Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:24281.24 km (w terenie 8059.20 km; 33.19%)
Czas w ruchu:1045:37
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:99514 m
Maks. tętno maksymalne:193 (100 %)
Maks. tętno średnie:174 (90 %)
Suma kalorii:515314 kcal
Liczba aktywności:490
Średnio na aktywność:49.55 km i 2h 08m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 39.78
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 01:50
ze średnią: 21.70 km/h
Maksiu jechał: 42.50 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 156 ( 80%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 179 m
kalorie: 1376 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Przecudnej urody piersi Renaty Dancewicz...

Niedziela, 19 września 2010 · dodano: 19.09.2010 | Komentarze 3

~

Taaaa... swego czasu były to najpiękniejsze piersi w tej części Europy, ale cóż... od tamtych chwil postarzałem się o kilka kilogramów. Renata ponoć ma się dobrze...

Jako, że zdrów całkiem nie jestem, to dałem się zaprosić na obiad ciepły, jednodaniowy, obfitujący w białko.
Sponsorem był Żółty. Ten sam, który zaspał ostatnio i nie pojechał do Ustronia. Ten obiad, to taka rekompensata miała być z jego strony.





Tyle, że Żółty chyba się poślizgnął wychodząc spod prysznica i nieźle się jebnął w łeb (proszę wybaczyć, że użyłem słowa 'łeb').
Kazał mi żreć kasztany... no przepraszam, nie jadam słodyczy przed zachodem słońca.



Zostawiłem Żółtego na pastwę Losu i udałem się na poszukiwanie obiadu obfitującego...



Wstępnie znalazłem lustro, zrobiłem mu zdjęcie. To było dość niezwykłe lustro... patrzyłem w nie i patrzyłem, trwało to dobre kilkanaście minut i nie mogłem dostrzec, bym mrugał. Hmm... albo lustro krzywe, albo coś nie halo z moimi, błękitnie ślicznymi oczami...



Po chwili przyniesiono obiad obfitujący w...
I tym oto sposobem Żółty powrócił, niczym syn marnotrawny. Obiecał, że nie będzie więcej proponował kasztanów do żarcia, nie będzie zasypiał do Ustronia oraz nie będzie używał wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe.
Howk!



- Potrzebuję mocnego nałogu, albo dobrego psychiatry.
- Przyjdź i weź. Mnie. Będziesz miał jedno i drugie. Obwiązać się wstążeczką czy niekoniecznie?
- Niekoniecznie.


~

w sumie...
ukręciłem: 59.49
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 02:43
ze średnią: 21.90 km/h
Maksiu jechał: 37.50 km/h
temperatura: 19.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 299 m
kalorie: 1983 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Sezon na...

Poniedziałek, 13 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 4

~

Sezon na kasztany uważam za rostwarty...
Z każdej jazdy należy przyprowadzić do domu kasztana. Przed wielkim śniegiem uzbiera się całkiem niemałe stado kasztanów. Po co to wszystko?



Ano po to, że gdy a mianowicie spadnie śnieg, to należy nadal ofkoz jeździć, ale kasztany trzeba przewozić w odwrotnym kierunku.
Do lasu.
I dokarmiać nimi napotkane dzikie zwierza.
I już.



I niby nic, poza napotkaniem kasztana, się nie wydarzyło... choć nie tak do końca...
W pewnej chwili przekroczyłem Rubikon po moście drewnianym, wjechałem w dziewicze dla mnie okolice... nadziwić się nie mogłem widokom wspaniałym.



Na ten przykład takie baobaby podobne do choinek rosną tuż obok szlaku kolejowego do Hogwartu.
Zachwyciłem się o około dwanaście procent bardziej, aniżeli zazwyczaj się zachwycam i...



...ledwo uszedłem ze swym, jakże cennym, życiem. A mianowicie rzucił się na mnie z Nienacka wąż ogromny. Moim zdaniem to była albo anakonda albo boa udusiciel. Kolega mówi, że to wąż strażacki, ale chyba nie ma racji. Strażacki nie pokazywałby języka.
Tak czy siak... najadłem się strachu oraz batonika Lion.



- Przekonaj mnie, że powinnam...
- Budzisz się rano obok faceta, którego kochasz, przytulasz go, pijesz z nim kakao, wychodząc całujesz przelotnie, a wieczorem jakiś dupek wypisuje twój akt zgonu.
- Nie udało ci się. No może trochę...


~

w sumie...
ukręciłem: 14.26
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:37
ze średnią: 23.12 km/h
Maksiu jechał: 45.20 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 85 m
kalorie: 507 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Na żel

Sobota, 4 września 2010 · dodano: 04.09.2010 | Komentarze 3

~

Kupiłem sobie w kiosku na rogu takie kolorowe czasopismo o modzie, nowych tryndach oraz z dział porad sercowych także tam funkcjonuje. Zaprawdę powiadam Wam, pasjonująca to lektura.
Było tam między innymi napisane, że włosy to koniecznie na żel.
Zapuściłem sobie w inetrnacie gógjela i zapytałem on, gdzie tu w pobliżu można nabyć żel i żeby tanio było.
Wskazał mi brudnym paluchem taką jedną hurtownię.

Pojechałem.
Poniższe fotki są ostatnimi przed smutnym zdarzeniem... aparat do robienie zdjęć był mi się z wysunął z mej zacnej dłoni, uderzył się w obiektyw i podziękował za dotychczasową współpracę...





Dotarłem do hurtowni, a tam Pan z przerośniętymi mięśniami zapytał o jakim chcę smaku. Smaku??? Może tryndy takie są, a ja nie doczytałem?
Wybrałem o smaku black currant.

Po dotarciu do backhom wykręciłem śrubki w spsótym aparacie oraz po popatrzeniu do środka, spakowałem wszystkie części do woreczka i udałem się do Michała.
Michał to taki magik jest, co się na tym zna i ponaprawiał aparata.
Niestety, kolejne zdjęcie będą się ukazywały.

A żel?
Jakiś krzywy, nałożyłem na głowę i... wcale nic a nic włosy nie sterczą.
Może dlatego, że nie cierpię z powodu ich nadmiaru, a może dlatego, iż a mianowicie na opakowaniu z żelem jest napisane Power Bar i skład jakiś taki dziwny... mało kosmetyczny.


Więcej bajek nasłuchałem się od kolegi, który jest mi winien pieniądze, niż przez całe dzieciństwo.

~

w sumie...
ukręciłem: 88.70
km
w terenie: 85.00 km
trwało to: 03:57
ze średnią: 22.46 km/h
Maksiu jechał: 41.80 km/h
temperatura: 24.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 155 ( 80%)
w górę: 361 m
kalorie: 4186 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Kamień pełen magii

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 23.08.2010 | Komentarze 4

~

Dobry wieczór.
Tak od strony treningowo, sportowo, formowo, maratonowej... to jestem w głębokiej, ciemnej dópje (jak rzekł był kiedyś Tomek). Trochę chorowałem, trochę padało, trochę bałem się sam jeździć... a w sobotę, w GG startuje jeden z trzech ścigów (organizowany przez GG), na których mi w tym sezonie szczególnie zależy... cóż, nałykam się prochów, nawdycham tego czegoś dla astmatyków, a do bidonu wleję EPO i jakoś może dojadę...



Biorąc to wszystko pod uwagę postanowiłem, że dzisiejsze kręcenie będzie kamieniem milowym albo na szaniec. Z racji, że szańców nie napotkałem, a ujechałem milę albo i kilka, to wybrałem jednak, że milowy... co widać na obrazku.
Okazało się, że to jest lekko zaczarowany kamień. Jak mówi miejscowa legenda, kamienia dotknąć należy wargą górną, co tez uczyniłem. Nagle błysk, nagle trzask, huk, dym... widzę ciemność...
When the smoke is going down, to okazało się, że znalazłem się w jakimś nieznanym mi miejscu... o tutaj:



Przerażony nie na żarty (miałem batonika, po chwili byłem już nażarty), rozejrzałem się wokół... żadnych punktów informacyjnych, drogowskazów, przechodniów... no świetnie, a o 14:26 byłem umówiony w McDonald's na szejka czekoladowego.
Mech zawsze obrasta drzewa po północnej stronie, w związku z tym obrałem kierunek mniej więcej właściwy.



Po kilkunastu minetach dotarłem do jeziora. Tak się zapatrzyłem w jego taflę oraz toń, że o mały włos, a wpadłbym tam z kretesem i w butach marki DMT.
Dobrze, że Szkot ma zainstalowany najnowszy model hamowania z ABS, EGR, ASR, ESP oraz poduszkę na powietrze także posiada.
Uff... zatrzymałem się.



Tafla była łudząco podobna do Jeziora Szczęścia, Oceanu Samotności.
Wyłowiłem z wody blisko przepływającą butelkę z listem w środku. List był bardzo osobisty, więc nie zacytuje go w całości. We fragmencie także nie. Zeznam tylko, iż stało w nim czarne na wyblakłym, że w tym jeziorze mieszkają nimfomanki, czy też nimfy... nie pamiętam dokładnie, ale zapragnąłem.
W sensie spotkać taką i zapytać czy nie ma ochoty. By mi drogę wskazać. Wołałem, śpiewałem, podskakiwałem, obnażałem się, tańczyłem... nic. Żadna nimfetka się z czeluści nie wyłoniła. Jakaś ściema z tym listem chyba... pomyślałem.



Ale... nagle coś się zjawiło. I to ma być nimfomanka? To szadoł jakiś nieprzyjazny człowiekowi... i przepraszam cię, ale wyciągnął rękę po gumę szkocką. Wyrwałem mu ją z szadołskich łap i ewakułowałem się w trybie awaryjnym.

Sam nie wiem jak... pewnie poganiany strachem i czując oddech szadołsa na mych zacnych plecach... po kilku chwilach znalazłem się na drodze znajomej, prowadzącej do knajpy także znajomej.



W knajpie owej napotkałem znajomych mi znajomych. Opowiedziałem im tę mrożącą krew w żyłach (i w bankach krwi także) historię. Okazało się, że oni również wargami górnymi dotykali magicznego kamienia... i zrobił się lekki kwas... stali się bliźniętami syjamskimi. Zrośnięci są ramionami.
Morał z tej historii jest dość oczywisty... szanujcie swe wargi. Górne.


Człowiek rodzi się z dwiema nieuleczalnymi chorobami. Z życiem, które kończy się śmiercią oraz z nadzieją, że śmierć nie jest końcem.

93

w sumie...
ukręciłem: 28.50
km
w terenie: 5.00 km
trwało to: 01:10
ze średnią: 24.43 km/h
Maksiu jechał: 42.50 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 161 ( 83%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: 152 m
kalorie: 1069 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Strach ma czerwone oczy

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · dodano: 16.08.2010 | Komentarze 1

~

Niebo doświadczyło rozbłysku pierwszej, długo wyczekiwanej gwiazdy. Czas na wigilijną wieczerzę. Zasiadła przy elegancko zastawionym stole. Zastawionym dla dwojga. Miejsce przy kierowcy było dla niej, to drugie dla nieoczekiwanego gościa. Nieoczekiwany tym razem się nie zjawił. Podobnie, jak rok temu, dwa lata temu i dziesięć lat temu...
Jaki ma to związek z dzisiejszymi wydarzeniami? Na pozór nie ma. Po bliższym się przyjrzeniu także nie ma.

Dzień zaczął się prawie (prawie, bo dzisiejszy miał nazbyt wiele czerwonych akcentów) jak zwykle... jogurt, kaszanka, miód, boczek, a do tego czerwone wino Bieszczady rocznik 'tydzień temu'.
Wtem usłyszałem pukanie listonosza. Skąd wiedziałem, że to listonosz? Pukał dwa razy. Do drzwi.
Otrzymałem paczkę od czerwonego brata (albo i siostry) z tajwańskiej kopalni zegarków. W środku były czerwone biżuty dla Szkota.





Ubrałem mu te świcidełka i z rozwianym włosem ruszyliśmy w nieznane oraz na spotkanie przygody.
Nieznane okazało się być na trzecim piętrze. Tam nas aresztowano, skuto, przyczesano rozwiany włos oraz poddano eksperymentom przeplatając je torturami dość wyszukanymi.



Wszczepiono mi czipa i kilka par nanorobotów. Teraz będę pod stałą kontrolą oraz obserwowane będzie moje wnętrze, skąd innąd bogate dość. Myślę, że te nanoroboty zaprowadzą mnie kiedyś do Tworek, gdzie spotkam prezesa pewnego ugrupowania politycznego, który miewa podobne przypadłości...



Po wszczepionkach poddano mnie torturom na łożu madejowym w wersji współczesnej, oczywiście z czerwonymi akcentami. Nie ma takich słów na świecie, bym mógł opisać katusze, które stały się moim udziałem.



Z racji tego, że krzesło elektryczne jest passe, posadzono me umęczone ciało i wycieńczoną duszę na rower elektryczny, tak ostatnio modny wśród czołowych kolarzy turowych. Ledwom uszedł ze swym, jakże cennym, życiem...

...jednak ostatkiem sił, rzutem na taśmę wyrwałem się z objęć czerwonemu smokowi i uciekłem wraz ze Szkotem precz daleko. Ale to nie koniec sensacyjnych splotów wydarzeń...

Ni stąd ni zowąd dopadły nas przelotne opady burzy połączone z przelotnym oberwaniem chmury. Ja to sobie myślę, że ci ze wschodu coś manipulują przy pogodzie, jeśli potrafią zrobić mgłę i wulkan ożywić, to co? Chmury nie potrafią oberwać? Potrafią, a jakże!



Wsunęliśmy się więc ze Szkotem do przytulnego... ciemnoczerwonego, wyścigowego Tico i w ten oto sposób wyrwaliśmy się wrogowi z łap, docierając na z góry upatrzone pozycje.
Cóż... dzień, jak co dzień.


Jest jeszcze jeden świat, wirujący wewnątrz tego, w którym żyjemy.

~

w sumie...
ukręciłem: 55.20
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:24
ze średnią: 23.00 km/h
Maksiu jechał: 39.20 km/h
temperatura: 26.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 173 m
kalorie: 2182 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Wieża radości, wieża samotności

Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 21.07.2010 | Komentarze 11



Jest taka wieża, na czubku której siedzi sobie człowieczek i patrzy w dal. Płacą mu za to.
Jest tam sam. Taki sobie ma spokój. Święty.
Szczęściarz.


Ja robię swoje i ty robisz swoje, ja nie jestem na świecie po to, żeby spełniać twoje oczekiwania, a ty nie masz obowiązku spełniania moich oczekiwań.
Ty jesteś ty, a ja jestem ja.
Jeśli się spotkamy - to wspaniale, jeśli nie - to trudno.


~

w sumie...
ukręciłem: 46.90
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 02:05
ze średnią: 22.51 km/h
Maksiu jechał: 35.30 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 171 ( 88%)
tętno średnie: 136 ( 70%)
w górę: 180 m
kalorie: 2118 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Obrazki

Środa, 7 lipca 2010 · dodano: 07.07.2010 | Komentarze 0

~

Obrazek.

Spróbujcie głośno wypowiedzieć to słowo, wymawiając 'r' kydryńsczyzną.
Prawda, że brzmi tak, że mmniam...
Dziś z obrazków, będzie tylko ten głośno wypowiedziany. Ot, taka promocja.

Wśród ludzi, z którymi czasem jeżdżę, trwa jakaś nienazwana rywalizacja. Jest taki pewien odcinek, który każdy stara się przejechać w jak najkrótszym czasie. Napinają się okrutnie, po czym rozprawiają o tych rekordach nie raz i nie dwa.
No to dziś ja się napiąłem. Ujechałem to w 37,07 minety.
Nie mam pojęcia, czy to dobrze czy źle. Next tajm posłucham uważniej, gdy będą o tym mówić. Wsłucham się szczególnie w ten fragment, gdy będą mówić o swoich czasach. Zobaczymy, może nie będę taki znów ostatni...


Irréversible
Le temps détruit tout.


~

w sumie...
ukręciłem: 81.40
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 03:25
ze średnią: 23.82 km/h
Maksiu jechał: 41.70 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 167 ( 86%)
tętno średnie: 141 ( 73%)
w górę: 356 m
kalorie: 2136 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Czerwone sutki Aurory

Piątek, 2 lipca 2010 · dodano: 02.07.2010 | Komentarze 4

~



Nie żebym był, lub miał się stać paranoikiem, ale... ja jeszcze o obcych.
Jechałem sobie tędy, później skręciłem w lewo, na następnym rozjeździe lekko w lewo i dojechałem do rzeczki, jakiejś tam...
Zawsze był tu most, taki stary, drewniany. Dziś go nie było, byli za to panowie oraz dźwig. Wspólnymi siłami rozbierali most, dokładniej to kończyli, bo z mostu zostały tylko filary.
Zapytałem, gdzie tu najbliżej można przejechać przez rzeczkę. Jeden z nich rzekł był: "Nie wiem, my tu jesteśmy Obcy'.
Ujawnił się przypadkiem. Chciałem zrobić zdjęcie nie_mostowi, ale po takim dictum czym prędzej oddaliłem się... a nuż mnie zechcą porwać na pokład jakiegoś statku i będą na mnie eksperymenty jakieś ćwiczyć... to ja dziękuję, ale się spieszę.

Znalazłem kolejny most, jeszcze cały, przeprawiłem się i po kilku kilometrach spotkałem...



...no właśnie, nie dajcie się zwieść pozorom.
To nie konie, to nawet nie są nosorożce.
To są także Obcy, dla niepoznaki przebrani za Świadków Jehowy...
Dałem sobie dziś uroczyste słowo horroru, że stąd do jesieni nie spotkam już żadnego Aliena ani Nostromo.
Będę unikał.

Zastanawiacie się skąd taki tytuł notki?
Nie mam pojęcia, ale nieźle brzmi.

Wszyscy skrytobójcy mają w pokojach lustra, w których mogą się widzieć od stóp do głów. Byłoby dla człowieka straszliwą obrazą, gdyby został zabity przez kogoś nieodpowiednio ubranego.

~

w sumie...
ukręciłem: 107.10
km
w terenie: 70.00 km
trwało to: 04:43
ze średnią: 22.71 km/h
Maksiu jechał: 54.90 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 172 ( 89%)
tętno średnie: 137 ( 70%)
w górę: 782 m
kalorie: 3286 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Głos

Czwartek, 10 czerwca 2010 · dodano: 10.06.2010 | Komentarze 2

~

Gdy rano otwarłem oczy swe śliczne, nic nie zapowiadało tego, co nastąpiło później...
Umyłem ząb, nakarmiłem się i postanowiłem spędzić cały dzień w hamaku. Już, już dochodziłem, do hamaka w sensie, aż nagle usłyszałem Głos...
Nakazał mi ogolić ciało i udać się do Góry Świętej Anny. Tak też uczyniłem, nie będę przecież wadził się z Głosem.



Dotarliśmy wraz z Głosem (nie opuszczał mnie skubany) do wspomnianego miejsca świętego.



Głos nakazał, bym się za Was wszystkich pomodlił. Tak, tak, za Ciebie też.. no co się tak gapisz?
Wszedłem więc do świątyni, a Głos w tym czasie pilnował bika. W świątyni zacząłem wznosić modły oraz odprawiać inne gusła. Ale chyba zbyt głośno zawodziłem, albo nie należało tańczyć wokół czegoś, co przypominało totem... dość, że przyszło dwóch facetów ubranych w sukienki (transy, pomyślałem) i poprosili bym sobie poszedł precz, bo nie dość, że tańczę i śpiewam, to jeszcze ich zdaniem jestem niestosownie ubrany. No sorry... a oni w sukienkach, to bardzo stosownie pfff.

Chciałem coś powiedzieć.. zacząłem grzecznie od 'proszę Panów', ale jeden z nich przerwał mi w pół zdania i rzekł, że oni nie są panowie. No jasne, teraz to już na bank skumałem, że transy.
Nie to nie, odszedłem stamtąd i podziękowałem Głosowi za taki gry plan... miałem się pomodlić i kicha. Głos jak to On... wzruszył ramionami i rzekł, że w takim razie jedźmy się napić.

Pojechaliśmy, ale jak widać na poniższym obrazku było nieczynne z powodu, że zamknięte. Wróciłem bak do hom, Głosa nie wpuściłem. Jutro w planie mam hamak.



Człowiek, jako jedyne zwierzę na tym świecie, żyje z nieustającą świadomością śmierci. Wie, że skończy w krematorium lub zeżrą go białe robaki. Stąd, by umilić sobie czekanie, do łba przychodzą mu różne pomysły na zdyskredytowanie Pana Śmierć. Żarty, obrazy, teksty utworów muzycznych zwanych piosenkami, sztuki na deskach teatrów wszelakich wystawiane i tym podobne hece, ukazujące śmierć w krzywym zwierciadle. Wymyślił nawet sobie człowiek zabawę we własny pogrzeb. Ale szczytem było wymyślenie religii. Z Bozią w roli głównej lub innym Allachem. Człowiek, jako jedyne zwierzę ma taki dziwny wynalazek, jak religia. Strach popycha go w jej ramiona. Szeroko otwarte ramiona.
Gdyby ów człowiek, w związku z ową świadomością, myślał o owej śmierci bez ustanku, to mógłby zwrariować. Tako rzeczą mędrcy.


~
Kategoria 37,73 ^C, Samotnie


w sumie...
ukręciłem: 61.70
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 02:55
ze średnią: 21.15 km/h
Maksiu jechał: 41.80 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 287 m
kalorie: 1995 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Admnistrowanie.com

Piątek, 28 maja 2010 · dodano: 28.05.2010 | Komentarze 4

Opowieść krew w żyłach mrożąca... w kilku aktach lub też odsłonach, jak kto woli.

Dzisiejszy ranek nie różniłby się niczym od wielu podobnych poranków, które dane mi było przeżyć, gdyby nie...

Administrator administrujący serwisem, w którym wiszą obrazki był uprzejmy usunąć moje fotki, które widać w poprzednim wpisie. Rzekł był, że te zdjęcia to nie są zdjęcia i już.
Taki kawalarz.

Oczywiście, że obśmiałem się po same pachy, ma człowiek poczucie humoru, a co najważniejsze, potrafi rozbawić bliźnich.
W przerwie pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu powiesiłem w opisywanym serwisie skriny maili, w których stało czarno na białym, że zdjęcia to nie zdjęcia.
No to Administrator stanął na wysokości zadania i zawiesił mi konto.
Com się uśmiał, to moje.

Zadzwoniłem do sąsiadki z czwartego piętra, co ma psa marki York, ksywa Bestia (znaczy psa ksywa, nie sąsiadki) i opowiedziałem jej tę historię. Śmieją się (wraz z Bestią) do teraz, a jest już wieczór.
Gdy przestały mi się już trząść ręce, oraz ciało całe też przestało, wziąłem do ręki pióro i napisałem do Administratora słów kilka z przewagą uprzejmych. Administrator zrewanżował się tym samym oraz zwrócił uwagę, że powinienem okazać żal, a zaraz po okazaniu pokutować za grzechy byłoby wskazane.

Oczywiście (wiszą) powodowany owym żalem zjadłem jogurt na drugie śniadanie, o czym niezwłocznie poinformowałem Administratora oraz obiecałem, że dostarczę mu pudełko czekoladek marki Ptasie Mleczko.
Na przeciw mej kamienicy mieści się Administracja. Udałem się tam ze wspomnianymi czekoladkami, ale dziwnie na mnie patrzyli, gdy pytałem o Administratora od obrazki.bikestats.eu

Koniec końców wysłałem te czekoladki kurierem, a Administrator w międzyczasie odblokował konto. Taki hepiend, na sam koniec.
Z tymi hepiendami to jakaś ściema jest chyba... dziwnym trafem, zawsze pojawiają się na samym końcu.

Był także Administrator uprzejmy wyartykułować, że zdjęcia mają być zdjęciami oraz należy je opisywać ze szczególną starannością.
W związku z tym poniższe zdjęcie bardzo dokładnie opisałem (vide po klik w one).



Słyszałaś Breathe Floydów w wykonaniu Open Door?