Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Ekipą

Dystans całkowity:41003.72 km (w terenie 21788.35 km; 53.14%)
Czas w ruchu:2270:49
Średnia prędkość:18.01 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:474217 m
Maks. tętno maksymalne:196 (124 %)
Maks. tętno średnie:190 (98 %)
Suma kalorii:1051732 kcal
Liczba aktywności:770
Średnio na aktywność:53.25 km i 2h 57m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 45.16
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:44
ze średnią: 26.05 km/h
Maksiu jechał: 41.00 km/h
temperatura: 5.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 241 m
kalorie: 698 kcal
w towarzystwie:

Miejsca

Piątek, 4 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 0

~

Jedenasta edycja MTB Trophy zbliża się wielkimi krokami. 

Rozpocznie się 15 czerwca roku następnego. Powinniście już ostrzyć klocki hamulcowe.

Bo tegoroczna, jeśli ktoś nie zauważył, już przeminęła oraz zakończyła się. Była bez wątpienia wyjątkowa, a w szczegółach wyglądała tak...




Są miejsca.
To miejsca na Twojej skórze. Te pachnące tak ulotnie, te które smakują jak winogrona i te, które kiedyś dawno temu, gdy byłaś małą dziewczynką, podrapał kot.

Nie oszukuj się, nikt nic nie widzi.



~

w sumie...
ukręciłem: 23.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:53
ze średnią: 26.04 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 155 ( 80%)
w górę: m
kalorie: 453 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Czas wielkiej smuty

Czwartek, 3 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 0

~

Nastał, w sensie. 





~


w sumie...
ukręciłem: 71.35
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:38
ze średnią: 27.09 km/h
Maksiu jechał: 46.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 153 ( 79%)
w górę: 366 m
kalorie: 1248 kcal
w towarzystwie:

Agata

Niedziela, 23 października 2016 · dodano: 24.10.2016 | Komentarze 6

~

Jedna z tych Agat, które sobie cenię, nie żyje już, gdyż albowiem umarła. Jako, że lubię ludzi piszących, pasjami tych, którzy biorąc się za pisanie, znają język swój ojczysty, a uwielbiam zaś tych, którzy przy tym wszystkim mają jeszcze wyczucie własnej śmieszności (wyrazy, Pani Alicjo), to Agatę, co jest oczywiste, polubiłem. Wprawdzie bliżej mi do sir Terrego, ale monotonia ponoć zabija sztukę... a przecież gdy patrzę w lustro, to widzę dzieło owej sztuki i nie lubiłbym, by było w jakikolwiek sposób zabijane.

Agata owa rzekła kiedyś "Pomysły moich powieści kryminalnych znajduję zmywając. Jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi we mnie myśl o zabójstwie."
Jakie to szczęście, dla literatury szczególnie, że nie było wówczas na świecie zmywarek...

Ale. 
To nie tej Agaty kunszt chciałem tego wieczora podziwiać... Christie jakoś tak pojawiła się w mej głowie, tuż po tym, gdy wypowiedziałem na głos owo imię.
Ta, o którą zamierzam się dziś poocierać, nazywa się inaczej i cudnie się rusza, śpiewając. A może na odwrót...

Było tak...
Jako, że żywot mój trąci monogamią (a może monotonią - trudne słowa), to namówiłem się z mocno wąską grupą znajomych, by ukręcić kilka kilometrów wokół miasta mego rodzinnego. Zatem wciąż monogamicznie, bo na rowerze.

Jadąc w kierunku miejsca tajnego spotkania, zauważyłem troje ludków, dziwnie się zachowujących... 



Ciekawość wyssałem z mlekiem matki, wyhamowałem zatem - nie bez strachu - z prędkości dwanaście kilometrów na godzinę i jąłem się przyglądać ich dziwnym ruchom. 



Po chwili, patrząc na to, co robili ci, na pierwszy rzut oka ludzie, ale chyba bardziej kosmici, zupełnie bezwiednie wpadłem w obcy mi rytm i już po kolejnych dwunastu uderzeniach serca, otaczający mnie świat postrzegałem podobnie jak i oni.

Gdy już zakończyliśmy (bo przecież nie mogłem się nie przyłączyć), zaproponowałem im wspólną przejażdżkę wraz z dwoma, może trzema moimi znajomymi, z którymi - jak wspominałem - byłem poumawiany. 
Odparli, że bardzo chętnie oraz zapytali, czy nie miałbym nic na przeciwko, by i oni zaprosili kilku swoich przyjaciół. Wersal taki się nam zrobił, że ojapierdolę... odparłem to, co odpierać w takiej sytuacji należy, czyli że ależ proszę bardzo. Wykonali kilka połączeń z telefonów mobilnych i pojechaliśmy w umówione miejsce. 
Wspomnieli jeszcze, że dostali od wiodącej w branży firmy (może Brembo?), do testowania najnowszy model hamulca magnetyczno kinetycznego z domieszką wielkiej niewiadomej... zalecili bezpieczną odległość, o ile przeszkadza mi swąd spalonej gumy. 
Zachowywałem.
Się także.



Dotarliśmy w umówione miejsce.
Ich i moi bliscy znajomi już czekali...



Trochę wstyd, bo byłem niechlujnie ubrany i nogi miałem zarośnięte. Maskowałem te braki, dość skutecznie, błyskiem w oku. Ruszyliśmy, a ja odnosiłem co kilka kilometrów nieodparte wrażenia, że wciąż przybywa kolarzystów. Nie byłem jedynie pewien czy to ich, czy moi znajomi.










Jako wieść gminna  niesie, ze znajomymi wychodzi się tak sobie (chyba, że na taras)... po kilku kilometrach urwali nas niecnie, pozostawiając na łonie natury oraz pastwę losu.



Łono okazało się być łaskawe, bo a mianowicie ponieważ trafiliśmy do knajpy gdzie serwowali tradycyjna filipińską potrawę -  Buro
Polecam. 



Tuż po tym oblizaliśmy się ze smakiem przyszło nam oblizywać się po raz kolejny. A może nie tyle oblizywać, co obejść się.
Niezmiennie smakiem.

Jakoś tak magicznie i zaraz po tym wyśmienitym posiłku, trafiliśmy do knajpy mrocznej, przepełnionej zapachem siarki oraz z satanistycznymi symbolami na ścianach...
Powiało wprawdzie grozą, ale górę wzięła ciekawość granicząca z... chyba z czymś na kształt podniecenia, a może tylko ciekawości. A może podniecenie ociera się o ciekawość? Nie tak znowu rzadko.



Podeszła kelnerka w zdecydowanie odziana w zdecydowanie szatanistyczne szaty, bo w czarne pończochy i zapytała czy jesteśmy gotowi na słodką pokusę. Życie mam wprawdzie słodkie do wyrzygania, ale panuję przecież nad odruchami zwrotnymi (nad zwieraczami także), odparłem więc, że i owszem. Pozostali także coś tam odparli.
Stanęło na tym, że pani szatanistka przyprowadzi wafelki. Chyba portugalskie, ale mogłem niewyraźnie słyszeć, być tak też mogło, że mówiła o winie czynionym z winogron, co one sobie rosną w dolinie rzeki Douro.

Siedzieliśmy tam i siedzieliśmy, marząc o piekielnym ogniu i rozrywkach, których atrybutami są skórzane wdzianka, szpilki i pejcze... 
Ech.
Tak rozmarzeni udaliśmy się każde w swoją stronę, skądś wiedząc, że kiedyś przecież do tej szatańskiej knajpy powrócimy. Pewnikiem, gdy koncertował tam będzie Behemoth.



Zbierasz wokół siebie ludzi inteligentnych, o specyficznym charakterze, wciąż wspaniałe kobiety, a sam nie jesteś lubiany przez takich jak ja i mi podobnych – z wzajemnością.
Ty – to już wyższy poziom drobnomieszczańskiego cynizmu, ja ciągle jestem na starcie. Małą część problemów życiowych przykrywasz ironią, sarkazmem, czasem uśmiechem. Gdy już kogoś polubisz, to całą duszą, wtedy dopuszczasz go blisko siebie.
Takich małych zarozumialców jak ja depczesz i zabierasz im zabawki.


Agata natomiast, której kołysanie bioder wprawia mnie we właściwy nastrój, to Agathe Iracema, mieszka w Paryżu i śpiewa tak...



~

w sumie...
ukręciłem: 95.39
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:20
ze średnią: 28.62 km/h
Maksiu jechał: 52.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 186 ( 96%)
tętno średnie: 153 ( 79%)
w górę: 507 m
kalorie: 1650 kcal
w towarzystwie:

Misja

Niedziela, 2 października 2016 · dodano: 02.10.2016 | Komentarze 5

~

Kiedyś tam namówiliśmy się na tajną naradę, traf chciał, że odbyła się dziś właśnie. W składzie anonimowym i tak tajnym, że wielce niewłaściwym byłoby, gdybyśmy patrzyli na swe oblicza. W sensie, że swe wzajemnie, bo na swoje każdy mógł spoglądać, choć było to odrobinę skomplikowane. Wybraliśmy zatem patrzenie alternatywne...



To nie była najgorsza z opcji.
Niestety obowiązuje mnie tajemnica służbowa, nie mogę zatem zdradzić omawianych tematów i podjętych decyzji, mogę jednak zapewnić, że nie były one ani proste ani łatwe.

Tak naradzeni, udaliśmy się wypełnić misję. Oczywiście tajną.




By nie rzucać się w oczy, a właściwie nie dać się zauważyć, rolę lokomotywy powierzyliśmy agentowi W. Średnia z siedemdziesięciu kilometrów przekroczyła średnią uzyskaną na rollercoasterze Valravn w Ohio... analitycy potwierdzili, że nikt nas nie widział.




Nie wszyscy agenci byli przygotowani na takie atrakcje... wymyślali zatem różne sposoby, by złapać oddech (i nie mam tu na myśli drugiego oddechu). Na ten przykład wydumali sobie remont dosiadanego złoma. 
Jak widać, niektórzy przejrzeli ten wewnętrzny spisek, czemu dali - za pomocą narządu mowy - wyraz. A nawet kilka wyrazów, z czego sześć nosiło znamiona powszechnie uważanych za obelżywe.




Po kilku uderzeniach serca (a nawet kilkunastu) dołączył do nas wysłannik CBŚ (Centralnej Beczki Śmiechu). Aby dochować wymogu tajności przybysz przybył bez głowy. Lub przebrany za konia. Zdania w kwestii hó is hó są mocno podzielone i wszystko wskazuje na to, że spór będzie możliwy do rozwiązania na sesji wyjazdowej oraz w towarzystwie oberagenta specjalizującego się w rozwiązywaniu języków - Jacka D.

Minęła godzina (bardziej dwie), gdy w składzie mocno już słusznym oraz obfitującym w osobowości, wypełniliśmy powierzoną nam misję. Gdy tylko archiwa zostaną odtajnione, to powrócę do tematu i opowiem o szczegółach dzisiejszych naszych działań.

Mógłbym, a nawet powinienem zakończyć to story w tym właśnie miejscu... ale w drodze powrotnej do tajnej bazy spotkała nas miła przygoda, całkiem już nie tajna. 
Jadąc już zupełnie niespiesznie oraz bez kilku agentów, którzy oddalili się chwile wcześniej, a także bez wysłannika CBŚ przebranego za konia (ponoć jest wrażliwy i nie odpowiadał mu nasz język), wjechaliśmy w serce zawodów rozgrywanych na rowerach pościgowych, a zwanych siódemkami (nikt nie wie, po co taka nazwa).
Cóż było robić - wygraliśmy. 

Agent J. zdobył, jak widać, pierwsze miejsce ...



Agentka A., jak również widać, była tuż za nim...



Pozostali agenci pozostali w cieniu.
Kolarzyści stający na stracie owych zawodów byli chyba z łapanki, jeśli zupełnie nieprzygotowani i przypadkowi agenci wklepali im bez większego problemu. 

W związku z tym M. zadedykowała nam utwór muzyczny zwany piosenką.
Wykonał go, w wersji mocno wyjątkowej gdyż albowiem piano, zespół pieśni i tańca Rammstein.


~

w sumie...
ukręciłem: 54.69
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:50
ze średnią: 19.30 km/h
Maksiu jechał: 35.00 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 146 ( 75%)
tętno średnie: 117 ( 60%)
w górę: 227 m
kalorie: 704 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Buffem robienie

Środa, 28 września 2016 · dodano: 28.09.2016 | Komentarze 7

~

Buffy (swojsko kominami zwane) ludzie nabywają, czasem dostają w prezencie, pakiecie startowym, czy innej promocji... i nie widzą co z nimi czynić. 
Wyszliśmy Waszej potrzebie na przeciw oraz znienacka i przygotowaliśmy zatem, wraz z moim ulubionym krasnalem ogrodowym, krótki kurs robienia buffem.

Po pierwsze z buffa można zrobić zwykłą bandanę:




Po wtóre można zrobić bandanę w wersji kepi (moja ulubiona wersja). Ta opcja chroni kark przed nadmiernym nasłonecznieniem:




Da się też z buffa zrobić patriotyczne nakrycie głowy (oraz twarzy). W tej wersji możecie 11 listopada wyrywać kostkę brukową i ciskać nią w komuchów, zdrajców ojczyzny, pedałów, kodowców, emigrantów, a także w przypadkowych ludzi (wszak nikt nie jest bez winy). 


Możecie także zorganizować napad na pobliski warzywniak albo zostać czynnym fanem piłki kopanej, zwanym do niedawna kibolem, a od jakiegoś czasu młodym patriotą:




Jest także możliwość takiego wywijania buffem, by stać się Rambo:



Uwaga, teraz będzie wersja najtrudniejsza, zwana disco. Gdy, po żmudnych treningach, uda się wam osiągnąć siedemnasty dan w robieniu buffem i zrobicie go taj, jak poniżej, to znak, że możecie udać się do pobliskiej dyskoteki i na pewno wasze tam brylowanie nie przejdzie bez echa.



Jest jeszcze kilka innych opcji wywijania buffem - czapka czy też szalik albo piżama. Nie prezentujemy ich, nie chcemy sprawić byście zniechęcili się, zanim opanujecie podstawy. 
Zatem ćwiczcie, śljcie zdjęcia wraz z opisami tego, jak dochodziliście do perfekcji. Najciekawsze prace nagrodzimy modlitwą.


A także, chciałbym się przyznać... podczas ostatniego ścigu w Ludwikach woziłem się kole, na co mam dowody. Przyznaję się zanim sprawa stanie się publiczna.
Oto wspomniane dowody. Niezbite, niepodważalne, a także kolorowe...




~


w sumie...
ukręciłem: 26.02
km
w terenie: 20.00 km
trwało to: 02:05
ze średnią: 12.49 km/h
Maksiu jechał: 50.00 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 171 ( 88%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 820 m
kalorie: 716 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Dziewicze wyziewy

Niedziela, 25 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 4

~

Dnia następnego po dniu sądnym, tuż przed wschodem słońca, załomotał we drzwierze nasze rycerz znakomity, znany tambylczej ludności rolniczej pod ksywą Wierzba. Dla niektórych sir Wierzba.


Zadął w róg, po czym jął wyjmować nas z łóż wygodnych oraz ciepłych, a także w negliżu. Gdy zebrał już wszystkich w chwiejącym się szeregu, nakazał wbić się w zbroje, posmarować rumakom, napełnić bukłaki i chyżo podążać za falołmi. 
Celem była wieża, a właściwie zamknięty tamże, przez okrutną dziewicę, smok złotowłosy. Chyba sir Wierzba raczył coś popierdolić z tym smokiem oraz nie wiem pewien, cóż on wprowadził do organizmu, ale ja też chętnie spróbowałbym... 



Tak czy siak ruszyliśmy z lampionami w dłoniach oraz duszami na ramionach.


Przeszkód było co niemiara, a nawet o kilka więcej. Trafił się oczywiście skrót, co jest niejako wpisane oraz w promocji podczas wypraw krzyżowych pod dowództwem sir Wierzby. Ale pomimo tych wszystkich kłód pod oponami, nie poddaliśmy się, dotarliśmy na szczyt tajemniczej góry.
Jako rzekł nam wcześniej zacny rycerz herbu drzewiastego, wieża tam była i czekała na nas.


Wprawdzie lata swej świetności miała jakby za sobą, ale być tak mogło, że to tylko pozorne pozory... penetracji tej ponurej budowli (bo przecież nie dziewicy) dokonał rzeczony już bohater, a towarzyszył mu  jego wierny giermek - Bułodziej herbu niewiadomego.



Niestety, okazało się, że po smoku ostał się jedynie łańcuch, a po złej dziewicy mało ekscytujący zapach. Być tak może, że drażnienie nozdrzy naszych powodowane było dziewiczą niecierpliwością... strażniczka wieży chciała dzielnie walczyć z potencjalnymi wyzwolicielami smoka, ale nie doczekała i była zeszła. Zwłoki - nawet dziewicy - mają tę przypadłość, że roztaczają mocno niepokojące zapachy. 
Tłumaczyłoby to także obecność tylko łańcucha, który okazał się być jedyną posmoczą pamiątką (pomimo, że smoki są nieśmiertelne). Nie będzie chyba niczym zaskakującym, że daleki krewny Villentretenmertha wolał zadać kłam nieśmiertelności swego gatunku, niźli wąchać rozkładającą się dziewicę. 
Jak powszechnie wiadomo i co jest oczywiste... gdy smok dokona sepuku, to się dematerializuje.


Tym oto sposobem rozwiązaliśmy tajemniczą zagadkę, z którą nie radziła sobie rdzenna ludność zamieszkująca okoliczne zmarszczki. W nagrodę udaliśmy się do kopalni złota, by się posilić... bo nie jest chyba niczym dziwnym, że w kopalniach złota można smacznie zjeść.
To z powodu krasnoludów, które są właścicielami takich wyrobisk i tamże tyrają, a jak wieść gminna niesie, lubią sobie oni dogadzać. Kulinarnie także.
Z sympatii do ludzi wysłali do naszego świata jedną ze swoich - Magdę Gessler.



~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą


w sumie...
ukręciłem: 46.78
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 04:12
ze średnią: 11.14 km/h
Maksiu jechał: 54.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 144 ( 74%)
w górę: 1340 m
kalorie: 1400 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Belle époque

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 3

~

Kiedyś, gdzieś obiła mi się o oczy teoria mówiąca, że sportowiec mimo woli, jak ja, powinien raz w sezonie szczytować. Trochę jakby mało, gdyż albowiem libido moje domaga się co najmniej dwóch szczytów rocznie... 
Tak czy siak, jakoś tak miesiąc temu ego wydumałem, że 24 wrzesień będzie znakomitą datą, by zrobić sobie dobrze. Przygotowywałem się mentalnie, fizycznie oraz zakupiłem niebieskie pigułki z nielegalnego źródła. Ćwiczyłem przed lustrem, za lustrem a czasem pomiędzy piętrami...
Byłem gotów. Wiedziałem, że jestem gotów. Nikt i nic nie mogło zniweczyć mego głęboko przemyślanego planu.

Wystartowaliśmy.
Przez pierwsze kilometry prowadziłem. Mocno prowadziłem. Urwałem wszystkich włącznie z motocyklistą jadącym przed peletonem oraz wyprzedziłem także listonosza z pobliskiego Urzędu Pocztowego.
Oczyma wyobraźni widziałem siebie z wieńcem laurowym na szyi, w koszulce z patriotycznymi motywami oraz na pierwszej stronie La Gazzetta dello Sport.
Podniecenie sięgało zenitha... 



Niestety, cały mój misterny plan runął niczym domek z kart. Dodać należy, że... ze znaczonych kart.
W okolicach dwunastego kilometra pojawiało się jakieś obce mi dziewczę, dla niepoznaki przebrane za znajome mi dziewczę.
Dojechała mnie zwiewnie, spojrzała szyderczo z lekką nutką politowania, lekko rozchyliła usta... oraz wydaje mi się, że błysk w oku miała, acz głowy nie dam, bo ponieważ miała okewlary z odblaskowym szkłem i niedokładnie widziałem.

Cała reszta tego ścigu to był mój nieustanny za nią pościg. Tak mocno nieustanny, jak i nieskuteczny... bywało, że kosztem nadludzkiego wysiłku udawało mi się do niej zbliżyć, a nawet zrównać. Wówczas pytała od niechcenia "poważnie?" i odjeżdżała niczym moje marzenia o potędze. 



Na kresce, co nie jest chyba niespodzianką, była przede mną.  Wyciągnęła rękę, i ściskając moja powiedziała "Dziękuję za udany trening, w niektórych momentach nawet się zmęczyłam". Później zaproponowała, byśmy to kiedyś powtórzyli. Nie wykluczam, choć w kontekście moich wielomiesięcznych przygotowań, drugie miejsce to porażka. A jadąc z nią, na pierwsze się nie zanosi.




Później widziałem ją na podium oraz gdy tańczyła.


~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM


w sumie...
ukręciłem: 51.19
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 02:29
ze średnią: 20.61 km/h
Maksiu jechał: 33.00 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 161 ( 83%)
tętno średnie: 128 ( 66%)
w górę: 188 m
kalorie: 795 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

#czarnyprotest

Czwartek, 22 września 2016 · dodano: 22.09.2016 | Komentarze 16

~

Dziś w okrągłym budynku czytano projekt barbarzyńskiej ustawy wymierzonej przede wszystkim w kobiety. Ustawy wydumanej przez psychopatów uzurpujących sobie prawo do władania nie swoimi macicami.

Pozwoliliśmy oszustom w sukienkach, by indoktrynowały dzieciaki już od przedszkola... i tym oto sposobem urosło pokolenie w miarę młodych ludzi, którym dranie spod znaku krzyża tak namieszali we łbach, że mamy w kraju obecnie całe rzesze Godków, popierających tę hucpę.



A tymczasem watykańscy oszuści w opływających złotem świątyniach, trzepiący potajemnie kapucyna lub dymający małych chłopców, za nic mają prawdę, godność człowieka, obca jest im empatia i wszystko to, co czyni z nas ludzi. Ludzi przez duże el. Patologiczni psychole z Wiejskiej zamierzają urządzić nam, a szczególnie kobietom, piekło w środku dwudziestopierwszowiecznej Europy.

Wszystko to w imię jakiegoś nieistniejącego bożka, zabobonu, kasy i chuj raczy wiedzieć czego jeszcze... wszak za myśleniem psychola trudno nadążyć.
Witamy w Polsce.


Mam też dobre wieści - są jeszcze na tym łez padole ludzie wiedzący, co to jest empatia, szanujący innych ludzi, zwierzęta i planetę, po której przyszło nam przez chwilę stąpać. Jednym z nich jest Dominik...


Iza przesłuchała Dominika na okoliczność...

Przeczytajcie - to nie jest wywiad o kolarstwie, treningu oraz tym wszystkim, o czym czytaliście już setki razu. Dominik opowiedział Izie o czymś ważniejszym.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 63.81
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 03:21
ze średnią: 19.05 km/h
Maksiu jechał: 34.70 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 121 ( 62%)
w górę: 251 m
kalorie: 885 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Last tango

Piątek, 16 września 2016 · dodano: 16.09.2016 | Komentarze 0

~

Frankie, kilka miesięcy a może lat temu, napisała...

Są takie piosenki, znamy je. W nieznanych nam językach, piosenki napuchnięte, ciepłe i tak smutne, że aż wstyd się przyznać.
Nie znamy słów, ale gdy ich słuchamy, wiemy że są o tym czymś, za czym się ogromnie tęskni i czego się potrzebuje najmocniej na świecie.

Znajdziesz mnie wszędzie, określę się tak, by w tłumie nie można było pomylić mnie nigdy z nikim innym.



Nie mówiła o nigdy o filmach. Nie pisała o nich.
Była, i wciąż jest tak zakochana w muzyce, że nie ma czasu na filmy. 
A może nie pamiętam...

Bo są też takie filmy. 
Takie, że oglądasz, później nie śpisz, po czym dla odmiany nie potrafisz zasnąć i kurwa... i wydaje ci się, że niemożliwym jest, żeby to ktoś wymyślił, że to musi być fragment jakiegoś życia. Tak bolesny, że aż podobny do twojego. Tak bardzo, że wstydzisz się oglądać... a jednak oglądasz.
Fragment skradziony, wyrwany bez pytania o zgodę. 


Oraz, by komuś nie przyszło do głowy, że jakiś melancholijny bywam, czy - broń mnie ręka od boska - romantyczny, to zeznam publicznie, że w Jeleniej, podczas ostatniego ścigu wygrałem... było to dość ekscytujące zwycięstwo, bo gdyż albowiem wygrałem z motocyklistą.



W związku z tym otrzymałem puchar przechodni oraz z rąk samego Wacka, męża osobliwego Eli, a takze brata przyrodniego Quentina Tarantino. A przecież wszyscy, włącznie z moją ulubioną sąsiadką, wiedzą że Quentin najmacz moim ulubionym Quentinem ze wszystkich Quentinów jest.



Ostatni raz, ostatni papieros, spojrzenie, tango...


~

w sumie...
ukręciłem: 56.20
km
w terenie: 47.00 km
trwało to: 03:40
ze średnią: 15.33 km/h
Maksiu jechał: 50.00 km/h
temperatura: 28.0
tętno Maksa: 183 ( 94%)
tętno średnie: 165 ( 85%)
w górę: 1479 m
kalorie: 1634 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Wicemistrzostwo

Poniedziałek, 12 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 2

~

Pomieszane miewam nie tylko w głowie, ale i - od czasu do czasu - odczucia. Bo na przykład takowe miałem w stosunku.
Do trasy w Jeleniej, gdy udawałem, że się ścigam. Z jednej strony długa dojazdówka (raz dwa bo z powrotem przecież także), a z drugiej kilka podjazdy, z którymi się lubimy i miła bardzo sekcja techniczna... acz zdecydowanie krótka. 

[obrazek dzięki niezawodnej Eli, dziękuję]

Na plus zaliczyłbym smaczne jadło smacznie podawane przez sympatyczne dziewczę. A działo się to w knajpie na rynku o włosko brzmiącej nazwie. Żarcie także miało w sobie włoską nutę. 
Drugim plusem dodatnim była sympatyczna obsługa nocnego sklepu. Serwująca precle. Z makiem.

Reasumując, wracałem zadowolony, spełniony oraz z zaspokojonymi częściowo żądzami, acz droga powrotna jakby się dłużyła. Jest też radosna nowina  (chwalmy pana) - powoli i z pewnymi przejściowymi, tudzież drobnymi przeszkodami, dopinamy generalkę drużynową. Chytry plan zakłada, iż że a mianowicie zwyciężymy w tej klasyfikacji.



Oraz, nie wiem czy wiecie, ale podczas jeleniogórskiego maratonu były rozgrywane Mistrzostwa Polski w Pościgach Góralskich.
Drugie miejsce, czyli tytuł Pierwszego Wicemistrza Polski zdobyliśmy wspólnie z Bartkiem Janowskim. Bartek pracował ciężko przez 97,9 % trasy, ja na swe barki wziąłem pozostałą część. Sądzę, że tytuł należy się nam mocno słusznie.
Potwierdzeniam naszego sukcesu niechaj będzie poniższe, wicemisrzowkie zdjęcie rodzinne.



Należy dodać, że o spust migawki otarł swój delikatny palec Dominik, który podczas tego ścigu robił u nas za gregario.

A teraz powaga, drodzy państwo, powaga... 
Baczność.
Bartek, gratulacje, jesteś wielki :)
Spocznij.

Przy okazji...
Lubicie Nicka?
Peaky Blinders widzieliście?


~