Hó is hó

avatar Autorem tego, wątpliwej wartości, bloga jest sufa...
Ostatnimi laty, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, wraz z jakimś szemranym towarzystwem, przejechał 66427.08 kilometrów. Od czasu do czasu był zmuszony uciekać przed żoną sąsiada oraz komornikiem, co kończyło się jazdą po polach i innych krzakach. Przypadek sprawił więc, że przejechał 30725.80 kilometrów w terenie. Przejechał także kiedyś jeża oraz na czerwonym świetle. Kręci najniższe średnie w tej części Euuropy... 19.56 km/h i w związku z tym wyprzedzają go kobiety w zaawansowanej ciąży oraz wyścigowe żółwie australijskie.
Więcej o nim.





Udostępnij



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team



Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







...każdy musi mieć taki kawałek na Stravie, gdzie jest pierwszy

Follow me on Strava



W dobrym tonie jest mieć cel...






Nieśmiertelny Bike Maraton. Nie wiem, czy jeszcze lubię tę nieśmiertelność, czy już mnie trochę nuży...






Cyklokarpaty... z każdym rokiem coraz smakowitsze

Cyklokarpaty




Z Wielką Raczą jesteśmy nadal pogniewani, wystrzega się ona mnie niczym ognia...
Poczynić zamierzam połówkę Trophy, czyli mege... podobnie, jak w latach już minionych.

MTB Trophy



Sudety MTB Challenge, żelazny punkt każdego sezonu
tym razem pod tajemniczą nazwą
Projekt Reaktywacja

Sudety MTB Challenge






2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

2013
button stats bikestats.pl

2012
button stats bikestats.pl

2011
button stats 

bikestats.pl

2010
button stats 

bikestats.pl

2009
button stats 

bikestats.pl

2008
button stats 

bikestats.pl

2007
button stats 

bikestats.pl



Od 2007 ukręciłem 66427.08 km

Z tego w terenie 30725.80 km (46.25 %)

Gdyby tak jechać non oraz stop,
to niechybnie można by się zmęczyć, kręcąc przez 141d 05h 22m

Najdłuższe wczasy w siodle to 08:54:32

Średnia za te wszystkie lata jest
jakby mało imponująca - 19.56 km/h

Najdłuższy dystans to 201 km

Maksymalnie w górę ujechałem 3014 m

Najwyższy punkt to 2298 m n.p.m.





Znajomi





Moje dzinrikisie




Mym powabnym ciałem
(a czasem także i duchem)
zajmuje się...









Archiwum bloga



rower rowery maraton rowerowy wyścig rowerowy sklep rowerowy serwis rowerowy bike bikemaraton bike maraton mtb kolarstwo górskie wyścig kolarski author scott specialized merida mavic kellys ktm cannondale accent
Wpisy archiwalne w kategorii

Strefa rock'n'rolla

Dystans całkowity:10483.32 km (w terenie 2715.65 km; 25.90%)
Czas w ruchu:471:31
Średnia prędkość:22.17 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:79925 m
Maks. tętno maksymalne:191 (98 %)
Maks. tętno średnie:171 (88 %)
Suma kalorii:244952 kcal
Liczba aktywności:204
Średnio na aktywność:51.39 km i 2h 20m
Więcej statystyk
w sumie...
ukręciłem: 90.03
km
w terenie: 85.00 km
trwało to: 04:07
ze średnią: 21.87 km/h
Maksiu jechał: 42.70 km/h
temperatura: 19.0
tętno Maksa: 177 ( 91%)
tętno średnie: 134 ( 69%)
w górę: 481 m
kalorie: 2621 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Sztywny

Piątek, 13 czerwca 2014 · dodano: 13.06.2014 | Komentarze 4

~

Takie dziś okoliczności przyrody mnie napotkali...




...oraz misję mi powierzono, przesyłając tajne instrukcje schowane w kapslu od Tymbórka.... nie ma opcji, misję należy spełnić. Przykładem niedoścignionym oraz niezłomności w owym spełnianiu pozostanie oberposeł Antek Tupolew Macierewicz.
Będę segregował, tak mi dopomóż Buk.
 


Umm, to teraz story o sztywnym, part łan...
Karpaczjo, podczas szóstego fikołka, stuknąłem się w głowę (niektórzy twierdzą, że nastąpiło to wiele lat wcześniej, ale to jakieś szuje podlacze są). W wyniku tego stuknięcia się takie coś porobiło, że każdego ranka budzę się i jeden z członków mych jest jakby mocno sztywny. Po jakimś czasie i kilku konkretnych, acz męczących ruchach, owa sztywność mija, lecz nie ma pełnej giętkości. Zrazu ignorowałem tę sztywność, ale po kilku dniach stała się lekko męcząca...

Udałem się więc do pandoktora i okazałem swą sztywność. Doktor okazał się być także ścigantem na biku, więc pogawędka odbyła się w sympatycznej atmosferze. Sztywny został zaopatrzony, a pandoktor rzekł, iż pacjent będzie żył. 
Tak podniesiony na duchu pojechałem na ścig do Wisły, spotkałem przed startem pandoktora, zamieniliśmy uprzejmości oraz opowiedziałem, że sztywnemu jest już lepiej, acz nie jest jeszcze sobą. 

Niby taki mały członek, a podczas jazdy sztywność jego, może nie że daje się we znaki, ale lekko irytuje...
W tym miejscu przerwa na reklamę oraz kilka zaległych fotek z Wisły - ciąg dalszy story o sztywnym po reklamie.
Nie tak dawno temu nakrzyczałem na takim jednym forum, że panowie z FotoMaraton.pl nie umieją robić obrazków (widziałem ich foty z Wałbrzycha i były słabe). Do Wisły przysłali inną ekipę... albo wytrzeźwieli. 
Nie jest to jeszcze poziom BikeLife, ale nie są te obrazki złe...

1/23 teamu...





Chodzenie sprawia mi ból, niestety...


Czapka, kolejny raz, ubrana no profi...


Gomole i puchary to słowa, które znakomicie się rymują...


Story o sztywnym, part tó...
Po ścigu okazało się, że łotr nadal sztywnieje i drażni. Cóż było robić... potraktowałem go mazidłami, masażem ręcznym, oraz poprzez usta zaaplikowałem mu Jacka Danielsa. 
I nic...

No to poszedłem po raz kolejny do pandoktora. Podotykał i rzekł, że nie ma się czym specjalnie przejmować oraz że przy okazji jakieś tam czarodziejskie prądy mu się należą. 
Jako, że mam zaprzyjaźnioną wytwórnię takich prądów, to zapowiada się ekscytująca sesja, lub dwie...

Po co ja o nim piszę? 
No bo jakbym dał dupy na Trophy, to będzie jego wina. No!
Umm... pokażę Wam sztywnego. Uwaga, zdjęcia są drastyczne oraz mogą wywołać pożądanie lub wpędzić w kompleksy... w zależności od preferencji oglądacza. Spójrzcie proszę, oto sprawca mojej irytacji.  


Taki wykon, posłuchajcie, do końca... 


Imaginujcie sobie, człowiek gra na stricie, podczas gdy jakieś mamtalenty, mastbidemjóziki i inne iksfatory wygrywają miernoty, a telewiozorowe manipulatory wciskają im, że są nieźli...



Pora już skończyć z powoływaniem się na Istotę Boską, Kościół i na Święte Księgi, by usprawiedliwiać niewolnictwo, rasizm, antysemityzm, homofobię, dyskryminację kobiet i przemoc.

~


w sumie...
ukręciłem: 51.80
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 05:13
ze średnią: 9.93 km/h
Maksiu jechał: 50.60 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 160 ( 82%)
w górę: 1868 m
kalorie: 2059 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

We were all equal in the end

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 27.05.2014 | Komentarze 12




Karpaczjo.... 
O tym ścigu, od lat wielu, krążą dziwne opowieści. To ponoć tutaj właśnie można oddzielić mountainbikerów od posiadaczy rowerów góralskich i takie tam inne... mało się na tym znam, ale zapachu magii i innej siarki nie sposób było zignorować.






Taka magiczna sytuacja...
Pierwszy raz zamierzałem zaprosić na trasę lepejfona. To z powodu, że jechałem na wyklepanej przerzutce, jeśli miała by się rozsypać, zamierzałem wezywać śmigłowiec ratunkowy alboco.
Dwie minety do startu, sektory zamknięte, poprawiam zamek w koszulce. Suwak został w mej aksamitnej i nad wyraz wypielęgnowanej dłoni. Mam wybór... jechać na batmana, albo nie jechać. Mówię do Darka "Pierdolę nie jadę"... Darek na to "To nie Piwniczna, biegnij, Lola, biegnij. Poczekam na ciebie".
Przeskakuję w stylu prezydęckim przez barierki i biegnę ku autu, co ono na szczęście czeka tuż... zarzucam na swe zacne plecy wdzianko zastępcze (co skutkuje około mnóstwem pytań podczas ścigu o powody dla jakich jadę inko oraz gniotto... niektórzy wieszczą, że wypierdolono mnie z GTA. Za całokształt). Przeładowuję z kieszni all szminki i inne niezbędne drobiazgi... o lepiejfonie oczywiście zapomniałem. Nie będę miał jak zadzwonić do helikoptera.
Start, a ja poza sektorem, Darek czeka. Przeskakuję, przedzieram się przez startujących, no bo akurat złoma mam po drugiej stronie sektora. Jedziemy, z niewielkim poślizgiem.





Ktoś dawno temu, na potrzeby banków krwi, ukuł powiedzenie o mrożeniu owej krwi jeszcze na poziomie żył. Powiedzenie trafiło na podatny grunt i stało się dość popularne pośród gawiedzi.
Po kilku takich więc chwilach, mrożących krew w żyłach, dochodzą nas Czarna i Lucy. Przed końcem asfaltowego podjazdu krew się nam delikatnie rozmraża i nieznacznie odjeżdżamy naszym faworytkom... nie na długo. Pojawia się jakaś tam mała zmarszczka i kilka metrów zjazdu. Na zjeździe Czarna łyka Darka, musi szybko, bo Darek nie zauważa i przez pół ścigu upiera się, że to jakaś ściema. Po mecie docieramy do nagrań, odtwarzamy w zwolnionym tempie i okazuje się, że Darek jest starszy od węgla... wiele szczegółów umyka Jego uwadze.
Rozwój wydarzeń pokazuje, że i ja mam niski pesel... dla odmiany nie zauważam momentu, w którym Darek mi odjeżdża. Jestem przekonany, że jestem przed Nim.... czyli dylemat mam oraz moralny. Zaczekać czy jechać? Darek czekał na mnie w sektorze, gdy się przebierałem...
Wygrywa silne poczucie koleżeństwa -  jadę.









Po kilku kolejnych zmarszczkach zarzucam okiem na pobocze... i co ja pacze? Darek remontuje złoma. Zaparkowałem obok i remontowaliśmy wspólnie. W połowie remontu, nadal po koleżeńsku, odjechałem, Darek doremontował solo. 
Nastał długo wyczekiwany i magiczny czas...
Czas fikołków.
Zrobiłem ich o kilka więcej niż zakładałem, a zakładałem maksymalnie trzy. Po piątym obśmiałem się z tych rachunków... skończyłem na dziewięciu, w tym dwóch konkretnych.
Trochę złom się pogiął, trochę ja.
Darek doszedł mnie tuż przed finałowymi agrafkami. Pierwszą zrobiliśmy, na drugiej poleciałem. Jeszcze w powietrzu, tuż przed lądowaniem, przypomniał mi się jeden z dialogów Terrego...

– Czy to ten moment, kiedy całe moje życie przesuwa mi się przed oczami?
NIE, TEN MOMENT BYŁ PRZED CHWILĄ.
– Kiedy?
TO MOMENT, rzekł Śmierć, POMIĘDZY PAŃSKIMI NARODZINAMI A PAŃSKIM ZGONEM.




Darek, na widok fikołka, obśmiał się do łez, po czym włączył panikatora... ostatnią agrafkę grzecznie zeszliśmy. 
Przed metą poczekał na mnie i wjechaliśmy razem oraz triumfalnie, déjà vu takie.
Po kresce okazało się, że objechała nas także Aśka Na Wspólnej Jabłczyńska. No, w końcu... bo niepokoiłem się, że mogła zapomnieć.

Tak, czy siak... już tęsknie ze kolejnym Karpaczjo. To jedyny taki ścig w tej części Europy.






Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek

~


w sumie...
ukręciłem: 65.58
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 02:24
ze średnią: 27.32 km/h
Maksiu jechał: 48.80 km/h
temperatura: 14.0
tętno Maksa: 182 ( 94%)
tętno średnie: 141 ( 73%)
w górę: 283 m
kalorie: 2231 kcal
w towarzystwie:

Cyklokarpaty - Wojnicz

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 0

~

I rzekł Pan do Noego: Wnijdź ty i wszystek dom twój do korabia; bom cię widział sprawiedliwym przed obliczem mojem w narodzie tym.
Z każdego bydlęcia czystego weźmiesz z sobą siedmioro a siedmioro, samca i samicę jego; ale z zwierząt nieczystych po dwojgu, samca i samicę jego.
Także z ptastwa niebieskiego siedmioro a siedmioro, samca i samicę, aby żywe zachowane było nasienie na wszystkiej ziemi.
Albowiem jeszcze po siedmiu dniach spuszczę deszcz na ziemię, przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy, i wygładzę wszystko stworzenie, którem uczynił, z oblicza ziemi.
Uczynił tedy Noe według wszystkiego, jako mu był Pan rozkazał.
A Noemu było sześć set lat, gdy przyszedł potop wód na ziemię.

Niebawem się okazało, że potop zawitał tedy i do Wojnicza (mocno grzeszne musi być to sioło), cośmy się w nim ścigać mieli. Dnia szóstego, czyli wczoraj, obawiając się gniewu Pana, oraz ze strachu przed potopem, orgazmator wojnickiego ścigania rozesłał do grzeszników krótkie wiadomości, że jakoby maraton odwołuje.

Jako, że moja niedowiara przeważa nad wiarą, wysłałem szpiegów z krainy deszczowców na trasę... 
Po kilku chwilach otrzymałem raport obrazkowy.

[fot. Marcin Bialik]

[fot. Marcin Bialik]

[fot. Marcin Bialik]

Jak widać, tragedii nie ma i wojniczanie arkę niepotrzebnie z desek pozbijali. Teraz w Wojniczu są kolejki do wychodków...
Większość zawodników odpuściło i nie pojechali na ścig. Ale my byliśmy czujni. W najmocniejszym z możliwych składów stawiliśmy się na starcie. 

Trasa była trudna, a miejscami szalenie trudna, ale nie odpuszczaliśmy...



Po pierwszych dwunastu kilometrach uformowaliśmy ucieczkę. Pracowaliśmy mocno oraz dla odmiany bardzo mocno, powiększając przewagę. 



W pewnej chwili dostaliśmy wiadomość od naszych szpiegów, że mamy około dwudziestu siedmiu minut przewagi nad grupą pościgową i ponad czterdzieści nad peletonem. Do mety pozostało sześć kilometrów.
Mogliśmy pozwolić sobie na to, by trochę odpuścić, zwycięstwo mieliśmy w kieszeni.
Tylnej.



W tempie iście wycieczkowym oraz triumfalnie wjechaliśmy na metę. Witały nas tłumy piszczących fanek ubranych w topless. Zajęlimy pierwsze miejsca open oraz we wszystkich możliwych kategoriach także. 
W nagrodę mogliśmy zrobić rozjazd na leżąco.... 
Namówiliśmy się, że poczynimy jeszcze jeden zajazd na Cyklokarpaty,bo spodobało nam się tamtejsze pudło.




Oraz, a także w uznaniu naszych zasług, miejscowy zespół pieśni i tańca zaśpiewał dla nas całkiem miłą piochę.


To taka piocha z trochę przesłaniem... zespoły pieśni i tańca zazwyczaj coś tam wplatają pomiędzy wiersze.
Wsłuchajcie się.


Aaaaa, jeszcze słówko... gdybyście kiedyś byli spragnieni, to mam dla Was ściągę.





Bóg dal Ci wolną wolę, więc masz wybór. Albo będziesz go czcił, albo pójdziesz do piekła

~



w sumie...
ukręciłem: 122.50
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 04:56
ze średnią: 24.83 km/h
Maksiu jechał: 57.10 km/h
temperatura: 18.0
tętno Maksa: 166 ( 86%)
tętno średnie: 137 ( 70%)
w górę: 721 m
kalorie: 1970 kcal
w towarzystwie:

Jezuskowi

Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 26

~

Nadchodzą takie dni w roku, że każdy czuje, iż powinien zrobić coś dla Jezuska.
Większość myje okna. Dla Jezuska ofcoś. Niektórzy idą po bandzie i wycierają także kurze.
Postanowiłem nie być gorszy. Umyłem dziś zęby, dla Jezuska ma się rozumieć. 

Ale... to za mało, pomyślałem. Pojechałem ku. 
Chwale.



Głos usłyszałem. Niechybnie należał do Jesuska. Głos domagał się więcej.
Strawy, wołał... daj mi strawy. Głodny musi, pomyślałem. Bozia go nie karmi? Karę ma? A może oddał michę dzieciakom z Etiopii? Tak czy siak, jeśli się domaga, to cóż mi pozostaje... dałem.



Od nał, jeśli ktoś z Was zapragnie zrobić dobrze Jezuskowi, to powinien mieć konto na Stravie, udać się ku startowi tego segmentu i z pieśnią na ustach wykręcać rekord świata. Od dziś jest to błogosławiony segment, oraz błogosławiony będzie każdy, który na nim będzie liderem. Jak widać, tymczasem aureola buja się nad mą zacną głową.

Oraz z okazji podniosłego nastroju zapragnąłem wysłać Wam wszystkim krótkie wiadomości tekstowe pełne idiotycznych wierszyków o kurczaczkach i innych badziewiach, ale niestety mam zbyt nowy telefon bez klawiszy... po pierwszym wersach wierszoklecenia, telefon pokazał mi, na 5 calowym ekranie, dużego fakulca.
W zastępstwie wierszyków przekazuję Wam okazjonalne obrazki.









A także utwór muzyczny zwany piosenką, co on tu robi za kolędę. I nie Katarzynę.




Wierzysz w tekst dziwacznej, ponoć świętej, księgi, w której są gadające zwierzęta, czarownice i demony, kije zamieniają się w węże, żarcie spada z nieba, ludzie chodzą po wodzie, trupy wstają z grobów i szwendają się po ulicach... i ciągle twierdzisz, że to ja potrzebuję pomocy? 

~

w sumie...
ukręciłem: 23.82
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 00:49
ze średnią: 29.17 km/h
Maksiu jechał: 42.10 km/h
temperatura: 12.0
tętno Maksa: 174 ( 90%)
tętno średnie: 137 ( 70%)
w górę: 254 m
kalorie: 491 kcal
w towarzystwie:

Blue monday

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 2

~

Jako, że jutro najważniejszy start sezonu, to w ramach celowania ze szczytowaniem, byłem przez tydzień cały odpoczywałem, jadłem ciostka z krymem oraz bawiłem się ciałem.
By sprawdzić swą gotowość do tego wiekopomnego wydarzenia zaprosiłem szoszona, w celu by ukręcić dystans co najmniej trzycyfrowy przed przecinkiem. Udało się prawie, bo zabrakło niewiele...

Pojócze będzie wspomniany mandej...



Oraz radość swą, przedwczesną, okazywałem, skacząc tu i tam...



Umm... pamiętacie New Order?


Od wczoraj pięć czwartych fejsbóka oraz siedem ósmych portali tak zwanych informacyjnych, ekscytuje się śpiewającym klechą. Ciekaw jestem, czy gdyby ów śpiewak był na przykład młotkowym czy też kierowcą pociągu, to także wzbudziłby taką sensację...



Czegóż owo śpiewanie dowodzi? Że wśród czarnego odłamu, także trafiają się ludzie z krztyną talentu. Nie tylko do opowiadania bajek.
Ten kawałek Cohena coverowali prawie wszyscy, między innymi Dżon bon Dżowi, Szrek, Justysia Steczkowska, Ola Burke oraz wielu innych... kowerzyli go także tacy artyści jak The Voice of Poland, Mam Talent oraz X-Factor... ponoć nawet ktoś go zaśpiewał zanim Cohen go napisał.
Nie uwierzycie, ale nawet szansonistka rozrywkowa Górniak Edyta także sobie tę pioche zanuciła. Artystka Górniak stała się moją ulubioną po tym, jak rzekła była kiedyś, że przestaje robić lody swojemu facetowi na trzy dni przed występem, bo to źle wpływa na jej struny. Głosowe.
Gość ją zostawił. Oficjalnie dlatego, że za często koncertowała. 



Życie to nałóg, z którym bardzo ciężko zerwać

~

w sumie...
ukręciłem: 50.80
km
w terenie: 45.00 km
trwało to: 04:00
ze średnią: 12.70 km/h
Maksiu jechał: 63.40 km/h
temperatura: 11.0
tętno Maksa: 184 ( 95%)
tętno średnie: 152 ( 78%)
w górę: 1914 m
kalorie: 2478 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Same suki

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 5

~

Zaklinacze węży, pogody, a także suk sprawili, że upał był dziś wręcz nieznośny. Spotkaliśmy się na basenie miejskim oraz wleźliśmy na trampolinę. Nie żeby od razu skakać... bardziej, by sięgnąć wzrokiem po horyzont. Oczom naszym prześlicznym ukazał się widok niezwykły. 
Zmarszczki. 
Oraz same suki.
Nie było innej opcji. Musieliśmy zaliczyć.
Zaliczanie miało początek w okolicy mocno słusznej oraz w składzie wyśmienitym.

 

W kolejnej kolejności zaliczyliśmy Orłową. Po raz pierwszy z blatu. Niestety obrazka nie mam, ale mam świadków. Dwóch jehowy i jednego mimo woli. 
Jako, że zaliczanie było dziś celem głównym, to wyznaczaliśmy kolejne obiekt, wciąż pamiętają, że na horyzoncie widzieliśmy suki same.

Spójrzcie na wzrok Marcina. Tak patrzy zawodowy zaliczacz.



Kolejne obiekty westchnień nie stawiały oporu, lub nieznaczny. Rzec by można, że szło nam jak z płatka, a nawet dwóch.







Po kilku chwilach dotarliśmy do horyzontu, cośmy go widzieli z trampoliny... niestety celu po sukach nawet śladu nie uświadczyliśmy. Niezrażeni tym chwilowym niepowodzeniem przekroczyliśmy granicę. Dobrego smaku, wychowania, ludzkich możliwości oraz trzecią (pamiętacie Jędrka Bukowego?). 
Po przekroczeniu znaleźliśmy się na wygnaniu, w sensie na obczyźnie. Suk, nawet obcych wciąż nie było. Na otarcie łez przełknęliśmy kofolę w wersji orydżinal. 



Co poniektórzy dostali po tym boskim napoju niezłego kopa. Taki Wonsky na ten przykład zjechał Czantorkę bez klamek oraz bez bólu. 
Zadowolenie kumpla sprawiłoby nam pewnie radość, ale na przeszkodzie wciąż stało brak. No tak, dobrze kumacie... brak suk. Samych suk.

Ni stąd, a nawet ni zowąd pojawiła się Czarna we własnej osobistej osobie. Radowała się na tyle radośnie, iż byliśmy przekonani, że nadjechała głosić dobrą nowinę... w sensie, że namierzyli, wraz z Arturem, poszukiwane przez nas kobiety. 



Niestety, nasza radość była przedwczesna. Czarna okazywała radość, ze spotkania niespodziewanego z nami. To ofcoś miłe, ale, wciąż nam czegoś brakowało...

Zjeżdżaliśmy z beskidzkich zmarszczek jakby niepocieszeni, a nawet niespełnieni. Bez nadziei, która porzuciliśmy, a może to ona nas, gdy nagle...



Oto są, oto wszystkie są.
Się odnalazły... czekały na nas w dużym pokoju.
Radość przepełniła nasze serca... opuszczę zasłonę milczenia na to, co działo się później oraz pod prysznicem...



Jednakże owe przemilczane hece musiały przypaść dziewczętom do gustu, ponieważ a mianowicie w porywach radość założyły grupę muzyczną zwaną zespołem i grają mrocznego trashmetala, acz niektórzy upierają się, że to folk.




Poprosiłem Boga o rower, ale wiem, że to tak nie działa. Więc ukradłem rower, i teraz poproszę Boga o przebaczenie
 
~


w sumie...
ukręciłem: 44.14
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:43
ze średnią: 25.71 km/h
Maksiu jechał: 41.40 km/h
temperatura: 13.0
tętno Maksa: 157 ( 81%)
tętno średnie: 132 ( 68%)
w górę: 153 m
kalorie: 1461 kcal
w towarzystwie:

Agnetha

Środa, 2 kwietnia 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 7

~

Taki sobie uczyniłem album pamiątkowy z pamiątkowymi fotografiami oraz umówiłem się z sąsiadką, że jest to my colouring book.







Wkleiłem także do albumu (za zgodą sąsiadki, ma się rozumieć) obrazki ruchome. Taki fotoplastykon, któren opowiada opowieść o niedzielnych, beskidzkich zmarszczkach. Autorem ruchomych obrazków jest B.art.


Jeśli chcielibyście przejechać z nami kolejne (a może te same) zmarszczki, to będziemy w niedzielę startowali z miejsca ulubionego w Beskidach około 10:00.

Dzisiejszy wpis sponsorowała literka ä jak Agnetha Fältskog, która też jest szczęśliwą posiadaczką kolorowego bóka. Hónołs... być tak też może, że Agnetha ma sąsiadkę. Na bank natomiast wiadomo, że jest jedną czwartą grupy Abba, oraz uwaga...  sama o sobie mówi, że jest minimalistką, niewiele potrzebuje do życia, lubi konie oraz prostotę - tak w życiu, jak i w ubiorze. Jej majątek szacowany jest na około sto milionów ojro.

Zawsze chciałem zostać rentierem, od dziś pożądam być minimalistą. 





Nie wiem, ile wytworzyliśmy niedorzecznych kodeksów postępowania i bezsensownych wierzeń religijnych; nie wiem też, jakim sposobem wryły się tak głęboko we wszystkich krajach świata w umysł człowieka; warto jednak zaznaczyć, że wierzenie wpajane w pierwszych latach życia, gdy mózg jest wrażliwy, staje się niemal instynktem; a zasadniczą cechą instynktu jest to, że się go słucha niezależnie od tego, co mówi rozum.

~


w sumie...
ukręciłem: 81.94
km
w terenie: 65.00 km
trwało to: 05:40
ze średnią: 14.46 km/h
Maksiu jechał: 61.10 km/h
temperatura: 17.0
tętno Maksa: 178 ( 92%)
tętno średnie: 138 ( 71%)
w górę: 1918 m
kalorie: 2656 kcal
na rykszy: Specyk 12.2
w towarzystwie:

Oby czaje

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 22.03.2014 | Komentarze 2

~

W telewizorze, tak zwani eksperci mówią mi, że już niedługo Владимир Владимирович Путин przyjedzie w jakimś czołgu i dokona zaboru mego kraju nad Wisłą. 
Jeśli tak mówią, to pewnie tak się stanie. 
Jako, że nasi sojusznicy co najwyżej wyrażą głębokie zaniepokojenie, to nam samym nie pozostanie nic innego, jak tylko zejście do podziemia. Zbrojnego. Będziemy prowadzili wojnę podobną tej, w której walczą iraccy patrioci, zwani przez nas bandytami. Czyli wojnę  partyzancką, podjazdową, wielce bohaterską oraz czasem romantyczną dane nam wieść będzie.
Z ust do ust będą przekazywane wieści o naszych sukcesach... a im dalej w usta, tym te wieści będą upiększane oraz koloryzowane, by stać się legendami, a my oczywiście bohaterami. Może tak się wydarzyć, że kiedyś tam kraj nasz odzyska wolność, a nam postawią pomniki oraz będą nas nazywać żołnierzami przeklętymi, czy tak jakoś... możliwe, że coś pokręciłem, ale jestem głęboko zaniepokojony powyższą sytuacją i mogłem się pogubić.
Będą o nas krążyły pieśni, a może nawet Lao Che nagrają płytę nam dedykowaną... kto wie. 
Aby być gotowymi, by stać się partyzantami, udaliśmy się w teren, a także do lasu na tajne ćwiczenia. 
Oto tajna dokumentacja obrazkowa.

Na początku, z przyczajki, rozeznawaliśmy teren...



Następnie omawialiśmy plan ewentualnej ewakuacji, do której zapewne nie dojdzie, bo nic nas tak nie kręci, jak oddawanie życia zgonie z tradycją patriotyzmu, ale plan być musi i basta.



Kolejnym etapem było ćwiczenie, mające w nas wykształcić dawanie sobie rady z kłodami rzucanymi nam pod koła. Kłoda jeszcze jest rodzima, ale niedługo zastąpi ją kacapska.





Nie mniej istotna była także umiejętność przedzierania się przez rwące nurty głębokich rzek...



W ferworze walki, a właściwie ćwiczeń dopiero, dotarliśmy do granic... ludzkich możliwości, zwierzęcego strachu, dobrego smaku oraz także austriackiej.
Bo wiecie z kim graniczy Rosja? Z kim chce.



Szlifowaliśmy niezwykle ważny element walki, jakim jest zlewanie się z otoczeniem. Na obrazku, w roli otoczenia Darek, zlewam się niestety ja.



Przećwiczyliśmy także dość istotny aspekt walki podjazdowej, jakim jest ostatni posiłek przed akcją. To ćwiczenie uznaliśmy za wielce udane oraz nie takie znów trudne. Proszę także wziąć pod uwagę, że ćwiczebny kabanos jest z mięsa antylopy, co czyni ćwiczenie naprawdę niezwykłym.



Może tak się stać, że w walce z ruskim najeźdźcą zginiemy. Nie, żeby marnie, raczej bohatersko oraz z okrzykiem "Wolny Tybet" na ustach naszych ponętnych.
Gdyby tak się zdarzyło, to pragniemy, aby nasze truchła zakopać w tym oto urokliwym miejscu...

 

No chyba, że wolicie spalić nasze szczątki, popioły wówczas wsypcie do Morza Martwego... ewentualnie do klepsydry, co nią będziecie sobie odmierzali czas pobytu w saunie. Albo długość dźwięku samotności.

Reasumując... uważamy, że każdy patriota powinien być gotów do zostania partyzantem. Piszcie do nas na partyzanci@com.bum.pl relacje z Waszych przygotowań. W mnogości siła.
I jeszcze... wszak partyzantka nierozerwalnie łączy się z muzyką, pieśniami przy ognisku i takich tam łzawych hecach.
Nauczcie się na pamięć poniższej piochy, już niedługo, w jakiejś kniei, wspólnie ją zanucimy.



Słyszeliście, jakoby muza łagodziła obyczaje, łączyła pokolenia oraz że śpiewać każdy może?
To najprawdziwsza prawda, oto nasza ulubiona Marylka w duecie z Ernestem. Także ulubionym.




Patriotyzm jest wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest miłość do własnego narodu; nacjonalizm wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest nienawiść do innych narodów niż własny.

~

w sumie...
ukręciłem: 30.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:29
ze średnią: 20.22 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 163 ( 84%)
tętno średnie: 127 ( 65%)
w górę: m
kalorie: 874 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

The Thin Ice

Niedziela, 16 marca 2014 · dodano: 16.03.2014 | Komentarze 4



Jako, że upały są nie do zniesienia, poszedłem pokręcić do wnętrza klimatyzowanego... w sensie coś jakby okołospiningowego czyniłem, lecz niespiesznie... bardzo niespiesznie, tak by się nie spocić na licu i nie rozmazać sobie makijażu. 




Christopher Hitchens rzekł był kiedyś... 
Czy myślę, że pójdę do raju? Z całą pewnością nie. Nie poszedłbym nawet będąc zaproszonym! Nie chciałbym żyć w jakiejś pieprzonej niebiańskiej Korei Północnej, gdzie jedyne co można robić, to chwalić Drogiego Wodza od świtu do zmierzchu.
Sprawdziłem, Chrisa nie ma w raju. Ja także sobie nie życzę. 

Wspominałem już może kiedyś o Ute Lemper? Pewnie tak. Ale jako starzec mam prawo do powtarzania. Się także.
Lubię Ute. 
Jest taka piocha o marynarzach z amsterdamskiego portu, może mało trashmetalowo brzmi, ale jest pewnym już standardem. Najpierwszy wykon tego kawałka, to oczywiście Edith Piaff, ale... Ute zrobiła to lepiej.


Śpiewali ten kawałek różni tacy... David Bowie, Katarzyna Groniec, Gavin Friday, Dave Van Ronk, Piotr Zadrożny i jeszcze kilku.
Jest mocno wyjątkowy wykon... nie znalazłem go u jótóba, choć pewnie gdzieś w internetach sobie mieszka. To Ute Lemper wraz z I Muvrini. O I Muvrini słyszeliście, mam nadzieję.

No i jeszcze... Ute zaśpiewała The Thin Ice na pierwszym spektaklu Rogera Watersa The Wall - było to w 1990 roku na resztkach berlińskiego muru. 
Była wówczas mniej dojrzała jakby...




Przeżyłem wiele złych rzeczy, a niektóre z nich wydarzyły się na prawdę.

~

w sumie...
ukręciłem: 33.00
km
w terenie: 0.00 km
trwało to: 01:36
ze średnią: 20.62 km/h
Maksiu jechał: 0.00 km/h
temperatura:
tętno Maksa: 164 ( 84%)
tętno średnie: 135 ( 69%)
w górę: m
kalorie: 974 kcal
na rykszy: Tom A'Howk
w towarzystwie:

Muzyka, której nie znacie... part twelve

Wtorek, 4 marca 2014 · dodano: 04.03.2014 | Komentarze 5

~

Jest taka artystka, co się ona urodziła w takim miejscu, w którym nadaje się, nie wiadomo po co, przydługie imiona.
Od początku do końca nazywa się... Angélique Kpasseloko Hinto Hounsinou Kandjo Manta Zogbin Kidjo, ale znana jest jakby bardziej w  wersji skróconej... jako Angélique Kidjo. 

Ale zanim o niej, to najpierw dość sensacyjne wieści. Pierwsza jest taka, że odnalazło się mocno unikatowe zdjęcie z Tour de France anno domini 1940.   
Oto ono...



A druga wieść niezwykła jest taka, że czas pomyśleć o wadze startowej, co ona dość jest ważna. Szczególnie - w co może trudno uwierzyć - podczas startów.
W związku z powyższym, od czwartku ciągnę na deficycie... poniżej 2000 kcal dziennie. 
Tanita zeznała, że mam BMR 1840. Na co Czarna, że Tanita to gópja pipa jest, bo tyle to bym potrzebował, gdybym cały dzień leżał i pachniał z akcentem na pachnienie. 

W kwestiach żywieniowych oraz stylówy, to ja się Czarnej mocno słucham, ale te niecałe dwa koła kalorii jakoś bezboleśnie mi wystarcza, w sensie nie ciągnie mnie do żarcia, wjemc może mam coś zaburzone, jak sugeruje wspomniana wyżej Bamba z majnszaftu mojego? Niechybnie ma rację, mam lekko zaburzoną psychę... a może źle dosłyszałem i mówiła, że metabolizm?

Tak czy siak, ciekaw jestem, jak długo pociągnę na takim ujemnym bilansie... bo w międzyczasie czynie jakieś niby treningi i inne hece. Dziś poczyniłem takie oto wygłupy.




Angélique jest z właściwego pokolenia, bo ponieważ mojego. Jej jedynie słuszny odcień skóry, kilka lat temu wzbudzał dreszcz pożądania, teraz na pożądanie jestem za stary... ale hmm, możecie sobie popatrzeć razem ze mną. No i żeby nie było, wyśpiewała ona, jako jedyna na tym świecie, Bolero. 
Wprawdzie jest do tej piochy teledysk bardziej ruchomy niż foty (se poszukajcie jak chcecie), ale zarzucam ten, bo jak już wspomniałem... ciało mmm.


Andżela, że tak pojadę Pasikowskim, ma ciekawy życiorys... poznaliśmy się, gdy śpiewała smooth jazzowo w paryskich knajpach. Po jakim czasie zmieniła otoczenie i repertuar. Teraz jest afroamerykanką, a w Jej śpiewaniu jest ogrom odniesień do Afryki i tamtejszych tradycji muzycznych. Została także Ambasadorem Dobrej Woli - to chyba UNICEF sobie takich mianuje. Nie do końca kumam, co znaczy być takim Ambasadorem, ale to pewnie z powodu, że prostak jestem. 

Andzia ma w repertuarze taki żelazny kawałek - Africa. Zaśpiewała go w wielu duetach, między innymi z Peterem Gabrielem, Annie Lennox, Carlosem Santaną, Dianą Krall, Herbie Hancockiem, Branfordem Marsalisem, a także na otwarciu mistrzostw świata w piłce kopanej, co one w RPA się działy. Solo wtedy zaśpiewała. Pamiętacie ten wykon? To był najmacz ładny akcent z całych tych kopanych zawodów. 
Mocno lubię wykon, jaki się wykonał w 2012 roku na koncercie Mandela Day. Razem z Angélique zaśpiewała wtedy Alicia Keys.
(bo kawałek Simple Minds "Mandela Day" znacie, co nie? Nie muszę pokazywać?... miejsca na blogu mam mało).


Zaśpiewała także na koncercie ku pamięci Cesarii Evory. I to nie raz... bo koncertów Tribute Cesaria było kilkanaście.



W 2012 roku była w Polsce, śpiewała w warszawskiej Archikatedrze. Ze powodów oczywistych nie wpuścili mnie. 
No i hmm... nie mógłbym Wam nie pokazać jak to było z Peterem. To nie Africa, to inna piocha. Ale... mmm, głos Petera, no sami wiecie. A i Andżela nie odstaje. 
Słuchajcie.


I jak? Polubiliście Andzię, jako i ja ją lóbję?  



Są dobrzy ateiści i źli ateiści. Są dobrzy wierzący i źli wierzący... a chuj zawsze pozostanie chujem.


~