Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Wokół Gliwic

Dystans całkowity:44178.87 km (w terenie 20495.57 km; 46.39%)
Czas w ruchu:1998:51
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:199862 m
Maks. tętno maksymalne:195 (124 %)
Maks. tętno średnie:187 (96 %)
Suma kalorii:906649 kcal
Liczba aktywności:795
Średnio na aktywność:55.57 km i 2h 30m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 113.88
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:37
ze średnią: 24.67 km/h
Maksiu jechał: 50.00 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 786 m
kalorie: 1698 kcal
w towarzystwie:

Anja

Sobota, 5 listopada 2016 · dodano: 05.11.2016 | Komentarze 0

~

Bywało, że zauważałem jakąś postać i bardziej czułem niż wiedziałem, że to Ona. Podświadomość moja rejestrowała Jej gesty, sposób w jaki się poruszała, jak poprawiała ręką kosmyki włosów opadające na Jej oczy...
Czasem pisała krótkie wieści tekstowe, gdzieś się pojawiała na kilka chwil, w biegu, przypadkiem.

Była filigranowa, miała długie jasne włosy, ale nigdy nie mogłem dostrzec Jej oczu. A to ciemne okulary je zasłaniały, a to kaptur nasunięty na nie, czasem przemykała w wietrzny dzień i Jej rozwiane włosy były przeszkodą, a czasem pojawiała się po drugiej stronie rzeki i mogłem widzieć tylko sylwetkę.

Przez ostatnie miesiące myśli moje zaplątane spowodowały, że fakt Jej ciągłej obecności odsunąłem gdzieś głęboko. Nie, nie zapomniałem, ale nie zwracałem chyba uwagi, gdy była gdzieś obok.
Spotkałem Ją. Dziś.

Siedziałem w knajpie, na szczycie górki zwanej Anją, przez niektórych Annabergiem. Piłem kawę. Gorzką... gdy weszła Ona. Usiadła przy sąsiednim stoliku, nie zdjęła okularów z ciemnymi szkłami, zamówiła - a jakże - czarną. Rzucałem ukradkowe spojrzenia... odłożyła cukier i przez chwilę robiliśmy to samo.
Nigdy nie byliśmy tak blisko... tak, by dzielił nas tylko oddech, a może nawet niecały. Siedziałem, nie mogąc zdobyć się na żaden ruch, na to by odwrócić głowę w Jej stronę i spojrzeć inaczej niż tylko ukradkiem.
Odezwała się, to chyba oczywiste, pierwsza.

– Wyparłeś się mnie.
Obróciłem się w lewo. Zdjęła okulary.
– Jak masz na imię? – zapytałem i po raz pierwszy spojrzałem Jej w oczy.
– Prawda.




Wracając rozmyślałem... co jest do mnie niepodobne.
Myślałem o tym i o owym, rozpatrywałem nawet historie nieprawdopodobne.
Konkluzja wciąż jest niezmienna - wszystko wskazuje na to, że jestem popierdolony.



~

w sumie...
ukręciłem: 45.16
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:44
ze średnią: 26.05 km/h
Maksiu jechał: 41.00 km/h
temperatura: 5.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 241 m
kalorie: 698 kcal
w towarzystwie:

Miejsca

Piątek, 4 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 0

~

Jedenasta edycja MTB Trophy zbliża się wielkimi krokami. 

Rozpocznie się 15 czerwca roku następnego. Powinniście już ostrzyć klocki hamulcowe.

Bo tegoroczna, jeśli ktoś nie zauważył, już przeminęła oraz zakończyła się. Była bez wątpienia wyjątkowa, a w szczegółach wyglądała tak...




Są miejsca.
To miejsca na Twojej skórze. Te pachnące tak ulotnie, te które smakują jak winogrona i te, które kiedyś dawno temu, gdy byłaś małą dziewczynką, podrapał kot.

Nie oszukuj się, nikt nic nie widzi.



~

w sumie...
ukręciłem: 71.35
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:38
ze średnią: 27.09 km/h
Maksiu jechał: 46.80 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 153 ( 79%)
w górę: 366 m
kalorie: 1248 kcal
w towarzystwie:

Agata

Niedziela, 23 października 2016 · dodano: 24.10.2016 | Komentarze 6

~

Jedna z tych Agat, które sobie cenię, nie żyje już, gdyż albowiem umarła. Jako, że lubię ludzi piszących, pasjami tych, którzy biorąc się za pisanie, znają język swój ojczysty, a uwielbiam zaś tych, którzy przy tym wszystkim mają jeszcze wyczucie własnej śmieszności (wyrazy, Pani Alicjo), to Agatę, co jest oczywiste, polubiłem. Wprawdzie bliżej mi do sir Terrego, ale monotonia ponoć zabija sztukę... a przecież gdy patrzę w lustro, to widzę dzieło owej sztuki i nie lubiłbym, by było w jakikolwiek sposób zabijane.

Agata owa rzekła kiedyś "Pomysły moich powieści kryminalnych znajduję zmywając. Jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi we mnie myśl o zabójstwie."
Jakie to szczęście, dla literatury szczególnie, że nie było wówczas na świecie zmywarek...

Ale. 
To nie tej Agaty kunszt chciałem tego wieczora podziwiać... Christie jakoś tak pojawiła się w mej głowie, tuż po tym, gdy wypowiedziałem na głos owo imię.
Ta, o którą zamierzam się dziś poocierać, nazywa się inaczej i cudnie się rusza, śpiewając. A może na odwrót...

Było tak...
Jako, że żywot mój trąci monogamią (a może monotonią - trudne słowa), to namówiłem się z mocno wąską grupą znajomych, by ukręcić kilka kilometrów wokół miasta mego rodzinnego. Zatem wciąż monogamicznie, bo na rowerze.

Jadąc w kierunku miejsca tajnego spotkania, zauważyłem troje ludków, dziwnie się zachowujących... 



Ciekawość wyssałem z mlekiem matki, wyhamowałem zatem - nie bez strachu - z prędkości dwanaście kilometrów na godzinę i jąłem się przyglądać ich dziwnym ruchom. 



Po chwili, patrząc na to, co robili ci, na pierwszy rzut oka ludzie, ale chyba bardziej kosmici, zupełnie bezwiednie wpadłem w obcy mi rytm i już po kolejnych dwunastu uderzeniach serca, otaczający mnie świat postrzegałem podobnie jak i oni.

Gdy już zakończyliśmy (bo przecież nie mogłem się nie przyłączyć), zaproponowałem im wspólną przejażdżkę wraz z dwoma, może trzema moimi znajomymi, z którymi - jak wspominałem - byłem poumawiany. 
Odparli, że bardzo chętnie oraz zapytali, czy nie miałbym nic na przeciwko, by i oni zaprosili kilku swoich przyjaciół. Wersal taki się nam zrobił, że ojapierdolę... odparłem to, co odpierać w takiej sytuacji należy, czyli że ależ proszę bardzo. Wykonali kilka połączeń z telefonów mobilnych i pojechaliśmy w umówione miejsce. 
Wspomnieli jeszcze, że dostali od wiodącej w branży firmy (może Brembo?), do testowania najnowszy model hamulca magnetyczno kinetycznego z domieszką wielkiej niewiadomej... zalecili bezpieczną odległość, o ile przeszkadza mi swąd spalonej gumy. 
Zachowywałem.
Się także.



Dotarliśmy w umówione miejsce.
Ich i moi bliscy znajomi już czekali...



Trochę wstyd, bo byłem niechlujnie ubrany i nogi miałem zarośnięte. Maskowałem te braki, dość skutecznie, błyskiem w oku. Ruszyliśmy, a ja odnosiłem co kilka kilometrów nieodparte wrażenia, że wciąż przybywa kolarzystów. Nie byłem jedynie pewien czy to ich, czy moi znajomi.










Jako wieść gminna  niesie, ze znajomymi wychodzi się tak sobie (chyba, że na taras)... po kilku kilometrach urwali nas niecnie, pozostawiając na łonie natury oraz pastwę losu.



Łono okazało się być łaskawe, bo a mianowicie ponieważ trafiliśmy do knajpy gdzie serwowali tradycyjna filipińską potrawę -  Buro
Polecam. 



Tuż po tym oblizaliśmy się ze smakiem przyszło nam oblizywać się po raz kolejny. A może nie tyle oblizywać, co obejść się.
Niezmiennie smakiem.

Jakoś tak magicznie i zaraz po tym wyśmienitym posiłku, trafiliśmy do knajpy mrocznej, przepełnionej zapachem siarki oraz z satanistycznymi symbolami na ścianach...
Powiało wprawdzie grozą, ale górę wzięła ciekawość granicząca z... chyba z czymś na kształt podniecenia, a może tylko ciekawości. A może podniecenie ociera się o ciekawość? Nie tak znowu rzadko.



Podeszła kelnerka w zdecydowanie odziana w zdecydowanie szatanistyczne szaty, bo w czarne pończochy i zapytała czy jesteśmy gotowi na słodką pokusę. Życie mam wprawdzie słodkie do wyrzygania, ale panuję przecież nad odruchami zwrotnymi (nad zwieraczami także), odparłem więc, że i owszem. Pozostali także coś tam odparli.
Stanęło na tym, że pani szatanistka przyprowadzi wafelki. Chyba portugalskie, ale mogłem niewyraźnie słyszeć, być tak też mogło, że mówiła o winie czynionym z winogron, co one sobie rosną w dolinie rzeki Douro.

Siedzieliśmy tam i siedzieliśmy, marząc o piekielnym ogniu i rozrywkach, których atrybutami są skórzane wdzianka, szpilki i pejcze... 
Ech.
Tak rozmarzeni udaliśmy się każde w swoją stronę, skądś wiedząc, że kiedyś przecież do tej szatańskiej knajpy powrócimy. Pewnikiem, gdy koncertował tam będzie Behemoth.



Zbierasz wokół siebie ludzi inteligentnych, o specyficznym charakterze, wciąż wspaniałe kobiety, a sam nie jesteś lubiany przez takich jak ja i mi podobnych – z wzajemnością.
Ty – to już wyższy poziom drobnomieszczańskiego cynizmu, ja ciągle jestem na starcie. Małą część problemów życiowych przykrywasz ironią, sarkazmem, czasem uśmiechem. Gdy już kogoś polubisz, to całą duszą, wtedy dopuszczasz go blisko siebie.
Takich małych zarozumialców jak ja depczesz i zabierasz im zabawki.


Agata natomiast, której kołysanie bioder wprawia mnie we właściwy nastrój, to Agathe Iracema, mieszka w Paryżu i śpiewa tak...



~

w sumie...
ukręciłem: 47.10
km
w terenie: 42.00 km
trwało to: 02:14
ze średnią: 21.09 km/h
Maksiu jechał: 33.00 km/h
temperatura: 8.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 174 m
kalorie: 930 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Natalia

Sobota, 22 października 2016 · dodano: 22.10.2016 | Komentarze 4

~

Jesień nastała i nie ma na to rady.
To czas, gdy wszyscy zapierdalają do lasu, robią zdjęcia gnijącym liściom i ekscytują się tym, niczym szesnastolatek pierwszą dmuchaną lalą ze seks szopó.
Przy okazji... dlaczego ośmiu na dziesięciu Polaków pisze sex zamiast seks? 
Sex pisany brzmi chujowo, miejscami wulgarnie, a nawet dresiarsko. Co innego seks... tak pisany jest mocno aksamitny, pachnący nieznanym, delikatnie kosmaty... miejscami nawet obiecujący.
Pisząc, wypowiadajcie go prawidłowo, z szacunkiem. Zapewniam, że nie pozostanie obojętny... może nawet się odwdzięczy, szepcąc nad ranem "stosunkowo udanej nocy życzę".

Wracając do ad remu, znaczy jesieni w sensie, co ona ponoć piękna jest tak, że ojapierdolę... no więc chyba nie jest. Jest prawie tak samo wkurwiająca, jak zima, co zaraz przyjdzie. I już.
Ale... oczywistym jest, że mogę się w tej ocenie mylić - wszak zdarza mi się to nader często. A nawet dwa nadery.
Nic bardziej skutecznie nie rozwiewa (lub potwierdza) wątpliwości, niż dotyk... czasem językiem, innym zaś razem jedyne wzrokiem. Ale jest to o tyle śmiałe, co niezbyt eleganckie... wszak przeciw takiej rozwiązłości obyczajów oraz samemu dotykowi, już na pierwszej randce, Pani J. mogłaby boleśnie dla mnie protestować, czego lubiłbym uniknąć.
Zaprosiłem zatem Specyka, w roli przyzwoitki, na spacer do jesieni właśnie. Jako, że ona ponoć najbardziej w lesie mieszka, to tamże.

Zachwyciłem się tak, że miałem wzwoda bolesnego bardziej niż po ukąszeniu pająka, co jego jad powoduje wzwód długi, więc bolesny (acz z drugiej strony można zaoszczędzić na zakupie niebieskich pigułek).
Gdy już, acz nie bez kłopotów, okiełznałem fizjologię (nie pytajcie o szczegóły), to postanowiłem zrobić cudne zdjęcia tej ponoć przecudnej jesieni...





No zaiste, piękno takie uchwyciłem, że z wrażenia wyjebałem się na szanowne plecy i tak leżałam około dwunastu minet.
Mimo to poproszę tabletki na sen do wiosny... ewentualnie jakąś kosmatą propozycję na przetrwanie (konkurs ofert zamykam o trzeciej nad ranem dnia jutrzejszego).

Szkoda mi czasu, by dalej dywagować o tym dziwnym zjawisku, jakim są zachwyty nad chujwieczym. Przejdę zatem do tematów po stokroć bardziej intrygujących.

Jest taka zmarszczka, nieopodal Istebnej, co się zowie Ochodzita. 
W przeciwieństwie do Wielkiej Raczy (marusia, jak zapisy na Trophy?) z Ochodzitą polubiliśmy się od pierwszego otarcia. Otarcia niby to przypadkowego, delikatnego niczym muśnięcie, zwiewnego nawet... acz zwiastującego mistral na wstępie i burzę po wsze czasy.

Bywało, że w obronie godności panny O. stawali rycerze w odblaskowych zbrojach i z warczącym orężem w ręku. Musiałem z nimi toczyć bój na śmierć i śmierć, z którego uchodziłem z życiem.

Bywało też, że to Ona poddawała się mym rozbuchanym żądzom...


Pewnie trudno w to uwierzyć (a może wręcz przeciwnie), ale dochodziliśmy do granic, których przekroczyć się baliśmy. Wówczas musiałem zwalniać, wręcz hamować jej rozbuchane chucie.
Ostatnie nasze tête-à-tête skończyło się tym, że dojechałem ją na klamkach... w związku z tym byłem mocno rozgrzany ze wskazaniem na tarcze, których nieopatrznie dotknąłem. Nie będzie tajemnicą, że w promocji mam bliznę po oparzeniu (szczęście, że językiem nie dotykałem). 



Ochodzita tak się przejęła moim bólem, że na otarcie łez podarowała mi mocno gangsterski koszul... co by o Niej nie mówić, to nietuzinkowy gust jest jej mocną stroną (w doborze i kompozycji zapachów ze swą skórą także).



Hmm... wspominałem już może, że jesień jest chujowa?


Natalia zaśpiewała coś mocno osobistego. Nie jestem Jej wielkim fanem i może ten song nie zawojuje list przebojów (choć hónołs, hónołs), ale to ważny kawałek jest dla Natalii.
I nie tylko dla Niej.



~

w sumie...
ukręciłem: 48.38
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:41
ze średnią: 28.74 km/h
Maksiu jechał: 48.00 km/h
temperatura: 8.0
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 163 ( 84%)
w górę: 283 m
kalorie: 1014 kcal
w towarzystwie:

Zimo wypierdalaj

Poniedziałek, 17 października 2016 · dodano: 17.10.2016 | Komentarze 3

~

Wprawdzie jeszcze chwila, ale ponoć trzeba dmuchać. 
Na zimnie.
Napisałem petycję na Avaaz... do zimy właśnie. W sensie, żeby była tak uprzejma i się odpierdoliła. Jeśli zbierzemy około mnóstwo podpisów, to zima roz paczy. Czekam tylko, by admini Avaaza zatwierdzili moją petycją i ruszamy. Bądźcie czujni... na feju oraz oglądajcie się czasem za siebie. Dam znać.



Śnieg śnieży nieprzerwanie.
Zima za oknem, zima w słuchawkach, zima w słowach.
Dzień obraca się wokół jednego motywu... miłości. Miłości fizycznej. Dzień obraca się wokół Twojej głowy spotkanej na ulicy. Znasz to uczucie?  
Uczucie pełni bycia, pełni istnienia. Uczucie współistnienia z całym otaczającym Cię światem.

Siedzisz w samochodzie, na miejscu kierowcy, słuchasz radia. Śnieg sielsko anielsko niespiesznie ląduje na szybie. W radiu jedna z piosenek, przy których poprawiasz się w fotelu, unosisz na ułamek sekundy swoje ciało, rozluźniasz sweter przy szyi, gładzisz dłonią czoło. Gładzisz głowę, jakbyś poprawiał włosy, których przecież nie masz. Dotykasz skroni, w których przez ułamek sekundy krew pulsuje mocniej. Przez głowę przepływają myśli, wspomnienia, najprzyjemniejsze jakich dane Ci było doświadczyć. Piosenka, a za nią hotel, piękne stare miasto, kobieta, buty, taniec, pościel wykrochmalona tylko dla was, na noc. Miłość udana tak, że aż głupio Ci przed resztą świata. Tylko na jedną noc wykrochmalone poduszki i kołdra.

Skupiasz się na wspomnieniach, jednocześnie światła na ulicy zmieniają się na zielone i możesz... musisz ruszyć dalej. Piosenka brzmi jeszcze przez chwilę. Czujesz się panem wszechświata przez te trzy minuty z groszami. Łapiesz boga za nogi, łapiesz kobietę za kostki i przyciągasz ją do siebie, ona ospale poddaje się, poddają się jej piersi, brzuch, włosy, ręce, kręgosłup, jakby nie liczyło się nic poza tym momentem tu i teraz, tam i wtedy. Zanim przybliżysz ją do siebie na odległość kilku centymetrów.
Na szybie widzisz śnieg, mijają Cię samochody, w nich współtowarzysze drogi rozmawiają przez telefony komórkowe, jedzą batoniki czekoladowe, przytulają córkę, krzyczą na żonę, rozglądają się na boki, drapią się po nosie. Jesteś częścią tej chwili we wszechświecie i jest Ci w tym współistnieniu cholernie wygodnie.

Zawsze możesz to uczucie opisać i wysłać do mnie krótką wiadomość tekstową.



Masza.
Łączy nas wyjątkowe uczucie. Trudno je nazwać... "miłość" brzmi zbyt trywialnie. Kłopot w tym, że Masza nie chce się do tego uczucia przyznać (bo chyba nie jest tak, że nie wie). 
Hmm... może byłby to dla Niej obciach, cycóś?

Tak czy siak, dzisiaj zakręciłem korbami w towarzystwie słowiańskich rytmów nuconych przez Maszę. Posłuchacie?


~

w sumie...
ukręciłem: 95.39
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:20
ze średnią: 28.62 km/h
Maksiu jechał: 52.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 186 ( 96%)
tętno średnie: 153 ( 79%)
w górę: 507 m
kalorie: 1650 kcal
w towarzystwie:

Misja

Niedziela, 2 października 2016 · dodano: 02.10.2016 | Komentarze 5

~

Kiedyś tam namówiliśmy się na tajną naradę, traf chciał, że odbyła się dziś właśnie. W składzie anonimowym i tak tajnym, że wielce niewłaściwym byłoby, gdybyśmy patrzyli na swe oblicza. W sensie, że swe wzajemnie, bo na swoje każdy mógł spoglądać, choć było to odrobinę skomplikowane. Wybraliśmy zatem patrzenie alternatywne...



To nie była najgorsza z opcji.
Niestety obowiązuje mnie tajemnica służbowa, nie mogę zatem zdradzić omawianych tematów i podjętych decyzji, mogę jednak zapewnić, że nie były one ani proste ani łatwe.

Tak naradzeni, udaliśmy się wypełnić misję. Oczywiście tajną.




By nie rzucać się w oczy, a właściwie nie dać się zauważyć, rolę lokomotywy powierzyliśmy agentowi W. Średnia z siedemdziesięciu kilometrów przekroczyła średnią uzyskaną na rollercoasterze Valravn w Ohio... analitycy potwierdzili, że nikt nas nie widział.




Nie wszyscy agenci byli przygotowani na takie atrakcje... wymyślali zatem różne sposoby, by złapać oddech (i nie mam tu na myśli drugiego oddechu). Na ten przykład wydumali sobie remont dosiadanego złoma. 
Jak widać, niektórzy przejrzeli ten wewnętrzny spisek, czemu dali - za pomocą narządu mowy - wyraz. A nawet kilka wyrazów, z czego sześć nosiło znamiona powszechnie uważanych za obelżywe.




Po kilku uderzeniach serca (a nawet kilkunastu) dołączył do nas wysłannik CBŚ (Centralnej Beczki Śmiechu). Aby dochować wymogu tajności przybysz przybył bez głowy. Lub przebrany za konia. Zdania w kwestii hó is hó są mocno podzielone i wszystko wskazuje na to, że spór będzie możliwy do rozwiązania na sesji wyjazdowej oraz w towarzystwie oberagenta specjalizującego się w rozwiązywaniu języków - Jacka D.

Minęła godzina (bardziej dwie), gdy w składzie mocno już słusznym oraz obfitującym w osobowości, wypełniliśmy powierzoną nam misję. Gdy tylko archiwa zostaną odtajnione, to powrócę do tematu i opowiem o szczegółach dzisiejszych naszych działań.

Mógłbym, a nawet powinienem zakończyć to story w tym właśnie miejscu... ale w drodze powrotnej do tajnej bazy spotkała nas miła przygoda, całkiem już nie tajna. 
Jadąc już zupełnie niespiesznie oraz bez kilku agentów, którzy oddalili się chwile wcześniej, a także bez wysłannika CBŚ przebranego za konia (ponoć jest wrażliwy i nie odpowiadał mu nasz język), wjechaliśmy w serce zawodów rozgrywanych na rowerach pościgowych, a zwanych siódemkami (nikt nie wie, po co taka nazwa).
Cóż było robić - wygraliśmy. 

Agent J. zdobył, jak widać, pierwsze miejsce ...



Agentka A., jak również widać, była tuż za nim...



Pozostali agenci pozostali w cieniu.
Kolarzyści stający na stracie owych zawodów byli chyba z łapanki, jeśli zupełnie nieprzygotowani i przypadkowi agenci wklepali im bez większego problemu. 

W związku z tym M. zadedykowała nam utwór muzyczny zwany piosenką.
Wykonał go, w wersji mocno wyjątkowej gdyż albowiem piano, zespół pieśni i tańca Rammstein.


~

w sumie...
ukręciłem: 54.69
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:50
ze średnią: 19.30 km/h
Maksiu jechał: 35.00 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 146 ( 75%)
tętno średnie: 117 ( 60%)
w górę: 227 m
kalorie: 704 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Buffem robienie

Środa, 28 września 2016 · dodano: 28.09.2016 | Komentarze 7

~

Buffy (swojsko kominami zwane) ludzie nabywają, czasem dostają w prezencie, pakiecie startowym, czy innej promocji... i nie widzą co z nimi czynić. 
Wyszliśmy Waszej potrzebie na przeciw oraz znienacka i przygotowaliśmy zatem, wraz z moim ulubionym krasnalem ogrodowym, krótki kurs robienia buffem.

Po pierwsze z buffa można zrobić zwykłą bandanę:




Po wtóre można zrobić bandanę w wersji kepi (moja ulubiona wersja). Ta opcja chroni kark przed nadmiernym nasłonecznieniem:




Da się też z buffa zrobić patriotyczne nakrycie głowy (oraz twarzy). W tej wersji możecie 11 listopada wyrywać kostkę brukową i ciskać nią w komuchów, zdrajców ojczyzny, pedałów, kodowców, emigrantów, a także w przypadkowych ludzi (wszak nikt nie jest bez winy). 


Możecie także zorganizować napad na pobliski warzywniak albo zostać czynnym fanem piłki kopanej, zwanym do niedawna kibolem, a od jakiegoś czasu młodym patriotą:




Jest także możliwość takiego wywijania buffem, by stać się Rambo:



Uwaga, teraz będzie wersja najtrudniejsza, zwana disco. Gdy, po żmudnych treningach, uda się wam osiągnąć siedemnasty dan w robieniu buffem i zrobicie go taj, jak poniżej, to znak, że możecie udać się do pobliskiej dyskoteki i na pewno wasze tam brylowanie nie przejdzie bez echa.



Jest jeszcze kilka innych opcji wywijania buffem - czapka czy też szalik albo piżama. Nie prezentujemy ich, nie chcemy sprawić byście zniechęcili się, zanim opanujecie podstawy. 
Zatem ćwiczcie, śljcie zdjęcia wraz z opisami tego, jak dochodziliście do perfekcji. Najciekawsze prace nagrodzimy modlitwą.


A także, chciałbym się przyznać... podczas ostatniego ścigu w Ludwikach woziłem się kole, na co mam dowody. Przyznaję się zanim sprawa stanie się publiczna.
Oto wspomniane dowody. Niezbite, niepodważalne, a także kolorowe...




~


w sumie...
ukręciłem: 63.83
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:08
ze średnią: 29.92 km/h
Maksiu jechał: 51.00 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 347 m
kalorie: 971 kcal
w towarzystwie:

Kot w stanie czystym

Wtorek, 27 września 2016 · dodano: 27.09.2016 | Komentarze 7

~

Lat temu nie pamiętam ile, erę psią (która też była miła) wyparła miejscowa wiosna ludów, a właściwie kotów. 


Pierwsza wprowadziła się Domino, ksywa Dominika. Po latach okazało się, że została bezdyskusyjną rezydentką. Domino niepodzielnie dzieli i rządzi do dziś.


____________________________________



Jako drugi zameldował się Antek, ksywa Antonio Banderas. Był przyjazny... wtedy, gdy chciał. Był zatem wzorcem kota w stanie czystym. Niestety, pewnego dnia przyszedł Pan Śmierć i Antonio odszedł w Jego towarzystwie. 


____________________________________



Gdy już wypaliły się znicze na grobowcu Antka, do drzwi zapukała Maja. Była kotem niezwykle miękkim, mocno przyjaznym, warkotała jak żaden inny oraz potrafiła się przytulać mocno magicznie. 
Niestety, po nią także, znienacka, zgłosił się Ponury Żniwiarz... wprawdzie próbowałem negocjować, rozmowy trwały ponad tydzień, ale siła mych argumentów okazała się być niewystarczająca. 
Wszak nie jest tajemnicą, że Poza Mortem nikt inny nie dogadał się z tą przerażającą personą.


____________________________________



To był trudny czas, w końcu spadła ostatnia łza po odejściu Majki i jej ulubiony fotel zajęła Saga. Imię swe zawdzięcza urokowi osobliwemu Sagi Norén, zatem ksywy się nie dorobiła - zbyt lubię pierwowzór, by w tym przypadku przezwiskami się posługiwać. Saga, jak się po kilku miesiącach okazało, miała tak ustawione priorytety oraz wymyślone plany życiowe, że mocno kolidowały ze sposobem na życie preferowanym przez Domino. Panie musiały się rozstać. Saga ma się dobrze i wiedzie szczęśliwy koci żywot kilka kilometrów stąd, a postać w czarnym kapturze tymczasem się o nią nie upomina.


____________________________________



Do jeszcze ciepłego koja po Sadze wprowadziła się Burza vel Bohema. Niby jest kotem, ale czasem wydaje się, że trochę lisem. Będąc kotem młodym, czyli ciekawym świata, nie dawała spokoju Domino, która z racji wieku już podeszłego, realizowała się leżąc na parapecie, a każdą propozycję Bohemy na zmianę planów kwitowała prychaniem. 


____________________________________



W związku z tym impasem, nie pozostało mi nic innego, jak tylko zapewnić spokój Dominice. Spokój jest czarny i zwie się Wanilia, dla przyjaciół Wanilka.


____________________________________



Szefowa powróciła do ulubionego zajęcia, czyli leżenia, pachnięcia oraz czasem dostojnego kroczenia, a dwie młode przyjaciółki, wspólnymi siłami, remontują kolejne pokoje. Zazwyczaj są to trzy ostre tercje na dobę z przerwami na wypoczynek i konsumpcję.


____________________________________



Dziś, ukręcając jakąś niewielką pętelkę wokół miasta, znalazłem wychudzonego kota, który patrząc w me oczy był uprzejmy namówić mnie, bym go przygarnął.
Co ochoczo uczyniłem... 

A imię jego Behemoth.
Będzie im we czwórkę raźniej.

~


w sumie...
ukręciłem: 51.19
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 02:29
ze średnią: 20.61 km/h
Maksiu jechał: 33.00 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 161 ( 83%)
tętno średnie: 128 ( 66%)
w górę: 188 m
kalorie: 795 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

#czarnyprotest

Czwartek, 22 września 2016 · dodano: 22.09.2016 | Komentarze 16

~

Dziś w okrągłym budynku czytano projekt barbarzyńskiej ustawy wymierzonej przede wszystkim w kobiety. Ustawy wydumanej przez psychopatów uzurpujących sobie prawo do władania nie swoimi macicami.

Pozwoliliśmy oszustom w sukienkach, by indoktrynowały dzieciaki już od przedszkola... i tym oto sposobem urosło pokolenie w miarę młodych ludzi, którym dranie spod znaku krzyża tak namieszali we łbach, że mamy w kraju obecnie całe rzesze Godków, popierających tę hucpę.



A tymczasem watykańscy oszuści w opływających złotem świątyniach, trzepiący potajemnie kapucyna lub dymający małych chłopców, za nic mają prawdę, godność człowieka, obca jest im empatia i wszystko to, co czyni z nas ludzi. Ludzi przez duże el. Patologiczni psychole z Wiejskiej zamierzają urządzić nam, a szczególnie kobietom, piekło w środku dwudziestopierwszowiecznej Europy.

Wszystko to w imię jakiegoś nieistniejącego bożka, zabobonu, kasy i chuj raczy wiedzieć czego jeszcze... wszak za myśleniem psychola trudno nadążyć.
Witamy w Polsce.


Mam też dobre wieści - są jeszcze na tym łez padole ludzie wiedzący, co to jest empatia, szanujący innych ludzi, zwierzęta i planetę, po której przyszło nam przez chwilę stąpać. Jednym z nich jest Dominik...


Iza przesłuchała Dominika na okoliczność...

Przeczytajcie - to nie jest wywiad o kolarstwie, treningu oraz tym wszystkim, o czym czytaliście już setki razu. Dominik opowiedział Izie o czymś ważniejszym.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 72.43
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:33
ze średnią: 28.40 km/h
Maksiu jechał: 52.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 172 ( 89%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 503 m
kalorie: 955 kcal
w towarzystwie:

20K Ultratrail

Wtorek, 20 września 2016 · dodano: 20.09.2016 | Komentarze 1





Mistrzem świata w hecach ekstremalnych jest Jeb Colriss... ale z racji, że On chyba nie startuje na rowerze (być tak może, że z powodu, iż nie ma czasu), to wspomnę o tych ekstremistach, których znam.
Przyszli mi Oni dziś na myśl, bo ponieważ zawsze gdy ujrzę krasnala ogrodowego, który robi za bozię, to myśli me biegną ku TomkowiMironowi.
Znacie ich (nie? eee... poważnie?), zatem wiecie, że to najsmakowitsza para ministrantów w tej części Europy.




W tym duecie, weteranem wyczynów wyjebanych w kosmos jest Tomek... wspomnę tylko, że jest po wielokroć finiszerem Iron BIke. Więcej nie będę wspominał, bo niechcemisie.
Mirek stawia pierwsze swe kroki w konkurencji "ścigi takie, że ojapierdolę". W tym rocku nasi zacni fani Jezuska wydumali, że objadą 20K Ultratrail.

W ramach rozgrzewki przejechali MB Race w wersji 140 km przy 7000 metrach w górę, by tydzień później stanąć na starcie wspomnianego już wyzwania 20K...

Formuła tego ścigu jest prosta oraz w skrócie taka, że składa się on z jednego etapu - 700 km i 20 000 metrów w pionie, zakazane jest wsparcie z zewnątrz (można korzystać jedynie z tego, co się ma lub zdobędzie / kupi po drodze), trasa nie jest oznakowana, a czas biegnie od momentu startu i nigdy się nie zatrzymuje (włączenie pomiaru czasu w Pinerolo u podnóża Alp, zatrzymanie na plaży miasteczka Ventimiglia).




Dojechali na piątym i szóstym miejscu... zajęło im to cztery dni, dwie godziny i trzydzieści minut.
Kilka dni temu, odbyła się premiera filmu z nimi w rolach głównych. Pokaz przedpremierowy zaszczyciło więcej ludzi, niźli pokaz filmu o brawurowo pilotowanym samolocie, który odbył się w Teatrze Wielkim. Miejsce owej premiery może być początkiem nowej świeckiej tradycji... filmy będą wyświetlane w teatrach, a aktorzy będą grali sztuki w multipleksach.

Szanowne Panie, zacni Panowie, zapraszam na seans.
 


~