Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Wokół Gliwic

Dystans całkowity:44178.87 km (w terenie 20495.57 km; 46.39%)
Czas w ruchu:1998:51
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:4573.00 km/h
Suma podjazdów:199862 m
Maks. tętno maksymalne:195 (124 %)
Maks. tętno średnie:187 (96 %)
Suma kalorii:906649 kcal
Liczba aktywności:795
Średnio na aktywność:55.57 km i 2h 30m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 51.51
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 02:29
ze średnią: 20.74 km/h
Maksiu jechał: 40.30 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 151 ( 78%)
tętno średnie: 117 ( 60%)
w górę: 282 m
kalorie: 1842 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Regenermasz

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 1

~

Gdy tak niespiesznie ukręcałem te kilka rozruchowych, pościgowych kilometrów, myśli różne mnie dopadali. Niektóre były obsceniczne i przybywali grupowo, a inne wręcz odwrotnie.

Jedna z zapamiętanych to taka, że sporo osób w tym dziwnym kraju dzieli społeczeństwo podług prostego schematu:

Już aresztowani, właśnie przesłuchiwani, jeszcze podsłuchiwani, Jarosław Kaczyński.

Oraz odgrzebałem taki oto obrazek. I żeby nie było, że narysował go sobie jakiś współczesny kawalarz w celu by Wam poobrażać Wasze uczucia religijne.
Namalował go w 1890 roku Louis Joseph Raphaël Collin, oraz obrazek ma tytuł Femme crucifiée.




Habemus Papam

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 38.54
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 01:37
ze średnią: 23.84 km/h
Maksiu jechał: 42.70 km/h
temperatura: 21.0
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: 134 m
kalorie: 1479 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Słabsza płeć a męskie tyłki

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 16.08.2012 | Komentarze 2

~

Się w pierś mą kształtną uderzam, i raz jeszcze, mając nadzieję, że żeber sobie nie spsóję.
Dokonuję tego swoistego samobiczowania z powodu, że a mianowicie pastwiłem się podstępnie oraz nieumiarkowanie nad Paulą G., a Ona przecież - co umknęło mej uwadze - objechała Emily Batty. Włożyła jej 79 sekund. To nie w kij dmuchał.
Oto ekscytujące szczegóły tego sukcesu. Słabsza płeć...

Przepraszam niczym Wyra, mój timowy kolega.
Nie uwierzycie, ale Wyra cierpi także na zaczątki talentu literackiego, właśnie był popełnił tekst o tyłkach.
Tylko po co o męskich?





Znam mężczyznę, z którym planuję życie. To życie nigdy nie będzie miało miejsca, ale jest najpiękniejszym z możliwych.

~

w sumie...
ukręciłem: 61.40
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 02:59
ze średnią: 20.58 km/h
Maksiu jechał: 44.00 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 169 ( 87%)
tętno średnie: 122 ( 63%)
w górę: 245 m
kalorie: 2097 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Wniebowzięci

Środa, 15 sierpnia 2012 · dodano: 15.08.2012 | Komentarze 3

~

Gdy wczoraj dowiedziałem się, że dziś jest dzień wznoszenia modłów, nie mogłem pozostać obojętny. Wydumałem, że opony Szkota skieruję ku górze świętej, noszącej imię kolarzystki, co o niej wspomniałem jeden wpis ego temu.
Szczerze zamiarowałem paść tam na kolana, a nawet na twarz mą nieszczególnie ładną i wznosić modły oraz prosić o wybaczenie. Nie, żebym czymś akurat zawinił, ale gdy będąc małolatem zostałem przemocą zaciągnięty do kościoła, to tam wszyscy zbiorowo prosili o przebaczenie. Znaczy taka jest tradycja, by czuć się winnym, brudnym oraz złym. No to się napiąłem i poczułem.

Niestety... w drodze na Sankt Annaberg opętany zostałem przez jakieś zło i niedobro, a być może nawet, że przez wysłannika piekieł. Szarpałem się nawet trochę z tą czarną stroną mocy, ale byłem od samego początku na straconej pozycji. Złe moce, zapach siary oraz przejmujący chłód ogarnęły mnie zewsząd.
Co chciałam skręcić na właściwą drogę, to diabeu bez problemu kierował mnie na fałszywą...

Wiary małej jestem człekiem, a właściwie to nawet żadnej, więc szybko zrezygnowałem. Z tych emocji, a może za sprawą złego, to nawet nie wiedziałem którędy i jak długo jadę. W hom sobie z garniaka wrzuciłem tracka i zobaczyłem... to jakieś były piekielne ścieżki...

Gdy już się jako tako uspokoiłem, to załączyłem telewizor, ciekaw byłem powodów dla których kraj cały pogrążył był się w modlitwie.
No i kicha... bo w moim telewizorze ekscytowali się dwoma wydarzeniami z przeszłości.



Pierwsze to takie, że wzięto do nieba Marikę niepokalaną. To dawno było temu i nikt nie wie, czy ją wzięli za karę, czy w nagrodę.
Drugi potencjalny powód to fakt, że nie tak dawno temu pobiliśmy Ruskich i uratowaliśmy świat przed niesłusznym ustrojem.

Rzuciłem monetą i wyszło mi, że modły wznoszono z powodu Maryśki, co ją porwano w kosmiczną otchłań, zwaną niebem.

W związku z powyższym bardzo mi jej żal, oraz żywię nadzieję, że porywacze mnie oszczędzą, ponieważ pożądam być wpiekłowzięty.



Są takie kawałki. Znamy je. Piosenki w nieznanych nam językach, piosenki napuchnięte, ciepłe i tak smutne, że aż wstyd się do nich przyznać. Nie znamy słów, ale gdy ich słuchamy, wiemy że są o tym czymś, za czym się ogromnie tęskni i czego się potrzebuje najmocniej na świecie.



Znajdziesz mnie wszędzie. Określę się tak, byś w tłumie nie pomylił mnie nigdy z nikim innym.


~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 60.81
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 03:00
ze średnią: 20.27 km/h
Maksiu jechał: 42.50 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 164 ( 84%)
tętno średnie: 116 ( 60%)
w górę: 239 m
kalorie: 2077 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Aniu, przepraszam Cię za Pana Piątka

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 4

~

Widziałem w telewizorze dziś ścig olimpijski. Wczoraj także. Emocja sięgnęła mi zenitha.
Myślę, że Marek, gdyby nie pech, dojechałby w pierwszej dziesiątce oraz uważam, że jest On ogromną nadzieją na przyszłość w męskim wydaniu tego ścigania.

Ale większe emocje, bo pozasportowe, dostarczył wczorajszy wyścig.
Od wielu miesięcy fani i kibice MTB byli świadkami histerii medialnej reżyserowanej przez Pana Piątka, trenera znakomitego. Histeria osiągnęła swoje apogeum po kontuzji Mai.
Wczoraj widzieliśmy, jak tan balon medialny pękł. Niestety.

Mądrzy bardzo redaktorzy piszący w znamienitych portalach i magazynach branżowych, albo już opublikowali wszystko na ten temat, albo lada moment opublikują. Wskażą bardziej lub mniej winnych oraz wywróżą przyszłość zaangażowanych w tę hecę osób.

Z racji tego, że posiadam wygórowane o sobie mniemanie, to przyznałem sobie prawo, by także w rzeczonym temacie się powymądrzać. W końcu żyjemy w kraju, w którym wszyscy znają się na wszystkim. Oraz w takim, w którym każdy chce mnie zrobić...

Histeria medialna made by trenejro Piątek, trwająca ponad rok, o której wspomniałem na początku, to perfekcyjnie przeprowadzona akcja PR'owa. I tu czapki z głów przed Panem Andrzejem.
Paula była twarzą "Uśmiechu na medal", pokazywała się wszędzie tam, gdzie ktoś chciał Ją pokazać. Doszło do tego, że zżyłem się z nią niczym z sąsiadką z góry... widywałem Ją każdego dnia, wiedziałem gdzie była, co powiedziała, co jadła, ile przejechała kilometrów. Była krótka chwila bez Pauli i Jej trenera... pewnego dnia, podczas burzy, zepsuły się jakieś czarodziejskie urządzenia i byłem odcięty od sieci internat przez trzy księżyce.
Telewizora, w ramach protestu, także nie włączałem.

Duży szacunek dla Pana Andrzeja także za pracę, jaką wykonał, przecież to On, rzec by można, stworzył Maję, Olę, Anię...
To, że Marek Galiński może dziś odbierać gratulacje, jest w dużej mierze zasługą Piątka Andrzeja i nie należy o tym zapominać.

W czym więc problem, mógłby zapytać ktoś, kto nie zna tematu...
Mam pewne podejrzenia, aczkolwiek niczym nie poparte. Moim zdaniem, niedługo po rozstaniu się Pana Andrzeja z kadrą, poślizgnął się On dość nieszczęśliwie pod prysznicem, oraz uderzywszy się w głowę wydumał sobie, że pokaże Urbi et Orbi, iż albo On albo zgliszcza.

Efektem tego nieszczęśliwego wypadku była wspomniana histeria oraz wmówienie Pauli i połowie kraju, że jest Ona o niebo lepsza od Oli, i że to Ona powinna, wraz z Mają, stanąć na linii startu wyścigu w Londynie.
Szyderca los, jak wiemy, miał inny pomysł. Paula stanęła na starcie, ale wraz ze słabszą, według słów Pana Piątka, Olą.
Co działo się pomiędzy startem a metą, każdy widział w swoim telewizorze. W moim, na ten przykład, Pauli coś nie poszło.

Co dalej?
Już niedługo, już za chwilę, będzie trzeba dać głos, znaczy wypowiedzieć się oficjalnie w kwestii znacznych rozbieżności pomiędzy prognozami, a rzeczywistością.
Przypomnę owe prognozy.
Piątek Pan trenejro był uprzejmy opowiadać, że Paula jest przygotowana na sto procent i że pierwsza dziesiątka jest w zasięgu. Na sugestie żurnalistów, że późno dowiedziała się o nominacji i że czasu jakby mało, Pan Andrzej mówił, że nie ma takiego problemu, przecież Jego zawodniczka była oficjalną rezerwową, więc nie leżała i pachniała, lecz była cały czas gotowa, by podołać niespodziewanej nominacji.
Co więc się takiego stało, że zamykała tyły?
Nie mam pojęcia, ale niedługo pewnie się dowiemy.

Pamiętacie, jak kilka lat temu łamały się, niczym zapałki, ramy Kellysa - model Sabotage? Wówczas prezes firmy publicznie zeznał, że to taka nowoczesna technologia Kellysa, podobna w działaniu do strefy zgniotu w samochodach. Wspomniane novum miało polegac na tym, że rama powinna się w pewnych sytuacjach złamać, by uchronić zawodnika przed poważną kontuzją.
Niektórzy do dziś nie potrafią opanować spazmów śmiechu na wspomnienie tamtej wypowiedzi, ale... byli też i tacy, którzy w to uwierzyli.

Podejrzewam, że cokolwiek powie Pan trener Andrzej, to znajdą się tacy, którzy uwierzą. Bo taki już jest ten świat.
A może Pan Piątek mocno nas zaskoczy i powie coś, w co uwierzy znakomita większość zainteresowanych?

Myślę, że nadejdzie taki czas, gdy Paula sięgnie po najwyższe laury, ale... moim zdaniem wiele zależy od niej samej. Poleciłbym swoisty akt apostazji, powinno Ją to zdecydowanie zbliżyć do medali olimpijskich.


fot. Agnieszka Małgorzata Torba

Skąd w tytule Ania?
Chodzi o Anię Szafraniec. Moim zdaniem, to Ona jest największą przegraną tych igrzysk.
Dlaczego?
Dlaczego nie Maja?
Maja miała wypadek, trudno. Nie padła ofiarą takich czy innych działań.

Zaryzykuję tezę, że Ania padła.
Gdyby nie histeria medialna Pana Piątka, to być może Ona pojechała by do Londynu. Wybrano Paulę pod dużą presją, która była li tylko wynikiem genialnych działań PR'owych Jej trenera.
Zaryzykuję kolejną tezę. Myślę, że Ania skończyła by londyński ścig na wyższej, niż 22, pozycji. Oczywiście, że to tylko gdybanie, i jasne że argumentem na obalenie tej tezy może być fakt, iż na zawodach poprzedzających IO Paula była lepsza od Ani. Tylko, że to niczego nie dowodzi... to zupełnie inny kaliber zawodów.

I jeszcze coś...
Komentujący olimpijski wyścig, w pewnej chwili był rzekł, powołując się na słowa trenera Goryckiej, że te igrzyska potraktowali (Paula i jej mentor), jako swoisty rekonesans i próbę przed Rio.
Zapewne niewiele się na tym wszystkim znam, ale mam mgliste przekonanie, że na IO jedzie się walczyć, a nie rekonesansować.

I hmm... zrobili sobie rekonesans pośrednio oraz być może kosztem Ani, która już takiej szansy może nigdy nie mieć.

Przepraszam, Ania.
Za słowa i działania Pana Piątka i całą tę hecę.





Na każdego zwycięzcę przypada co najmniej jeden przegrany.

~
Kategoria Ekipą, Wokół Gliwic


w sumie...
ukręciłem: 65.50
km
w terenie: 30.00 km
trwało to: 02:43
ze średnią: 24.11 km/h
Maksiu jechał: 50.10 km/h
temperatura: 23.0
tętno Maksa: 174 ( 90%)
tętno średnie: 130 ( 67%)
w górę: 243 m
kalorie: 2198 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

pff

Piątek, 10 sierpnia 2012 · dodano: 10.08.2012 | Komentarze 6

~





My, ludzie, nawykliśmy do reguł. Tkwią one w nas tak silnie, że jeśli mamy ciasny umysł, to przestrzegamy reguł nawet wtedy, gdy doskonale zdajemy sobie sprawę, że ani my, ani żaden inny człowiek nie ma z tego pożytku. Na przykład ortodoksyjni żydzi i muzułmanie wolą umrzeć z głodu, niż złamać zakaz spożywania wieprzowiny.

~

w sumie...
ukręciłem: 93.74
km
w terenie: 85.00 km
trwało to: 04:34
ze średnią: 20.53 km/h
Maksiu jechał: 40.40 km/h
temperatura: 32.0
tętno Maksa: 167 ( 86%)
tętno średnie: 129 ( 66%)
w górę: 388 m
kalorie: 3221 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Orgi do pierdla!

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 5

~

Spotkałem człowieka... miał niepewny dość wzrok, prosił o żar wpatrzony gdzieś w mrok... i tak dalej.

Rzekł mi człowiek ten, między innymi, że organizatorów ścigów należy postawić przed prokuratorem i surowo osądzić. Ponieważ, prawił dalej, nie może być tak, że na maratonie MTB są kamienie, korzenie oraz ostre zjazdy. Bo ludzie mogą się porysować, pokaleczyć lub inne kuku sobie zrobić.
A organizator powinien martwić się o bezpieczeństwo startujących ludzików. A tu okazuje się, że nie martwi się nic a nic.
Łotr, drań oraz szuja podlacza, ten organizator.

Człowiek ów, jako przykład ścigu, nad którym powinna pochylić się prokuratura, przytoczył karpacaki Armagedon.
Ja także uważam, że ścigi MTB powinny odbywać się w parku lub na torze w Pruszkowie - o czym już wspominałem.
Pan Lang obczaił, jak uniknąć pierdla.
W przeciwieństwie do innych orgów.



Tylko, że... za rok zamiaruję pojechać Challenga... jak zapudłują Grześka, to kto mi to zorganizuje? Lang Czesław może? A może człowiek, co niepewny miał wzrok?
Na koniec zapytałem człowieka, gdzie nabywa liście. Odmówił zeznań.

Każdego roku, w kraju Leonarda odbywa się ścig, o którym organizator powiada, że "The world's hardest mountain bike raid".
To IronBike.

Tak wygląda zza sterów.



Znam dwóch twardzieli, którzy rok temu ukończyli tę imprezę.
Co więcej... wygrali ją.
I nie uwierzycie... nie ciągali organizatora po sądach.



Jeśli wyk­luczy się niemożli­we, to, co po­zos­ta­nie, choćby całkiem nieprawdopodob­ne, mu­si być prawdą.

~

w sumie...
ukręciłem: 56.40
km
w terenie: 53.00 km
trwało to: 02:48
ze średnią: 20.14 km/h
Maksiu jechał: 40.40 km/h
temperatura: 29.0
tętno Maksa: 146 ( 75%)
tętno średnie: 111 ( 57%)
w górę: 227 m
kalorie: 1853 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Zepsóta ślizgafka

Czwartek, 2 sierpnia 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 3

~

Z dwojga złego wolę upał niźli deszcz oraz przypomniałem sobie, że nie tak dawno temu ślizgaliśmy się na śliskim stawie w lesie nieopodal. Wydumałem, że w taki upał będzie miło tam wrócić... pamiętałem, że podczas ślizgów było chłodno.



Po drodze odmówiłem dwa i 2/3 różańca w intencji tajnej, aczkolwiek słusznej.
Gdy dotarłem nad staw, oczom mym ukazał się taki oto widok...



No tak, wszędzie wokół tylko wandale, psuje, niszczyciele, terminatory i inne szuje podlacze. Komu przeszkadzała ślizgawka? Moc bezinteresownego draństwa jest ogromna.
Zniszczyli.
Niepocieszony oraz nieschłodzony powróciłem bak do hom, gdzie pogrążyłem się w czarnej rozpaczy z przerwami na zadumę.
Pogrążenie potrwa około dwa księżyce.



Słowo „tra­dyc­ja" po­win­no nas nas­ta­wić kry­tycznie. Od­no­si się ono do zbioru przekonań prze­kazy­wanych przez po­kole­nia — w odróżnieniu od prze­konań opar­tych na dowodach.

~

w sumie...
ukręciłem: 43.97
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 01:46
ze średnią: 24.89 km/h
Maksiu jechał: 44.30 km/h
temperatura: 27.0
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 124 ( 64%)
w górę: 210 m
kalorie: 1987 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Sail

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 28.07.2012 | Komentarze 3

~

Jutro powinienem dzień święty święcić, ale z racji tego że opętał mnie diabeu, to syczę na święcone w każdej postaci.
Aby syku nieprzyjemnego oszczędzić świętobliwym ludkom, postanowiłem udać się precz daleko od nich.
Znaczy wezmę udział (i nie oddam) w uphillu z cyklu, co go lubię macz.

Filip zasugerował, że powinienem podczas tych zawodów posłuchać tego samego kawałka, który lubi Jeb.
Jeśli Fil tak mówi, to nie ma innej opcji, posłucham.



A swoją drogą, Jeb jest w szczęściarzem.
Nie skończy, jak wielu...



Zdawać by się mogło, że bohaterem jest każdy, komu udało się zrobić coś wyjątkowego, a najlepiej jeszcze, jak dużo gapiów mogło się temu przyglądać. Ale prawdziwym bohaterem jest ten, który pół życia boryka się z problemami dnia codziennego... wychowywaniem dzieci, gotowaniem obiadów, sprzątaniem i całą resztą zwykłej krzątaniny, która mało kogo omija. Łatwo jest ścisnąć półdupki na trzydzieści sekund i wywlec wrzeszczącego bachora z pożaru w sąsiednim mieszkaniu. Potem nawet przez kilka dni można pochodzić sobie w glorii sławy. Na pewno trudniej obcować z rozwrzeszczanym bachorem codziennie, przez 24 godziny na dobę, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok, lata całe, by na starość wylądować w zarobaczonym i śmierdzącym szczynami domu starców. To jest bohaterstwo.

~

w sumie...
ukręciłem: 77.84
km
w terenie: 20.00 km
trwało to: 03:05
ze średnią: 25.25 km/h
Maksiu jechał: 58.20 km/h
temperatura: 23.0
tętno Maksa: 134 ( 69%)
tętno średnie: 159 ( 82%)
w górę: 379 m
kalorie: 2689 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Owoc zakazany, czyli "Maraton z blatu 2.0"

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 4

~

Woda ze źródełka magicznego, którą wczoraj piłem okazała się być całkiem smaczna, a olśnienia, jakich za jej sprawą doznałem, nie pozwoliły mi zasnąć.
W związku z tym, dziś rano zjadłem jogurt z niewielką zawartością tłuszczu oraz wypiłem kakao.
Tak przygotowany udałem się przed siebie, przepełniony wiarą i nadzieją... na sen oraz w to, że być może natrafię ponownie na olśniewające mnie źródełko.
Nic z tego, podczas jazdy nie udało mi się zmrużyć oka. Do źródełka także jakoś nie trafiłem.
Ale nie ustanę w poszukiwaniach...

Nie wiem, czy to efekt zmęczenia, czy standardy zmieniają się w tempie, za którym starcy, tacy jak ja, już nie nadążają. Nagle ujrzałem...




Oraz... pięć księżyców temu ago ukazała się taka oto książka.
Po kilku dniach jej obecności na rynku stała się rzecz niesłychana. Pzkol dogadał się z Piątkiem Andrzejem. Niestety, nie w kwestii biletu na samolot do Londynu, a nawet nie sprawie, by wózek zwany MTB ciągnąć wspólnie oraz w jednym kierunku.
Oni dogadali się tylko w sprawie wspomnianej książki.



Ponoć zrobią wszystko, by wycofać tę pozycję z rynku wydawniczego. Z powodu, że ponieważ jeśli zbyt wiele kolarzystek to przeczyta, to flagowe postacie obu zwaśnionych ze sobą obozów mogą poczuć na plecach oddech nowych pretendentek do tytułów...

Macie więc niewiele czasu, by nabyć drogą kupna rzeczoną pozycję legalnie oraz za niewielkie pieniądze. Ja wziąłem całą zgrzewkę i niedługo będę rozprowadzał w drugim obiegu, w cenie znacznie bardziej szeleszczącej.

A tutaj możecie przeczytać sensacyjny, nigdzie wcześniej nie publikowany, tajny stenogram z przesłuchania Pawła Urbańczyka na okoliczność blatów i maratonów.



Jedną z zalet bycia kotem - poza posiadaniem dziewięciu żywotów - jest o wiele prostsza teologia.

~

w sumie...
ukręciłem: 75.03
km
w terenie: 60.00 km
trwało to: 03:05
ze średnią: 24.33 km/h
Maksiu jechał: 42.90 km/h
temperatura: 25.0
tętno Maksa: 175 ( 90%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 331 m
kalorie: 2800 kcal
na rykszy: Szkot 2,5 turbo
w towarzystwie:

Magiczne źródło a sprawa Mai Włoszczowskiej

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 14

~

Ostatnimi czasy tradycją stało się gubienie drogi oraz błądzenia. Nawet jeden facet w czarnej sukience powiedział "synu, błądzisz"... skąd wiedział oraz kto jest moim prawdziwym tatą?

Dzisiejsze błądzenie pociągnęło za sobą całą lawinę wydarzeń, a właściwie to bardziej refleksji.
W pewnej chwili dotarłem do miejsca, gdzie wytryskało (przepraszam za wyrażenia) magiczne źródełko.



Głos wewnętrzny nakazał, bym się napił. Zawsze się go słucham, więc łyknąłem.
Taki jeden koleś, wiele lat temu doznał olśnienia w wannie. Jako, że w pobliżu żadnej nie było, ja doznałem na stojąco.
Nie wiem, czy to za sprawą wody zaczerpniętej dopiero co, czy za sprawą świętej figurki bacznie mnie z góry obserwującej...

Tak czy siak, olśniło mnie, a w szczególności w kwestiach Mai Projekt Londyn Włoszczowskiej, Ryszarda Znakomitego Niegdyś Kolarza Szurkowskigo, Andrzeja Skrzywdzonego Przez Wszystkich Piątka oraz Macieja (przepraszam za wyrażenie) Redaktora Gawrona.

[przepraszam, ale będzie z domieszką powagi]

Szurkowski Ryszard, wczoraj w telewizorze, był uprzejmy zeznać, że powodem upadku, a co za tym idzie kontuzji Mai są błędy szkoleniowe. Oraz, że gdyby Majka nie siedziała w Livgno, lecz startowała w Kielcach czy innym Pacanowie, to nóżki by nie złamała.
Oczywiście, Panie Ryszardzie. Gdyby mój kolega nie pojechał autem do Sopotu, tylko do Starego Sącza, to żyłby do dziś. Bo ciężarówka staranowała jego auto nieopodal Sopotu właśnie. Zazdroszczę toku myslenia.

O ile pamiętam, we Włoszech siedzą jeszcze Ola Dawidowicz i Marek Konwa. Idąc tokiem przenikliwych myśli Pana Szurkowskiego, należy ich bezzwłocznie stamtąd ewakuować... bo połamią sobie nogi, albo jakieś inne obojczyki.

A może Pan Marek Galiński miał po prostu inną, być może nowatorską, koncepcję przygotowań do Igrzysk?
Ale teraz, gdy już wiadomo, że Majka nie pojedzie, każdy komu przyjdzie ochota, będzie walił w Pana Galińskiego, jak w bęben. Pan Szurkowski dał przykład.
Jakoś nie przypominam sobie, by po wypadku Mai w Australii, gdzie jak pamiętamy, porysowała sobie twarz, Pan Ryszard Znakomity Niegdyś Kolarz przyszedł to telewizora i opowiadał o błędach szkoleniowych Pana Piątka Pokrzywdzonego Andrzeja.
Ciekaw także jestem, czy gdyby Maja nie złamała nogi i wyjeździła medal, Pan Ryszard także opowiadałby o błędach szkoleniowca?

Ja to mało się znam na tym wszystkim, ale wydaje mi się, że Majka po prostu miała pecha. Każdy z nas robił fikołki niezliczoną ilość razy, pewnie Ona też. Większość tych przygód kończy się szlifami, siniakami i śmiechem. Ale czasem... niestety złamaniami. Pech Mai polega na tym, że spotkało ją to akurat w takim momencie.
Ot i cała tajemnica.

Panie Ryszardzie... jako sportowiec był Pan i nadal jest idolem oraz wzorem dla kilku pokoleń zawodników i kibiców. To podobnie jak Jan Awantura Tomaszewski... tyle, że On już swój kredyt wyczerpał.
Miło byłoby, gdyby Pan nie dociągnął do poziomu zacnego Pana Posła.


Wczoraj na Fejsbóku Pan Andrzej Pokrzywdzony Piątek zalinkował coś takiego...



Jak widać, bzdura ta ukazała się na stronce (aspirującej do miana portalu rowerowego), którą to stronkę dmucha, między innymi, Maciej Gawron, nazywając się przy okazji (przepraszam za wyrażenie) redaktorem. Równie dobrze mógłby napisać
"Do Londynu zamiast Włoszczowskiej jedzie Irena Szewińska".

Co z tego wynika?
Ano ludziska rozpowszechniają, komentują, ekscytują się... no bo jakże to tak? Oficjalne rezerwowe to Ania Szafraniec i Paula Gorycka... a tu nagle jedzie Magda Sadłecka? Skandal!
Owszem skandal. Tyle, że na miano skandalu zasługuje publikacja tej bzdury przez (za przeproszeniem) redaktora oraz rozpowszechnianie takiego gniota przez Andrzeja Skrzywdzonego Piątka.

Ludzie na mieście mówią, że (za przeproszeniem) redaktor Maciej wraz ze swoją stronką są tubą medialną Skrzywdzonego Andrzeja.
Zaglądając na stronkę aspirującą do miana portalu, i czytając teksty tyczące żenujących wojenek pomiędzy Panem Piątkiem a Pzkol, trudno oprzeć się wrażeniu, że coś na rzeczy być musi...
Panie (za przeproszeniem) redaktorze... proszę przyswoić definicję niezależności i obiektywizmu, a później wprowadzić je w czyn. Tymczasem to, co Pan nazywa portalem, jest zwykłą stronką robioną dla kilku znajomych i Pana Piątka.

Czasy są takie, że każdy kto się pokaże w jakimś serialu dla gospodyń wiejskich, mieni się gwiazdą. Tak samo w sieci, każdy kto nadmucha byle stronkę, na której wiesza pseudo newsy, nazywa się redaktorem.
Panie Gawron... gwiazdą to jest na przykład sir Thomas Sean Connery, a nie jakaś prawie anonimowa celebrytka z jakiegoś "M jak miłość" czy innego, never ending story, serialu.
Per analogiam... redaktorem to był śp. Janusz Atlas lub Tomasz Hopfer, a nie każdy, kto sobie powiesi w sieci kolorową stronę.

Publikując pod dyktando Pana Pokrzywdzonego Piątka, robi Pan Pauli niedźwiedzią przysługę... ponadto powinien Pan umieszczać na wstępie dopisek "Zawiera lokowanie produktu" lub "Tekst sponsorowany". No chyba, że ma Pan tych kilku czytelników, którzy to czytają, za skończonych idiotów.

Co do Pańskiej rzetelności (za przeproszeniem) dziennikarskiej oraz braku stronniczości, to powinien Pan aplikować do Gazety Polskiej oraz próbować stać się członkiem Komisji Pana Macierewicza. W tych dwóch ciałach aż kipi od obiektywizmu, nada się Pan.

Może Pan też wybrać bramkę numer dwa... spalić w cholerę cały ten realcycling (lub oddać komuś, kto się na tej robocie zna), odczekać ze dwa lata, przyswoić pewne standardy i zacząć od nowa.

Z powyższego wynikało by, że jestem przeciwny Pauli Goryckiej i Jej ewentualnemu występowi na Olimpiadzie.
Nie, a nawet bardzo nie. Ciężko pracowała i może być ewentualnie brana pod uwagę... tyle, że pierwszą rezerwową jest Ania.
Znając nasze realia, to histeria Pana Pokrzywdzonego Piątka może sprawić, że do Londynu pojedzie Paula... która nic tam nie wyjeździ.

Tekst powyższy jest swoistym wołaniem na puszczy... wołaniem o to, by zakończyć to pajacowanie, o to by domorośli redaktorzy zastanowili się nad sobą i zajęli się czymś, co potrafią robić, a byli znakomici sportowcy nie popadali w tomaszewizm.

Oraz pragnę oświadczyć, że to nie jest opiniotwórczy portal, lecz mój prywatny blog i mogę tu wypisywać, co mi ślina na palce przyniesie, mogę być do bólu stronniczy i mogę drzeć łacha ze wszystkiego, co się porusza lub nie.
W przeciwieństwie do Pana (za przeproszeniem) Redaktora Macieja, od którego nieliczni czytelnicy oczekują choć krztyny rzetelności.

Za chwilę załączę telewizor i... mam nadzieję nie oglądać tam Pana Ryszarda Znakomitego Niegdyś Kolarza Szurkowskigo, w zamian być może dowiem się, która z kolarzystek jedzie na IO.
Rzucę też okiem do Fejsbóka... i mam nadzieję nie oglądać tam linków Pana Pokrzywdzonego Piątka Andrzeja prowadzących do gniotów pióra Pana Macieja (przepraszam za wyrażenie) Redaktora Gawrona.

I jeszcze jedno olśnienie mnie olśniło... my, Polacy nie powinniśmy mieć wybitnych sportowców ani drużyn.
Nie jesteśmy gotowi na takie dary.




Zamilkł na krótką chwilę, w czasie której ocenił daremność stosowania sarkazmu w jego obecności. To tak, jakby obrzucać mury zamku bezami, mając nadzieję je zburzyć.

~