się z tych rachunków... skończyłem na dziewięciu, w tym dwóch konkretnych.
Trochę złom się pogiął, trochę ja.
Darek doszedł mnie tuż przed finałowymi agrafkami. Pierwszą zrobiliśmy, na drugiej poleciałem. Jeszcze w powietrzu, tuż przed lądowaniem, przypomniał mi się jeden z dialogów Terrego...

– Czy to ten moment, kiedy całe moje życie przesuwa mi się przed oczami?
NIE, TEN MOMENT BYŁ PRZED CHWILĄ.
– Kiedy?
TO MOMENT, rzekł Śmierć, POMIĘDZY PAŃSKIMI NARODZINAMI A PAŃSKIM ZGONEM.




Darek, na widok fikołka, obśmiał się do łez, po czym włączył panikatora... ostatnią agrafkę grzecznie zeszliśmy. 
Przed metą poczekał na mnie i wjechaliśmy razem oraz triumfalnie, déjà vu takie.
Po kresce okazało się, że objechała nas także Aśka Na Wspólnej Jabłczyńska. No, w końcu... bo niepokoiłem się, że mogła zapomnieć.

Tak, czy siak... już tęsknie ze kolejnym Karpaczjo. To jedyny taki ścig w tej części Europy.






Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek

~