Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Ścig

Dystans całkowity:10023.55 km (w terenie 7891.45 km; 78.73%)
Czas w ruchu:740:09
Średnia prędkość:13.45 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:239780 m
Maks. tętno maksymalne:196 (101 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:355693 kcal
Liczba aktywności:185
Średnio na aktywność:54.18 km i 4h 01m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 28.39
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:07
ze średnią: 25.42 km/h
Maksiu jechał: 42.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 97 m
kalorie: 475 kcal
w towarzystwie:

Strefa - reaktywacja

Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 1

~

Pamiętacie ubiegłoroczne Strefy Zrzutu? No niezłe były. Raczej. Rok temu, z Waszą pomocą ogłosiliśmy sukces. A później nadeszła zima stulecia, zasypało Wam umysły, zamarzły Wam posadzki w łazienkach i wychodząc spod pryszniców przewracaliście się, uderzając boleśnie w w potylice? Cycós innego Wam dolega może?



Why takie myśli mnie prześladują? Bo ponieważ, mianowicie w Złotym reaktywowaliśmy akcję Strefa Zrzutu i... okazało się, że albo uszy się Wam zepsuły, albo oczy już nie te. Śmieci na trasie, poza strefami, było mocno pod dostatkiem... to były Wasze śmieci.
Wstyd  mi za Was, za nas.

Oczywiście wielu jest takich,którzy nie śmiecili, nie śmiecą i śmiecić nie będą. Chwała im, szacunek oraz dziękuję w imieniu wszystkich, którym na tym zależy. 
Ale niestety, całą idę potrafi zepsuć kilku baranów, którzy kupili przyciasne kaski i nie mają chyba świadomości, co czynią. Strefy będą stały na każdym ścigu u GG a może i na BM (dogadujemy się też z tamtym orgiem), a my będziemy bacznie obserwować. I obiecuję śmieciarzom, że jeśli ktokolwiek z GTA (a jest nas niemało w peletonie) zauważy, że wyrzucacie śmieci na trasie, to zgłosi to organizatorowi, a on już na bank załatwi Wam DSQ. Mamy to dogadane.  

A w Złotym zjeżdżało się tak...
Jawornika nie zjechałem po raz czwarty całego, bo ponieważ ciasno było i nie dało się nijak, ale kiedyś tam zjadę. 
Borówkę natomiast całą z jednym tylko fikołkiem.





Prinx mówi, że zjeżdżałem najszybciej. Pewnie mnie lubi (co samo w sobie jest już pewnym dziwactwem) i po ostatnich kopach, jakie zebrałem za Jezuski i JanyPawłyDrugie, chciał mi osłodzić trochę gorycz, co nią przesiąknąłem. 
Ale... osobiście widziałem ze dwie osoby, co mnie w dół wyprzedzały. Pozostałych nie zauważałem, bo zjeżdżali obok mnie z prędkością Maglev'a.
Prinx, tak czy siak, dziękuje ;)

W najbliższą niedzielę ścig w Wojniczu, cyklokarpacki taki. To najmacz ważny start w tej dekadzie. Po co tak, to zeznam, gdy już będzie po. Tymczasem przygotowania w toku, co widać na poniższym obrazku.





Gdyby wszystkie monoteistyczne religie połączyć w jedną oraz zsumować i zastosować ich paradygmaty, ludzie musieliby przestać po ludzku jeść, kochać się, a nawet cieszyć i śmiać. Zapanowałby biblijny raj.

~


w sumie...
ukręciłem: 39.30
km
w terenie: 39.30 km
trwało to: 03:16
ze średnią: 12.03 km/h
Maksiu jechał: 54.20 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 170 ( 88%)
w górę: 1466 m
kalorie: 1775 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Antek

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 5









- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.



Prawdziwy kot...
Prawdziwe koty nigdy nie jedzą  z miseczek (a przynajmniej z takich, które są oznaczone DLA KOTA).
Prawdziwe koty nigdy nie noszą obroży przeciw pchłom... ani nie pojawiają się na kartkach urodzinowych... ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.
Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło. I wszystko inne, co zostanie na stole. Potrafią usłyszeć
otwierające się drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej. Prawdziwe koty nie potrzebują imion.
Ale często imionami są nazywane. "Aarghwynochastądtydraniu" świetnie się nadaje.

Terry Pratchett

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 64.55
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:02
ze średnią: 21.28 km/h
Maksiu jechał: 51.70 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 391 m
kalorie: 2037 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Niuch

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 0

~

Byliśmy u Murowanej.
Gośliny w sensie. Żeby się polansować, bo jeżdżenie jest męczące oraz po co?
Lansowanie zakończyło się pełnym sukcesem, czego dowodzą poniższe obrazki...







Oraz speszyl edyszyn of laans, czyli w tle jedynie słuszne sztandary...




Kiedy człowiek spogląda w otchłań, otchłań nie powinna do niego machać.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 52.89
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 02:37
ze średnią: 20.21 km/h
Maksiu jechał: 42.00 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 186 ( 96%)
tętno średnie: 173 ( 89%)
w górę: 433 m
kalorie: 2084 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Oela

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 15.04.2014 | Komentarze 1

~

Grupa pod wezwaniem oraz szyldem GTA zebrała się w sobie i, miast leżeć oraz roztaczać niepokojące zapachy, postanowiła zrobić sobie trening grupowy oraz na rowerach góralskich.

Spotkaliśmy się obok namiotu, co on podobny jest rycerskiemu. W przedsionku tej niezwykłej budowli, w ramach rozgrzewki, obnażaliśmy się bezwstydnie oraz oczywiście grupowo. Grupy były większe i mniejsze, acz zawsze koedukacyjne. Emocji było co nie miara, a nawet co nie dwie miary.



Po wyjściu z namiotu owego, pulsometry nasze wskazywały dość już konkretne wartości. Ruszyliśmy więc niespiesznie, dość ociężale oraz w tempie aby się nie spocić... 

Tuż przed startem spotkałem Oelę, z którą namówiliśmy się na hecę dość obsceniczną. A mianowicie, że ja będę modelkował, a Ona zrobi mi obrazek od pasa w dół. 
Się nam - jak zawsze - udało znakomicie. W obscenach mamy mistrzostwo świata.



Oela poczyniła jeszcze jeden mi obrazek, ale już mniej obsceniczny, nad czym pewnie do dziś boleje i jest Jej wstyd. Oelu... się nie dręcz, nadrobimy to nekst tajmem.



W trakcie rozgrzewki spotkaliśmy dość dużo ludków na bikach... pewnie też postanowili potrenować. Okazało się, że nie... jakiś ścig się odbywał w tym miejscu oraz czasie...



Chyba najmacz dużą hecą było to, że nasze dziewczęta (cośmy się z nimi obnażali w namiocie) wygrały klasyfikację open na najdłuższym dystansie w tym ścigu, co on tam był na trasie naszego treningu. Grupowego oczywiście.
Objechały nawet facetów.



Boję się tego, co może się wydarzyć, gdy kolarzystki spod znaku GTA pojadą na poważnie...




Wilkołaki to są wilki zamienione w ludzi, a nie ludzie zamienieni w wilki.

~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 31.88
km
w terenie: 23.00 km
trwało to: 02:31
ze średnią: 12.67 km/h
Maksiu jechał: 42.00 km/h
temperatura: 19.0
tętno Maksa: 187 ( 96%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 1316 m
kalorie: 1973 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

100 rzek

Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 13.10.2013 | Komentarze 9

~

Zamierzałem wczoraj pojechać na Siódemki, ale... zaspałem pff.
Na dziś obmyśliłem pojechać na Stożek pouphilować. No i... nie zasapałem.

Dane ze aphilowania (bo ponieważ po mecie stożkowej udaliśmy się kó Czantoryji):

w sumie...
ukręciłem: 3.93 km
w terenie: 3.93 km
trwało to: 00:28:29 godzin
ze średnią: 8.3 km/h
Maksiu jechał: 33.00 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 187 ( 81%)
tętno średnie: 177 ( 69%)
podjazdy: 391 m

Jak widać, albo i nie... poprawiłem swoje stożkowe wyniki o kilka minet. Być tak też może, że to z powodu takiego, iż a mianowicie jest tam teraz nie tak stromo, jak to bywało kiedyś.

Na początek sensacyjny obrazek...



...na którym to zastępca sędziego głównego przekazuje pozytywną energię (poprzez nie taki znów zły dotyk) osobistej córce wyżej wspomnianego już sędziego głównego, wyrazem twarzy okazując pełne zatroskanie o wynik rzeczonej córki wspomnianego sędziego.
Rzec by można, że Stożek Uphill to zawody odbywające się w rodzinnej, pełnej zrozumienia atmosferze.

Stożek został zdobyty oraz tuż po, w gronie ścisłych faworytów tej imprezy, została podjęta heroiczna decyzja, by udać się dalej, a mianowicie ku szczytowi Czantoryji Wielkiej.

Udawaliśmy się tędy...



...oraz, żeby nie było za łatwo, to na jednym biku.

W kolejnej kolejności jechaliśmy z bardzo szybką szybkością. Tak ogromną, że ultraszybki aparat do robienia obrazków, co robi trzydzieści sześć klatek na sekundę, musiał się poddać...



I już po kilku uderzeniach mięśnia sercowego byliśmy u celu...



...z którego to celu zjechaliśmy, a nawet w dół.



Jak widać, powtórzyła się sytuacja z ultraszybkim aparatem do obrazków zapamiętywania.



Jadąc tak wciąż w dół i w dół oraz dla odmiany w dół, zaczęliśmy popadać w pewną jakby apatię powodowaną nudą... i już z tych nudów miało dojść do śmiertelnego zejścia, gdy ni stąd ni zowąd pojawił się wonsz, co on pokąsał gumiany element bika jednego z nas.
Oczywiście, pełni zrozumienia dla nieszczęścia kolegi... pośpieszyliśmy z pomocą w tych ciężkich dla niego chwilach.



Po opanowaniu łez oraz gumianego elementu, zjedliśmy anielskie pierogi o smakach rozmaitych, wyczekaliśmy zachodu słońca i niepostrzeżenie udaliśmy się do krainy dymiących kominów, czyli Hajmatu, jak to śpiewają Oberschlesien...

~


~

Hmm... tego Pana ofcoś all znacie? Umm, to dobrze, w bardzo złym tonie jest nie wiedzieć hózacz.





Status człowieka określa się na podstawie siły jego wrogów

~

w sumie...
ukręciłem: 52.50
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:06
ze średnią: 25.00 km/h
Maksiu jechał: 48.80 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 153 ( 79%)
tętno średnie: 127 ( 65%)
w górę: 378 m
kalorie: 1794 kcal
w towarzystwie:

Perły przed wieprze

Środa, 25 września 2013 · dodano: 25.09.2013 | Komentarze 9

~

Dziś otwarłem sezon remontów, napraw oraz nostalgii i pisania wierszy.
Remonty niewielkie dotyczą Specyka, co do jeźdźca to zanoszą sie na troszkę większe.
W nostalgię wpadał będzie oraz wiersze pisał Wyra.

Remonty mojego zacnego ciała wstępnie przeprowadza Centrum Synergia, a później Sport Klinika.
Można już przesyłać pocztówki z wyrazami. Współczucia także.



W kwestii pereł...
Mam słuchawki, a w nich dźwięki.... czyli około tysiąca kawałków, które skłądają się na jazdę obowiązkową. Graja sobie one random, więc bywa tak, że czegoś długo nie słyszę.
Już prawie zapomniałem o duecie Rodrigo Sáncheza i Gabrieli Quintero.
Tamacun, ale nie tylko...

~


~


~

Mam jeszcze ciekawostkę z Istebnej.
Gógjel plus to dość zabawny projekt, nie pytając nikogo o zgodę robi z jpegów pstrykniętych seryjnie animowanego gifa. Wygląda to tak...


fot. Doc

Podjeżdżając Ochodzitą przypominał mi się dowcip...

Matka pakuje syna na wycieczkę:
- Spakowałam Ci do plecaka kanapki i gwoździe.
- Po co?
- No jak po co? Gdy będziesz głodny to sobie zjesz.
- A gwoździe?
- No przecież mówiłam, są w plecaku.


...więc się uśmiechnąłem. Pod wonsem. Wonsem mocy.


fot. Doc




Patriotyzm to nie jest umieranie w walce za ojczyznę, ale sprawienie by tamte skurwysyny umierali za swoją.

~

w sumie...
ukręciłem: 54.31
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:18
ze średnią: 10.25 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 162 ( 83%)
w górę: 2052 m
kalorie: 3200 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Ultimo tango a Parigi

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 22

~

To był siedemdziesiąty drugi rok ubiegłego stulecia. Niemałe ów film wówczas wzbudził emocje... pewnie dziś przeszedłby bez echa, wszak w przeciętnej telenoweli jest więcej pieprzenia...
Czas.
Magicznie zmienia rzeczywistość. Kpiąco niezwykle nas traktuje, by nie rzec, że z pogardą. Jesteśmy przekonani, że na wszystko jest, że mamy go dużo i że przyjdzie by coś tam zrobić...
A finał jest taki, że ewentualnie żal pozostaje. Nie zrobiliśmy, nie powiedzieliśmy... i nie ma drugiej szansy.
Marlon umarł, Maria jakby też już nie żyje.
Takie tam Ultimo tango...

Mając go w dupie (czas w sensie) udaliśmy się grupowo do Istebnej, by godnie zakończyć sezon startowy.
Takie tam nasze Ultimo tango.

Byłoby całkiem miło, gdyby nie nasi hmm... przepraszam za wyrażenie, parlamentarzyści. W sposób mocno szamański sprowadzili w Beskidy deszcz...

~


~

Wprawdzie podczas ścigu nie padało, ale przez kilka dni przed i owszem. Nie było źle, ale... mój brak umiejętności, szczególnie na zjazdach, w takich warunkach... każe mi się wstydzić.
Wstydzę się.

Lecz zanim stanęliśmy na linii startu, wieczór wcześniej ago odbyły się zaległe dekoracje.



Dekorowane były Pani Krystyna oraz Pani Iza w dwóch kategoriach.
Na koniec dekorowany byłem także i ja.

Obrazek tuż po... proszę zwrócić uwagę na trofea oraz why Iza taka zdziwiona jest?
Niewyraźnie widać trofea?
Przybliżę dwa z czterech...





Jak się pewnie domyślacie, niestety przeżyłem.
To dzięki wstawiennictwu Maryśki.
A gdybym nawet miał nie przeżyć, to mając przy sobie breloczek-talizman, byłem o siebie spokojny, jak nigdy przedtem.

Ścig się odbył, obrazków za wiele jeszcze nie mam, ale pewnie za kilka księżyców posiądę.
Powieszę nekst tajmem.



Edit 23.09.
Już jest nekst tajm, dostałem obrazek od BikeLife. Przepraszam, że jadę z pełnymi ustami...




Wspomniana wyżej Iza, przepełniona duchem świętym oraz miłością ekumeniczną oraz do bliźniego swego, postanowiła wyruszyć w nieznane. Po dojechaniu do nieznanego zapomniała, którędy powinna wrócić. Na dobrą drogę w sensie powinna...

Jakoś Jej się w końcu udało, ale nie było to łatwe oraz wieczorem wciąż sprawiała wrażenie, że jest na złej drodze. Hónołs, może nasze towarzystwo miało na ten stan niemały wpływ?
Tak czy siak kosztowało nas wiele wysiłku oraz samozaparcia to, by Ją sprowadzić na powrót na właściwą ścieżkę. Udało się już około trzeciej dwanaście.
Poszliśmy spać w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, a Iza w piżamie.

Zanim jednak to się stało, to pozwoliliśmy by nas dekorowano w kategoriach drużynowych oraz indywidualnych. Wielokrotnie, zbiorowo i z niezbyt szczególnym okrucieństwem...







I tym oto miłym akcentem sezon pościgowy 2013 uważam za zamknięty.

Na otarcie łez mocno energetyczna muza. Nadaje się na trenażejro, którego to czas nadchodzi wielkimi krokoma.

Doczekał się ten kawałek wielu koweróf, remiksóf i innych wynalazkóf.
W wersji jakby oryginalnej wygląda to tak...

~


~


Ten natomiast wykon nie rusza żadnej nutki, wszystkie z oryginału są na swoim miejscu, natomiast obrazki towarzyszące nutkom są absokurwalutnie genialne...

~


~


Spieszmy się kochać kobiety, tak szybko tyją...

~

w sumie...
ukręciłem: 57.75
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 04:39
ze średnią: 12.42 km/h
Maksiu jechał: 44.00 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 158 ( 81%)
w górę: 1864 m
kalorie: 3762 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Barany

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 6

~

Ścig w Wałbrzychu sponiewierał mnie na maksa, bardziej niż którykolwiek z etapów Czelendża.
Podobało mi się.



Oraz po raz pierwszy w tym sezonie jechałem na dopingu, czyli z wonsami mocy. To działa, była moc...




Niestety, dwa dni przed ścigiem i w samym dniu także, miałem do czynienia z baranami.
Zacznę od tego wczorajszego...



Przed Strzegomiem, podczas wyprzedzania, pierwszy ze wspomnianych baranów zepchnął jednego z naszych do rowu. Wszyscy cali, pogięły się jedynie blachy, ale kar musiał być lawetowany.
Baran uciekł, nikt nie zdołał zapisać numerów, Policja oczywiście prowadzi śledztwo...

Po chwili zatrzymało się kilka samochodów ludków jadących na ścig, kto miał tylko miejsce zabierał załogę z rozbitego auta wraz z bikami (na miejscu został tylko właściciel). To było macz mocno pozytywne, rozbitkowie zdążyli na ścig i stanęli na podium w swoich kategoriach.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli.

Barany sprzed dwóch dni to - co nie jest żadnym zaskoczeniem - przedstawiciele naszych, przepraszam za wyrażenie, parlamentarzystów.

Przeczytajcie.



Mania, o czym już kiedyś wspominałem, muzycznie zrobiła ogromny krok we właściwym kierunku. Płyta "Jezus Maria Peszek" jest doskonała.
A to kawałek o Polsce, do którego między innymi, przypierdalają się wybrańcy narodu, których to my wybraliśmy. My... ty, ja, pani z warzywniaka. Wybraliśmy baranów.
Posłuchajcie, a jutro kupcie płytę. To jedna z tych, która z każdym przesłuchaniem staje się lepsza...

~


~


Tyl­ko dwie rzeczy są nies­kończo­ne: wszechświat oraz ludzka głupo­ta, choć nie jes­tem pe­wien co do tej pierwszej.

~

w sumie...
ukręciłem: 40.43
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 03:28
ze średnią: 11.66 km/h
Maksiu jechał: 54.50 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 192 ( 99%)
tętno średnie: 167 ( 86%)
w górę: 1780 m
kalorie: 2686 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Mistrzostwa Świata w Kolarstwie Górniczym

Poniedziałek, 2 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 7

Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, MTBM


w sumie...
ukręciłem: 105.22
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:20
ze średnią: 24.28 km/h
Maksiu jechał: 43.60 km/h
temperatura: 32.0
tętno Maksa: 144 ( 74%)
tętno średnie: 115 ( 59%)
w górę: 467 m
kalorie: 3584 kcal
w towarzystwie:

Sudety MTB Challenge zza mojej kiery

Środa, 7 sierpnia 2013 · dodano: 07.08.2013 | Komentarze 12

~

Dziś po raz pierwszy od Challenge posadziłem swe zacne dupsko na siodełku... nie ma szału, ale da się powoli kręcić... ukręciłem więc kilka rozjazdowych kilometrów, przy okazji wspominając poprzedni, mocno sudecki tydzień...


Nie wiem dlaczego, ale w środowisku słyszy się głosy, że Challenge jest łatwiejszą etapówką niż Trophy.
Nie wydaje mi się.
Owszem, to inny ścig. Inne góry. Inna pogoda. Trudno znaleźć płaszczyznę, na której dałoby się te imprezy rzetelnie porównać.
Chociaż... znalazło by się kilka elementów, które są takie same. I tu i tam nie ma miękkiej gry - to imprezy dla mountainbikerów, posiadacze rowerów górskich mogliby mieć kłopoty.
Po ukończeniu obu tych imprez i założeniu na kark Finishera radość jest taka, że opisać trudno. No i ... niezapomniana atmosfera, fantastyczni ludzie, znakomita organizacja.

Jak było w tym rocku?

Jechałem w kategorii Masters, w dwuosobowej drużynie. Za żonę w tym związku, w dni parzyste robił Przemo, w pozostałe ja.



Prolog... to niekończące się osiem kilometrów uphila w ponad czterdziestostopniowym upale. Pięćset metrów w pionie. Tu po raz pierwszy pochyliłem pokornie głowę. Zacząłem w tempie, które być może byłoby w sam raz przy normalnej temperaturze... niestety, w połowie dystansu przegrałem ze wspomnianymi czterdziestoma stopniami oraz zrozumiałem, co miał na myśli wieszcz pisząc "Mierz siły na zamiary..."
Przemo podczas prologu był górą :)




W poniedziałek pierwszy etap z ziemi polskiej do czeskiej, czyli Kudowa - Kraliki. Trasa akurat na rozkręcenie, 89 km i 2200 w pionie - bez przygód. Jechało się zacnie, współpraca w zespole była wzorowa (i taka się utrzymała do samego końca), upał odrobinę odpuścił. Podczas tego etapu wlałem w siebie około sześciu litrów płynów... trzy lata temu ego wydawało mi się, że zakończyłem swój burzliwy związek z camelbakiem. Na Challenge odżyły łączące nas emocje... na bidonach mogłoby być trudno.
Na ostatnim bufecie spotkaliśmy Wyrę i Barszcza... no ejże, aż tak dobrze jedziemy? No nie... Wyra miał dzwona, pół godziny dochodził do siebie, wyglądał nieszczególnie, rozważał wycofkę, ale jakoś Mu przeszło i pojechali. Wieczorem magiczne dłonie fizjoterapeutek z Centrum Synergia przywróciły Wyrę światu i wyścigowi.






Wieczorem do Kralik dotarły pierwsze krople deszczu, tuż za nimi zameldował się przelotny opad burzy, który trwał... do nadrana.
To była dobra wiadomość, góry troszkę nasiąkły i trasa nie będzie pyliła. W znakomitych nastrojach ruszyliśmy do drugiego etapu. Przed nami 80 km oraz 2600 przewyższeń, z metą w Stroniu Śląskim.
Od tego dnia miało się zacząć prawdziwe ściganie. I tak też było. Kultowy czerwony do Międzygórza, wjazd na Śnieżnik i zjazd w oczekiwanym stylu Pure MTB, to te drobiazgi dla których chce się bywać na imprezach organizowanych przez Grześka Golonkę.


fot. BikeLife



I żeby nie było... na samym początku zjazdu ze Śnieżnika zrobiłem double OTB, co nie jest takie łatwe - spróbujcie kiedyś podwójnego fikołka z bikiem :)
Dotarliśmy do mety w niezłej kondycji oraz żądni dalszej zabawy... z małym (jeszcze małym) problemem. Remedium na ów problem nosi miano Sudocrem, tego wieczora nieśmiało zaczęliśmy się z nim zaprzyjaźniać...






Poranek w Stroniu zapowiadał powrót wysokich temperatur, na trasie okazało się, że nie taki upał straszny, jak go prognozy malowały. Temperaturowo było znośnie.
Trzeci etap to 60 km oraz 2000 w pionie - meta w Złotym Stoku. Ale to nie dystans ani przewyższenia stanowiły o trudności w tym dniu.
To singlowe neverendingstory. Z sześdziesięciu kilometrów, jakie liczył etap... siedemdziesiąt dwa to były singletracki właśnie. Korzenno kamieniste z Borówkową na koniec (która była najłatwiejszym elementem tego dnia). Zasadniczo to nie mam nic na przeciwko takim trasom, ale po kilku godzinach ciągłej koncentracji... boli wszystko, poczynając od centrali, a na paznokciach u stóp kończąc.





I hmm... to był także pierwszy dzień naszych drobnych awarii.
W sektorze, na dwie minuty przed startem zauważyłem, że mam luźną lewą manetkę przerzutki, ledwo się trzymała. Pokazałem Przemkowi... nie był zachwycony.
Szczęśliwie etap rozpoczynał się rundą honorową w Stroniu. Wśród kibiców stała załoga Centrum Synergia (szczegóły o ekipie spod znaku cudownych dłoni poniżej). Gdy przejeżdżaliśmy obok nich, Przemo zdążył krzyknąć, że mamy awarię i żeby złapali nas gdzieś na trasie oraz w miarę szybko.





Dotarli na jakieś totalne zadupie, tak mniej więcej był to 10 kilometr. Jechałem już wtedy na jednym blacie z przodu - manetka odpadła zupełnie (śruba była za krótka, trzymała wcześniej może na dwa zwoje... się spsóły i wylatała).
Szybki serwis, dopasowanie śrubki i jedziemy dalej. Straciliśmy tam może 10 minut. Jak na grupę, w której jechaliśmy, nie miało to większego znaczenia, choć oczywiście szkoda każdej minety.
Dalsza część trasy to niekończące się singletracki oraz dla odmiany czasem singletracki, od czasu do czasu przeplatane singletrackami.





Jakieś 15 km przed końcem, gdy czuć już było zapach mety i włączyłem opcję "home" Przemo zeznał, że suport Mu się odmeldował.
Nie dało się nic zrobić. Te ostatnie kilometry robiliśmy normalnie na zjazdach i z buta tam, gdzie trzeba było coś kręcić.
Na nasze szczęście większość z tych 15 km, było w dół. Pewnie straciliśmy kolejne kilkanaście minut, ale nastroje mieliśmy niezmiennie znakomite. Sudocrem powoli stał się naszym dobrym przyjacielem, by nie rzec że towarzyszem doli i niedoli z akcentem na tę drugą...
Wieczorem odwiedzamy zaprzyjaźniony złotostocki lokal...



...jak widać regeneracja udała się znakomicie.


Etap czwarty dedykowany jest Czarnej (najmacz by Ci się podobał), która z przyczyn obiektywnych nie mogła się z nami pościgać... wery bardzo szkoda, ale za rok widzimy się na mecie - Czarna raczej na pudle. Trasa ze Złotego do Walimia to 72 km i 2400m w pionie. Dla mnie ten etap miał w sobie coś ze ścigu w Karpaczu. W połowie trasy bajeczny zjazd Drogą Krzyżową do Bardo (w dwóch miejscach wymiękłem, za rock zamierzam się poprawić).
A później kultowy, kamienisty podjazd pod Wielką Sowę i fantastyczny zjazd do Walimia. To są te wisienki na torcie, dla których na takie imprezy zjeżdża się europejska (i nie tylko) czołówka specjalistów od etapówek MTB.

Poniżej fragment Krzyżowej, Paweł zamierzał tam doczekać się mnie, by zrobić pamiątkowy obrazek z pięknym jeźdźcem i nie mniej cudownym kibicem w tle... ech szkoda, że się nie udało, byłem tam kilka chwil później, a rzeczony obrazek Paweł zrobił innym bikerom.


fot. BikeLife





Był duży fun podczas tych zjazdów, ale były też i awarie. Na piątym kilometrze Przemo złapał kapcia. Jeździ na UST, nie całe powietrze zeszło. Wstrzeliliśmy nabój, zakręciliśmy kółkiem... niestety uciekło. Trudno mówię, wkładamy dętkę i jedziemy. Przemo mi na to że... nie ma dętki. Jak, kurwa nie masz? Przez chwilę się pozłościłem. Na co Przemek mówi, że nie ma ponieważ, a mianowicie jest szczęściarzem i w związku z tym uznał, że nie będzie łapał kapci :) A ten, to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Złość mi przeszła, obśmialiśmy się i... postanowiliśmy pożyczyć dętkę, bo moja nie bardzo pasowała, Przemo jeździ na małym kole, ja na trochę większym.
Jednak w czasie, gdy walczyliśmy, aby uszczelnić oponę, większość potencjalnych pożyczaczy była uprzejma pojechać sobie precz. Jacyś mało przewidujący cycóś?
Przejechało jeszcze wprawdzie kilku, ale albo mieli duże koło, albo dętki na wentyl samochodowy, a Przemo miał dziurę na prestę i nie zabrał ze sobą pilnika okrągłego, by móc ją na trasie powiększyć... cóż za niefart.



W średnich nastrojach ruszyliśmy, w kole może z pół ATM... po jakimś czasie dojechaliśmy do pierwszego pomiaru czasu. Honza dał nam dużą pompkę (dętki nie miał) i znów próbowaliśmy uszczelnić. Wydawało się, że zatkało, ale po chwili ponownie zaczynało syczeć. I tak kilka razy. Tymczasem wyprzedzili nas już wszyscy. Honza zaczął zwijać punkt pomiaru czasu i... pokazał, że niedaleko na parkingu stoi jakiś samochód serwisowy.
To byli sympatyczni ludzie z kraju van Gogha - serwis teamu IPS Technology Cycling Team. Mieli mleczko i konkretną pompkę. Dolaliśmy, kilka zdecydowanych ruchów... udało się, zatkane. Jedziemy.
Doszliśmy kilku ludków, doszliśmy bliźniaczki Anouk i Hanne van den Bielerd - zawodniczki teamu, którego mechanicy uratowali nam dupsko. Pouśmiechaliśmy się do siebie, Przemo coś tam przygwarzył, wieczorem z sixpackiem pobiegł im dziękować za pomoc. Ponoć wrócił o świcie, a Hanne przy śniadaniu wyglądała, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej...



Jechało się coraz lepiej, płynniej, był flow... to dzięki przyjacielowi Sudocremowi, który podczas tego i następnego etapu podróżował z nami. Przy okazji... Kasia (z teamu Kasia @ Łukasz) wieczór wcześniej instruowała mnie, że Sudo nakłada się albo na "czuja" albo na "strusia". W plenerze wybrałem "strusia".



I byłoby niezwykle miło... ale tuż przed Wielką Sową kapeć dopadł tym razem mnie.
Miałem dętkę, więc nie było powodów do śmiechu, niestety. Szybka zmiana i wspomniany już, znakomity zjazd do Walimia.
Meta i pomiar czasu były na samym wjeździe do miejscowości. Po mecie jechało się dwa kilometry do bazy.
Na tym odcinku poczułem się przez chwilę, jak profi. Przy drodze stały dzieciaki i wołały, by im rzucić bidon. Rzuciłem.
A co, niech mają.
Przemo wieczorem kupił u Czechów w serwisie dętkę na zapas.
Słowo o czeskich serwisantach - to ekipa, która od lat obsługuje imprezy GG. Chłopaki są niesamowici, nie ma takiej opcji, żeby czegoś nie naprawili.
W Złotym ktoś im przyniósł ze stołówki dwa krzesełka, Oni dokładając kilka śrubek i sprężynek, zrobili z tego rower karbonowy...


Ostatni etap.
Formalność, rzec by można... ale rok temu na Trophy też tak myślałem, i zakończyłem ścig 14 km przed metą ostatniego etapu.
Walim - Kudowa, 80 km, 2200 w pionie.
Etap bez większej historii, niezbyt trudny, dość przyjemny, z długimi asfaltowymi odcinkami, na których nadrabiały zespoły jadące na holu.
Przez jakiś czas tasowaliśmy się z teamem MTB Cycletech ze Szwajcarii, chwilę pogwarzyłem z męską częścią tej załogi - Andreas był zachwycony naszymi górami i samym wyścigiem - zeznał, że u nich takiego MTB to w życiu nikt nie widział. Gdy podjeżdżaliśmy, a mi udawało się wyjechać coś, co On szedł, to przezywał mnie, że jestem strong man i umawiał się ze mną na picie toastów podczas bankietu... niestety nie zostawaliśmy na noc, a ja robiłem za drajwera, więc z nietrzeźwości wyszły nici :/
W tym teamie mocniejszą połową była Yolanda, która dość zdecydowanie opierdoliła Andreasa, sugerując że jednak powinien jechać, a nie opowiadać mi dziwne historie.
Gdy Przemo na chwilę został przy jednym z bufetów w celu, by poprawić makijaż, Szwajcarzy odjechali i zobaczyliśmy ich dopiero po kresce, do której dotarliśmy bez przygód. I tym oto sposobem zostaliśmy finisherami Sudety MTB Challenge.







To pewnie jest miejsce, w którym należy się kilka słów podsumowania czy też innej refleksji...
Właściwie to jakoś tak dziwnie się czuję, bo ponieważ nie ma się do czego przypierdolić, a przecież mocno lubię :)
Impreza, z każdej strony, była na szóstkę w pięciostopniowej skali. Znakomite trasy, perfekcyjna organizacja, wspaniali ludzie, świetny team, niezła pogoda i wypasiony bankiet na koniec (na którym pobyliśmy niestety tyko chwilę).

Hmm... jest coś, na co warto zwrócić uwagę tych z Was, którzy być może chcieli by wystartować w takiej etapówce, ale się wahają...
Jeżdżąc MTB, trzeba choć raz być na Challengu. Absokurwalutnie. Bo to nie jest tylko wyścig, to także... a może przede wszystkim przygoda.
To w ogromnej mierze zasługa Grześka i Jego ekipy.
Oto mała, acz mocno sympatyczna część tego składu...



...oraz sam capo di tutti capi



...a także Media Team in action. To dzięki nim możecie oglądać foty i filmy z Challenge.






Wartością samą w sobie takiej imprezy są wspólne obozowiska w szkołach, na salach, korytarzach, wspólne posiłki, serwisy, dzielnie się doświadczeniami, anegdotami...
Na takiej etapówce poznaje się ludzi, których na zwykłych jednodniowych ścigach zna się tylko z widzenia. Wspólny tydzień na trasach i poza nimi wart jest każdego wysiłku i każdego zrobionego na trasie fikołka.
Dużą wartość ma także bliska znajomość zawarta z sir Sudocremem.



Wspomniałem na początku o załodze Centrum Synergia. To oni, pod dowództwem Asi i Śledzia, jeździli za ścigiem z pełnym rynsztunkiem, rozstawiali stoły, masowali, oklejali, radzili i głaskali każdego dnia, do późnej nocy. Stawiali na nogi nasze nogi. A podczas wyścigu byli na trasie, na bufetach... pomagali, serwisowali, wspierali.
Bez ich pomocy byłoby znacznie trudniej.






Kilka cyferek...

Dystans - 385 km
Przewyższenia - 11800 m
Czas w siodle - 35,41 h
Kalorie - 23804
Strata wagi - 7 kg (to po części brak wody, pewnie za chwilę poszybuje w górę)


Jako, że stanęliśmy z Przemkiem na pudle...



...a Grzesiek wręczał tajemnicze koperty tylko do trzeciego miejsca (byliśmy na czwartym), to sami sobie przyznaliśmy nagrody rzeczowe.
Przemo wręczył sobie nowy, niewielki jacht pełnomorski, a ja niestety skromniej... obuwie, co w nim będę chodził w niedzielę i do kościoła.







Gdy motłoch przylgnie do jakiegoś mitu, spodziewajcie się rzezi albo, co gorsze, jakiejś nowej religii.

~