Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Wokół Gliwic

Dystans całkowity:44178.87 km (w terenie 20495.57 km; 46.39%)
Czas w ruchu:1998:51
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:199862 m
Maks. tętno maksymalne:195 (124 %)
Maks. tętno średnie:187 (96 %)
Suma kalorii:906649 kcal
Liczba aktywności:795
Średnio na aktywność:55.57 km i 2h 30m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 57.52
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:46
ze średnią: 20.79 km/h
Maksiu jechał: 38.90 km/h
temperatura: -2.0
tętno Maksa: 177 ( 91%)
tętno średnie: 149 ( 77%)
w górę: 421 m
kalorie: 1979 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Makakofonia Baby Have Fun

Czwartek, 27 stycznia 2011 · dodano: 27.01.2011 | Komentarze 2

~


Lubię słuchać Makaka, zawsze kończy Piosenką dla Edka, Manii.
Lubię jeszcze ptysie oraz obrazki oglądać.
W sobotę pójdę posłuchać Pink Floyda w wydaniu australijskim. Tam, w chórkach udziela się Polka.
Lubię, gdy Polki się udzielają,
Co to ma wspólnego z bikiem?
Jak zwykle... niewiele.



Lubiłbym ponapisywać słów kilka z jazd dzisiejszych, ale... tak jakoś było zbyt błogo, słońce rozleniwiło mnie, zamyśliłem się, a nawet zamarzyłem o... i zasnąłem.



Gdy się obudziłem, to okazało się, że już koniec wycieczki.
Cóż... może następnym razem uda mi się być bardziej świadomym.

Aaa... jest też dobra wiadomość. Do grupy kolarzowców, zwanej Gomola Trans Airco Team, w której to grupy barwach jeżdżę tu i tam, dołączyła Anja.
Oto ona:



Jak widać, kobieta ma cojones oraz można spokojnie, bez obaw, stawiać na nią pieniądz u buka.



To przenikanie się naszych światów powoduje, że czasem nie ma czym oddychać. Po co słowa? O miłości, o przyjaźni. Nie są potrzebne. Wrosłam w ciebie, oddałam ci kawałek siebie, a ty nawet tego nie zauważyłeś. Gdy masz przyjechać, nie mogę się doczekać, przebieram się kilka razy, jestem niespokojna, podniecona - ale skąd ty masz o tym wiedzieć? Na początku traktowałam to jak zabawę, grę? Pozmieniało się wszystko. Nie daruję sobie tej nieuwagi, tego że pozwoliłam, by życie mnie przerosło. Teraz jest za późno. A ty? Czasem mam wrażenie, że nadal się tylko bawisz. Nie oczekuję wielkich słów, deklaracji i miłości. Tylko zrozum mnie, nie patrz tak dziwnie, gdy smutek pojawia się w moich oczach, kiedy musisz iść. To tak wiele? Jestem kobietą, wiesz? Nie potrafię się nie angażować.

~

w sumie...
ukręciłem: 60.08
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:50
ze średnią: 21.20 km/h
Maksiu jechał: 42.20 km/h
temperatura: 5.0
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 414 m
kalorie: 2127 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Hic est locus ubi mors gaudet succurrere vitae

Wtorek, 18 stycznia 2011 · dodano: 18.01.2011 | Komentarze 4

~

Czasem szukam tego czy tamtego lub też innej dziury w całym...
Dziś znalazłem resztki zimy. Niektórzy stękają, że biała może powrócić, ale to plotka rozpowszechniana przez szuje podlacze oraz agentów obcych mocarstw.



Z ostatniej chwili:
Wczoraj dałem się namówić na tegoroczne MTB Trophy.
Gdybym podczas tej imprezy był uprzejmy zejść, to proszę mojego zacnego ciała nie zakopywać... boję się robactwa. Proszę je przekazać tutaj. Niech ładne studentki medycyny ćwiczą sobie na równie ładnym ciele.



Śmierć nie musi być końcem, może stać się wartością, z której mogą korzystać ludzie żyjący.


~

w sumie...
ukręciłem: 68.50
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 03:07
ze średnią: 21.98 km/h
Maksiu jechał: 40.90 km/h
temperatura: 6.0
tętno Maksa: 172 ( 89%)
tętno średnie: 146 ( 75%)
w górę: 488 m
kalorie: 2242 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Co się stało z Magdą K.?

Niedziela, 16 stycznia 2011 · dodano: 16.01.2011 | Komentarze 0

~

Zazwyczaj sensacyjne opowieści dziwnej treści zaczynam od... "obudziłem się", albo "wstałem", tudzież "spożyłem jogurt".

No to spożyłem. Ze smakiem oraz córką. Tyle, że nie wstałem. Spożyłem na siedząco.
Plan miałem chytry, zamierzałem udać się do planetarium, by popatrzeć na gwiazdy, ponieważ stłukło mi się ostatnie lustro. Siedem lat nieszczęście mnie czeka. Ponoć.

I już już miałem wychodzić, gdy bez zapowiedzi wcześniejszej napadli mnie Małgośka_Mówią_Mi oraz The Juliet, zwany także Julianem.



Se imagynujecie? Tak po prostu pokrzyżowali moje plany bratania się z gwiazdami. Kazali jechać... a ja, biedny żuczek, nie mam pojęcia, czym jest asertywność (za to bardzo ładnie brzmi). No, cóż... musiałem udawać, że się cieszę i pojechałem za nimi.

No ale, przepraszam bardzo... nie dość, że musiałem ich znosić, to jeszcze się z nimi cieszyć z... nie wiadomo czego. Że niby z jechania na biku? Pff...







A później było już tylko coraz gorzej... nie gadaliśmy ze sobą, patrzyliśmy na siebie wilkiem (czasem nawet lisem). Doszło do tego, że rzucaliśmy sobie kłody oraz skórki po bananach pod koła.








W końcu... doszło także do rękoczynów. Na sam koniec wprawdzie i na klatce schodowej, ale jednak...
Zdegustowany tym, że mi spsóli cały dzień spożyłem jogurt namber dwa. Do planetarium było już zbyt późno, więc na otarcie łez (i naskórka) załączyłem sobie "Taniec z gwiazdami" oraz kuchenkę mikrofalową.

Oraz uknułem plan zemsty. Wyczekam, gdy oni będą się wybierali do teatru na spektakl lub w inne podobnie ekscytujące miejsce i wówczas z dziką radością pokrzyżuję im plany. Albo pomaluję sprayem ich auta. I już.

A właśnie... Gosia, kciej biała nalepka jest samochodowa, co ją na Demo Day koniecznie chciałaś nalepić na kara, he?



Nie jestem tym na kogo wyglądam. To, co widzisz jest tylko przebraniem... misternie utkaną szatą chroniącą mnie przed Twoimi pytaniami, a Ciebie od mojej nieuwagi.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 50.02
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:48
ze średnią: 17.86 km/h
Maksiu jechał: 40.60 km/h
temperatura: 6.0
tętno Maksa: 188 ( 97%)
tętno średnie: 150 ( 77%)
w górę: 344 m
kalorie: 1611 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Opowieści biblijne

Sobota, 15 stycznia 2011 · dodano: 15.01.2011 | Komentarze 5

~

Jako, że poganinem zatwardziałym jestem i pewnie taki już umrę, to nie godzi się, bym nie znał bestsellera, zwanego biblią. Czytałem ją wiele razy, wydaną przez różne odłamy chrześcijaństwa i nawet, nawet mi się podobała, bo ponieważ, a mianowicie krew tam leje się litrami, a nic tak nie kręci jak czyjeś nieszczęście. Zapewne Quentin T. także ma ją na półce i często do niej sięga...



Owa powieść ma jednak pewną wadę... nikt nie wie, kto ją napisał i w związku z tym, komu słać tantiema... a są one przecież niemałe.
W związku z tą wadą byłem dziś rano odrobinę poddenerwowany, sięgnąłem więc do biblii innego autora. Autorem tym jest Joe Friel.
Postać znana i lubiana.
I on ten Dżoe zaproponował mi, by zrobić dziś właśnie test drogowy, który miał wskazać mi moje tętno na progu mleczanowym, a co za tym idzie... wyznaczyć strefy tętna. No bo ponoć, jak wspomina Joe, wyznaczanie stref w odniesieniu do HRmax, jest delikatnym nieporozumieniem. Hmm... co się będę kłócił ze starszymi, niech mu będzie.
Mnie tam długo namawiać nie trzeba, zadzwoniłem do Małgośki i udaliśmy się wyznaczać.
Wyznaczenie wyglądało tak:







Gdy już wyznaczyliśmy, co mieliśmy wyznaczyć okazało się, że wynik prawdopodobnie będzie obarczony pewnym błędem... dwa razy przejeżdżałem przez wiadukt, na którym Żółty zza węgła wkładał mi kij w szprychy oraz obrzucał mnie obelgami tudzież pestkami z czereśni. Coś czułem, że jakoś nienaturalnie zwalniam... nie wiedziałem why. Teraz już wiem.



Wraz z Małgośka_Mówią_Mi pojmaliśmy złoczyńcę, zaaresztowaliśmy On w kieszeni i wywieźliśmy, by dokonać na nim pomsty, zemsty oraz oko za oko i ząb za ząb - dokładnie tak, jak napisali w tej pierwszej biblii.
Podbiliśmy mu więc oko oraz wyrwaliśmy ząb, a na koniec kazaliśmy mu żreć ohydne, trujące żarcie w przydrożnym barze:



Poprawiło nam to humory o około 12%.
Podbudowani, dumni i radośni ruszyliśmy dalej...



Ale... ni stąd, ni zowąd napadł na nas zmrok i całkowicie nas zaskoczył.
Po omacku i ledwo żywi dotarliśmy do Fontanny Życia, zwanej też Fontanną Radości (Marek Biliński tak ją nazywa... wiecie, kto to jest?).



Napełniliśmy bidony magiczną wodą i ruszyliśmy już całkiem spokojni bak do hom.

Okazało się, że tętno na progu mleczanowym mam 175. Zadzwoniłem z tą radosną nowiną do Joe'go, ale nie odbierał. Właściwie to jakoś mu się nie dziwię... ja też mam dość słuchania bzdur, które opowiadam.




Słyszysz bijący dzwon, dotykasz jedwabiu wpiętego w klapę twojego czarnego płaszcza, łzy wzbierają, by znaleźć ukojenie w kołnierzu.

Ujmujesz jej kruchą dłoń, w cichej rozpaczy zaciszkasz zbielałą pięść drugiej ręki na śliskich cuglach przeznaczenia, mając nadzieję, że zapanujesz nad czasem.
Chcesz trwać w tym śnie.

Ona stoi nieruchomo w strugach deszczu, jej letnia sukienka lgnie do jej mokrego ciała.
Pragniesz trwać w tym śnie.

Czy w letniej, mokrej sukience wyglądasz tak, jak moje sny o lataniu?
Chcę trwać w tym śnie.



~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 20.57
km
w terenie: 20.57 km
trwało to: 01:34
ze średnią: 13.13 km/h
Maksiu jechał: 21.20 km/h
temperatura: -6.0
tętno Maksa: 180 ( 93%)
tętno średnie: 154 ( 79%)
w górę: 158 m
kalorie: 870 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

A Kind of Magic

Niedziela, 19 grudnia 2010 · dodano: 19.12.2010 | Komentarze 6

~


Zebraliśmy się w bardzo tajnym miejscu, by czynić magię. Jak wiadomo krajem nadwiślańskim rządzi sekta, która uzurpuje sobie prawo do tego, by się w temacie magii wypowiadać. Ale tak naprawdę członkowie tej sekty, ze swoim prezesem w białej sukience na czele, nie mają za bardzo pojęcia o czym rozmawiają. Nie wiedzą cóż to takiego, ta czarna magia, czym różni się od białej, co to są czary, uroki, gusła i zwykłe zabobony.



W czasie, gdy ci sekciarze, przebrani w swoje sukienki, odprawiali śmieszne rytuały, strasząc uczciwych ludzi niewpuszczeniem do królestwa niebieskiego, my niczym starożytni alchemicy i wolnomularze, skoncentrowaliśmy swe moce, poparliśmy je wiedzą i nauką, co pozwoliło nam wpaść w swoisty trans, by być może znaleźć odpowiedź na pytanie nurtujące ludzkość od zarania. Pytanie brzmi... Kto wrobił królika Rogera?
Niestety, polegliśmy. Nie my pierwsi i nie ostatni... ta kwestia pozostanie chyba nierozwiązana aż po kres.
No chyba, że sekciarze w sukienkach wiedzą... jak znam życie to powiedzą, że należy wierzyć, modlić się, rzucać monety i szelesty na tacę i oczekiwać laski pana.

W związku z niemożnością znalezienia odpowiedzi na powyższe pytanie, skoncentrowaliśmy się na zagadnieniach około rowerowych... sprawdzaliśmy, co magicznego można uczynić z bikiem, bikowi, tudziez przy pomocy bika.

Oto obrazkowa dokumentacja z naszych prób i doświadczeń:


Można używać bika bez tej niepotrzebnej rurki zakończonej kanapą, ale to żadna nowość...



Da się powozić z uśmiechem na ustach. I to na jakich ustach!



Można też jechać z uśmiechnięta duszą...



Czasem, nie stąd ni zowąd dwóch kolarzyków podczas jazdy może się zaprzyjaźnić...



W wolnej chwili, da się skoczyć po piwo dla Andrzeja...



Po zażyciu owego piwa doustnie, można odłożyć rower, a następnie z niego zsiąść, co przez szuje podlacze może być złośliwie interpretowane, jako upadek...



Da się także, co wydaje się nieprawdopodobne, podskakiwać w niebieskiej kurtce...



Ale szczytem nieprawdopodobieństwa jest podskakiwanie w kurtce, która nie jest niebieska... okazuje się, że przy odrobinie magii (czarnej, a jakże) nie jest to niemożliwe...



Jak widać, w zasięgu ludzkich możliwości jest także i to, na pierwszy rzut oka, niepozorne zachowanie... na obrazku Małgośka_Mówią_Mi marzy o lepszych czasach i cieplejszych klimatach...



Julek, znany alchemik i wynalazca, skonstruował bika pionowego startu...



Tutaj natomiast widać kunszt i precyzję w prowadzeniu pojazdu. Sztuką jest, zimową porą, palić gumę...



Jak widać... przez szprychy też widać...



Tutaj można zapoznać się z efektem powstałym w wyniku prób zakrzywiania czasu, przestrzeni oraz rzeczywistości...



Jak widać próby owego zakrzywiania zakończyły się pełnym sukcesem...
I tym optymistycznym akcentem żegnamy Państwa dość ozięble...




Definicja szaleństwa dotyczy robienia za każdym razem tego samego i spodziewania się różnych rezultatów.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 50.86
km
w terenie: 50.86 km
trwało to: 03:22
ze średnią: 15.11 km/h
Maksiu jechał: 32.40 km/h
temperatura: -4.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 147 ( 76%)
w górę: 296 m
kalorie: 1380 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Czerwoni

Sobota, 11 grudnia 2010 · dodano: 11.12.2010 | Komentarze 0

~

Dzisiejszy dzień, poza tym, że niezmiennie upalny, to obfitował w niespodziewane zwroty akcji oraz dostarczył całkiem nowych wrażeń.

A wszystko zaczęło się od telefonu.
Nie zadzwonił.
Cóż... lekko zawiedziony postanowiłem pójść na jakiś wernisaż.
Niestety, przy wyjściu czekali na mnie... Ona i On.
Cóż było robić... ubrałem żółtego w czerwone i ruszyliśmy.





Dobrze, że nie było śniegu i zasp, bo mogło by się źle jechać...



Nawet Żółtemu się podobało...

Czas płynął leniwie, nic się nie działo.. aż do momentu gdy Małgośka ujawniła swe wampirze oblicze... gdy zapadł zmrok, zaczęły przez jej wątłe ciało przebiegać dreszcze, mowa jej stała się jakaś mniej zrozumiała oraz unikać poczęła światła, a na widok krzyża syczała i miotała przekleństwa w starożytnym języku.
Choć właściwie... wcześniej też nie była jego fanką. Krzyża w sensie.



Nagle... z zaskoczenia oraz znienacka rzuciła się na Julka i wyssała z niego kilka łyków krwi grupy 0RH+... taki z niej wylazł ssak, rzec by można, że leśny. Biedny Julek, już wcześniej był jakiś taki blady... a po napaści podstępnej autorstwa Małgośki, bać się począłem, że nie dotrze do miejsca, gdzie można by uzupełnić zapasy czerwonego płynu.







Ruszyliśmy w drogę do zatracenia...

Zatraciliśmy się dwa lub trzy razy, by w efekcie dotarzeć do pijalni czerwonych płynów...
Zaczęliśmy je uzupełniać, najłapczywiej Julek, który dotarł resztkami sił, a właściwie to siła woli i nadal wyglądał jakoś tak niewyraźnie, nie pomógł nawet rutinoscorbin...



Proszę nie gasić światła i nie wieszać nic na rogach...



Pijalnia idealnie wpasowała się w oczekiwania Żółtego, napił się chyba odrobinę za dużo...



W stanie mało eleganckim wymknął się niepostrzeżenie z lokalu, by po chwili zakłócić poważne zawody sportowe... zachowywał się tam niegodnie, śpiewał sprośne pieśni w języku Gothego oraz stroił głupie miny...



Chwilę później widziano go na plaży w Łączy. To taka dość mocno uzdrowiskowa miejscowość niedaleko Dominikany.





Trudno było nadążyć za doniesieniami o wyczynach Żółtego... chyba lekko zwariował po tym, gdy przyjął zbyt wiele czerwonego płynu. Widziano go w różnych dziwnych miejscach, w różnych okolicznościach oraz w jakimś szemranym towarzystwie. Rzec by można, iż zaczął się staczać.
Będzie chyba trzeba wyciągnąć do on przyjacielską dłoń i pomóc nieborakowi...

A wszystko to przez Małgośkę i jej przemożną ochotę ssania...


Jakimś cudem pochwyciliśmy Żółtego, schowaliśmy go za pazuchę i wróciliśmy na skróty.
Teraz knujemy oraz obmyślamy chytre plany na dni kolejne...

Oraz uprzejmie donoszę, że Małgośka_Mówią_Mi nie do końca realizuje założenia, które winna realizować :>




Życie ma to do siebie, że w niektórych chwilach bywa do dupy. W pozostałych momentach śpisz.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 28.97
km
w terenie: 28.97 km
trwało to: 02:05
ze średnią: 13.91 km/h
Maksiu jechał: 26.10 km/h
temperatura: -7.0
tętno Maksa: 176 ( 91%)
tętno średnie: 151 ( 78%)
w górę: 114 m
kalorie: 242 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

La Chupacabra zwany śmierdzielem

Niedziela, 5 grudnia 2010 · dodano: 05.12.2010 | Komentarze 5

~

Niestety wiosna jak szybko przyszła, tak szybko się oddaliła... a po niej, jak wiadomo następuje lato.
Tegoroczne obfituje w zachmurzenia oraz przelotne opady burzy.



Wybraliśmy się w składzie słusznym szlakiem okolicznych plaż i wydm...
Nie wiem, kto z nas jest bez winn, ale z pewnością nie wszyscy... niebo, na nasz widok, przybrało dość złowieszczy wyraz twarzy...



My, jako rasowi ignoranci, mieliśmy w dópje jego wyrazy oraz wszystkie inne wyrazy w podobnych okolicach...
Nałożyliśmy na twarze maski z podobiznami podobnych nam ludzi i ruszyliśmy...



Niektórzy mieli pod górkę...



Inni wręcz przeciwnie...



I tak leniwie upływała nam ta letnia wycieczka krajoznawczo turystyczna... gdy nagle ni stąd, ni zowąd usłyszeliśmy coś jakby dzwięk szybko łopoczących skrzydeł, poczuliśmy odór siary...
Tuż obok nas przemknęło stado kóz z rozwianym włosem i piskiem w oczach... a za nimi... La Chupacabra.
Wyhamował... spojrzał na nas i błysk w jego czerwonym oku przekonał nas, że wcale tak bardzo się od owych kóz nie różnimy. A on, jak wiadomo najmacz to lubi ssać kozy... ot taki ssak meksykański.
Nie wiem jak szybko jechaliśmy, uciekając przed śmierdzielem, ponieważ a mianowicie nasze rowerowe liczydełka notują maksymalną prędkość tylko dwucyfrowo...



Dobrze, iż w pobliżu było schronisko młodzieżowe, co do niego wchodzi się po schodkach.... weszliśmy.





La Chupacabra, jak wiecie, boi się panicznie dziewic i schodów, w związku z tym, będąc na wysokości oraz dziewicami, darliśmy z niego łacha, by w przerwach wprowadzać do organizmu, poprzez nasze zacne otwory gębowe, pewien płyn, który miał z nas uczynić rycerzy, co się śmierdzielom nie kłaniają.



Na dole, na posterunku pozostawiliśmy nieustraszonego Szkota...



Niestety, nie obronił się przed śmierdzielem... La Chupacabra rozczłonkował go oraz częściowo zeżarł, ale... chyba Szkot mu lekko zaszkodził...
Śmierdziel, w kilka chwil po zeżarciu dętki z zielonym glutem w środku, zaczął śmierdzieć naprawdę poważnie... gały mu prawie rozerwało, zachował się mało elegancko... i oddalił się w kierunku niewiadomym w celu wiadomym.



Wykorzystując ten moment, reanimowaliśmy Szkota, nie mieliśmy pompki, ale jeśli polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły, to my napompowaliśmy koło miotłą, tak na przykład...



Uciekając przed ewentualnym potwornie śmierdzącym pościgiem myliliśmy trop, przeprawialiśmy się przez okoliczne rzeki, przebieraliśmy się kilka razy oraz nogami także...



Zmęczeni oparliśmy się o wolno jadący samochód... i okazało się, że jednak ponieśliśmy straty... a właściwie jeden z nas. Proszę spojrzeć na młodzieńca po prawej, ma dziurę w pewnej części ciała... widać przez nią świecące się światło samochodu... no tragedia, będzie trzeba łatać.



Tak czy siak udało się uciec przed bestią. Zamknęliśmy się w domu, wzięliśmy po prysznicu, zjedliśmy po półmisku bigosu z kapustą oraz po dwie i pół pajdy chleba ze smalcem bez ogórka, zasiedliśmy przed telewizorem... i zasnęliśmy.
Obudzimy się niebawem albo nie.




Korzeń jest kwiatem, który gardzi sławą.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 29.24
km
w terenie: 29.24 km
trwało to: 02:02
ze średnią: 14.38 km/h
Maksiu jechał: 30.20 km/h
temperatura: -8.0
tętno Maksa: 185 ( 95%)
tętno średnie: 151 ( 78%)
w górę: 182 m
kalorie: 740 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Wiosna

Sobota, 4 grudnia 2010 · dodano: 04.12.2010 | Komentarze 3

~

Przez kilka księżyców milczałem, ponieważ a mianowicie... byłem w kinie, teatrze oraz zoo. Z tego ostatniego nie chcieli mnie wypuścić, stąd ta chwila nieobecności.
Ale... nie ma tego złego...

Gdy mnie w końcu wypuścili to nie samego. Pamiętacie taki film o człowieku słoniu?
No to mnie wypuścili z człowiekiem kamelem... oto on:



Kazali się zaopiekować oraz podjąć wszelkie możliwe próby, by człowiekowi wyprostować żywot oraz plecy tylne.

Mając świadomość spoczywającej na mnie odpowiedzialności oraz będąc małej w siebie wiary człowiekiem, zawołałem znaną w okolicy naprostywaczkę losów ludzkich oraz końskich, znana także z innych wielu innych hec, Małgośkę zwaną Małgośka_Mówią_Mi.



Małgośka przyprowadziła ze sobą tubkę kleju oraz plakaty wyborcze, na których ktoś zdilejtoiwał kawałek hasła (uważny oglądacz zauważy ślady tej niecnej ingerencji wiadomych służb).
W ramach prostowania Julka, bo takie imię (prócz garba) nosi ten zacny mąż, nakazała mu kleić owe plakaty wyborcze na okolicznych słupach.
Julek... niestety nie zdał pierwszego egzaminu naprostowującego, lepił plakaty w czasie ciszy wyborczej...

Pojechaliśmy dalej... im dalej w las tym więcej pyłu wulkanicznego, bo przecież nie śniegu, wszak to wiosna.





Julek, na wszelkie sposoby unikał prostowania, chował się za krzakami, udawał ssaki leśne oraz przebierał się za świadka jehowy.
Ale czujne oko Małgośki_Mówią_Mi było czujne. Wiem, to dość zaskakująca teza...





Mniej więcej w połowie wspomnianej wiosny oraz niedaleko niezłej knajpy przyplątał się do nas Żółtozielony, kuzyn Żółtego... zabić się go nie udało więc udomowiliśmy. Tym oto sposobem mieliśmy w naszej czwórce dwóch takich, co trzeba było nad nimi pracować. Ja udałem się na poobiednią sjestę, a Małgośka pracowała. W końcu jakiś podział obowiązków powinien obowiązywać.



I nagle... znienacka... z zaskoczenia... bez uprzedzenia... spowiła nas mgła. Przestaliśmy się widzieć, a głosy nasze docierały do pozostałych z opóźnieniem oscylującym w okolicach dwunastu minet... taka była gęsta.





Nagle usłyszałem jakieś trzaski (jakby ktoś dobijał rannych). Poczułem swąd siarki (piekielnej). Doszły do mnie jęki (obscenicznie wilgotne).

Z tej mgły... z tych trzasków i jęków... wyłoniły się zupełnie nowe postacie...



Żółtozielony w stanie zejścia ostatecznego...



oraz... Julek zwany do tej pory Wielbłądem, już bez narośli na plecach tylnych. Znaczy czary Małgośki_Mówią_Jej oraz jej talenta prostownicze nie są wcale przereklamowane.

Nie wiem tylko, czy mam Julka już naprostowanego odprowadzić do zoo, czy przedstawić sąsiadce. Chyba jednak wybiorę tę drugą ewentualność... to zoo niespecjalnie mi się podobało.





Wiesz i ja wiem, że słoneczną pogodę musi zabić zmierzch. Ta zbrodnia, za naszym cichym przyzwoleniem, dokonuje się każdego dnia.
Czy zapamiętamy dzisiejszą lekcję?
Ustaw stery w stronę słońca.



~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 28.58
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:13
ze średnią: 23.49 km/h
Maksiu jechał: 36.10 km/h
temperatura: 6.0
tętno Maksa: 170 ( 88%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 219 m
kalorie: 1019 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Chcecie koszulkę kadry Polski MTB z autografami?

Wtorek, 23 listopada 2010 · dodano: 19.11.2010 | Komentarze 0

~

Chcecie?
To przyjdźcie i sobie weźcie.

Panie i Panowie, będzie spicz...

Jeździmy sobie na lepszych lub gorszych sprzętach, jesteśmy w tym dobrzy lub za chwilę tacy będziemy...
Pewnie nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale są wśród nas bikerzy, którzy byliby w stanie oddać wiele, by móc tak jak my... chociażby w najgorszą pogodę, najbardziej stromym podjazdem, czy też najtrudniejszym zjazdem...

Ktoś z Was wierzy bozię, inny niekoniecznie. Jedni są hetero, a drudzy homo. Niektórzy lubią ptysie, niektórzy lody, a jeszcze inni je jeść...

I mógłbym tak bez końca... o tych różnicach.
Ale łączy nas jedno.
A właściwie to dwa.
Dwa koła.





Hmm... a może trzy?



Mam dla Was oryginalną koszulkę, o znacznej wartości kolekcjonerskiej.
Dam ją komuś z Was. Komuś, kto zaskoczy mnie swoją hojnością...

Szczegóły tego zamieszania i sposób, w jaki można stać się posiadaczem tej koszulki.

Jeśli jednak macie zły dzień, a może inny pomysł na zrobienie czegoś, czym kiedyś pochwalicie się wnukom (swoim lub sąsiada)... lub też zwyczajnie nie macie cojones, aby zmierzyć się z tym wyzwaniem... to przekażcie te wieści sąsiadom, znajomym, rodzinie i każdemu, kto przyjdzie Wam na myśl...


To nadzieja sprawia, że ludzie chcą żyć.
Ale to przede wszystkim ludzie pozwalają żyć nadziei.



~

w sumie...
ukręciłem: 58.37
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:40
ze średnią: 21.89 km/h
Maksiu jechał: 46.10 km/h
temperatura: 9.0
tętno Maksa: 175 ( 90%)
tętno średnie: 145 ( 75%)
w górę: 488 m
kalorie: 1929 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Czarodziejskie okewlary

Poniedziałek, 22 listopada 2010 · dodano: 22.11.2010 | Komentarze 5

~

Jako, że po dziurki w nosie (i nie tylko tam) mam już tych upałów, postanowiliśmy ze Szkotem i Żółtym udać się w chłodniejsze zakątki naszego globu.
Rzuciliśmy okoma do sieci internat, zapytaliśmy gógjela... i on zaproponował nam kilka miejscowości, w których panuje znośna temperatura.
Rzuciliśmy więc sobie monetą (której do teraz nie możemy znaleźć, a była dość cenna... to była złota dwudziestodolarówka, zwana świnką).
Tak czy siak padło na The Zabrze.
Ubraliśmy Szkotowi wyjściowe obuwie i pojechaliśmy.



Coś ten gógjel ściemniał... upał był nieznośny. Kleiło się nam wszystko prócz rozmowy...
Dobrze, że mieliśmy krem z filtrem UV 26 oraz okewlray przeciwsłoneczne...



Okazało się, że to dość magiczne są okewlary... nie żeby od razu różowe albo jakieś z wbudowanym rentgenem... przez nie wreszcie i nareszcie mogliśmy ujrzeć świat zalany deszczem, pełen kałuż, słoty i tym podobnych atrakcji...



Mmmm... błogość i szczęśliwość jakaś taka nas ogarnęła.
A okewlary...
Co tam okewlary... mam dla Was coś wyjątkowo wyjątkowego... taka okazja, to raz w życiu. A nawet w kilku życiach...
Wpis o owej niespodziance ukaże się... myślę, że tuż (albo kilka tuszy) po północy...


I gdy już dzielił nas będzie tylko ocean, niech Ci nie przyjdzie do głowy myśl, by posyłać mi kartki z życzeniami świątecznymi.


~