Hó is hó

Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.

Udostępnij
Reprezentuję


LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji
...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy
Follow me on

W dobrym tonie jest mieć cel...

Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...

Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

2017

2016

2015

2014

2013

2012

2011

2010

2009

2008

2007

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)
Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m
Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32
Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h
Najdłuższy dystans to 201 km
Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m
Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.
Moje dzinrikisie
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...


Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień9 - 0
- 2017, Sierpień10 - 4
- 2017, Lipiec17 - 3
- 2017, Czerwiec10 - 7
- 2017, Maj10 - 14
- 2017, Kwiecień7 - 12
- 2017, Marzec14 - 22
- 2017, Luty17 - 1
- 2017, Styczeń8 - 3
- 2016, Grudzień12 - 10
- 2016, Listopad9 - 11
- 2016, Październik4 - 18
- 2016, Wrzesień13 - 67
- 2016, Sierpień11 - 37
- 2016, Lipiec11 - 19
- 2016, Czerwiec11 - 38
- 2016, Maj11 - 29
- 2016, Kwiecień10 - 33
- 2016, Marzec10 - 31
- 2016, Luty16 - 52
- 2016, Styczeń17 - 39
- 2015, Grudzień11 - 26
- 2015, Listopad5 - 16
- 2015, Październik6 - 38
- 2015, Wrzesień9 - 58
- 2015, Sierpień12 - 48
- 2015, Lipiec16 - 37
- 2015, Czerwiec11 - 32
- 2015, Maj16 - 23
- 2015, Kwiecień11 - 9
- 2015, Marzec13 - 19
- 2015, Luty10 - 17
- 2015, Styczeń14 - 29
- 2014, Grudzień10 - 19
- 2014, Listopad5 - 16
- 2014, Październik8 - 23
- 2014, Wrzesień12 - 31
- 2014, Sierpień17 - 44
- 2014, Lipiec13 - 38
- 2014, Czerwiec15 - 68
- 2014, Maj8 - 95
- 2014, Kwiecień9 - 88
- 2014, Marzec11 - 110
- 2014, Luty14 - 57
- 2014, Styczeń14 - 65
- 2013, Grudzień3 - 25
- 2013, Listopad4 - 42
- 2013, Październik10 - 55
- 2013, Wrzesień11 - 85
- 2013, Sierpień10 - 99
- 2013, Lipiec19 - 80
- 2013, Czerwiec15 - 82
- 2013, Maj10 - 29
- 2013, Kwiecień16 - 32
- 2013, Marzec12 - 31
- 2013, Luty10 - 21
- 2013, Styczeń15 - 47
- 2012, Grudzień8 - 11
- 2012, Listopad8 - 8
- 2012, Październik5 - 1
- 2012, Wrzesień13 - 23
- 2012, Sierpień16 - 33
- 2012, Lipiec15 - 50
- 2012, Czerwiec10 - 36
- 2012, Maj18 - 20
- 2012, Kwiecień13 - 14
- 2012, Marzec17 - 28
- 2012, Luty13 - 38
- 2012, Styczeń15 - 69
- 2011, Grudzień10 - 24
- 2011, Listopad14 - 29
- 2011, Październik9 - 23
- 2011, Wrzesień11 - 78
- 2011, Sierpień14 - 28
- 2011, Lipiec12 - 17
- 2011, Czerwiec12 - 29
- 2011, Maj17 - 34
- 2011, Kwiecień12 - 10
- 2011, Marzec10 - 10
- 2011, Luty6 - 9
- 2011, Styczeń5 - 13
- 2010, Grudzień5 - 17
- 2010, Listopad10 - 31
- 2010, Październik7 - 15
- 2010, Wrzesień13 - 44
- 2010, Sierpień10 - 42
- 2010, Lipiec16 - 40
- 2010, Czerwiec14 - 12
- 2010, Maj13 - 19
- 2010, Kwiecień11 - 17
- 2010, Marzec11 - 10
- 2010, Luty8 - 13
- 2010, Styczeń10 - 29
- 2009, Grudzień6 - 6
- 2009, Listopad7 - 5
- 2009, Październik3 - 1
- 2009, Wrzesień9 - 1
- 2009, Sierpień17 - 8
- 2009, Lipiec13 - 6
- 2009, Czerwiec11 - 9
- 2009, Maj10 - 5
- 2009, Kwiecień14 - 3
- 2009, Marzec3 - 2
- 2009, Luty2 - 0
- 2009, Styczeń4 - 0
- 2008, Grudzień3 - 0
- 2008, Listopad7 - 0
- 2008, Październik7 - 0
- 2008, Wrzesień6 - 0
- 2008, Sierpień12 - 3
- 2008, Lipiec11 - 5
- 2008, Czerwiec7 - 0
- 2008, Maj12 - 5
- 2008, Kwiecień9 - 0
- 2008, Marzec5 - 0
- 2008, Luty1 - 0
- 2008, Styczeń2 - 0
- 2007, Listopad1 - 0
- 2007, Październik6 - 3
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień10 - 0
- 2007, Lipiec14 - 0
- 2007, Czerwiec10 - 0
- 2007, Maj8 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii
Ekipą
Dystans całkowity: | 41003.72 km (w terenie 21788.35 km; 53.14%) |
Czas w ruchu: | 2270:49 |
Średnia prędkość: | 18.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 183.00 km/h |
Suma podjazdów: | 474217 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (124 %) |
Maks. tętno średnie: | 190 (98 %) |
Suma kalorii: | 1051732 kcal |
Liczba aktywności: | 770 |
Średnio na aktywność: | 53.25 km i 2h 57m |
Więcej statystyk |
w sumie...
ukręciłem: 52.30 km
w terenie: 45.00 km
ukręciłem: 52.30 km
w terenie: 45.00 km
trwało to:
03:00
ze średnią: 17.43 km/h
Maksiu jechał: 35.30
km/hze średnią: 17.43 km/h
temperatura:
23.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 136 ( 70%)
w górę: 223 m
kalorie: 2814
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Last train to Lhasa
Środa, 25 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 7
~Powoli mam dość...
Ostatnimi czasy wciąż i nieustannie dopadają mnie jakieś dziwne zjawiska, krzywi ludzie, zwierzęta będące wynikiem zabaw szalonych genetyków, czy też przedmioty, które nie są moje i muszę się tłumaczyć przed dzielnicowym skąd je mam...
Może kiedyś doczekam, że ukręcę kilka kilometrów i nic wyjątkowego się nie zdarzy... byłoby miło.
Ale ad rem...

Zatrzymaliśmy się na moście bez barierek, co on jest w głębokiej głuszy, znaczy zapomniany w lesie sobie stoi. By poprawić makijaż stanęliśmy i... tędy nigdy, przenigdy nie przejeżdżał żaden pociąg. Najstarsze opisy tego miejsca pochodzą z dwunastego wieku i nie ma tam żadnej wzmianki o pociągu. No to dziś przejechał, a nawet zatrąbił i mrugnął światłami. Nie wiadomo, czy pociąg sam mrugnął, czy to kierowca... nie byliśmy pewni, czy to aby nie był pociąg widmo.

W związku z tą niepewnością lekko nas pogięło...
Tak pogięci ruszyliśmy dalej.

Po około dwudziestu sześciu minutach okazało się, że jesteśmy obserwowani. Tajemnicą pozostanie kto i z jakiego powodu... ale powziąłem pewne podejrzenie. Być może był to agent Tomek (dzięki Marusia za wskazanie właściwego kierunku), który w związku z bankructwem mocodawców i brakiem naiwnych kobiet przyjmuje różne chałtury...

Dziwne zjawiska oczywiście (wiszą) nie dawały o sobie zapomnieć...
Tymi torami, dla odmiany, pociągi jeżdżą, ale... zawsze o 15:10 i do Yumy, a ten nie dość że jechał przed piętnastą, to jeszcze w przeciwnym kierunku oraz czerwonego koloru był. Ta nieoczekiwana zmiana mocno nami wstrząsnęła. W związku z tym pogięło nas po raz drugi i odrobinę mocniej.
Aparat też chwilowo pogięło i niestety nie ma fotki z tego pogięcia.

Gdy z niemałym trudem, graniczącym wręcz z nadludzkimi możliwościami, otrząsnęliśmy się już z rzeczonego pogięcia... to okazało się, że w międzyczasie ktoś podmienił mi bika. Zamiast na Szkocie nagle siedziałem na czymś podobnym do Speca, ale w wersji bez dzwonka i podnóżka, niestety.
Miejscowa ludność w liczbie dwoje ludzi ten niecny czyn zdecydowanie przypisywała agentowi Tomkowi, on ponoć ima się teraz różnych zajęć...
Oczywiście pogięło nas po raz trzeci i tak nam zostało do teraz. Plotka głosi, że takie pogięcie to potrafi nie odpuścić aż do jesieni... no zobaczymy.
W kontekście powyższych wydarzeń, fakt że niektórzy zrobili sobie z siebie backupa nikogo już pewnie nie zdziwi...

Oni - artyści i ich krwawiące serca.
Próbują stawiać opór, kiedy cali ci się oddają, zataczają się i upadają, gdyż nie jest rzeczą łatwą i prostą walić sercem w ten pieprzony mur.
Miał trzy lata, gdy pewnej nocy obudził go krzyk matki. Płakał i zasłaniał oczy, bo nie chciał widzieć jak ojciec ją bije. Zmęczony zasnął. Rano nie zrobiła mu śniadania.
Po kilku dniach ją zakopali.
Outside the Wall
~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 56.20 km
w terenie: 0.00 km
ukręciłem: 56.20 km
w terenie: 0.00 km
trwało to:
02:17
ze średnią: 24.61 km/h
Maksiu jechał: 47.70
km/hze średnią: 24.61 km/h
temperatura:
25.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 133 ( 68%)
w górę: 416 m
kalorie: 2146
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
W drodze do Wejherowa
Wtorek, 17 sierpnia 2010 · dodano: 17.08.2010 | Komentarze 1
~Postanowiłem odkryć przed Wami miejsce, w którym znajduje się, wspomniane kilka księżyców wcześniej, magiczne Źródełko Młodości.

Jest tutaj.
Niech to pozostanie naszą tajemnicą, nikomu tego miejsca nie wskazujcie, proszę.
Tak oto odmłodzeni udaliśmy się w kierunku morza. Celem było molo w Wejherowie. Jakoś, dziwnym trafem nie dotarliśmy...

Początkowo na naszej drodze stanęły koń oraz koń i konica. Wyciągnąłem do oni rękę w ekumenicznym geście pojednania i pokoju. Gest został przyjęty z dostojnym zrozumieniem oraz skwitowany wysunięciem języka. I to nie z buta.

Koń oraz konica przytulili się do moi. Złożyliśmy uroczystą przysięgę w obecności notariusza, iż od tej pory nie będziemy mieć przed sobą żadnych sekretów oraz będziemy dzielić się radościami, troskami i wygranymi w grach losowych i zakładach wzajemnych.
Konica i koń mają imiona ładne. Zapamiętałem jedno... Raul. Drugie zapamiętam za miesiąc, nie mogę przeciążać swej pamięci.


Już po chwili mknęliśmy poprzez lasy, wioski, mosty i doliny w kierunku wcześniej obranym, ale ręka od Boska sprawiła, że trudności się piętrzyły...


Nie dość, że ktoś spsół dętkę w jednym z naszych pojazdów, to jeszcze zamroził powietrze w naboju cośmy go zamierzali użyć do napowietrzania nowej dętki.
Jakoś się udało, ale z takim zimnym powietrzem źle się jedzie, w związku z czym jechaliśmy wolniej oraz musieliśmy stawać na popas co trzy kwadranse.

Dotarliśmy do jakiegoś średniowiecznego zamku, w którym nikt nie bronił wejścia ani krzyża, uznaliśmy więc że nie jest to zamek krzyżacki i można doń bezpiecznie wejść, co też niezwłocznie uczyniliśmy.

Jak widać była to chytrze zastawiona pułapka, która się zatrzasnęła po tym, jak przekroczyliśmy fosę. Poczułem się wydybany.
Już po siedmiu godzinach zostaliśmy uwolnieni przez rycerzy przebranych za Świadków Jehowy.
W związku z tymi wydarzeniami sierpniowymi nie dotarliśmy ani do mola, ani do Wejherowa.
Na pocieszenie otrzymałem nową firmową nalepkę na amortyzator, na wypadek, gdyby obecna, w wyniku nadmiernej eksploatacji, stała się nieczytelna.

Są takie piosenki, zwane także utworami muzycznymi. Piosenki w nieznanych nam językach, piosenki napuchnięte, ciepłe i tak smutne, że aż wstyd się przyznać. Nie rozumiemy słów, ale gdy ich słuchamy, wiemy że są o tym czymś, za czym się ogromnie tęskni i czego się potrzebuje najmocniej na świecie.
Znajdziesz mnie wszędzie. Określę się tak, żeby w tłumie nie można było pomylić mnie nigdy z nikim innym.
~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 62.90 km
w terenie: 55.00 km
ukręciłem: 62.90 km
w terenie: 55.00 km
trwało to:
03:23
ze średnią: 18.59 km/h
Maksiu jechał: 41.80
km/hze średnią: 18.59 km/h
temperatura:
24.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 118 ( 61%)
w górę: 266 m
kalorie: 2926
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
W krzyżowym ogniu wydarzeń...
Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 11.08.2010 | Komentarze 6
~Jako, że sezon krzyżoobronny jest w pełni, postanowiliśmy, acz niechętnie - bo nie lubimy być trendy - włączyć się w tę, niezrozumiałą dla prostego człeka, akcję.
W związku z powyższym udaliśmy się, przez okoliczne lasy i rozlewiska...

...na poszukiwanie symboli podobnych temu, który miał narysowany na płaszczu zimowym Ulrich von Jungingen.
Po kilku prostych i kilkunastu zakrętach znaleźliśmy wieżę.

Wieża była zaludniona jakimś bliżej nam nieznanym człowiekiem (nie wzbudzał zaufania, bo patrzył na nas z góry) oraz okazała się być nie do końca prosta, co nas nie zdziwiło... ostatnimi czasy nic, co nas otacza nie jest nazbyt proste.
Zjedliśmy po półtorej batonika i jednej truskawce na twarz i niczym niezrażeni pojechaliśmy szukać dalej.
W końcu udało się, a nawet był bonus... krzyżów było trzech.

W obronie wiadomego symbolu oddałem kierownicę prostą od mojego Szkota, co to byłem z nią bardzo emocjonalnie związany. Pozostali członkowie wyprawy złożyli śluby czystości i ubóstwa. Śluby zostały przyjęte przez symbole ze zrozumiałym zrozumieniem.
Imagynujecie sobie więc, jak mocno wzięliśmy sobie do serca tę misję, którą nam serca nasze i sumienia nakazały wypełnić?
Przepełnieni dumą z powodu dobrze wykonanego zadania udaliśmy się (wraz z bogiem, honorem i ojczyzną na ustach) bak w stronę cywilizacji. W drodze powrotnej natrafiliśmy na jeszcze jedno miejsce wymagające naszej interwencji...

...które oczywiście zasłoniliśmy własnymi, wątłymi piersioma. Kolejny bastion został obroniony.
Medale przyjmujemy via sms.

Jeszcze tylko, na znak pokoju, skrzyżowaliśmy spojrzenia i już mieliśmy się rozejść w pokoju, ofiara spełniona... aż tu nagle naszym oczom ukazała się...

...góra niezwykła.
Jako, że jesteśmy wyścigowi kolarze wysokogórscy zamieszkujący niziny, tośmy sobie dwanaście razy podjechali tę górkę, za każdym razem oddając należyty szacunek drewnianej samowoli budowlanej usytuowanej na górze góry.
Dziań uważamy ze jeden z bardziej udanych w tym kwartale.
Przegłodzonego przez kilka dni psa karmimy podduszoną w solance mieszaniną peklowanych jarzyn. Pozwalamy mu je przez chwilę podtrawić, po czym specjalnym uderzeniem kantem dłoni wywołujemy u zaskoczonego zwierzęcia torsje. Niedawną zawartość jego żołądka zbieramy do garnka, dodajemy przypraw i dogotowujemy.
Podajemy do spożycia w stanie wrzenia. Oczywiście nie podajemy psu, lecz zaproszonym gościom.
Potrawa nazywa się Buro i jest specjałem przyrządzanym w prowincji Pangasinan na Filipinach.
~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 52.60 km
w terenie: 40.00 km
ukręciłem: 52.60 km
w terenie: 40.00 km
trwało to:
02:57
ze średnią: 17.83 km/h
Maksiu jechał: 59.90
km/hze średnią: 17.83 km/h
temperatura:
24.0
tętno Maksa: 185 ( 95%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 962 m
kalorie: 2922
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Świeradów... maraton stulecia
Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 6
~Ostatnimi czasy mamy niewątpliwy zaszczyt być świadkami bardzo doniosłych wydarzeń, które dziwnym trafem omijają cały świat, by dziać się w naszym maleńkim, niespecjalnie znanym światowej publiczności kraiku.
A to powódź stulecia, a to znów katastrofa stulecia, innym zaś razem upały stulecia, po chwili obrona krzyża stulecia, po tygodniu afera stulecia, prezydent stulecia i tak dalej i tym podobnie...
Wynika z tego, iż nieprawdą jest to, co napisali w takim jednym bestselerze (sprzedawanym pod nazwą 'biblia'), że narodem wybranym są Izraelici.
To my, drodzy Państwo, jesteśmy narodem wybranym oraz centrum tego świata. Reszta nacji to na kolanach proszę do nas rozmawiać.
To tyle tytułem objaśnienia tytułu, co on jest na samej górze.
Ścig stulecia w Świeradowie był uprzejmy się nie odbyć, ale to bez znaczenia.
A było to tak...

Sobotni ranek powitał nas deszczem stulecia. My, oczywiście optymistycznie, nie zważając na nic zjedliśmy śniadanie stulecia, ubraliśmy się w obcisłe oraz przeciwdeszczowe (które to przemokło po kwadransie) i udaliśmy się na start.
W sektorach zastaliśmy wolne miejsca. Wszystkie.
Schowaliśmy się więc pod namiot, zjedliśmy darmowe żelki, po których tryskaliśmy humorem stulecia.
Orgazamator podawał sprzeczne komunikaty o odwołaniu dystansu, później o przesunięciu startu, następnie o nieodwołaniu dystansu, po czym o kolejnym przesunięciu startu, a na koniec o odwołaniu ścigu. Były to oczywiście komunikaty stulecia.
Po przyswojeniu tych wszystkich njósuw (ze wskazaniem na ostatniego) nie pozostało nam nic innego, jak tylko udać się do spożywczaka na roku, by nabyć drogą kupna po jogurcie na twarz.
Na miejscu okazało się, że mają promocję stulecia. Skorzystaliśmy i nabyliśmy specjalne wydania jogurtów...

Po spożyciu żelków darmowych od orgazamatora oraz wyżej wymienionych jogurtów świat okazał się być nie taki znów zły.
W hotelu cośmy w on wynajęli pokoje była obecna trójkątna wanna, w której to nasz czternastoosobowy skład zakończył ten pełen niespodzianek dzień. Dzień stulecia, ma się rozumieć. Fotografa przy tym nie było... wiem, że odrobinę Wam żal, ale przy następnej okazji może się uda zrobić jakieś foty stulecia.
Jakoś tak pomiędzy dotarciem do hotelu, a wylądowaniem w wannie wydarzyły się różne dziwne oraz ekscytujące rzeczy. Większość, niestety, nie ma cech, które pozwalały by je uczynić publicznymi...
Z tych mniej drastycznych... wraz z Joanną jesteśmy od teraz brat und siostra. Łączy nas braterstwo grzyba. Grzyba, jak pewnie się domyślacie, stulecia.

Dnia następnego powitało nas słońce. Było takie sobie, wyjątkowo nie było to słońce stulecia.
Dosiedliśmy czym prędzej sprzętów i pojechaliśmy wygrać wczorajszy ścig. Każde z nas na dwóch bikach... by nie było zbyt łatwo.

Jak widać zwycięstwo było pełną gębą, a nawet dwiema. Był to finisz stulecia. Okazało się jednak, że to jeszcze nie meta, lecz tylko premia szczytowa szóstej kategorii...

W dalszej części trasy spotkaliśmy niewidoczny most. Ta niewidoczność, to jeden z powodów nieodbycia się ścigu dzień wcześniej...

W pewnej chwili, tuż za zakrętem w lewo obok strumyka spostrzegliśmy, że któs podąża naszym śladem...
Zaczailiśmy się i dorwaliśmy gościa... to ten sam agent, który śledził mnie podczas TdP.
Przesłuchaliśmy go przy pomocy dynama rowerowego, kabelków i jego osobistych cojones. To było przesłuchanie stulecia. Zeznał wszystko. To agent Tomek. Już nie ma brania w środowiskach korupcjogennych, więc wysłali biedaka na urlop bezpłatny. Dorabia jako pomocnik leśniczego, śledzi wszystkich, którzy poruszają się po lesie.
Pokręciliśmy się jeszcze kilka chwil po okolicznych górkach i powróciliśmy bak do hotel. Wzięliśmy kąpiel... tym razem każde z nas osobno oraz z pewnym żalem i udaliśmy się do miejsc swoich zamieszkań...

Pod moją nieobecność ptaszysko marki papuga oswoiło kota marki kot. Teraz już kicia nie boi się zielonego ptaka. Okazało się, że było to oswojenie stulecia.
Miłość rodzi zawody.
Nienawiść - nigdy.
~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM
w sumie...
ukręciłem: 88.10 km
w terenie: 0.00 km
ukręciłem: 88.10 km
w terenie: 0.00 km
trwało to:
04:07
ze średnią: 21.40 km/h
Maksiu jechał: 70.30
km/hze średnią: 21.40 km/h
temperatura:
20.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 152 ( 78%)
w górę: 1587 m
kalorie: 3992
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Tór The Monte Kalwaria
Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 3
~Pożyczyłem od Małgosi szoszoński bik marki KTM.
Dosiadłem go z pewną dozą nieśmiałości. Zupełnie niepotrzebnie. Znaczy nie, żebym niepotrzebnie dosiadał, niepotrzebna była doza.
Okazało się na ten przykład, że jadę z prędkością dwadzieścia kilka z pulsem... spoczynkowym.

Po chwili przyśpieszyłem, osiagając drugą prędkość worpową.
Udaliśmy się z Darkiem The Prezessem do gór, nie tak bardzo odległych. Ot, by się polansować trochę, a przy okazji może zjechać z jakiejś niewielkiej górki.
Powiem Wam... w tych górach to nieźli są magicy. Jeden śmiało jechał po torach kolejowych wzdłuż. Drugi, dla odmiany, po dachu niewysokiej budowli...

Ech... zazdrość nas zżerała, bo tak nie potrafimy. Udaliśmy się więc na ową, zaplanowaną górkę. W związku ze wspomnianą zazdrością byliśmy lekko zdenerwowani oraz rozkojarzeni i podjechaliśmy więcej niż jedną górkę...
/chwalenie się in progress
Kubalonka trzy razy (dwa razy od Zamku, raz z przeciwnej strony), Stecówka raz i Równica raz.
/end of chwalenie się
Przy Zamku (tym, co w on ma swoją rezydencję Komorowski The Prezydent) jest lotnisko. No to pojeździlśmy sobie po lotnisku, a jakże!

Chcieliśmy sobie zrobić zdjęcie z krzyżem w tle, co jest tożsame z usyskaniem tytułu "Obrońca Krzyża trzeciej kategorii"... drugą można uzyskać po przywiązaniu się doń (dosłownym, nie duchowym). Pierwszą czyli najwyższą, po oddaniu życia. Za krzyż.
Niestety, przed tą rezydencją The Prezydenta krzyża jeszcze nie wybudowano.
Ale wszystko przed nami.
Tymczasem zrobiliśmy sobie wyjątkową fotografię, bo bez krzyża.

Kilka kilometrów dalej natrafiliśmy na taki drogowskaz:

Zapytaliśmy lokalesów o co chodzi... okazało się, że mają tędy przejeżdżać prawdziwi kolarze oraz macz bardzo szybko.
Popatrzymy sobie, zdecydowaliśmy.
No ale... proszę cię... okazało się, że to jakieś kosmiczne jaja są.
Przyjechali faceci ubrani na różowo.
No halo... na różowo pff

Ktoś powiedział, że metę mają na Równicy.
To pojechaliśmy.
Po drodze urwaliśmy tych w różowym i samotna ucieczka mojoosobowa jako pierwsza przekroczyła linię mety... co widać na załączonym obrazku.

Ci w barwach najsławniejszej pantery, to ponoć Równice wjechali w 11 minet. Wielkie mi halo... ja kiedyś wjechałem w 7,26. I to na trójce.
Toyotą Celicą 2.0 Turbo version Carlos Sainz. Bez napinania się.
Wróciliśmy bak do hom przepełnieni radością oraz z wiarą i nadzieją.
Jednakże... cały dzień czułem się jakoś tak delikatnie nieswojo.
W kąpieli, niczym Archimedes, doznałem olśnienia... jakiś bliżej niezidentyfikowany cień deptał nam dziś po piętach, a nawet po palcach. Udało mi się go sfotografować. Znienacka.
Jak widać, jest to pracownik wiadomych służb i wykonuje zadania zlecone mu przez wiadome siły.

- Da się wycenić życie?
- Oczywiście, kosztuje tylko trzydzieści srebrników.
- A w promocji?
~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą
w sumie...
ukręciłem: 79.50 km
w terenie: 60.00 km
ukręciłem: 79.50 km
w terenie: 60.00 km
trwało to:
04:31
ze średnią: 17.60 km/h
Maksiu jechał: 65.60
km/hze średnią: 17.60 km/h
temperatura:
28.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 166 ( 86%)
w górę: 1212 m
kalorie: 5356
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Krakowskim targiem...
Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 01.08.2010 | Komentarze 5
~
Wygrałem.
Wprawdzie jeszcze nie wyścig, ale pieniądze u buka. Bukmachera w semsie :)
A było to tak...
Małgosia, najmacz szybka ścigantka w południowej Polsce, dosłownie z dnia na dzień robi ogromne postępy... we czwartek, w ubiegłym tygodniu, na ten przykład pojechała dalej niż we środę.
Spójrzcie, jedzie tam, gdzie wszyscy idą...

No wiec udałem się w piątek do buka i założyłem się z on o pieniądz, że Małgorzata objedzie w Krakowie wszystkich.
Okazało się, że objechała nawet gościa na motocyklu, który otwierał wyścig.
Teraz jestem riczmen :)
Dobrze, że Włoszczowska Maja się nie stawiła, bo musiałaby zmierzyć się ze smakiem porażki...
A tu, wiedząc już o wygranej (bo buk słał do moi krótkie wiadomości tekstowe) krzyczałem z radości ofkoz.

Wiodące, europejskie media podały w wieczornych blokach informacyjnych, że grupa BodyDry Airco, po chwilowej i niezrozumiałej nieobecności na pierwszym miejscu w drużynowej klasyfikacji mousquetaires, zgodnie z oczekiwaniami kibiców i mojej sąsiadki, powróciła na najwyższe podium.
Spotkało się to ze zrozumiałym zrozumieniem szerokiej publiczności.

I pamiętajcie proszę, gdy ujrzycie na trasie telewizję lub fotoreportera, to nie należy się napinać i robić groźnych min. W takiej sytuacji trzeba zatrzymać całe to, nikomu niepotrzebnie ścigające się towarzystwo, uśmiechnąć się, pomachać, rozdać autograf lub dwa...

Kochać piękne dzieci, to łatwe. Trudniej kochać te, które takie nie są.
Gdy jesteś winny, możesz odpokutować za swoje grzechy. Gdy zawiedziesz, to koniec. To jakby zatrzasnęły się przed tobą pancerne drzwi.
~
Kategoria Daleko stąd, Ekipą, Ścig, BM
w sumie...
ukręciłem: 53.00 km
w terenie: 50.00 km
ukręciłem: 53.00 km
w terenie: 50.00 km
trwało to:
03:07
ze średnią: 17.01 km/h
Maksiu jechał: 51.00
km/hze średnią: 17.01 km/h
temperatura:
24.0
tętno Maksa: 133 ( 68%)
tętno średnie: 101 ( 52%)
w górę: 194 m
kalorie: 2431
kcal
na rykszy:
w towarzystwie:
Protestując
Czwartek, 29 lipca 2010 · dodano: 29.07.2010 | Komentarze 2
~W związku z zakazem sprzedaży piwa na krakowskich Błoniach, dziś w ramach protestu jechaliśmy niezbyt szybko.
W kolejnych ramach okazał się być obrazek cośmy go znaleźli w środku głuszy leśnej oraz wśród nocnej ciszy.
Obrazek wygląda tak:



Gdy już zaspokoiliśmy nasze wyuzdane potrzeby estetyczne wyjątkową wyjątkowością obrazka, udaliśmy się do znajomej knajpy, co ona nie jest na krakowskich błoniach, więc piwo tam sprzedają. W związku, że a mianowicie piwa nie używamy w ogóle, ale nadal protestując, nabyliśmy drogą kupna dwa Prince Polo z lodówki, dwie paczki paluszków z serem oraz lody dla dwojga o smaku toffi.
Protest uważamy za udany.
Pojutrze zaostrzymy naszą akcję, przerodzi się ona w protest jedzeniowy (bo głodowy bywa uciążliwy), zjemy półtorej śniadania.
Żądamy wolności dla orki, dostępu do morza, piwa na Błoniach oraz nie będzie nam Rosjanin dziecek germanizował.
Howk!
Zdawać by się mogło, że bohaterem jest ktoś, komu udało się zrobić coś wyjątkowego, a najlepiej jeszcze, jak dużo gapiów mogło się temu przyglądać. Ale prawdziwym bohaterem jest każdy, kto na co dzień boryka się z problemami dnia codziennego, wychowywaniem dzieci, gotowaniem obiadów, sprzątaniem i całą resztą zwykłej krzątaniny, która mało kogo omija. Łatwo jest ścisnąć półdupki na trzydzieści sekund i wywlec wrzeszczącego bachora z pożaru w sąsiednim mieszkaniu. Potem nawet przez kilka dni można nachodzić się w glorii sławy. Na pewno trudniej obcować z rozwrzeszczanym bachorem codziennie, przez 24 godziny na dobę, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok, lata całe, by na starość wylądować w zarobaczonym i śmierdzącym szczynami domu starców. To jest bohaterstwo.
~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 108.20 km
w terenie: 70.00 km
ukręciłem: 108.20 km
w terenie: 70.00 km
trwało to:
04:38
ze średnią: 23.35 km/h
Maksiu jechał: 51.00
km/hze średnią: 23.35 km/h
temperatura:
21.0
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 702 m
kalorie: 4799
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Tipsy, tricki i trochę deszczu
Wtorek, 27 lipca 2010 · dodano: 27.07.2010 | Komentarze 2
~Miałem kilkudniową przerwę w kręceniu, ponieważ jeżdżę w długich rękawiczkach. Nie, żeby one w czymś miały mi pomagać. Nakładam je na swe dłonie dla lansu.
Ale, ale... już zeznaję dlaczego ta przerwa z powodu rękawiczek.
Po ostatnim jeżdżeniu poszedłem do gabinetu kosmetycznego i zażyczyłem sobie manicure, pedicure, malowanie u stóp oraz tipsy u rąk.
No i jakoś z tymi tipsami nie za bardzo mogłem te długie rękawiczki założyć.
Dziś rano podczas czyszczenia Broni zniszczyłem kilka, więc resztę usunąłem i oto jestem.
Oczywiście postanowiłem się pomodlić. A jeśli pomodlić, to oczywiście na górze świętej, co Niemcy ją przezywają Sankt Annaberg, a Ślązacy na nią wołają Anaberg.
No to ogoliłem się, zaczesałem i ruszyłem. Jadąc obok szkoły spotkałem ekipę z poprzedniej jazdy, czyli dwie odmłodzone staruchy i Dawida. Staruszki przebrane za dziewczęta zachowywały się dość narowiście, średnią ukręciliśmy tak niską tylko dlatego, że postanowiliśmy całą drogę jechać ze średniaka. Oraz jeszcze przyczyniła się do tego jedna z nich - Wiola. Mało chyba łyknęła ze Źródełka Młodości i w drodze powrotnej zaczęła się starzeć, a co za tym idzie opóźniać nasz pociąg. Dobrze, że na czas dojechała do domu, gdzie miała zapas Magicznej Wody, bo mogła by umrzeć ze starości...
Jechaliśmy między innymi tędy...

Duża rzecz... umieć włożyć Ochotniczą Straż Pożarną do wódki.
Byliśmy także tutaj...

To zdjęcie, na pierwszy rzut oka, wygląda jakby było nieostre. Nic bardziej mylnego...
Pstrykała je Małgośka_Mówią_Mi, a jak wieść gminna niesie, Ona zawsze robi ostre foty.
To efekt deszczu. Miała to zdjęcie w kieszeni, zaskoczył nas w drodze powrotnej deszcz, no i zdjęcie lekko namokło oraz rozmyło się delikatnie...

Oczywiście w połowie drogi, na szczycie góry świętej, przy dzisiejszej aurze, lizane lodów, to był strzał w dziesiątkę.
Po wylizaniu odechciało nam się modłów i nieznacznie się trzęsąc z zimna... czym prędzej ruszyliśmy bak do hom.
Wybaczcie... odpuszczenie Waszych grzechów załatwię następnym razem.
Jak już wspominałem, zaskoczyły nas przelotne opady małej burzy... ale daliśmy radę.

Ja, na ten przykład, zaadoptowałem foliowy worek leżący na pobliskim polu... po jakimś nawozie chyba był, bo pomimo kąpieli wciąż mnie swędzi tu i ówdzie...
Ubieram myśli w słowa, dreszcze w muzykę, marzenia w pancerz stalowy, a codzienność w nadzieję. Nakładam kolejną warstwę błota na szybę, ślady dłoni zostawiam na szkłach okularów. Wsuwam bose stopy w buty wysokie do kolan, ręce chowam w rękawiczki. Ubieram kobiety w myśli wyuzdane i patrzę gdy obok mnie przechodzą, zrzucając z siebie pelerynę mych fantazji.
Ubieram pustkę w namiastkę uśmiechu, a dni wypełniam oczekiwaniem nocy.
Ciebie ubieram w siebie, zaciskam mocno palce, smutek owijając dłonią. Słowa miłości dopasowuję do kostiumu ironii, niewiary i ozdabiam cynizmem.
Ubieram.
Aktorem pragnąłem być.
Jestem garderobianym.
~
Kategoria 37,73 ^C, Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 82.90 km
w terenie: 45.00 km
ukręciłem: 82.90 km
w terenie: 45.00 km
trwało to:
03:34
ze średnią: 23.24 km/h
Maksiu jechał: 49.40
km/hze średnią: 23.24 km/h
temperatura:
27.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 479 m
kalorie: 3709
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Magia
Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 20.07.2010 | Komentarze 3
~Gdy oczom mym ukazało się dno kubka, co na nim jest napisane, że jogurt, to przyszła mi ochota zrobić sobie podróż w czasie...
Jest w okolicy takie miejsce, w którym bije Magiczne Źródło Młodości. Nie opowiem Wam gdzie, ponieważ a mianowicie uważam, że świat złożony z samych młodzieniaszków byłby nużący. W związku z tym, obrazka owego miejsca też nie pokażę.
Napełniłem bidony ową cudną Wodą i udałem się w słuszną stronę, skręcając czasem tam, gdzie nie powinienem.
Po kilkunastu mgnieniach wiosny dojechałem do parku otaczającego dom starców - foto poniżej.

Napotkałem tam dwie staruszki, jedna poruszała się na wózku elektrycznym, a druga przy pomocy balkonika. Okazało się, że są to siostry bliźniaczki, posiadaczki najniższych PESELI w tej części Europy.
Zapytały mnie o wodę... podałem jednej z nich bidon i rzekłem, żeby używały ostrożnie, bo to Magiczna Woda. Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo... i ochoczo łyknęły.
Po kilku minutach wyglądały tak:

Rzekły, że jadą na tej Wodzie od ponad trzystu lat...
No pięknie, pomyślałem. Zrobię niezłą kasę na tym Źródełku.
Bliźniaczki poprosiły o chwilę, odrzuciły swoje sprzęty w krzaki i pobiegły gdzieś w podskokach. Po chwili wróciły, ciągnąc za sobą trzy biki i jakiegoś starca na noszach. Starca napoiły moją Wodą i już po chwili jechaliśmy we czwórkę. Oczywiście była to ekipa złożona z bardzo młodych i powabnych person...
Dotarliśmy nad wodę przypominającą morze.

Dokładnie to nie wiedziałem, w którym miejscu przypominała, ale jedna z byłych staruszek upierała się, że przypomina... zapytałem więc o owo podobieństwo. Powiedziała, że ma to jakiś związek ze świnką morską. Dalej nie pytałem... te nastolatki to mają czasem poprzewracane w głowach, a gdybym bardzo nalegał, to pewnie okazało by się, że molestuję niepełnoletnie.
Kilka chwil później znaleźliśmy się na moście nad rzeką Kwai. Tam jest takie pole magnetyczne czy też grawitacyjne, że metalowe rzeczy lewitują. Nam zalewitował karbonowy rower... wciąż prześladowała nas Magia.

Udaliśmy się jeszcze do Dziury w Dolomitach. Ponoć włoskich. Jak lody.
Było tam kilka podjazdów i zjazdów. Z przykrością muszę przyznać, że ostatniego nie zjechałem. Nastolatki wypiły mi cały zapas Magicznej Wody, więc jako starzec pozwoliłem się zeżreć strachowi.

Na sam koniec zatrzymaliśmy się przy piekarni, zjedliśmy po bułce ze smakiem i cynamonem oraz namówiliśmy się, że za siedem dni udamy się w miejsce święte, by się poświęcić... czy tak jakoś.
Po czułym pożegnaniu sprytnie udałem się do Magicznego Źródła Młodości, by zabezpieczyć sobie przyszłość. Niestety... źródło okazało się wyschnięte oraz na kartce przyklejonej na pobliskim drzewie oliwnym była napisane, że odeschnięcia nie przewiduje się w przeciągu najbliższych sześciu lat...
Zwykłe wróżki mówią, to co chcesz usłyszeć. Robią to w taki sposób, by cię zadziwić, co nie zmienia faktu, że tego właśnie oczekiwałaś. Czarownice... one mówią o tym, co się wydarzy naprawdę. I bez znaczenia dla nich jest fakt, czy ci się to podoba, czy też nie. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale dobrotliwe oblicza wróżek nic nie znaczą, to czarownice są naprawdę wiarygodne, choć popularność nie jest ich mocną stroną.
~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic
w sumie...
ukręciłem: 76.00 km
w terenie: 70.00 km
ukręciłem: 76.00 km
w terenie: 70.00 km
trwało to:
05:47
ze średnią: 13.14 km/h
Maksiu jechał: 73.40
km/hze średnią: 13.14 km/h
temperatura:
30.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 2086 m
kalorie: 6100
kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:
Salzkammergut Trophy - ścig
Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 19.07.2010 | Komentarze 2
~Dojechaliśmy. Prawie wszyscy, bo Darek, który pojechał na 211 km jeszcze jedzie. Rozpadało się, a on jedzie... tfardziel jest.
Gacek dojechał 7 w kategorii, reszta trochę poniżej :)
To na już tyle...
Pozostałe info (drużynówka) oraz fotki po powrocie do kraju ojczystego...
Czekamy więc na Darka, a później impreza :)
[edit 19.07]
Czas na uzupełnienie i podsumowanie. Dziś będzie z lekką nutką powagi.
Zdjęć chyba więcej nie dodam, nie było na trasie teamowego fotografa, a Sportograf w moim przypadku się nie spisał...
Wyścig, moimi ślicznymi oczyma, wyglądał tak...
Przede wszystkim organizacja. Nie będę wdawał się w szczegóły, opisywał menu na bufetach, pakietów startowych, oznakowania, tłumów kibiców etc... napiszę tylko, że nie sądzę byśmy czegoś takiego mogli doświadczyć na naszych rodzimych trasach. To po prostu organizacyjnie dwa różne światy. Nasza rzeczywistość, to trzeci świat.
Trasa.
To nie był ścig szczególnie trudny technicznie, owszem kilka singli, kilka zjazdów po kamieniach i tyle. Większość to szerokie szutrowe drogi.
Trudnością tego maratonu były przewyższenia, nachylenia, nawierzchnia (to na zjazdach).
Hitem był podjazd (dla większości podejście), o którym już wspominałem. 35% nachylenia. Trudno było się wczołgiwać... choć oczywiści znalazło się kilku kozaków, którzy wjechali. Szacunek.
Większość podjazdów śmiało można określić mianem neverending story :)
Długie, bez chwili wypłaszczenia, trzymające do końca, wymagające odrobiny samozaparcia... dorzucając do tego ponad trzydziestostopniową temperaturę i brak cienia w wielu miejscach, można było się spocić.
Luźna, szutrowa nawierzchnia powodowała, że na zakręconych zjazdach, przy konkretnych prędkościach, były czasem problemy z utrzymaniem się na trasie.
Jednemu się nie udało, ale o tym poniżej...
Wyniki.
Niezłe.
Jak już wspominałem powyżej, Gacek zajął siódme miejsce w kategorii i dwudzieste siódme w generalce, na dystansie 119 km.
Drużynowo zajęliśmy także siódme miejsce na 54 teamy (dystans 119km).
Wyrazy dla Darka W. - przejechał koronny dystans 211 km w czasie 15 godzin i 47 minut (z czego ostatnie 4 godziny w deszczu).

To była dwunasta edycja Salzkammergut Trophy i (o ile się nie mylę) pierwszy raz najwyższe podium, na koronnym dystansie przypadło Polsce.
Tego cudu dokonała Ewelina Ortyl, przejechała 211 km w czasie 14 godzin i 11 minut przy ponad 7000m przewyższeń. Kaski z głów, Panowie!
Dla mnie jest to kosmicznie nieprawdopodobny wyczyn oraz jestem pod ogromnym wrażeniem. W związku z tym uczesałem się, ogoliłem i gdy tylko nadarzy się okazja uścisnę dłoń mistrzyni.
Z racji szybkich, a co za tym idzie niebezpiecznych zjazdów, było na trasie wiele upadków i wypadków.
Niestety, dla jednego z zawodników był to ostatni start :/
Więcej naszych zdjęć można zobaczyć tutaj.
Wszystkie wyniki, klasyfikacje, etc. znajdziecie tutaj.



I trochę impresji...



Tak wyglądała trasa i profil dystansu C (ten, który jechałem) :


a tak dystansu A, czyli 211 km, przy ponad 7000m przewyższeń


Śmierć przychodzi po każdego. Kiedy przyszedł do Morta, zaproponował mu pracę. Kiedy go zapewnił, że bycie martwym nie jest niezbędne, chłopiec się zgodził. Wkrótce jednak odkrył, że romantyczne porywy niełatwo dadzą się pogodzić z terminowaniem u Śmierci.
~
Kategoria Ścig, Ekipą, Daleko stąd, Ścig zagraniczny