Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Wokół Gliwic

Dystans całkowity:44178.87 km (w terenie 20495.57 km; 46.39%)
Czas w ruchu:1998:51
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:199862 m
Maks. tętno maksymalne:195 (124 %)
Maks. tętno średnie:187 (96 %)
Suma kalorii:906649 kcal
Liczba aktywności:795
Średnio na aktywność:55.57 km i 2h 30m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 83.29
km
w terenie: 15.00 km
trwało to: 03:58
ze średnią: 21.00 km/h
Maksiu jechał: 45.50 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 181 ( 93%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 468 m
kalorie: 2692 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Antlers rubbing up dhidi ya kila mmoja

Niedziela, 21 listopada 2010 · dodano: 21.11.2010 | Komentarze 3

~

Kama siku ya uchaguzi, sisi alichagua ya barabara... hakuna sababu ya mwisho ni kiasi gani wanaweza ya MTB?
Sisi alikuwa michache knuckle na sauerkraut, kunywa kefir ndogo, akachukua pamoja naye cans wachache sill katika nyanya na kwenda...



Kama unaweza kuona katika picha ya chini, baadhi ya licking kwa muda mrefu baada ya digestion ya wakuu, baiskeli sahani...



Sijui kwa nini, sijui nini ni hivyo kichawi katika madaraja ... lakini bado na daima kuacha katika yao, sisi kuchukua picha, vodka kunywa, na chini yao kuishi wakati mwingine:) Anyway ilikuwa mwingine daraja na si juu ya Kwai River.



Hata hivyo, njia yoyote ambayo na sisi bila ya kwenda... na hivyo sisi kuishia katika unachanganya. Leo, baada ya kuanzishwa kwa afterburners mbalimbali viumbe... jitihada mara kutoka Danka, ambayo yetu ina zaidi ya kuvutia antlers. Na kwa maoni yako nani bending juu kwa ajili ya kwenda kwa kupitia mlango?







Mabishano juu ya pembe ya kudumu na ya kudumu... mpaka got giza. Lakini ni nini kwa sisi wapanda katika giza, katika mitaro ya stuff hatuna sawa. Sisi kushoto hivyo...
Imara katika punda kwa lami, baada ya yote, sisi ni MTB wanunuzi, sawa?





Tulipata ... nadhani si:) Daraja ijayo. Wakati huu ni wa kutosha kuwa yeye si juu ya Kwai River, bado ilikuwa si mmoja mbali sana. Ni rahisi kabisa hadithi sensational. Bila shaka, uungu wa kuhifadhi daraja hawakuwa kuruhusu kusafiri bila picha kuchukuliwa.



Kama bonus, muda mfupi kabla ya mwisho, Bąbel walijivuna sana elegantly. Ukosefu wa tabia njema ya sauti kubwa pssss... Bąbel alituonyesha jinsi ya kubadili tube ndani. Sisi kamili ya Pongezi na shukrani.



Plan był, jak zawsze, dość chytry, a mianowicie mieliśmy na koniec wypić jeszcze rozchodniaczka, ale z powodu powyżej opisanych emocji... jakoś zapomnieliśmy :/
Next tajm wypijemy dwa.



Kuna maeneo ya ngozi. Hizi ni sehemu yako. Haya manukato ili Ethereal, wale ladha kama zabibu, na ile ya muda mrefu uliopita wakati walikuwa msichana mdogo, paka scratched.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 35.86
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 01:44
ze średnią: 20.69 km/h
Maksiu jechał: 46.30 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 164 ( 84%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 267 m
kalorie: 1214 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Gran Canaria de Silesia

Środa, 17 listopada 2010 · dodano: 17.11.2010 | Komentarze 6

~

Jako, że pozazdrościłem wszystkim tym, którzy sobie beztrosko kręcą na Kanarach, takoż spakowałem się oraz Szkota i udaliśmy się. Oczywiście na Gran Canaria, w jej południowe rejony, dokładnie do Riva del Plaja a'Silesiano...



Jako, że latanie samolotem wiąże się z ryzykiem przechowywania truchła w Krakowie (co nie jest moim marzeniem), udaliśmy się tam pociągiem. Wysiedliśmy na malowniczo położonej stacyjce Estación de Ferrocarril La Zabrze.



Stamtąd, przez malowniczą dolinę Construcción de la Variante en Mikulczyce pojechaliśmy w kierunku czarodziejskiej bramy miłości & wierności - Puerta de Amor Eterno y Fidelidad.



Miejscowa ludność twierdzi, że kto przejdzie przez tę bramę będzie wierny w miłości aż po kres. Swój lub osoby, której owa wierność miałaby tyczyć.
W związku z tym objechaliśmy bramę szerokim łukiem.



Kolejnym celem była dzielnica willowa Distrito Rico en Ruda Śląska, zamieszkała przez możnych tego świata. Jakoś udało się przemknąć obok ochroniarzy i wjechać do tej enklawy bogactwa i przepychu.



Gdy już nasycyliśmy oczy swe błękitne oraz pozostałe zmysły niepowtarzalnym pięknem tego zakątka wyspy, skierowaliśmy swe kroki (opony) w kierunku morza... droga wiodła przez chyba najsłynniejszy bulwar w tej części Europy - Bulevar Caído Estrellas de Godula.



Jeszcze tylko chwila zadumy przy ostatnim krzyżu, który ostał się w tej pięknej krainie.
To słynny Cruz Justo Después de Los Últimos Defensores y Wirek. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie tam stał... ponoć wysłannik szatana, niejaki José Luis Rodríguez Zapatero chce go podstępem, nocną porą, wywieźć w kierunku nieznanym... ale biada mu, oj biada... ponoć z kraju nad Wisłą wyruszyły już bojówki obrońców... lekko to ten Zapatero teraz nie będzie miał :/



W końcu, zmęczeni ale szczęśliwi, dotarliśmy do celu naszej podróży. To słynna plaża Oro Playa en Świętochłowice.
Czekały już tam na nas wygodne leżaki, złoty piasek, orzeźwiająca bryza, drinki z kolorowymi parasolkami oraz miejscowe, bezpruderyjne hostessy.
Wyprawę uważamy za udaną oraz godną polecenia.



Myślałem, że powinienem zerwać tę zasłonę, trzymałem brzytwę w drżącej dłoni, gotów to zrobić, ale właśnie wtedy zadzwonił telefon.
Nigdy nie miałem dość odwagi, by dokonać ostatecznego cięcia.
Schody nienazwanego lęku i moje prawo do śmierci.
Nie odbieraj mi tego.

~

w sumie...
ukręciłem: 57.22
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:35
ze średnią: 22.15 km/h
Maksiu jechał: 46.40 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 451 m
kalorie: 1976 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Opowieści dziwnej treści

Niedziela, 14 listopada 2010 · dodano: 14.11.2010 | Komentarze 1

~

Nie chce <miś><mis> dziś...
Weź i napisz jakąś sensacyjną historyjkę, a ja ją tu powieszę... no, do Ty rozmawiam, co się tak gapisz?
Nie na mnie patrz omly na obrazki i pisz...
Być mejbi będzie nagroda, ale nie wiem pewien.









Polska byłaby całkiem fajnym krajem, gdyby nie mieszkali w niej Polacy...


~

w sumie...
ukręciłem: 87.28
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 04:14
ze średnią: 20.62 km/h
Maksiu jechał: 38.50 km/h
temperatura: 7.0
tętno Maksa: 185 ( 95%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 443 m
kalorie: 2791 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Wszyscy ludzie Leona

Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 11.11.2010 | Komentarze 6

~

Dziś rano, około 3:17 zadzwonił telefon. Tajemniczy głos tajemniczo mnie poinformował, że mam się stawić.
Było ciemno, ale starałem się rozpoznać głoś... taaaak, to był głos wewnętrzny.
Ale... zacząłem stękać. Żadne ale, odparł głos, Leon kazał.
No jeśli tak...

Stawiłem się. A tam czekali już na mnie wszyscy ludzie Leona.



Tu może słówko wyjaśnienia... pewnie zżera Was siakieś choróbsko oraz ciekawość... kim jest ów tajemniczy Leon.
No ja też nie wiedziałem... z początku to kminiłem, że on jest ten Leon Zawodowiec, co było o nim w telewizorze, no wiecie... ten co mieszkał z taką małą francuską dziewczynką i kwiatkiem w doniczce... pedofil w sensie. Ale miał dużo klamek... no to myślę, że jak nie przybędę to odstrzeli mi łeb. A jestem na pojutrze umówiony w ważnej sprawie i bez łba byłoby jakoś tak niezręcznie...
Ale nieeeee, to nie ten Leon.
Się okazało, że owszem z telewizora, ale nie z tej bajki... Pamiętacie? Dawno temu w telewizorze był taki film seryjny, się nazywał Niewolnica Dinozaura. No i tam w tym filmie był taki czarny oraz szwarc charakter, co chciał przelecieć najgłówniejszą bohaterkę... to był Leon Cios.
Wtedy cała Polska trzymała stronę Dinozaury, a Leona chcieli przybić do krzyża (chyba na Krakowskim Przedmieściu).
Film seryjny skończył się hepiendem... niewolnica (się) nie dała złemu Leonowi oraz wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
A Leon się wtedy gdzieś zabunkrował... pewnikiem bał się tego przybijania.
No i po latach się okazało, że jest szefem pewnej grupy towarzyskiej.
Chcecie wiedzieć, który to? Jak się dowiecie, to przyślijcie krótka wiadomość tekstową, ja też chcę wiedzieć.

No to wymieniliśmy z Leonem po uścisku dłoni i ruszyliśmy. Dziś jechaliśmy szlakiem mostów oraz większych kałuż. Mosty pokonywaliśmy pod oraz nad...





...a byli też i tacy, o którzy wdawali się z mostami w jakieś spory i przepychanki. Obawiam się, że jednak mosty były górą.



Zgodnie z tym, co obiecał Leon, jechaliśmy tylko i wyłącznie asfaltami... bezwzględnie żadnych pomysłów żeby po terenie... no jak Leon kazał, to tak musiało być...



Były też i chwile dość obsceniczne. Spójrzcie, jakie wielkie oczy ma Wiola. Zawsze, gdy ma usta pełne rozkosznych smaków, robi takie wielkie i zdziwione oczy...



Gdy już napatrzyliśmy się na oczy Wioli, a ona zaspokoiła swe żądze... ruszyliśmy dalej. Przez całą drogę do dalej, Małgośka_mówią_mi knuła coś i knuła...



...okazało się, że przeciw mnie knuła, by w kulminacyjnym momencie wskazać mi drogę niby to na skrót... a ja, łatwowierny prawie, prawie się stoczyłem w kanał, w który Małgośka_mówią_mi chciała mnie wpuścić... dobrze, że byłem nad wyraz czujny oraz, jako młody człowiek, mam nieprawdopodobnie dobry refleks... zahamowałem tuż przed stoczeniem się.



Po tych emocjonujących momentach dotarliśmy do miejsca, gdzie tambylcza ludność ma w zwyczaju przybywać w dniu ślubu swego, by robić sobie pamiątkowe fotografie. Takie ustawiane, bez obsceny.
Leon zeznał, że także taką sobie zrobił. Ale nie mówił czy z Niewolnicą Dinozaurą...

Z tej strony budowli czyni się foty ślubne:



A z tej drugiej...
Kolej rzeczy jest taka, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. Zgodnie z tą dobrą świecką tradycją, po zdjęciach ślubnych przychodzi czas na foty rozwodowe... w końcu po latach jakaś radość każdemu się przynależy.
I od tyłu właśnie można sobie pstryknąć fotę rozwodową:





Po sesji ślubno rozrywkowej, nie pozostało nam nic innego, jak tylko udać się bak nazad do hom.
Ale... oczywiście jakieś hece musiały być... zaskoczył nas deszcz.
Zrobiłem świetne zdjęcie. Ostre, dobrze skadrowane, nasycone barwą właściwą... no takie, że World Press Photo... cóż, deszcz niedobry napadał na nie i se wzięło i rozmiękło se.



Droga dziś była ciężka oraz w porywach mordercza... ze wszystkich ludzi Leona do miejsca, z którego rankiem wyruszyliśmy dotarł tylko jeden człowiek:



Nawet sam Leon gdzieś po drodze się zawieruszył. Plotka mówi, że udał się do worka.

Kilka minut po jedynym i ostatnim człowieku Leona dotarłem i ja... ale byłem, jak widać, bardzo zdenerwowany...




Od dziś szlak poniższy zwany będzie szlakiem Niewolnicy Dinozaury i Leon Ciosa.



Pozostałe foty ludzi Leona i nie tylko.



Dusza w napięciu, to jak nauka latania.
Czujesz strach, lecz nic Cię nie zraża.
To jak życie zatrzymane w stanie rozkoszy.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 49.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:15
ze średnią: 21.78 km/h
Maksiu jechał: 43.90 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 138 ( 71%)
w górę: 531 m
kalorie: 1646 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Indianery.com

Środa, 10 listopada 2010 · dodano: 10.11.2010 | Komentarze 4

~

Dziś światowy dzień indianerstwa.
Jako zagorzały zwolennik Winetó oraz Zorro postanowiłem zrobić coś po indiańsku.
Chciałem początkowo wyjarać fajkę pokoju, ale okazało się, że nie mam już zioła oraz pokój jakby nie taki...

Postanowiłem poszukać indianerskich akcentów w terenie...

Wiedziony instynktem udałem się w kierunku słusznym...
Apacze, Apacze... a tu z mgły, na białym rumaku, wyłania się coś jakby skwaw.



Ta skwaw to się okazało, że to stara indianerka jest zwana Małgośka_mówią_mi... cóż za spotkanie.
Przywitaliśmy się indianerskim uściskiem prawic i postanowiliśmy poszukać jakieś blade twarze, co by się im dało zdjąć skalpa, przywiązać do totemó oraz rytualnie przysmażyć... niczym Azja Olbryskiego.



Przemierzaliśmy prerie oraz góry mniej oraz bardziej skaliste, ale żadnego bladego ryja nie znaleźliśmy...



Rozglądając się, wbijaliśmy swoje sokole wzroki w horyzont, a nawet zaglądaliśmy poza... ale nadal nic... jakiś dziwny to kraj... zero bladych twarzy, za to co krok to prorok lub inny krzyżowiec...



W związku z tym dopadło nas zniechęcenie... skwaw Małgośka_mówią_jej aż z tego zniechęcenia to schowała sobie twarz, nie tak znowu bladą, w dłonie.





Na koniec, pomimo braku swądu palącego się bladego ciała, odtańczyliśmy taniec rytualny na moście przyjaźni, składając tym samym symboliczną ofiarę dzielnym wojownikom i innym Sitting Bólom, co oni są teraz w krainie wiecznych łowów, a niektórzy udali się na majówkę dzierżąc pochodnie w swych zacnych dłoniach...
Howk!



Teraz to my jesteśmy ludźmi, przed którymi ostrzegali nas rodzice.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 56.16
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:57
ze średnią: 19.04 km/h
Maksiu jechał: 37.40 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 175 ( 90%)
tętno średnie: 136 ( 70%)
w górę: 392 m
kalorie: 1814 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Nudy

Sobota, 6 listopada 2010 · dodano: 06.11.2010 | Komentarze 0

~

Nic. Zupełnie nic się nie działo. Wiało nudą na kilometr, a czasem na czy. Kilometry.
Prócz nudy wiało wiatrem.
Nie była to letnia bryza, choć prawie...

Prędkość wiatru, w porywach przekraczała moją prędkość, co powodowało kłębienie się w mym bjótifólmindzie myśli wszelakich z przewagą obscenicznych.
Przewaga obscenicznych wygląda tak:



Przepełniony po same brzegi takimi nastrojami nawet nie zauważyłem, gdy tuż za mną pojawili się jacyś dziwi ludzie. Powinienem poczuć ich oddech na plecach, a nie poczułem... pewnikiem używają magicznej pasty antypoczuciowej do oddechów.



Okazało się, że wśród nich jest - jakby lekko zapomniany i zakurzony - agent Tomek, bohater komiksów o rodzimym supermenie. Jak na agenta przystało mówił, że jego nejm is Tomek, Dżejms Tomek oraz prosił by nim nie potrząsać.
Miał też przy sobie kilka agenciarskich gadżetów.... przy użyciu których czynił różne czarymary...
Na przykład przeniósł się wraz z innymi na dominikańską plażę... coś nie do końca owo przeniesienie się udało. Porobiło się z nich ksero:



Żeby tylko na Jarosławie nie próbował takich sztuczek...


Ja oczywiście uciekałem, oni oczywiście mnie ścigali. Były to sceny mrożące krew w żyłach oraz embriony w próbówkach.
Na szczęście pojazd agenta Tomka doznał kontuzji:



Po bliższym się przyjrzeniu temu zacnemu mężowi zauważyłem, że jest łudząco podobny do Marka, co go znam.
Ale pewnie Tomek się przebrał. Następnym razem przebierze się za świadka jehowy...



Tak czy siak udało mi się uciec tej hordzie pościgantów...
Za sobą słyszałem zanikający głos agenta Tomka, który krzyczał, że ma wielkiego ptaaakaaaa...
Agencica Danka krzyczała, że odda się Michałowi.. albo, że odda wszystko za michałki... nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem, ponieważ, a mianowicie szybko się oddalałem i wiatr szumiał mi we włosach.

A przy okazji... Blase umożliwił wrzucanie tracków z Garniak Konekt. No to spróbuję wrzucić?




Znam mężczyznę, z którym planuję życie. To życie nigdy nie będzie miało miejsca, ale jest najpiękniejszym z możliwych.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 55.09
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:23
ze średnią: 23.11 km/h
Maksiu jechał: 45.80 km/h
temperatura: 16.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 150 ( 77%)
w górę: 511 m
kalorie: 1927 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

O jednym takim, co ukradł kasę...

Piątek, 5 listopada 2010 · dodano: 05.11.2010 | Komentarze 4

~

Mój przyjaciel, Żółty, był uprzejmy nabawić się urazu. Głowy, niestety :/
Poślizgnął się, wychodząc spod prysznica i od tamtego czasu bełkotał różne takie bzdury. Wyjścia były dwa, albo zapisać do partii. Tej, co ona ta partia, jako jedyna zna prawdziwą prawdę lub leczyć. Wybraliśmy mniej szkodliwe dla świata wyjście - leczenie.

Udaliśmy się więc do lecznicy dla kontuzjowanych... po drodze rzuciliśmy okiem na budowy, w których maczałem wczoraj palce swe szanowne...





Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że z głową Żółtego jest nieco gorzej, niż to wyglądało...

Jedynym wyjściem było laserowe usunięcie spiskowych teorii z jego głowy oraz zainstalowanie nowego softu stworzonego z myślą o globtroterach.



Żółty zniósł to nad wyraz dzielnie.
Po zabiegu jeszcze tylko krótka rehabilitacja i kilka ćwiczeń...



I okazało się, że Żólty, niczym feniks z popiołów... a nawet półtorej feniksa, odrodził się i wrócił do świata, ku uciesze zgromadzonej gawiedzi, oraz czarownic i czarodziei.
Niby ten sam, ale nie taki sam...
Pierwsze, co zrobił, to położył łapę na kasie...



Po kilku chwilach powstało niewielkie zamieszanie i... nie było ani kasy, ani ŻóŁtego.
Nie wiem, czy to nie jest jakaś ohydna plotka rozpowszechniana przez szuje podlacze, ale ponoć ktoś go widział na jakimś murze, w jakimś wielkim żółtym kraju...




To Pan Śmierć ustala reputację człowieka i określa ją jako dobrą lub złą.

~

w sumie...
ukręciłem: 57.50
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:31
ze średnią: 22.85 km/h
Maksiu jechał: 43.20 km/h
temperatura: 15.0
tętno Maksa: 177 ( 91%)
tętno średnie: 148 ( 76%)
w górę: 483 m
kalorie: 1965 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Ius primae noctis

Środa, 3 listopada 2010 · dodano: 03.11.2010 | Komentarze 2

~

Spojrzałem przez okno i ujrzałem królika białego.
Postanowiłem podążać jego śladem...
Początkowo nie sprawiało to większych trudności, lecz gdy królik zorientował się, iż jest śledzony, musiałem wznieść się na wyżyny swe oraz detektywistycznych umiejętności.

Królik, używający także ksywy rabbit, wywiódł był mnie w pole oraz na skraj lasu oraz był uprzejmy się oddalić w kierunku nieznanym.
Zostałem sam.
Rozejrzałem się i ujrzałem...



Okazało się, że to budowa jest.
Budowa niezwykła, ponieważ a mianowicie, buduje się tutaj most będący częścią autostrady A1.
Postanowiłem pomóc w budowie.
Pomyślałem, że ten mój gest jest symboliczny, ale świadczący o tym, że sercem całym, duszą oraz resztą ciała chcę budować świetlaną przyszłość tego małego, dziwnego kraju w środku Europy.
I w taki oto sposób przyłożyłem rękę (swą, lewą) do budowy drugiej, trzeciej, piątej, szóstej oraz każdej kolejnej Rzeczpospolitej.

Dłoń przykładałem przykładnie, co przełożyło się na pewien sukces. Niechaj więc to przykładanie będzie przykładnym przykładem dla innych... tak oto, moi drodzy rodacy, należy się przykładać...


W pierwszej kolejności moja dłoń pomierzyła most:






Następnie zabrała go i przeniosła w ustronne miejsce, by się nim zająć:




Po chwilach kilku dłoń moja odstawiła gotowy most na miejsce:




Most nabrał kształtu oraz wigoru i wygląda tak oto:



A wszystko to, by Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.



To nie Ty jesteś zajebista... to cała reszta jest chujowa.


~

w sumie...
ukręciłem: 55.06
km
w terenie: 10.00 km
trwało to: 02:28
ze średnią: 22.32 km/h
Maksiu jechał: 39.70 km/h
temperatura: 4.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 143 ( 74%)
w górę: 398 m
kalorie: 1751 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Długość dźwięku...

Środa, 27 października 2010 · dodano: 27.10.2010 | Komentarze 2

~

Każdego dnia, wieczorem tracę przytomność i odzyskuję ją dopiero rano... trochę mnie to niepokoi, ale nie żeby jakoś szczególnie... ot czasem sobie o tym przypominam, tak jak o rozczochranych włosach.
Ale dziś doszedł do tego jeszcze problem okulistyczny. Stałem przed lustrem, patrzyłem sobie prosto w oczy i... nie zauważyłem, żebym mrugał.
Zaniepokoiłem się nie na żarty.



Pojechałem tędy. Oraz tędy.
Pojechałem do znajomych specjalistek od usprawniania niesprawności wszelakich.
Wkręciłem się bez kolejki.
Gondolowej.



Specjalistki jakimiś magicznymi przyrządami ustaliły, że mam jedną nogę krótszą.
Ale to jeszcze małe miki. One ustaliły, że ta druga jest dłuższa... ta wiadomość była dla mnie nie do zniesienia. W związku z tym nie zniosłem jej.
To, co widać na obrazku powyżej, to proces wydłużania kończyny, dość bolesny... mam nadzieję, że nie cierpiałem nadaremno i wydłuży mi się ta krótsza noga.
Bo to się okaże za jakiś czas.
Kolejne pomiary spowodowały u mnie czarną rozpacz. W przeciwieństwie do żółtej rozpaczy, czarna jest naprawdę rozpaczliwa.
Powodem był kolejny pomiar. Wykazał on, że nogi mam dłuższe niż ręce.
Nie wiem czy sobie z tym poradzę. Będę się starał...



Kolejnym więc krokiem było wydłużanie rąk. Jak widać... także bolało. Szczególnie, że te kable trzeba podłączyć do mięśni, do środka, nacina się skórę i wbija taką metalową końcówkę w mięso... po tej końcówce płynie prąd.
Przyjemności, co nie miara...



Ale... były też miłe akcenty. Jak widać, to nie był zły dotyk oraz teraz już wiecie, co oznacza termin "patrzyć się na mnie, jak w jakiś obrazek"... Martyna użyła tych słów w kawałku o domach z betonu i trochę tańczyłam... ale któż o tym pamięta?



Powróciłem bakdohom tędy. Wziąłem prysznic, następnie go zwróciłem, wytarłem swe młode ciało i dokonałem pomiarów.
Nogi oraz kończyny górne są mniej więcej równe.


Gdyby bóg nie istniał, trzeba by go wymyślić.


~

w sumie...
ukręciłem: 55.51
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 02:59
ze średnią: 18.61 km/h
Maksiu jechał: 39.40 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 142 ( 73%)
w górę: 295 m
kalorie: 1779 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Mardi Gras

Sobota, 23 października 2010 · dodano: 24.10.2010 | Komentarze 1

~

Otrzymałem pocztą emaliowaną zaproszenie na papierze pachnącym. Tyczyło ono zakończenia. Nie było napisane, co będzie miało swój niechlubny koniec...
Powodowany ciekawością, jako jedną z przyczyn do mego piekłowstąpienia, przygładziłem włos siwy na swej skroni i udałem się na miejsce wskazane w zaproszeniu.



Ku zdziwieniu, ale także i radości napotkałem tamże, prócz wielu innych zaproszonych, także i Prezesa, który jak all wiedzą, jest posiadaczem tytułu naczelnego orgazmatora.
Się dowiedziałem, że owo zakończenie tyczy sezonu. Ale nie znam szczegółów... czy chodziło o na leszcza, czy ogórkowego.
Tak czy siak... sezon zakończeń jest w pełni.
Księżyc takoż.





Prezes zarządzili the start i tym oto sposobem udaliśmy się grupowo w nieznane...



Ten Pan powyżej... poszdrafjam was śiśtkje Polakii, to cała historia jest. On nie dość, że zabija smoki (ciekaw jestem, co na to Villentretenmerth i jego dwie bodygardki), to ma bardzo intrygujących przyjaciół... a właściwie jednego, którego radzi bylibyśmy poznać. To Jack Daniels. Niestety, Janusz (bo takie imię tego zacnego męża) nie był uprzejmy zaprosić Jacka D. na wspólną z nami przejażdżkę.
W związku z tym następnym razem zaprosi dwóch. No chyba, że znów będzie udawał Greka. Albo Greczynkę.



Na wieść, że następnym razem istnieje prawdopodobieństwo spotkania dwóch Panów D. pod niektórymi aż nogi się ugięły i przysiedli sobie.
Z wrażenia.



Z racji tego, że atrakcji czekało nas co nie miara, a nawet co nie dwie miary... postanowiliśmy się sklonować. Grupowo. Inicjatywa spotkała się ze zrozumiałym zrozumieniem. Klony, jak widać na obrazku, są całkiem udane. Niektóre nawet bardziej udane niźli oryginały.



Niektórzy obalali stereotypy wszelakie, próbowali także obalić pomnik, ale okazało się, że sił brak...



The Prezesa nic nie mogło zaskoczyć... zaproponował, by brak sił zwalczyć enerdżydrinkiem, co też ochoczo czyniliśmy.



Byli i tacy, którzy dobrą energią postanowili podzielić się z innymi. Podzielanie owo odbywało się w sposób wielce zadawalający podzielających się.



Niektórych ennerdżydrink pobudził do dziwnych zachowań oraz spowodował słowotok pełen opowieści dziwnej treści....



Jeszcze inni po jego zażyciu byli niesłychanie zdziwieni... owo zdziwienie ma ich opuścić w okolicy świąt. Tych z zającem, nie z choinką.

Zakończenie zakończyło się pełnym sukcesem. Oczekuję zaproszeń na kolejne... mam nadzieję, że moja zacna ątroba jakoś to wytrzyma.



Jego niesamowite, jarzące się czerwienią oczy hipnotyzują, sprawiają, że ofiara nie jest w stanie uciec. Ma półtora metra wzrostu, ostre kły, trójpalczaste kończyny i długi, ostry niczym sztylet, język.
Wbija go w ciało ofiary, najczęściej w wątrobę, a następnie wysysa krew. Jego usta są równie czerwone i równie płonące jak oczy. Na jego ciemnej skórze, na plecach, maleńkie wirujące bez ustanku skrzydełka zmieniają barwę i fosforyzują, tworzą przedziwny kontrast z ohydnym zapachem, jaki wydziela oddychjąc.
Dźwięk poruszających się z ogromną prędkością skrzydeł, wciąż zmieniające się kolory aury, która go otacza i blask oczu, powodują, że ofiara stoi jak zahipnotyzowana, czekając na śmierć.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic