Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Krasnale

Dystans całkowity:2014.93 km (w terenie 791.91 km; 39.30%)
Czas w ruchu:90:18
Średnia prędkość:22.31 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:15904 m
Maks. tętno maksymalne:189 (97 %)
Maks. tętno średnie:165 (85 %)
Suma kalorii:37690 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:71.96 km i 3h 13m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 113.78
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:35
ze średnią: 24.82 km/h
Maksiu jechał: 54.30 km/h
temperatura: 3.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 141 ( 73%)
w górę: 738 m
kalorie: 1603 kcal
w towarzystwie:

Róbmy miłość

Niedziela, 28 lutego 2016 · dodano: 28.02.2016 | Komentarze 1

~



Pierwsza tegoroczna pielgrzymka do świętej góry została odbyta. 
Odbywanie rozpoczęło się pod wieżą. także świętą, oraz przebiegło w atmosferze miłości i zrozumienia. Nie do końca rozumiem o jakie zrozumienie może chodzić, ale się dowiem.



Podczas odbywania Wyra mocno zaistniał...





Tak mocno, że okoliczny pies oraz, także okoliczny, właściciel okazali niejakie zdziwienie.



W atmosferze wciąż ekumenicznej, dotarliśmy.
Tradycyjnie już, wznieśliśmy modły w intencjach rozmaitych, oraz zrobiliśmy - co także jest starą, świecką tradycją - selfiaka z krasnalem. Krasnal, w związku z tym, okazał niemałe zadowolenie oraz na jego licu zagościł uśmiech (no może był to uśmieszek), co może mieć związek z tym, że poczuł się potrzebny... być tak może, że jego pasją życiową stanie się pozowanie do seffiaków.







Dni dwa temu ego się płyta ukazała. Mojej ulubionej bardzo Mani. To dobra jest muza.
Poniższy kawałek z owej płyty, choć napisany jakiś czas temu, jakże aktualny zdaje się być.
 

Nie odmówię sobie tej przyjemności...
Mania na Woodstoku, trzy lata temu. Kawałek także jakby wciąż aktualny.




~

w sumie...
ukręciłem: 41.31
km
w terenie: 35.00 km
trwało to: 02:01
ze średnią: 20.48 km/h
Maksiu jechał: 37.00 km/h
temperatura: 7.7
tętno Maksa: 154 ( 79%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 195 m
kalorie: 770 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Krasnal Party

Czwartek, 24 grudnia 2015 · dodano: 24.12.2015 | Komentarze 8

~

Obudziło mnie natarczywe pukanie.
Do drzwi w sensie, choć mam przywieszoną karteczkę na której jest napisane "Dzwonić, pukanie zepsute". Otwarłem... najpierw oczy, później drzwi. Posłaniec był to oraz posłany został, by wręczyć mi zaproszenie na Krasnal Party. I oczywiście na dziś, na za chwilę. Umm... tak, przypomniałem sobie, że krasnal obchodzi dziś urodziny, acz nie potrafię doliczyć się które. Cóż było robić, umyłem ząb, zaczesałem się, wziąłem flakona i udałem się.



Gdy dotarłem. impreza kręciła się już całkiem nieźle. Gości wielu nie było, dokładnie to jeden, jakiś niziołek (nie mylić z Kaczyńskim).
Jubilat i gość byli już odrobinę zrobieni, śpiewali po niemiecku sprośne piosenki i opowiadali nieprzyzwoite dowcipy. Jeży jak widać musiał być niedawno na Hawajach, gdzie fajne dupy zakładają turystom kwietne wianki, a także na szyję.
Wszedłem, złożyłem życzenia...

 

...wręczyłem skromy prezent, w sensie fkakona 12 jersów old, 



...który został przyjęty ze zrozumiałym zrozumieniem, a także nieskrywaną radością. 



Wytarmosiłem krasnala za brodę...



...no i impra rozkręciła się na dobre.

Zaintonowaliśmy kilka podniosłych pieśni patriotycznych oraz na koniec odśpiewaliśmy, na cześć jubilata, piosenkę o jeżu malusieńkim.

Nawet niziołek się rozkręcił i zza pazuchy wyjął kolejnego, dwunastoletniego flakonika. 



...oraz w wyniku degustacji urwali mi się obrazki i nie jestem pewien czy panowie jubilat i niziołek tańczyli kankana, czy to moja wyobraźnia płata mi figle. Umknęły mi także szczegóły powrotu bak do hom, w związku z czym Krasnal Party mogę uznać za mocno udane przyjęcie.

Życzę zatem Wam, z okazji Wielkanocy, łaski pana und równie emocjonujących, jak moje, przygód. Oraz Waszym kotom też.

~  


w sumie...
ukręciłem: 74.31
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:53
ze średnią: 25.77 km/h
Maksiu jechał: 49.00 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 137 ( 70%)
w górę: 497 m
kalorie: 1135 kcal
w towarzystwie:

Jutro będę duży...

Wtorek, 29 września 2015 · dodano: 29.09.2015 | Komentarze 7

~

Ta chwila musiała nadejść, a nawet nieuchronnie. 
Taki moment na prawdę.

Zaprosiłem Njó, by w końcu zobaczył okoliczne wieże i nie tylko. 
Był lekko przerażony, usiłował nawet jakoś się wykpić z tej eskapady, ale nie dałem za wygraną. Stanąłem na schodach a także stanowisku, że nie ma sensu tego odwlekać...



Skąd u mnie przeświadczenie, że wieże nie wróżą dobrze? Hmm... mocno to irracjonalne, ale takie mam przeczucie. Zresztą... dobrze nie wróżą tylko wieże. Wróżki także nie. One mówią to, co chcesz usłyszeć... prawdę rzec mogą jedynie czarownice, stąd pewnie nikłą ich popularność. W przeciwieństwie do wróżek.

Ale wracając do Njó i wież. Nie zrobiły one jakoś na nim specjalnego wrażenia, jak był żółty na początku, takoż i pod koniec zwiedzania.
Mam świadomość tego, że zdjęcia są mocno kontrowersyjne, choć subiektywnie oceniam, że mniej niźli dynie, papryki, a na pewno mniej niż maliny...























~



w sumie...
ukręciłem: 47.83
km
w terenie: 40.00 km
trwało to: 02:16
ze średnią: 21.10 km/h
Maksiu jechał: 41.00 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 179 ( 92%)
tętno średnie: 128 ( 66%)
w górę: 192 m
kalorie: 760 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Mbuti

Czwartek, 3 września 2015 · dodano: 03.09.2015 | Komentarze 9

~

Leszczyk był mnie ostatnio zwrócił uwagę, że mało elegancko jest mieć w dupie przyjaciół i że powinienem wybrać się z rewizytą do krasnala mojego ulubionego... wszak poprzednie nasze spotkanie miało miejsce u mnie, w dużym pokoju.
Jako, że kreuję się na gentel mena, to niedopuszczalne jest bym na koncie miał mieć zachowania sprzeczne z savoirem oraz vivrem.
Pojechałem z duszą na ramieniu... na prawym, gdyż lewe napierdala mnie jeszcze po fikołku w Szklarskiej i mogłoby duszy nie udźwignąć.

Gdy dotarłem, oczom mym ukazał się widok niecodzienny a nawet niespodziewany... 

Kumpel mój przygarnął pod dach jakiegoś nieszczęśnika. W dobie szarpania się rodaków w kwestii uchodźców, jest to prosty przekaz, a zarazem wielce chwalebny przykład. Tak, potrzebującym należy pomóc. 
Zwróćcie uwagę, że mój żydowski analfabeta, który uroił sobie, że jest synem postaci zamieszkującej niebo... postąpił w dwójnasób szlachetnie. Zaopiekował się kolesiem, który nie dość, że był bezdomny, to jeszcze mocno doświadczony przez los. Tatuś mojego kumpla, mieszkający w niebie zesłał na niego straszną chorobę... karłowatość przysadkową.

Pewnie nieszczęśnik nie miał łatwego życia... rówieśnicy to wyszydzali, panny z niego kpiły, pracodawcy nie chcieli zatrudniać (no chyba, że Dubieniecki, ale tylko na niby za trzy stówki miesięcznie), a przechodnie opluwali. 
Jest też druga możliwość, nowy jest synem ludu Mbuti, czyli jakby Pigmejem. 
Zapytałem nowego, ale nie chciał ze mną gadać. Ja to mu się nie dziwie... ze mną mało kto chce gadać. Zagaiłem syna stolarza, ale powiedział "A chuj go tam wie, nie rozumiem, co on tam bełkota w tym swoim narzeczu".
Hmm... trzymam się tymczasem wersji, że to jednak Pigmej jest. Może jak wpadną do mnie z rerewizyta, to będą już jakoś dogadani i się powyjaśnia to i owo.

Już miałem jechać sobie precz, gdy krasnal poprosił, bym się pomodlił, bo odkąd mieszka u niego nowy, to ludzie omijają budę szerokim łukiem, a kiedyś codziennie ktoś się modlił... i jakby mu tego brakuje. No fakt... lekki fetor od nowego dało się wyczuć, pewnie się nie myje. 
Prośba przyjaciela jest rozkazem...



Zapytał za co się modliłem. Odparłem, że za Wesołowskiego. 
Nie podał mi ręki na pożegnanie...

~


w sumie...
ukręciłem: 141.41
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 05:17
ze średnią: 26.77 km/h
Maksiu jechał: 57.70 km/h
temperatura: 31.0
tętno Maksa: 154 ( 79%)
tętno średnie: 141 ( 73%)
w górę: 755 m
kalorie: 1791 kcal
w towarzystwie:

Zrobiłem to dla Was

Środa, 12 sierpnia 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 6

~

Coraz częściej słyszę narzekania na pogodę... że gorąco oraz że deszcz jest konieczny. Mając w starczej pamięci wiekopomne wydarzenie - modlitwę tak zwanych parla mentarzystów o deszcz właśnie, uznałem, że powinienem zrobić dla Was to samo.
Słowo się rzekło, kobyłka u płota.

Jedynym właściwym miejscem do takich czynów, jest góra święta, co ona rośnie niedaleko i zowię się obecnie Górą Świętej Anny (bo kiedyś inaczej).

Jadąc, w myślach układałem modlitwę... wszak musi być skuteczna, czyli taka odrobinę niestandardowa. Bo, o ile pamiętacie, tamta wspomniana na początku jakoś nie poruszyła bozi... deszcz nie spadł.
Nagle oczom mym ukazał się widok przerażający...




...takie są robaczki, żuczki gnojaki, kojarzycie? Się okazało, że zmutowały... jak muszą być przerażająco wielkie, jeśli potrafią ukulać takie ogromne kulki. 
To pewnie na skutek braku deszczu doszło do owej mutacji. 
Oraz uznałem, że to znak. Niechybnie.

Dotarłem do góry, uklęknąłem na początku schodów, wchodziłem mozolnie na klęczkach stopień po stopniu, a gdy dotarłem przed oblicze Jego Pomikowatości, rzekłem...



"No słuchaj mnie, bo nie będę powtarzał... różni tacy proszą Cię o takie czy inne bzdury, ja prosił nie będę - deszcz jest ważny, a w obliczu inwazji żuków mutantów, wręcz bardzo ważny. Nie rób scen i napierdalaj tym deszczem, umm?"

Jego Kamienność zmarszczył kamienne brwi, stuknął kilka razem kijaszkiem, co go dzierży w prawicy, pomamrotał coś pod nosem, chyba ze złością nawet mamrotał... bałem się, że mnie ze schodów zrzuci.
Ale nie.

Odparł... "Właściwie... to czemu nie, ale mam warunek"
"Dawaj" zamieniłem się w słuch.
"Spraw, by ci tak zwani parlamentarzyści nie zawracali mi więcej dupy, a jeśli już muszą, to prywatnie, niech więcej już nie stawiają pomników ze mną w roli głównej, niech nie nazywają placów, ulic i szkół mym imieniem, bo wiesz... obciach mi robią i świat się śmieje" - jakby zaskoczył mnie odrobinę tą prośbą.
A co mi tam, pomyślałem, wystarczy przecież dobrze obiecać. 

"Masz załatwione" - z dużym przekonaniem i pewnością siebie wypowiedziałem te dwa słowa.
"Ty także" - odparł Jego Czarodziejskość.

Pokazałem mu fejowego lajka i pojechałem.

Po około trzydziestu kilometrach...


I co? Kto ma sztamę z bozią? 
(gdyby komuś przyszło do głowy, że ściemniam, a fota nie jest z dnia innego... to można sprawdzić dzisiejszą pogodę w miejscowości Rudy Raciborskie, województwo śląskie).

Nie wiem, jak się się wywiążę z mojej części umowy... być tak może że się nie wywiążę, wszak parci do kompromitacji wśród tak zwanych elit politycznych jest niczym rozpędzony walec i może nie udać mi się zatrzymać tej maszyny.

A przy okazji... nie kumam Waszego narzekania na upał. Spróbujcie spojrzeć na to pozytywnie... przy takich temperaturach jazda jest o tyle komfortowa, że nie natraficie na żaden śnieg czy też inny lód - drogi są idealnie odśnieżone.

~

w sumie...
ukręciłem: 62.22
km
w terenie: 55.00 km
trwało to: 03:20
ze średnią: 18.67 km/h
Maksiu jechał: 43.40 km/h
temperatura: 20.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 108 ( 55%)
w górę: 372 m
kalorie: 758 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Pokój z widokiem

Środa, 10 czerwca 2015 · dodano: 10.06.2015 | Komentarze 5

~

Jak nietrudno zauważyć, dziś kolejny odcinek telenoweli o pobeskidzkotrophy'owym powrocie do świata.



Luzując łydę w okolicznych lasach, myślami byłem przy sobotnim ścigu w Wiśle. O ile orgazmator tego nie zepsuje, to pokręcę się po dość smakowitych beskidzkich zmarszczkach... mógłbym z góry tłumaczyć się, że może nie zdążę dojść do siebie po Trophy, ale nie czas na stękanie. 
Wyzwań należy szukać, nie wymówek.

Szukałem, szukałem i... nie natrafiłem na żadne. Zrezygnowany wracałem bak do hom, gdy oczom mym błękitnym ukazał się jakiś matrix w środku lasu.
Wygląda to tak... na jakimś leśnym zadupiu, gdzie dwa razy do roku zagląda pies z kulawą nogą (z czego raz przez przypadek), jakiś mędrzec zdecydował, iż należy wydać kasę podatników i zbudować platformę widokową. Tak, drodzy państwo, toto poniżej tak się właśnie oficjalnie nazywa. Od duktu leśnego do tej, przepraszam, platformy prowadzi piękna, kilkudziesięciometrowa żwirowa alejka. 
Zaiste, kosmiczna idea. 
Ale... może się mylę, może z tej platformy rozpościera się zapierający dech w piersi widok? Na Bałtyk? Może chociaż na Tatry? No dobrze... no chociażby na Sosonowiec? 
Wszedłem, popatrzyłem... krzaki i drzewa. Poza tym nic.
Oto Polska właśnie... wstyd i hańba.



Aby nie zmarnować potencjału tego cudu architektonicznego wymyśliłem, że nada się do testowania prawidłowego ustawienia powrotu amorów w biku. 
Nadał się.

Oraz na koniec... jeśli macie za dużo szelestów i nie wiecie w co włożyć, to jest bozia do kupienia (dzięki Iza). Bozia w dwóch osobach, bo bozia pani błękitna i bozia pan srebrny.



Patrząc na poczynania elekta prezydęta pana, to inwestycja w bozię wydaje się niezłą lokatą. Lada dzień, bozia zostanie szefem tego śmiesznego kraju.
Alle lója.



w sumie...
ukręciłem: 56.40
km
w terenie: 50.00 km
trwało to: 03:04
ze średnią: 18.39 km/h
Maksiu jechał: 47.20 km/h
temperatura: 765.0
tętno Maksa: 173 ( 89%)
tętno średnie: 113 ( 58%)
w górę: 247 m
kalorie: 24 kcal
na rykszy:
w towarzystwie:

Zegarmistrz

Wtorek, 5 maja 2015 · dodano: 05.05.2015 | Komentarze 1

~



Się namówiłem z kumplem, co On jest trochę hipsterem, na ciężki trening siłowy z niewielką kadencją. Przy okazji wydumaliśmy, iż na wiosnę należy dotrzeć klocki. W celu tym oraz ciężkości, przyciągnęliśmy klamki zipami (zwanymi także trytytkami). Tak nie całkiem, raczej do połowy.

Lekko nie było, ale założenia zostały zrealizowane. Klocki dotarte, siła zrobiona, kadencja niewielka, łyda wytopiona.
To tyle w temacie założeń treningowych, prócz których mieliśmy także założenia towarzyskie.

Zajechaliśmy z małą rewizytą do krasnala mego ulubionego. Czekał na nas, a jakże... wszak wysłaliśmy do On krótką wiadomość tekstową, iż zmierzamy. 


Ale... coś mi się wydaje, że musi poślizgnął się podczas wychodzenia spod prysznica i uderzył w tę świętą głowę.
Imaginujcie sobie, że powitał nas przebrany za Al Kaidę, Dżihada, islamskiego fundamentalistę, śniadego terrorystę i nieistniejący buk raczy wiedzieć kogo jeszcze.



Mam nadzieję, że wyrośnie z tego dżihadowania... chociaż może i płonną.
Ponoć kiedyś, gdy był dzieckiem, matka Jego osobista, Marika widząc, jak bawi się młotkiem i gwoździami (bo ojczym był stolarzę), rzekła: "Józek, weź zabierz mu to, bo jeszcze sobie te gwoździe w ręce powbija". Się okazało, że z zabaw gwoździoma jakoś nie wyrósł...



Na jednym z podjazdów spotkaliśmy bożą krówkę, która reagowała na "kici kici", co widać na obrazku.



Co powiecie na Zegarmistrza wyśpiewanego przez Anję?
 



~

w sumie...
ukręciłem: 49.17
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 02:12
ze średnią: 22.35 km/h
Maksiu jechał: 40.20 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 186 ( 96%)
tętno średnie: 140 ( 72%)
w górę: 279 m
kalorie: 873 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Omujborze

Czwartek, 16 kwietnia 2015 · dodano: 16.04.2015 | Komentarze 2

~

Znacie to uczucie. 
Pragnienie... pierwsze skojarzenie to Monica Bellucci czy inna Naomii Campbell, ale od czasu do czasu kojarzyć się może z pustym lub zgubionym bidonem. Najzabawniejsze są sytuacje ze zgubionymi właśnie. W jedenastu na dziesięć takich przypadków bywa tak, że nie zatrzymujesz się na bufecie, wprawdzie w bidonie widać dno, ale przecież masz w zapasie drugi - pełny. Po kilku kilometrach... zonk. Do następnego bufetu piętnaście około kilometrów, temperatura bez mała trzydzieści stopni. Pozostają strumyki, żebranie o łyka od innych kolarzystów, może jacyś strażacy zabezpieczający trasę poratują.
A może... cud?

Tak było dziś. Ścig o mistrzostwo okolicznych borów... jazda na maksa, a nawet na półtorej, strategicznie odpuszczam trzeci bufet, po kilkunastu minutach sięgam... 
Nie ma.



Odwodniony do granic możliwości, porzucony, nieszczęśliwy, okradziony z najskrytszych marzeń... wycofałem się.
Wracając postanowiłem odwiedzić przyjaciela mego, syna znanego wytwórcy mebli ogrodowych. Z drewna.
Znaczy mebli, bo ziomal jest z krwi i kości, choć na to nie wygląda.
No... prawdę powiedziawszy, to on w ogóle nie wygląda.

Podaliśmy sobie dłonie, pogadaliśmy o kobiecych wdziękach oraz hipotetycznych korzyściach z lądowania na Marsie, ale pić się chce. Musiał to zauważyć, bo... nagle w Jego prawicy pojawił się bidon. Taki, jak zgubiłem, tyle że napełniony czymś czerwonym (mój napój był innej barwy).



Spojrzałem Mu w oczy i zapytałem co jest w środku. Odrzekł, że początkowo była to woda zaczerpnięta z pobliskiego ścieku, ale zamienił w niezłe wino, bo wino dobrze robi na pragnienie. Rzekł był także, że brać mam i pić z tej plastikowej butelki, bo to krew jego tudzież przymierza także, którą przelał za mnie i nie tylko.
Eeee? Pewnie coś jarał. 
Ale... spróbowałem.. mmm... smakowało jak Chateau Duhart Milon Rotschild z 2009 roku. Nagrzany czy nie, ale niezły czarodziej. Poprosiłem, żeby nigdzie się nie ruszał, ja zaraz wracam. 



W pobliskiej wiosce, w spożywczaku nabyłem drogą kupna kilogram mąki. 
Skoro taki magik, to niech mi zamieni tę mąkę w kokę. Nie chciał, skubany. Myślę, że z tym winem coś ściemniał. Pewnie dostał na niedawną rocznicę śmierci i przelał do mojego bidonu. 
Za rękę Go nie złapałem, ale coś mi mówi, że ten bidon to musiał mi jakoś niepostrzeżenie podpierdolić. Podczas ścigu. 
Przyjaciel...


Pożegnaliśmy się raczej chłodno. 


~

w sumie...
ukręciłem: 62.06
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:25
ze średnią: 25.68 km/h
Maksiu jechał: 50.30 km/h
temperatura: 2.4
tętno Maksa: 189 ( 97%)
tętno średnie: 148 ( 76%)
w górę: 351 m
kalorie: 1070 kcal
w towarzystwie:

Laibach

Wtorek, 20 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

~

Zima, nawet taka jak ta, to taki czas, że ludzików ogrania. A to smutek, a to nostalgia czy też inna apatia. Mnie ogarnęła żałość okróótna z powodu, że ponieważ Specyk do jeżdżenia po zmarszczkach jest w negliżu, bo a mianowicie rozebrany. Żałość owa nie była bynajmniej powodowana koniecznością kręcenia na szoszońskim wynalazku... powodem onej była niemożność odwiedzenia mego najmacz ólbionego krasnala ogrodowego. Spotkania z nim są dla mnie ważne oraz bardzo ważne... gdy jest źle i szaro oraz smutno i niedobrze, a także komornicy ustawiają się w kolejce pod moimi drzwiami, to krasnal daje mi energię potrzebną, bym mógł przetrwać ten zły czas. Jak to mawiają zawodowi sportowcy w moim telewizorze... ładuję przy nim akumulatory. 
Gdyby ktoś z Was miał jakiś rozładowany akumulator, a co za tym idzie, kłopoty z porannym odpaleniem kara, to mogę wskazać gdzie krasnal mieszka... a mieszka sobie w takim miejscu, że szoszoństwem nijak dojechać ta nie sposób. Smutek, żal i niedowierzanie.

Włączyłem rano wczorajsze radio... rozprawiali o jakimś blómandeju. Sobie wytłumaczyłem, że chodzi o niebieski poniedziałek, w sensie, że niebo czyste takie pewnie być wczoraj musiało. Z nadzieją, że dziś będzie podobne, podniosłem rolety. Jest, czyli nie jest... źle.

Przepełniony wiarą i nadzieją, zarzuciłem muzę słuszną w słuchafony i... warto było, bo nagroda mnie nie ominęła. Należy wierzyć, a będzie dane.

Napotkałem na swej pokręconej i wyboistej drodze krasnala w innym odrobinę wcieleniu, tudzież sytuacji odmiennej. Ale poznałem go. Po oczach.
Czyż nie było powiedziane, że po oczach ich poznacie? 

Zacne Panie, szanowni Panowie, oto i on... w wersji nieco płaskiej.




Nie mogło się obyć, oczywiście, bez pamiątkowego selfiaczka...



Z naładowanymi na maksa akumulatorami (w HTC takoż) udałem się w drogę powrotną bak do hom. Nie jestem pewien czy nie doszło do przeładowanie aku, bo a mianowicie średnia kadencja oscylowała w okolicach 212 oraz przełknąłem wszystkie stravowe KOM'y po drodze.


Aby pozostać w nastroju krasnalzkim... przed państwem zespół pieśni i tańca Laibach, w znanym skądinąd kawałku.




~


w sumie...
ukręciłem: 44.69
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:44
ze średnią: 25.78 km/h
Maksiu jechał: 41.10 km/h
temperatura: 3.0
tętno Maksa: 168 ( 87%)
tętno średnie: 148 ( 76%)
w górę: 243 m
kalorie: 798 kcal
w towarzystwie:

Shine on

Czwartek, 25 grudnia 2014 · dodano: 25.12.2014 | Komentarze 2

~

Specyk zabrał przykład z żółwia i także był zapadł w sen zimowy.
Zapadnięty Specyk prezentuje się tak...



Wybór zatem okazał się być niewielki. Mogłem ukręcić kilka kilometrów szoszoństwa, albo odwiedzić krasnala, także zapadniętego. Wybrałem obie te opcje.  

Zapadnięty krasnal (to ten za mną z rozpoztsrtymi ramionami) wygląda tak... 



Krasnal (nadal zapadnięty) oraz w zestawieniu z szoszoństwem  jawi się mocno schludnie.
Jakby na to nie patrzeć, to krasnal został właśnie mistrzem drugiego planu...
A co na takie dictum słynne, tarnowskie skandalistki?





Są takie piosenki. Znamy je. Piosenki w nieznanych nam językach, piosenki napuchnięte, ciepłe i tak smutne, że aż wstyd się przyznać. Nie znamy słów ale gdy ich słuchamy, wiemy że są o tym czymś, za czym się ogromnie tęskni i czego się potrzebuje najmocniej na świecie.

Shine on...
Mocno niezwykle, Ju.


Znajdziesz mnie wszędzie. Określę się tak, żeby w tłumie nie można było pomylić mnie nigdy z nikim innym.

Śnieg śnieży nieprzerwanie.
Zima za oknem zima w słuchawkach zima w słowach.
Dzień obraca się wokół motywu - miłości. Miłości fizycznej. Dzień obraca się wokół Twojej głowy spotkanej na ulicy.
Znasz to uczucie?
Uczucie pełni bycia – pełni istnienia. Uczucie współistnienia z całym otaczającym Cię światem.
Siedzisz w samochodzie na miejscu kierowcy, słuchasz radia. Za oknem śnieg sielsko anielsko niespiesznie ląduje na szybie. W radio jedna z piosenek, przy których poprawiasz się w fotelu, unosisz na ułamek sekundy swoje ciało, rozluźniasz sweter przy szyi, gładzisz dłonią czoło. Gładzisz głowę, jakbyś poprawiał włosy, których przecież nie masz. Dotykasz skroni, w których przez ułamek sekundy krew pulsuje mocniej. Przez głowę przepływają myśli wspomnienia, najprzyjemniejsze z tych, których dane Ci było doświadczyć. Piosenka, a za nią hotel, piękne stare miasto, kobieta, buty, taniec, pościel wykrochmalona tylko dla was, na noc. Miłość udana tak, że aż głupio Ci przed resztą świata. Tylko na jedną noc wykrochmalone poduszki i kołdra.
Skupiasz się na wspomnieniach, jednocześnie światła na ulicy zmieniają się na zielone i możesz, musisz ruszyć dalej. Piosenka brzmi jeszcze przez chwilę. Czujesz się panem wszechświata przez te trzy minuty z groszami. Łapiesz Pana Boga za nogi, łapiesz kobietę za kostki i przyciągasz ją do siebie, ona ospale poddaje się, poddają się jej piersi, brzuch, włosy, ręce, kręgosłup, jakby nie liczyło się nic poza tym momentem tu i teraz, tam i wtedy. Zanim przybliżysz ją do siebie na odległość centymetra.
Na szybie widzisz śnieg, mijają Cię samochody, w nich współtowarzysze drogi rozmawiają przez telefony komórkowe, jedzą batoniki czekoladowe, przytulają córkę, krzyczą na żonę, rozglądają się na boki, drapią się po nosie. Jesteś częścią tej chwili we wszechświecie i jest Ci w tym współistnieniu cholernie wygodnie.
Zawsze możesz to uczucie opisać i wysłać do mnie krótką wiadomość tekstową.

~